~ 11 ~
•••
Jenna szła u boku Sama, zmierzając do prywatnego odrzutowca Zemo.
— Nie dość, że drań to jeszcze bogaty — Szepnął do niej przyjaciel, a ta kiwnęła twierdząco głową.
— Jestem baronem, Sam — Rzekł do nich Zemo, który najwyraźniej usłyszał owe słowa — Należałem do rodziny królewskiej, nim zdemolowaliście mój kraj — Tu zerknął na Jennę, dodając — Imponujące było, kiedy utrzymałaś całą Sokovię w powietrzu. Szkoda, że nie udało się uratować tego pięknego miejsca.
Cała czwórka weszła do odrzutowca i zajęła miejsca. Powitał ich pewien staruszek, imieniem Oeznik, który ciepło przywitał się z Zemo i zaproponował im napoje. Jenna odmówiła z obawy, że natknęłaby się tam na truciznę.
— No więc... — Zaczęła spoglądając na Sama — Mówiłeś, że Walker i ten jego przydupas próbują namierzyć cywilów, którzy pomagali... Jak się ona nazywała?
— Karli Morgenthau — Dopowiedział James po czym westchnął głośno widząc, że Jenna nie obdarzyła go nawet krótkim spojrzeniem.
Wilson posłał mu pełne wyższości spojrzenie i szepnął:
— Sam jesteś sobie winien, Buck — Po tych słowach zwrócił się ku Jennie — Walker namierza cywilów, którzy pomagają Karli się przemieszczać. Nasze satelity znalazły ich symbol wśród społeczności Europy Środkowej i Wschodniej.
— Czyli lecimy do Europy? — Zapytała.
— Nie — Wtrącił Zemo z zawadiackim uśmieszkiem — Udajemy się do Madripooru.
— Madripoor? Co to jest? Brzmi jak nazwa leku na biegunkę — Kobieta była wyraźnie zdezorientowana.
— Gdzieś ty się uchowała? — Zapytał Zemo.
— W kosmosie — Warknęła w jego stronę Jenna — A potem byłam zbyt zajęta ochroną tej planety przed ludźmi takimi jak ty. Wybacz, że nie miałam czasu by zainteresować się jakimś Madripoorem.
Baron gwizdnął cicho pod nosem, mówiąc:
— Nie sądziłem, że taka nerwowa z ciebie kobieta. Ktoś musiał porządnie ciebie zdenerwować.
Sam mimowolnie spojrzał na Jamesa, na co ten posłał mu wrogie spojrzenie.
Jenna wywróciła ostentacyjnie oczami i siląc się na spokojniejszy ton, zapytała:
— A więc po co udajemy się do tego Madripooru?
Zemo uśmiechnął się słysząc jej ton i odparł:
— Najpierw udamy się do Selby. Mojej informatorki.
Po tych słowach zaczął przeglądać jakiś dziennik.
— To interesujące... Wygląda na ważne. Kim jest Nakajima?
Nim Jenna i Sam zdążyli zareagować, James doskoczył do Zemo i chwytając go za gardło, warknął:
— Tknij to jeszcze raz, a cię zabiję.
Barnes odebrał mu owy dziennik i ponownie usiadł na swoje miejsce.
— Przepraszam — Zemo spojrzał na Jamesa — Rozumiem tę listę. Listę z imionami. Skrzywdziłeś tych ludzi jako Zimowy Żołnierz.
— Nie prowokuj mnie — Ostrzegł go mężczyzna.
Jenna pierwszy raz, odkąd ponownie spotkała się z Jamesem, przyjrzała się mu uważnie. Największą zmianą w jego wyglądzie była oczywiście nowa fryzura. Mężczyzna ściął swoje długie włosy. Dodatkowo wyglądał na wyjątkowo zmęczonego, o czym świadczyły wory pod oczami oraz blada cera.
Odwróciła wzrok, słysząc słowa Zemo:
— Musieliście być wszyscy blisko ze Steve'em Rogersem. Kiedy go poznałem, coś sobie uświadomiłem. Zagrożenie, jakie przynoszą tacy jak on, amerykańscy superżołnierze, których tak uwielbiamy... Stali się symbolami, ikonami, a zapomnieliśmy o ich wadach.
Jenna spojrzała na niego groźnie, będąc gotowa do ataku, gdyby tylko powiedział złe słowo na jej przyjaciela. Ten jednak zbagatelizował jej spojrzenie, kontynuując:
— Nagle miasta zaczynają latać, a niewinni ludzie ginąć. Powstają ruchy oporu, toczą się wojny.
— Gdyby nie ludzie tacy jak Steve, to byłoby znacznie więcej ofiar — Wtrącił Sam.
— I właśnie dlatego lecimy do Madripooru — Podsumował Baron.
— Co tam jest? — Zapytał Sam z lekką obawą.
Ku jego i Jenny zaskoczeniu, odezwał się James:
— To wyspa w indonezyjskim archipelagu. Należała do piratów w XIX wieku.
— Panuje tam bezprawie, lecz nie możemy o tak tam wparować — Dodał Zemo — James, musisz stać się tym, którego próbujesz zostawić za sobą. Jenno... Twoja rola również ci się nie spodoba. Będziesz musiała wcielić się w rolę rozkochanej we mnie kobiety.
— Przeginasz — Warknął James z czym kobieta od razu się zgodziła.
— Prędzej wyskoczę z tego samolotu — Mruknęła pod nosem.
— Biorąc pod uwagę, że potrafisz latać, to nie byłaby wielka kara — Dodał Zemo.
— A w kogo ja mam się wcielić? — Zapytał Sam na co Baron uśmiechnął się zawadiacko.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top