Rozdział 2
Toriel okradła sex shop! A ja chyba jestem w złym pokoju. Jeszcze nigdy nie widziałem tylu erotycznych zabawek w jednym miejscu. Zrobię kurwa film. "50 twarzy Toriel". Za dnia Goat Mom, w nocy Zamaskowany Jeźdźca Wibratora. Zbijemy fortunę, moi drodzy. Zbieram donejty na rozpoczęcie produkcji!
-Co tu robisz, moje dziecko?
Odskoczyłem zaskoczony, po czym z całą swoją nieopisaną gracją primabalerony wpadłem na półkę z dildosami, spadłem na podłogę, a to wszystko się się na mnie posypało.
-AAABLEAA, WEŹ TO WEŹ TO WEŹ TO, WHAT THE FUCK, TORIEL KURWA TY MASZ TYLKO JEDNĄ CIPĘ DO KURWY NĘDZY, PO CHUJA CI TE WSZYSTKIE GUMOWE CHUJE?! ZDEJMIJ TO Z MOJEGO ŁBA TY ZBOCZONA ŚLIMAKOŻERCZYNI!
Toriel zaczęła się śmiać, wciąż tym seksownym głosem.
-Chodź, zabiorę cię do twojego pokoju.
-Czy w nim też...?
-A chciałbyś?
-Nienienienienie, wystarczy mi łóżko.
-No dobrze. To idź do kuchni, moje dziecko, a ja naszykuję ci pokój.
Wystrzeliłem stamtąd jak sper... Jak z procy! Jak z procy, Eleven, jak z procy. Poleciałem do kuchni i popatrzyłem na butterscotch pie. Ukroiłem sobie mały kawałek i zacząłem jeść, słodkim smakiem próbując poprawić sobie humor. Trauma... Znowu. Toriel wróciła w... O nie... Seksownym stroju pokojówki. Podeszła do mnie kocim krokiem.
-Toriel, nie. Toriel, nie tak cię wychowałem. Toriel twoi twórcy byliby wielce niezadowoleni z twojego wielce niestosownego zachowania TORIEL, KURWA, STAPH.
-Nie masz na mnie ochoty, moje dziecko...?
-Eee... Muszę iść! Do domu. Tak, do domu.
-Co? Ale... Na zewnątrz jest niebezpiecznie!
A tutaj to niby co jest, Ostoja Matki Teresy? Koza usiłuje mnie wyruchać. Co ja, Arab? Tylko w drugą stronę?
Dziż, te suchary. Nawet w myślach.
-Toriel, ja mam dom na powierzchni.
-Teraz tu jest twój dom.
-Toriel...
-Poczekaj, muszę coś zrobić-i poszła.
Wziąłem głęboki wdech i poszedłem za nią. Przynajmniej będzie mniejszy ból dupy przy pożegnaniu. Chociaż... ,,Ruchaj lub bądź ruchany"... O shit. Dobra, to może być hardy ból dupy. Dosłownie.
No i znowu zatrzymałem ją tuż przed bramą.
-Toriel!
Spojrzała na mnie.
-Wracaj na górę, Eleven.
ONA POTRAFI WYMÓWIĆ MOJE IMIĘ.
-Nie. Daj mi iść.
-Ach tak...
-No-proszę o Nobla za elokwencję!
-Chciałam cię, moje dziecko.
-Eee...
-Em, ochronić. Zjadłam słowo.
-Seriously, Toriel?
-Na zewnątrz jest niebezpiecznie.
Now this is genocide, the monster inside, the voices in your head... Naprawdę, Eleven? W takiej sytuacji będziesz sobie nucił?
-No jest. Ale mam opcję resetu.
-C-co?
-No wiem, to jest porypane. Ale zaufaj mi, będzie dobrze. Jeśli zginę... Chociaż w tej rzeczywistości raczej... Em... Zostanę wyruchany, to reset i po sprawie.
Poza kolejną traumą do kolekcji.
-Nie pozwolę ci na to. Jeśli chcesz odejść...
... udowodnij mi, że jesteś dość silny, by przetrwać?
-... udowodnij mi, że potrafisz ostać się bez wyruchania!
YOU FUCKIN WHAT MATE?!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top