~ 38 ~
•••
James wyszedł z domu po rozmowie z Jenną i nie wrócił przez całą noc. Noc, którą Jenna spędziła na wpatrywaniu się w smacznie śpiącą córkę.
Następnego dnia wraz z Freyą udały się na spacer do lasu, podczas którego śpiewały piosenki, opowiadały śmieszne historyjki, rozmawiały o szkole oraz przyjaciołach dziewczynki.
Był to piękny, słoneczny dzień pełen radosnych chwil i głośnego śmiechu.
— A wtedy powiedziałam mu, że jak nie odda mi lalki to wujek Thor przyleci i porazi go piorunem — Dokończyła Freya swoją opowieść.
— Uważaj, młoda panno — Jenna nie kryła rozbawienia — Wujek Thor byłby zdolny do czegoś takiego, ale wątpię czy owe spotkanie skończyłoby się dobrze dla tego złośliwego chłopca.
— Marc jest bardzo złośliwy. Mówi, że otaczam się wieloma bohaterami, a sama jestem zwykłym człowiekiem bez żadnych mocy — Oznajmiła smutno dziewczynka.
— Cóż złego jest w byciu człowiekiem? — Jenna zatrzymała się, uklęknęła przy córce i chwytając jej rączki, rzekła poważnie — To nie moce i zdolności świadczą o naszym bohaterstwie. Mocy można też używać w złych zamiarach. Dobroć, empatia i zrozumienie dla drugiego człowieka czynią nas dobrymi ludźmi. Czynią nas bohaterami. Nie trzeba mieć super siły, mocy ognia czy latania aby być dobrą osobą. Liczy się nasze serce i szacunek do innych osób, Freyo.
Dziewczynka uśmiechnęła się delikatnie i zarzucając rączki na szyję Jenny, zapytała:
— A czy ja jestem dobrym człowiekiem, mamo?
— Jesteś najwspanialszą osobą na świecie, a uwierz mi, że miałam okazję poznać wielu niesamowitych ludzi.
Jenna zamyśliła się na chwilę po czym dodała cicho:
— Pamiętaj o tym, kiedy dorośniesz. Pamiętaj aby być dobra dla innych oraz aby nieść pomoc potrzebującym.
— Jak zapomnę to mi o tym przypomnisz — Wtrąciła Freya.
Kobieta zmarszczyła brwi i siląc się na uśmiech odparła:
— Nie zapomnisz, Rey. Tak samo jak nie zapomnisz tego, jak bardzo ciebie kocham...
— Jenn!
Ich rozmowę przerwało wołanie Jamesa. Na dźwięk jego głosu Jenna poczuła ulgę. Chwyciła dłoń córki, mówiąc:
— Czas już wracać. Tata na nas czeka.
Przed domem stał James, który z wyraźną troską i uczuciem wpatrywał się w żonę i córkę, które z usmiechami na twarzy wychodziły z lasu.
Freya podbiegła do niego i rzuciła się mu na szyję, mówiąc:
— Gdzie byłeś, tato? Zrobiłyśmy ci z mamą śniadanie, a ty go nie zjadłeś.
James wziął córkę na ręce i odparł:
— Musiałem pomóc w czymś wujkowi Samowi.
Po tych słowach, wraz z Freyą na rękach, zbliżył się do Jenny, wyciągając ku niej rękę. Kobieta chwyciła ją i wtuliła się w męża.
Jej rodzina stała na środku ogrodu złączona w uścisku, a Jenna nie mogla wyzbyć się uczucia, że mimo trudności, które miała za sobą oraz, które jeszcze ją czekały, była w tamtym momencie najszczęśliwszą osobą na świecie.
•••
Sam wpatrywał się w twarz Jenny, będąc przy tym wyjątkowo milczącym.
Kobieta opowiedziała mu o ciążacej na niej przepowiedni oraz o spotkaniu z Doctorem Strangem.
— Po tym wszystkim... — Szepnął mężczyzna drżącym głosem — Po tym wszystkim co przeszłaś. Los bywa okrutny.
Kobieta kiwnęła głową. Nagle na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech i rzekła:
— Mimo wszystko nie żałuje. Przeżyłam wiele niesamowitych przygód, poznałam mnóstwo wspaniałych osób, w tym ciebie, przyjacielu.
Sam podszedł do niej, pochwycił ją w stalowy uścisk, mówiąc:
— Zaopiekuję się nimi. Obiecuję.
— Wiem o tym, wszak jesteśmy jedną, wielką rodziną. Mimo sporów troszczymy się o siebie nawzajem.
Mężczyzna nie krył wzruszenia tymi słowami. Jenna była zaskoczona, ponieważ po raz pierwszy widziała Sama tak poruszonego i wyraźnie smutnego.
Kobieta wyjęła z kieszeni kopertę i wręczając ją Samowi, oznajmiła:
— Przekaż ten list Wandzie, jeśli kiedyś ją spotkasz. A spotkacie się na pewno, ponieważ jak już mówiłam...
— Jesteśmy jedną, wielką rodziną — Dokończył za nią Sam.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top