Rozdział 2

Wyszedłem z gabinetu ojca i mijając strażników udałem się w stronę swojej sypialni, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Jednak gdy tylko minąłem zakręt, zmieniłem kierunek. Korzystając ze schodów dla służby, wszedłem na drugie piętro zamku. Przemierzałem długi korytarz, zerkając na portrety moich przodków, które wisiały na ścianach.

— Król prosi, abyście stawili się w sali tronowej. — Zwróciłem się do dwóch elfów pilnujących dwuskrzydłowych, białych drzwi.

— Ależ książę — zaczął wyższy z nich. — Nasza służba tutaj trwa jeszcze dwie godziny. Niewolno nam zejść z warty.

— Król oczekuje was w sali. — Nie odpuszczałem. — Mogę zaczekać, aż wrócicie i przypilnować księżniczki.

— Ależ książę, to nasze zadanie i... — mówił drugi.

— Do króla już! — wrzasnąłem. — Jak śmiecie mi się sprzeciwiać?

Dwóch strażników wymieniło się niepewnymi spojrzeniami, ale w końcu ruszyli w stronę schodów. Stanąłem koło drzwi, udając, że pilnuję więźniarki, ale gdy tylko upewniłem się, że korytarz jest pusty, zapukałem. Nie czekając na odpowiedź, wszedłem do środka.

Ojciec faktycznie się postarał, bo wybrał jedną z najlepszych, gościnnych komnat. Wszystko było utrzymane w jasnych barwach, odcienie beżu i pudrowego różu idealnie komponowały się z promieniami słońca, które wpadało przez duże szyby okienne. Ogromne łoże stało oparte o tę samą ścianę, na której były drzwi. Naprzeciwko stało drewniane biurko, a obok półka na książki.

Naira siedziała skulona na parapecie i patrzyła przez okno. Ramiona okryła narzutą z łóżka, bo na dworze wiał zimny, marcowy wiatr.

— Księżniczko. — Zwróciłem się do dziewczyny. — Możemy porozmawiać?

— Książę?! — Naira zerwała się z miejsca i ukłoniła się w moją stronę. — Myślę, że nie powinniśmy. Ojciec waszej wysokości... — Zaczęła, ale przerwałem jej w połowie zdania.

— Och, przestań - powiedziałem i zrobiłem kilka kroków do przodu. — Po pierwsze króla tutaj nie ma, więc nie dowie się, że tu byłem. Po drugie odpuśćmy sobie tytuły. — Podszedłem do niej i wyciągnąłem rękę. — Derian.

Księżniczka popatrzyła na mnie niepewnie, ale ujęła dłoń.

— Naira.

— Miło mi cię poznać, Nairo — rzekłem i ucałowałem jej rękę. — Czy teraz możemy porozmawiać?

— Tak słucham. — Usiadła na jednym z foteli.

— Pragnę ci pomóc. — Zająłem miejsce naprzeciwko. — Mój ojciec to szaleniec. Nie jestem w stanie pojąć, jak on mógł dopuścić się porwania...

— Jakoś nie mogę ci uwierzyć, że nic nie wiedziałeś — powiedziała dziewczyna. — Jestem pewna, że sam maczałeś w tym palce.

— Naprawdę. Przysięgam. — Położyłem rękę na sercu. —Dowiedziałem się dopiero wtedy w sali tronowej.

— Słabo kłamiesz, Derianie.

— Chcę ci pomóc uwolnić się stąd. Król Gerhard nie da rady pokonać naszych łuczników, uwierz mi.

— Przegiąłeś! — krzyknęła. — Mój ojciec na pewno zjawi się tu już niedługo.

— W to nie wątpię, ale jego ludzie...

— Wyjdź — powiedziała ze łzami w oczach. — Wyjdź! Nie chcę cię tu widzieć.

— Nairo, cicho proszę. Ktoś nasz może usłyszeć.

— Wyjdź! — Stanęła tyłem do mnie, obejmując się ramionami.

— Żegnaj. — Pożegnałem się i opuściłem komnatę.

Naira

Siedziałam przed wielkim lustrze w swojej komacie, a jedna z elfickich służek czesała moje włosy, zdobiąc je perłowymi koralikami.

Miałam na sobie ogromną, zieloną suknię. Muszę przyznać, że była prześliczna. Podkreślała zieleń oczu i wydawała się szyta jak na miarę. Długie rękawy, dekolt w serek, koronkowy gorset. Wszystko to co lubiłam.

Elfka zaplatała już ostatnie pasmo włosów, gdy dotarło do mnie, że król jest jeszcze bardziej nienormalny niż myślałam.

— On mnie śledził! — Zerwałam się na równe nogi.

— Panienko, spokojnie proszę.

— Tak, tak, przepraszam. — Służka była bardzo miłą kobietą, która uśmiechała się czule do mnie, tak jakby chciała podnieść mnie na duchu, dlatego nie chciałam robić jej problemów.

Zajęłam z powrotem miejsce przed lustrem i pozwoliłam złotowłosej dokończyć jej zadanie. Starałam się być opanowana, ale w głębi duszy byłam wściekła. Zaciskałam ręce w pięści, albo bawiłam się rąbkiem sukni.

— Gotowe — powiedziała staruszka.

— Bardzo dziękuję, muszę przyznać, że wykonała pani świetną robotę. — Nie kłamałam, fryzura naprawdę mi się podobała.

— Dziękuję, panienko. Czy gorset nie jest za ciasny? Wygodnie, panience?

— Tak, jest bardzo dobrze, ale proszę mówić mi po imieniu. Naira. — Uśmiechnęłam się serdecznie.

Kobieta popatrzyła na mnie nieśmiało, ale ujęła moją dłoń, jednak bardzo szybko zabrała ją, jakby bała się, że ktoś nas przyłapie.

— Glenna.

Usiadłam z powrotem na krześle, żeby elfka mogła mi zapiąć na szyi złoty łańcuszek. Podziwiałam swoje odbicie w lustrze, komplementując przy tym prace Glenny. Zarzuciłam akurat zielony, jedwabny szal na ramiona, gdy do komnaty wszedł król.

— Glenno... - Zwrócił się do staruszki, a ta uciekając przed ostrym spojrzeniem Ormoda, spuściła głowę i wyszła z sypialni.

— Nairo, moja droga - powiedział, kładąc ręce na moich barkach i ciągnąc w dół, tak że byłam zmuszona usiąść przed lustrem. — Nairo, moja najdroższa, już niedługo zostaniesz moją żoną — mówił, jeżdżąc rękami po moich plecach, ramionach. — Zasiądziesz koło mnie w sali tronowej. — Pochylił się tak, że jego długie, czarne włosy, które sięgały do łopatek, zaczęły łaskotać mnie po karku. — Przeniesiemy twoje rzeczy, do mojego skrzydła i zaczniemy całkiem nowe życie.

W żołądku ściskało mnie od tego, co mówił. Jego ochrypły głos i słowa, które wypowiadał przyprawiały mnie o mdłości, ale dalej siedziałam na krześle i słuchałam. Starałam się pozostać obojętna na jego obecność i gesty. Patrzyłam tępo w gładką taflę lustra, jednak wiedziałam, że nie mogę długo okazywać niezainteresowania, bo w końcu to dostrzeże. Dlatego co chwilę zerkałam na jego odbicie. Czarne, duże oczy, w których nie dało się wyczytać nic innego niż żądze władzy i zwycięstwa. Orli nos, który przykuwał uwagę i kwadratowa linia żuchwy, tworzyły obraz okrutnego króla Arcumtenebrisa.

Rodzina królewska charakteryzowała się ciemnymi, wręcz czarnymi jak smoła włosami i oczami, które wyglądały jak otchłań, jak najciemniejszy z nocnych nieboskłonów. Wiele legend krążyło o nietypowej urodzie tego rodu, jednak nikt jeszcze nie odkrył prawdy. Elfy w całej wiosce, jak i na zamku, miały zupełnie inny wygląd. Jasne, białe lub złote włosy i niebieskie lub szare oczy. Król Ormod potępiał wszystkich poddanych, którzy nie byli z czystej, elfickiej krwi, więc skąd ta różnica? — Zadawali sobie to pytanie na przestrzeni lat. Nikt nie znał odpowiedzi, ale nikt nie miał na tyle odwagi, aby podważyć czystość królewskiej krwi.

Przemierzaliśmy korytarze zamkowe w grobowej ciszy. Słychać było tylko szelest mojej sukni, który łączył się ze stukotem obcasów, a ich dźwięk odbijał się od kamiennych ścian. W zamku panował surowy klimat. Tylko w niektórych miejscach na podłodze leżały dywany bądź wykładziny. Ściany zdobiły portrety przodków lub malowidła przedstawiające sceny walki. W wielu miejscach stały zbroje, a z sufitów zwisały złote, proste kandelabry.

Zatrzymaliśmy się przed wielkimi drzwiami, które były równie okazałe, co te prowadzące do sali tronowej. Szłam ze spuszczoną głową, ale gdy tylko dotarliśmy na miejsce Ormod złapał mnie za brodę, tak abym spojrzała prosto w jego oczy i wycedził:

— Masz zachowywać się jak zakochana na zabój narzeczona króla. Jeśli zobaczę tylko jedno krzywe spojrzenie, albo grymas na twych pięknych ustach, obiecuję, że twój tatulek nie doczeka się wnucząt.

Zamarłam. Nie próbowałam nawet się wyrywać. Nie stać mnie było na najdrobniejszy gest. Patrzyłam prosto w jego czujne oczy i czułam jak coś we mnie pęka. Nadzieja. Wiedziałam, że teraz nie mam szans na jakąkolwiek ucieczkę. Przez chwilę nawet pożałowałam, że nie zgodziłam się na pomoc Deriana, ale zaraz przypomniałam sobie jego słowa i od razu odgoniłam tę myśl.

— Nie! — Wyrwałam rękę z jego uścisku. — Nie zmusisz mnie —powiedziałam hardo, nie spuszczając z niego wzroku.

— Zabawna jesteś. Oczywiście, że cię zmuszę, księżniczko — odparł, akcentując ostatnie słowo i zbliżając swoją twarz do mojej. — Nawet nie wiesz, jak bardzo lubię, kiedy mi się stawiasz, Nairo. Utwierdzasz mnie wtedy w przekonaniu, że bardzo dobrze postąpiłem, rozkazując twoje porwanie. — Przełknęłam nerwowo ślinę, ale nie poddałam się jego spojrzeniu i uściskowi palców na nadgarstku.

— Mój ojciec już niedługo tu będzie.

— W to nie wątpię — powiedział z szyderczym uśmiechem i zaraz dodał. — Przyjmę go z otwartymi ramionami. — Roześmiał się triumfalnie, ale szybko spoważniał. — Kochanie, mogę prosić? — Podał mi ramię, które niechętnie ujęłam. — Grzeczna dziewczynka.

Drzwi otworzyły się, a Ormod poprowadził mnie w głąb sali. Koło kolumny stał sługa i zaczął przemawiać do zebranych.

— Przed państwem, król Ormod z rodu Arcumtenebris i jego narzeczona — Naira z rodu Nivers.

W sali rozległy się szepty, na co mężczyzna podniósł jeszcze wyżej głowę i szedł powoli w kierunku dwóch wolnych krzeseł. Dotarliśmy do szczytu stołu, gdzie Ormod odsunął dla mnie krzesło i sam usiadł na bogato zdobionym tronie, przy krótszej stronie stołu. Król wraz z synami, Todorem i mną siedział na podwyższeniu, a reszta zgromadzonych dworzan siedziała niżej. Miałam miejsce zaraz na wprost Geira, który patrzył na mnie z uśmiechem pełnym politowania, a obok był Derian, wyraźnie niezadowolony z całej tej uczty. Król wstał i stuknął trzy razy widelczykiem w kryształowy kieliszek, aby zwrócić na siebie uwagę gości.

— Witam bardzo serdecznie na obiedzie z okazji moich zaręczyn z tą oto piękną panią. — Wskazał na mnie swoim długim palcem. — Jednocześnie chciałbym zaprosić wszystkich tu zebranych, na uroczyste zaślubiny, które na wieki przypieczętują naszą miłość, prawda kochanie? — zapytał, a ja zaskoczona szybko przytaknęłam, nie do końca rozumiejąc sens jego słów. — W takim razie uważam ucztę za rozpoczętą.

Ormod usiadł z powrotem za stołem, a zaraz po tym do sali wkroczyło z tuzin służących, niosąc tace z parującymi potrawami. Król głośno dyskutował o czymś z Geirem i Todorem, a ja maltretowałam kawałek pieczeni widelcem. Musiałam przyznać, że była wyborna, a ja umierałam z głodu.

Kiedy na stole pojawił się deser, a ja już zjadam swój kawałek ciasta, zaczęłam jeszcze bardziej dokładnie przyglądać się rodzinie królewskiej, bawiąc się przy tym płócienną serwetką. W czasie swoich obserwacji zauważyłam, że Ormod nosi włosy związane w mały kucyk na czubku głowy. Nigdy wcześniej nie zauważyłam jego niecodziennej fryzury. Proste, swobodnie puszczone włosy na ramionach i grzywka związana w kucyk, wyglądała bardzo dziwnie u króla. Geir, starszy z braci, był podobny do ojca. Włosy również długie, ale sięgające tylko do ramion. Na szczęście bez kucyka i nos, trochę mniejszy, ale równie garbaty co u ojca. Derian natomiast musiał wdać się w królową Tarian, gdyż jego nos był zgrabniejszy niż brata, a usta pełniejsze. Włosy nosił krótkie, a oczy wydawały się deczko jaśniejsze niż u króla. Jednak na pewno było w nich coś, czego nie miał żaden z pozostałych z rodu Arcumtenebris. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top