~ 3 ~
•••
Jenna była szczerze zaskoczona, kiedy okazało się, że Wandy nie ma w Nowym Jorku. Zaczynała się poważnie niepokoić i nie miała pojęcia do kogo zgłosić się o pomoc.
Siedziała właśnie w kawiarni popijając kawę, kiedy usłyszała jakieś zamieszanie na ulicy obok, a chwilę później ujrzała ludzi uciekający w przeciwną stronę.
Jenna wybiegła z kawiarni i dostrzegła unoszący się w powietrzu dym. Natychmiast udała się w jego kierunku, gdzie zastała kompletnie zrujnowany i spalony sklep elekroniczny, a przed nim grupę ludzi w kominiarkach. Byli to zwykli wandale.
Po tym jak Thanos unicestwił połowę populacji utworzyło się wiele grup, które siały terror. Okradali innych, zastraszali społeczeństwo, a czasami nawet dopuszczali się morderstw.
Dla nich, świadomość, że kilku superbohaterów odeszło bezpowrotnie, dawała im wiele okazji do rozbojów.
— Hej! — Krzyknęła do nich Jenna.
Zamaskowani odwrócili się i momentalnie zamarli na jej widok.
— Zmywamy się. To Element! — Krzyknął jeden z nich.
Kobieta jednak nie pozwoliła im uciec. Szybko ich obezwładniła po czym poczekała aż zjawi się policja. Policjanci podziękowali jej za pomoc i poprosili o ugaszenie pożaru.
Niestety nie każdy był wobec niej litościwy. Wielu ludzi zebrało się wokół by obserwować całe zajście. Zaczęli wykrzykiwać obelgi i groźby pod adresem Jenny:
— I tak nie zapomnimy tego co uczyniłaś!
— Morderczyni!
— Podpalaczka!
— Nie chcemy cię w naszym kraju!
— Wracaj tam skąd przybyłaś!
— Gdybym miała tylko dokąd wrócić — Pomyślała Jenna, wspominając Asgard.
Była przyzwyczajona do takich sytuacji. Starała się przywrócić swoje dobre imię, jednakże po tym jak kilka lat temu zrównała z ziemią wiele miast i zabiła ogrom ludzi, było to ciężkie zadanie.
Niektórzy jej wybaczyli, inni jednak, szczególnie ci, których w jakimś stopniu dotknął jej gniew, nie byli skłonni do wyrozumiałości.
Jenna w ciszy znosiła obelgi i ruszyła przed siebie, kiedy ktoś rzucił kamieniem prosto w jej głowę. Poczuła jak mała strużka krwi spływa z jej czoła, jednakże nie zareagowała. Spojrzała jedynie na mężczyznę, który rzucił owy kamień po czym bez słowa wyminęła tłum ludzi, a następnie wzniosła się w powietrze.
•••
– A potem dostałam kamieniem po głowie... — Jenna dokończyła swoją opowieść i westchnęła głośno — Tak bardzo chciałabym zadośćuczynić za zbrodnie, które popełniłam, jednakże w pełni rozumiem ich niechęć wobec mnie. Okazuje się, że uratowanie świata i pokonanie wrogiej armii z kosmosu nie wystarczy.
Kobieta potarła bolącą skroń i nieco się skrzywiła, kontynuując:
— Po tym incydencie zgłosił się do mnie Szef Ochrony Narodowej i wiesz co mi powiedział? Nakazał mi się wycofać i pozwolić innym zająć się ochroną Ziemii. Najzwyczajniej w świecie wysłał mnie na emertyturę. Powiedział; Dzięki Avengersom i waszym sojusznikom Ziemia jest już bezpieczna. Zagrażają nam jedynie pojedyncze jednostki, z którymi damy sobie sami radę. Radziłbym byś się wycofała i zajęła swoim życiem. Rozumiesz? Mam się wycofać.
Jenna parsknęła wymuszonym śmiechem, chociaż wcale nie dopisywał jej dobry humor. Zaczęła intensywnie gestykulować, kiedy mówiła dalej:
— Zająć swoim życiem? Odkąd przybyłam na Ziemię robiłam co w mojej mocy by zapewnić jej bezpieczeństwo. Moje życie to nieustanna walka... — Kobieta posmutniała nagle — Myślę, że to właśnie miał być ten moment, kiedy powinnam wrócić do Asgardu. Cóż... Chyba faktycznie czeka mnie emerytura. Czas już na mnie, Steve.
Kobieta chwyciła swoją torebkę, wstała z ławki i opuściła cmentarz nie oglądając się za siebie. Nie chciała patrzeć na zimny nagrobek przyjaciela.
Jego nieobecność cholernie ją bolała. Bolało ją serce, myśli, kończyny... Bolała ją tęsknota, wspomnienia, minione lata. Bolało ją życie. Najbardziej jednak bolała ją świadomość, że już nigdy go nie zobaczy.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top