~ 1 ~


•••

~ 4 tygodnie później ~

Jenna odłożyła telefon, marszcząc przy tym brwi. Wanda, od kilku dni, nie odbierała telefonów. Powoli zaczynało to ją martwić.

Wanda sprawiała pozory, jednak Jenna doskonale zdawała sobie sprawę, że ciężko znosiła smierć Visiona. Dla Jenny i reszty od jego śmierci minęło kilka lat, dla Wandy zaś, była to wciąż świeża sprawa.

Kobieta obiecała sobie, że niedługo poleci do Nowego Jorku by spotkać się z przyjaciółką. Sama również potrzebowała rozmowy i wsparcia.

James wyjechał i od tamtego czasu nie dawał znaku życia. Przed odejściem oznajmił, że musi przemyśleć sobie kilka spraw i pobyć sam ze sobą. Uporać się z przeszłością.

Sam, po zwycięskiej walce z Thanosem, wrócił do pracy i przebywał aktualnie gdzieś w Afryce, toteż Jenna została zupełnie sama.

Kobieta wyszła przed dom i usiadła na schodach z kubkiem herbaty w ręku. Był to piękny, słoneczny dzień.

— Dzień dobry, Jenno! — Obok jej domu przejeżdżał właśnie listonosz, który posłał jej promienny uśmiech — Jak tam samopoczucie?

— W porządku, Earl. Co u ciebie?

— Odkąd odzyskałem rodzinę jest idealnie. Miłego dnia!

Earl ruszył wzdłuż ulicy, a Jenna uśmiechnęła się pod nosem. Uwielbiała to miasteczko i mieszkających w nim ludzi.

Miasteczko Delacroix właściwie było małą wyspą w stanie Louisiana. Ludzie stąd byli niezwykle uprzejmi i pomocni. Kiedy Jenna, z polecenia Sama, zamieszkała na wyspie została niezwykle ciepło przyjęta.

Tego dnia Sarah, siostra Sama, poprosiła Jennę czy ta nie popilnowałaby jej synów przez kilka godzin, ponieważ musi załatwić jakieś sprawy w banku. Jenna chętnie się zgodziła. Lubiła te dzieciaki. AJ i Cass byli bardzo dobrze wychowanymi chłopcami, którzy chętnie ją odwiedzali. Często pomagali jej w ogródku, oglądali wspólnie filmy i grali w gry planszowe. Najbardziej lubili słuchać opowieści Jenny o Asgardzie i kosmosie.

Kobieta zerknęła za zegarek. Chłopcy powinny przybyć za kilka minut. Wstała ze schodów, wróciła do domu i zerknęła do piekarnika by sprawdzić czy ciasteczka są już gotowe.

Jenna Hawkins w końcu spróbowała normalnego życia i bardzo jej się ono spodobało. Po walce z Thanosem dłuższy czas spędziła na północy kraju, jednakże czuła się tam osamotniona. Wszak nie było już Natashy, Tony'ego i całej reszty, a potem zabrakło również Steve'a.

Kobieta potrząsnęła głową chcąc nie zaprzątać sobie głowy smutnymi wspomnieniami, kiedy usłyszała pukanie do drzwi po czym do domu weszli AJ i Cass, jak zwykle w dobrych humorach.

— Cześć, chłopcy — Zawołała do nich — Jak było w szkole?

— Dostałem piątkę z matematyki — Oznajmił dumnie Cass.

— Kujon — Mruknął AJ pod nosem i zerkając w stronę piekarnika, zapytał — Czy to nasze ulubione ciasteczka czekoladowe?

Jenna kiwnęła głową po czym wyjęła je z piekarnika i ułożyła na talerzu.

Cała trójka spędziła miłe popołudnie. Kobieta przysłuchiwała się szkolnym opowieściom chłopców z uśmiechem na twarzy.

Pod wieczór przyszła Sarah by zabrać synów do domu. Podziękowała Jennie za pomoc i stając w progu drzwi, zapytała:

— Dalej się nie odzywał?

Jenna doskonale wiedziała kogo miała na myśli.

— Nie — Odparła wzruszając ramionami.

— Będzie dobrze, Jenn — Rzekła siostra Sama z pocieszającym uśmiechem.

— Nie mam czasu na czekanie. To jego wybór. Za dużo w życiu przeszłam by się tym martwić. Za tydzień lecę do Nowego Jorku spotkać się z Wandą.

— W takim razie miłego pobytu i do zobaczenia.

Obie kobiety pożegnały się, Jenna posłała chłopcom radosne spojrzenie po czym zamknęła za nimi drzwi.

Ponownie chwyciła za telefon i zadzwoniła do przyjaciółki. Niestety i tym razem nie było odzewu.

•••

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top