~ 10 ~
Ultron uciekł do internetu przez co miał dostęp do wszystkiego. Wiedział o Mścicielach więcej niż oni sami.
Z samego rana Tony i Bruce zamknęli się w laboratorium, chcąc wymyślić sposób by pochwycić Ultrona zanim ten wyrządzi większe szkody.
Jenna zaś, nie wiedząc co z sobą począć, udała się do Sama w odwiedziny.
Wilson przywitał kobietę z szerokim uśmiechem na twarzy, jednakże szybko on wyparował, kiedy Jenna opowiedziała mu o wczorajszych wydarzeniach.
– Wygląda na to, że mamy przechlapane... – Mruknął pod nosem mężczyzna.
– Jakoś temu zaradzimy – Odparła ciemnowłosa po czym zapytała – Jakieś postępy w sprawie z Barnesem?
Sam kiwnął przeczącą głową i wzdychając ciężko odparł:
– Facet rozpłynął się w powietrzu. Ciężko go pochwycić. Kiedy udaje mi się natrafić na jakiś jego ślad, okazuje się on zmyłką.
– Prędzej czy później go znajdziemy. Teraz jednak muszę wracać do wieży i dowiedzieć się jak wygląda sytuacja. Tony zapewne ostrzegł już wszyskich o nowym zagrożeniu. Czekają nas dni pełne wrażeń.
Po tych słowach Jenna pożegnała się z Samem i wróciła do wieży, gdzie czekali już na nią Mściciele.
Okazało się, że podczas jej nieobecności drużyna zdążyła się już trzy razy pokłócić, Strucker został zamordowany, a na domiar złego Thor przekazał im wiadomość, że Ultron zabrał ze sobą berło Lokiego.
– Cudnie... – Westchnęła w myślach Jenna.
Nazajutrz czekała ich długa podróż do Republiki Południowej Afryki.
– Za 5 minut będziemy w Johannesburgu – Oznajmił Clint reszcie drużyny.
– Bądźcie ostrożni – Rzekł Steve chwytając swoją tarczę.
Na miejscu Mściciele natknęli się na Ultrona oraz rodzeństwo Maximoff z Sokovi.
Jenna skradała się u boku Natashy, gdy nagle dobiegły do nich odgłosy walki.
– Nie używaj ognia bo wszystko pójdzie z dymem – Ostrzegła ją Natasha. – Łącznie z nami.
Kobiety rozdzieliły się by wspomóc resztę drużyny w walce.
– Musimy się zbierać... – Oznajmił Clint w słuchawce.
Jenna powaliła na ziemię dwa roboty, gdy nagle poczuła jak zaczyna kręcić jej się w głowie. Zerknęła za siebie i dostrzegła Wandę Maximoff.
– Co Ty... – Szepnęła lecz nagle znalazła się w zupełnie innym miejscu.
Kroczyła przed siebie wśród popiołów spalonego lasu. Czuła ogarniającą ją nienawiść, a zarazem strach.
Rozejrzała się dookoła lecz nie mogła niczego dostrzec przez unoszący się w powietrzu dym.
– Jenna!
Kobieta usłyszała wołanie za sobą. Odwróciła się i ujrzała Mścicieli oraz kilku policjantów mierzących w nią bronią.
Ruszyła w ich stronę lecz natychmiast się zatrzymała.
Dopiero teraz dostrzegła, że jej przyjaciele również są wobec niej wrogo nastawieni.
– Steve? – Zapytała nie rozumiejąc owej sytuacji.
– Nie zbliżaj się! – Krzyknął Tony. – Dla własnego bezpieczeństwa.
– Bezpieczeństwa? – Z gardła Jenny wydobył się kpiący, chrapliwy głos. Lecz to nie ona wypowiadała owe słowa. – Nie boję się was. Nie jesteście w stanie mnie pokonać.
– Nie chcemy z Tobą walczyć, Jenn – Rzekła Natasha, która jako jedyna nie celowała w nią bronią – Chcemy Ci pomóc.
– Co się dzieje!? – Pomyślała z trwogą Jenna.
Zza Steve'a wyłonił się Bucky, który bacznie obserwował każdy ruch kobiety.
– Nie potrzebuje niczyjej pomocy. – Oznajmiła wrogo Jenna tym samym kpiącym tonem co poprzednio – Jestem niepokonana!
Po tych słowach ziemia zatrzęsła się niebezpiecznie a tuż po tym zaczęła się osuwać w miejscu, gdzie stali Mściciele.
Jenna pragnęła podbiec do nich by im pomóc lecz jej ciało nie reagowało. Czuła się niczym więzień we własnym ciele.
Nagle wolnym krokiem podeszła do osuwiska, z którego dobiegały do niej krzyki Mścicieli, niemogących uporać się ze śmiertelnym żywiołem.
– Jenna!
Kobieta podskoczyła w miejscu i w panice zaczęła się rozglądać dookoła.
Ponownie znajdowała się w odrzutowcu.
Westchnęła z ulgą na ich widok swojej drużyny.
– Co się stało? – Zapytała nieco słabym głosem.
– Niektórzy z was odpłynęli... – Oznajmił jej Tony. – Banner zaś zdemolował w tym czasie połowę miasta.
Jenna westchnęła cicho próbując wymazać z pamięci owe wizje, które wywołała w jej głowie Wanda.
– Dokąd zmierzamy? – Zapytała po chwili Clinta, który jako jeden z niewielu wydawał się być zupełnie normalny.
– Do kryjówki.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top