~ 24 ~
•••
Jenna siedziała na tylnym siedzeniu ciasnego samochodu, u boku Jamesa, który siedział ściśnięty pomiędzy nią, a strojem Sama. Steve rozmawiał właśnie z Sharon Carter, która dostarczyła im niezbędny sprzęt.
– Mógłbyś się przesunąć? – Zapytał nagle James spoglądając na Sama.
Wilson jednak nie wydawał się skory do współpracy, toteż odparł krótko:
– Nie.
Jenna wywróciła teatralnie oczami, czując jak James przesuwa się w jej stronę, chcąc mieć lepszy widok na stojącego przed autem Steve'a.
Trójka w ciszy patrzyła na Kapitana, który nagle, ku ich zaskoczeniu, nieśmiało pocałował Sharon.
Wszyscy uśmiechnęli się pod nosem, kiwając przy tym głowami, z wyraźną dumą w oczach.
— Cóż za urocza scena — Szepnął Sam, któremu uśmiech nie znikał z twarzy.
Jenna zgodziła się z tymi słowami po czym wystawiła głowę przez okno i krzyknęła:
— Będzie jeszcze na to czas. Pośpiesz się, Rogers!
Steve pożegnał się z Sharon i ruszył do samochodu.
•••
Jenna i trójka jej kompanów stała na parkingu, niespokojnie rozglądając się dookoła.
— Wanda i Clint powinni niedługo się pojawić — Oznajmił Steve.
— I co dalej? — Zapytał Sam, zerkając nerwowo na Bucky'ego, który bacznie obserwował otoczenie. — Kradniemy odrzutowiec?
— Tak. Zapewne Tony zechce nam przeszkodzić. Za wszelką cenę musimy dostać się do tego odrzutowca.
Jenna kręciła się niespokojnie po parkingu. Wizja walki z przyjaciółmi wcale jej się nie podobała. W myślach widziała już najczarniejsze scenariusze owej potyczki, kiedy nagle podszedł do niej Bucky i szepnął:
— Myślę, że nie powinnaś dzisiaj walczyć.
— Że co? — Wtrącił się Sam, któremu owy pomysł nie przypadł do gustu. — Z naszej czwórki tylko ona jest w stanie powstrzymać Tony'ego i jego ekipę. Nie zgrywaj gentlemana, Barnes.
James posłał mu wrogie spojrzenie i już otwierał usta by coś rzec, kiedy nagle dostrzegł nadjeżdżający ku nim pojazd.
Byli to Wanda, Clint oraz nieznany im dotąd mężczyzna, który z zafascynowaniem przyglądał się Kapitanowi oraz Jennie.
— Scott Lang — Przedstawił się mężczyzna chwytając dłoń Kapitana i energicznie nią potrząsając — Jestem fanem.
Jenna uśmiechnęła się do Scotta i również się przedstawiła. Steve szybko objaśnił im plan po czym oznajmił, że czas ruszać.
Wtedy do Jenny ponownie podszedł Bucky i rzekł stanowczo:
— Naprawdę nie powinnaś brać udziału w tej walce. W stresujących sytuacjach tracisz nad sobą panowanie. Tam będą twoi przyjaciele, będziesz musiała walczyć przeciwko nim. Zastanów się, Jenna. To niebezpieczne zarówno dla nich, jak i dla ciebie.
Kobieta wpatrywała się w Jamesa doskonale rozumiejąc jego obawy. Była przerażona tym co ostatnimi czasy się z nią działo. Nie rozumiała co było powodem tych zmian. Wiedziała tylko, że to wszystko zaczęło się po tym jak zabiła Caspera oraz po walce w Sokovii. W momencie, kiedy starała się utrzymać miasto w powietrzu. W momencie, kiedy jej moc była na granicy.
— Nie mogę was opuścić — Szepnęła cicho, czując jak dopada ją bezsilność.
— On zrozumie — Rzekł James. — Wytłumacz mu.
W Jamesie kotłowały się przeróżne emocje. Nie chciał pozostawiać Jenny samej. On jako jedyny wiedział, że coś złego się z nią dzieje i czuł się za nią odpowiedzialny.
Jenna nie wzięła udziału w walce na lotnisku. Zbyt wiele by zaryzykowała. Pożegnała się z przyjaciółmi, życząc im powodzenia po czym zdruzgotana wróciła pierwszym samolotem do Stanów Zjednoczonych.
W napięciu czekała na wiadomość od Steve'a.
Miała wyrzuty sumienia, że nie stała u jego boku w tak ważnym momencie, jednakże James miał rację. W tak stresujących sytuacjach traciła nad sobą kontrolę i musiała się dowiedzieć co było tego przyczyną.
W tej walce nie uczestniczyła, jednakże nie wiedziała, że zbliża się kolejna. Ta, która wywróci jej świat do góry nogami.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top