Rozdział 7
Unieśliśmy głowy, spojrzeliśmy w górę i zobaczyliśmy nad sobą ogromną metalową konstrukcję przymoninającą smoka. Jego skrzydła poruszały się wydając metaliczne zgrzyty, a paszcza otwierała się i zamykała ukazująz ogromne zęby oraz cały arsenał dział, karabinów i miotaczy ognia. Również na na ciele smoka oraz jego skrzydłach znajdowały się stanowiska strzelnicze zajmowane przez ludzi Gratsiana, a on sam siedział w swoim oszklonym kokpicie na głowie stwora i prawdopodobnie, gdyby nie jego maska, zobaczylibyśmy jak śmieje się obłąkańczo siejąc zniszczenie w Electricity. Wciskał guziki i przesuwał wajchy na głównym panelu strowania uruchamiając tym samym kolejne śmiercionośne bronie. Ze skrzydeł smoka sypały się setki pocisków, iskier, granatów i bomb, a jego brzuch otworzył się spuszczając na ulice miasta dziesiątki wozów opancerzonych wypełnionych uzbrojonymi po zęby wojownikami nietoperza. Widziałem Gabriela walczącego co sił w obronie prawości i bezpieczeństwa mieszkańców. Jego złoty miecz odbijał pociski, a skrzydła falami uderzeniowymi gasiły płomienie w paszcz smoka. Postanowiliśmy z Blue włączyć się do walki. Wyrwaliśmy martwym ludziom Gratsiana broń i skierowaliśmy się w do centrum walki zabijając po drodze mniej uważnych lub gorzej wyszkolonych sługusów złoczyńcy. Ustawiliśmy się plecami do siebie i powoli przemieszczając się strzelaliśmy na wszystkie strony, aby znaleźć się jak najbliżej Anioła. Kiedy byliśmy już zaledwie kilkadziesiąt metrów od niego zobaczyliśmy nadjeżdżające od strony pałacu Wiktora posiłki w postaci kilkuset żołnierzy, dziesiątek futurystycznych czołgów wyposażonych w działa laserowe i kilku niosących zniszczenie śmigłowców bojowych. W momencie kiedy zapatrzyłem się na armię miasta poczułem ból w dolnej części klatki piersiowej. Kiedy dotknąłem tego miejsca poczułem ciepłą, gęstą krew. Zostałem postrzelony. Blue osłaniał mnie i czekaliśmy na ratunek, ponieważ nie mogliśmy się dalej przemieszczać. Zobaczyłem, że mój anioł spogląda w moim kierunku. Jego skrzydła stały się czerwone na brzegach, a w oczach zapłonął żywy ogień. Jego złoty miecz rozbłysnął najjaśniejszym światłem, jakie kiedykolwiek widziałem. Z ogromną prędkością zataczał okręgi nad polem walki i wybijał wrogich żołnierzy, jednego po drugim. Następnie podleciał do nas, stanął na ziemi i osłonił swoimi skrzydłami, które przybierając metaliczny połysk stały się kuloodporne. Zostaliśmy osłonięci tak szczelnie, że nawet odgłosy wystrzałów docierały do naszych uszu mocno stłumione. Gabriel dotknął mojej rany postrzałowej swoją piękną dłonią, a ta przestała krwawić, ale nie zagoiła się całkowicie
- Nie zostało mi już dużo siły – powiedział anioł – Musimy stąd odlecieć. Chwyćcie się skrzydeł
- Dobrze – zgodziliśmy się na opuszczenie pola walki i mocno złapaliśmy skrzydła mojego anioła
Lecieliśmy nad miastem widząc jak ciągle przybywające siły Gratsiana zalewają praktycznie całe ulice. Co dziwne, nigdzie nie było widać smoka. Agresor najwyraźniej musiał wykorzystać chaos bitewny i usunąć się na bok. Tylko dokąd miałby polecieć i po co? Musieliśmy się tego dowiedzieć, ale najpierw polecieliśmy do pałacu Wiktora. Gabriel trzymając mnie na rękach zaniósł mnie do sekcji szpitalnej i położył na łóżku tylko troche mniej białym niż jego skrzydła. Królewscy lekarze zajmowali się mną bardzo długo, ale moje pozbawione znacznej części krwi ciało słabło coraz bardziej. Anioł siedział przy moim łóżku cały czas trzymając mnie za rękę. Jego złote włosy łaskotały mnie w szyję kiedy nachylał się nade mną żeby sprawdzić czy jeszcze oddycham. Czerwień z jego skrzydeł powoli zaczęła znikać, co chyba oznaczało, że odzyskuje siły. Bardzo chciałem z nim porozmawiać. Wysiliłem się i udało mi się składać oraz szeptać krótkie zdania
- Aniołku...
- Tak, Scintiilo?
- Czy ja umrę?
- Nie, nie pozwolę na to
- A co z walką?
- Poradzą sobie, nie martw się tym teraz. Musisz odpoczywać
- Kocham cię
- Ja ciebie też... – wyszeptał to bardzo cicho jakby bał się, że ktoś go usłyszy
- Położysz się...? – przesunąłem się odrobinę robiąc Gabrielowi miejsce obok siebie
- D-dobrze – aniołek ułożył się przy mnie, a ja przytuliłem go. Od razu poczułem się lepiej. Jego skrzydła w tym momencie przybrały lekko różowy odcień
Zasnąłem w objęciach Gabriela i obudziłem się dopiero po jakichś trzynastu godzinach
- Już nie śpisz, Scintillo?
- Nie... która godzina – spojrzałem na zegarek – czemu mnie nie obudziłeś?
- Bo musiałeś odpocząć – położył swoją dłoń na mojej – czujesz się już lepiej?
- Tak, o wiele. Dziękuję, że ze mną byłeś przez cały ten czas
- Nie ma za co. Jestem twoim aniołem, gdzie miałbym być? – zapytał retorycznie
- Mój aniołek...
- T-twój – Gabriel zarumienił się delikatnie
- A ja jestem twój – spojrzałem głęboko w piękne oczy anioła – tylko twój
- Tak, jesteś mój. Bardzo cię kocham, wiesz?
- Gabriel... możesz to mówić? – zdziwiłem się, że wyznał mi miłość tak głośno
- Wszystkie istoty w mieście, z aniołami włącznie, są zajęte walką. Nikt mnie nie słyszał
- Dobrze... nie chciałbym, żebyś miał problemy przeze mnie
- Nie będę miał, kochany. Teraz najważniejsze jest żeby odzyskać Electricity z rąk Gratsiana
- P-przejęli miasto?
- Nie całe, centrum nadal się trzyma
- Co teraz zrobimy?
- Trzeba obmyślić jakiś plan... Ale najpierw musimy wyzwolić Alexa z niewoli
- Co?! Alex w niewoli??? Was na chwilę zostawić samych... Jak to się stało?
- Smok podleciał pod serwerownię, a Gratsian zagroził, że jeśli Alex nie zostanie mu wydany to miotacze ognia spalą cały budynek wraz z serwerami. A one są naszą jedyną szansą, więc nie było wyboru.
- Serwery? Dlaczego są jedyną szansą?
- Nadal dają nam wgląd do domu Gratsiana. Dzięki nim widzimy, że Alex nie jest źle traktowany. Prawdopodobnie będzie chciał go wymienić
- Na kogo? Albo na co?
- Prawdopodobnie na króla albo Blue
- Blue?
- W końcu to jego brat...
- No tak, wszystko jasne. Czyli nie zniszczymy go atakiem na jego posiadłości, bo jesteśmy zbyt słabi. Jedynym wyjściem jest zabicie lub unieszkodliwienie jego samego
- Jak chcesz to zrobić?
- Pojedynek – na moje słowa Gabriel zrobił minę pomiędzy WTF?! a NO \o/
- Że niby nietoperz miałby się pojedynkować? Z kim?
- Ze mną – oczy anioła zrobiły się jeszcze większe – jeśli wejdę mu na ambicję to na pewno się zgodzi. Powiem mu „Ej ty, nie podpuszczam cię ale nie poradzisz sobie ze smarkiem który wszedł w ciebie na korytarzu"
- Hmmm... Pomysł jest nie z tej ziemi... Ale teoretycznie może się udać. Jest tylko jeden problem
- Jaki?
- Czym niby mielibyście walczyć? Umiesz walczyć czymkolwiek?
- Miałem kiedyś katanę... jak znów wezmę ją do ręki to przypomnę sobie jak się walczy
- No nie wiem... nie chcę żeby coś ci się stało – Gabriel przytulił mnie i spojrzał mi w oczy
- Spokojnie aniołku – chwyciłem jego dłoń – będzie dobrze. Zaufaj mi, czasem trzeba postawić wszystko na jedną kartę
- No dobrze – chwyciliśmy swoje dłonie i spletliśmy ze sobą palce – zróbmy to. Razem sobie poradzimy – po tych słowach aniołek pocałował mnie delikatnie w usta, co było dla mnie największym na świecie zaskoczeniem, ale też najcudowniejszą rzeczą jaka mogła mnie spotkać
- Kocham cię, Scintillo
- Ja ciebie też aniołku
- Najmocniej na świecie – jego skrzydła otuliły mnie szczelnie od tyłu, a ich pióra zdawały sie być jeszcze bardziej puszyste niż zwykle
- Najmocniej na świecie – wtuliłem się w niego i poczułem bezpiecznie, jak zawsze kiedy był przy mnie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top