9. Hamadriada

Siedziałam na scenie starego zniszczonego teatru cieni, razem z chłopakiem przypominającym smoka. Miał krótkie brązowe zaczesane do góry włosy z których wystawała para albo raczej dwie pary średniej wielkości czarno-brązowych rogów. Był ubrany podobnie do nas, przesiąkmiętą krwią kurtkę i spodnie, których jedna nogawka była owinięta bandażem w kolanie. Pozatym w niektórych miejscach był pokryty kremowo- brązowymi łuskami a zza niego wystawał gruby i długi smoczy ogon. Uporczywie wpatrywaliśmy się w trupa. Był postawiony w groteskowej pozie, jak by szedł w naszą stronę a ktoś wbił mu miecz w plecy przez co polała się krew a on runął do przodu. I od nowa ... Szedł, umierał, znowu szedł i umierał. Wszystko to było spowodowane tym że został zamknięty w czymś na kształt zakrzywienia czasu, jak to określił mój brat. Zakrzywienie było doskonale widoczne gdyż wokół... osoby ... zwłok, tworzyło się coś na kształt jasnego pryzmatu.
- I co o tym sądzicie? Prawda że wspaniałe? - Sousuke stanął obok pryzmatu krzyżując ręce na piersi. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, ale tylko my byliśmy w stanie rozpoznać że było w nim coś psychicznego.
- Jesteś pierdolniety... - rzucił smok opierając głowę na swojej dłoni.
- Dzięki Kuro ... - daemon warknął niezadowolony. Może brat wyglądał na zimnego skurwiela, przynajmniej gdy zabijał ale nie lubił gdy ktoś go krytykował ... szczególnie my.
Zaskoczyłam ze sceny powoli podchodząc do "eksponatu" i oglądając go z każdej strony. Muszę przyznać że było w tym coś hipnotyzujacego. Nie codziennie ogląda się czyjąś śmierć kilka razy i to w zwolnionym tempie. Gdy było się wystarczająco blisko można było zobaczyć nawet drobne kropelki krwi. Z radości zaczęłam machać kościanym ogonem co nie umknęło uwadze chłopaków.
- To jest ... zajebiste ! Sousuke naucz mnie tego ! Stworzymy takie w całym mieście! - w momencie znalazłam się przy nim, patrząc na niego błagalnie i ciągnąc za rękę.
- A podobno to ja jestem pierdolniety ? - rzucił do Kuro który tylko pokrecił głową. Po czym złapał mnie za jeden z rogów odciągając od swojej ręki.
- Ej to boli ! Zostaw ! - w momencie się cofnełam wbijając w niego spojrzenie i dotykając rogu.
- Wybacz Lau ale nie potrafisz posługiwać się taką magią. Inaczej bym Cię nauczył. - uśmiechnął się tym razem czochrając mi włosy.
- Ojej i nasza malutka siostrzyczka sobie nie poczaruje. - smok pokazał mi język śmiejąc się. Wredota... Po prostu zawsze uwielbiał mnie drażnić.
- Gdybym Cię nie kochała to już byś nie żył. - warknełam wbijając w niego wzrok.
- I wzajemnie ! Że też tak zajebistemu smokowi jak ja przypadła tak popierdolona rodzina daemonów. - wyszczerzył się do nas A po chwili wszyscy wybuchliśmy śmiechem który odbił się echem w pustym teatrze.
Nie byliśmy do końca rodzeństwem. Matka przygarneła Kuro gdy znalazła go ledwo żywego na ulicy. Ale nam nigdy to nie przeszkadzało, po prostu mieliśmy kolejnego członka rodziny. A to że był smokiem tylko wzbudziło nasze zainteresowanie.

- Lau! - podskoczyłam szybko podnosząc głowę gdy tylko usłyszałam obok ucha głośne uderzenie i krzyk.
Byłam w sali alchemicznej a nade mną stał wściekły Ezarel. Patrzyłam na niego tępo nie wiedząc co się dzieje. A po tym śnie... Nie... wspomnieniu, nie potrafiłam odróżnić przez dłuższy czas co było prawdziwe a co nie.
- Słuchasz mnie biała wszo ?! - skrzyżował ręce na piersi rzucając mi pogardliwe spojrzenie.
- Chyba ... Tak - przetarłam dłonią oczy. - Nie spałam cała noc..
- Nie interesuje mnie to ! A teraz się zbieraj bo za chwile wyruszamy ! - odwrócił się wychodząc z sali.
- Dobra ... spokojnie.
Oparłam się zaspana o stół kładąc głowę na ręce. Co się stało bo ja już nic nie wiem ...?
Przez Leiftana nie zmrużyłam oka całą noc. Może nie wyglądam ale takimi sprawami się przejmuje ... nic na to nie poradzę. A pozatym dalej nie mogę wyrzucić z głowy tych jego błyszczących zielonych oczu. Na tą myśl aż przeszedł mnie dreszcz. A później co było? A tak. Poszłam pomóc elfowi i tak znalazłam się w sali alchemicznej. Musiało mi się chcieć spać i dlatego usiadłam przy stole i zasnełam. I te wspomnienie. Czyżby znowu miało coś znaczyć?
Ej chwila, o czym mówił do mnie ten debil !?
- Ez ! Gdzie wyruszamy!?
Wstałam prawie wybiegając z pomieszczenia. W sali drzwi kręciło się parę osób. Coś mnie tkneło by spojrzeć na listy. Szybko odszukałam dzisiejszy dzień. Jedna grupa była wykreślona a na jej miejsce byłam wpisana ja z tym idiotą.
- Zajebiście ... lepiej być nie mogło.
- Ja też nie skaczę z radości biała wszo. - Ezarel minął mnie idąc do wyjścia.
Zrezygnowana poszłam za nim. Oboje szliśmy w milczeniu do głównej bramy. Nie ubolewam nad tym, sama jego obecność już mi wystarczyła. Ciekawe tylko dlaczego on ? Z tego co widziałam Nevra nie był zapisany, mogli mi nawet jego dać. Gdy dotarliśmy do bramy Elf pokazał strażniką przepustkę. Spojrzeli na nią a później bez gadania nas przepuścili.
- Ej jaki jest plan działania?
- Już ci go mówiłem. - rzucił pogardliwie.
- Ale ja spałam ! - warknełam nie mogąc już wytrzymać. Jego ton działał na mnie jak płachta na byka.
- No to masz problem idiotko - posłał mi wredny uśmieszek idąc w las.
Zbadaliśmy każdy zakamarek lasu. Nawet zapuściliśmy się w jego głąb ale tam też nic nie było. Wróciliśmy do K.G. Można powiedzieć że byłam pewna, że nikt nic nie znajdzie. Jakie było moje zdziwienie gdy pod drzwiami swojego pokoju zastałam Valkyona. Powiedział że mam się stawić w Kryształowej sali. Odrazu to zrobiłam. W środku była Miko tak jak i Leiftan, który gdy tylko weszłam uraczył mnie uśmiechem, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Poza nimi byli jeszcze szefowie straży i Erica. Jednak jej stan lekko mnie niepokoił. Wyglądała jakby czegoś się bała lub ktoś ja skrzywdził.
- Dobrze że już jesteś. Możemy rozpocząć naradę. - kitsune wyprostowała się by dodać swojej wypowiedzi więcej profesjonalizmu. - Dzięki Valkyonowi i Erice udało nam się odkryć tożsamość sprawcy. Jest to hamadriada żyjąca w głębi lasu. Musimy założyć że jest bardzo niebezpieczna szczególnie że... - jej spojrzenie spoczeło na ziemiance.
Dziewczyna wbiła wzrok w ziemię. Musiała się bardzo wystarczyć skoro w jej imieniu przemówił szef straży Obsydianu.
- Erica chciała jej pomóc gdyż podobno słyszała jej wołanie o pomoc. Gdy tylko się zbliżyła została zmuszona do zniszczenia pieczęci na jej drzewie. Po czym hamadriada chciała ją zabić. - położył pocieszająco dłoń na ramieniu dziewczyny która kiwneła głową na znak że tak było.
- Rozumiem ... to musi być wpływ kryształu. - Miko przybliżyła dłoń do ust ewidentnie się nad czymś zastanawiając. - Nie możemy pozwolić by nękała niewinnych ludzi.
Leiftan podszedł do niej szepcząc jej coś na ucho. Mimowolnie ogarnęło mnie dziwne uczucie ... zazdrość? Nie ... przecież nic nas nie łączy więc dlaczego miała bym być zazdrosna ?
- Też tak uważam. - Miko westchneła a lorialet odsunął się od niej. - Nie chce tego robić ale niestety jesteśmy zmuszeni ją zabić...
- Może jest inny sposób... - zaczął Nevra.
- Można by zbadać wpływ kryształu i spróbować ja uratować- dokończył elf .
Przewróciłam oczami krzyżując ręce na piersi przez co bardziej scisłam swój biust. Nigdy więcej nie będę zakładać gorsetu. Mimo że jest do ozdoby nadal ściska mi żebra.
- Nie wiem gdzie wy widzicie problem. - wszyscy spojrzenia skierowały się na mnie. - Hamadriada z tego co rozumiem jest związana z drzewem. Wystarczy tam iść podpalić jej drzewo i po problemie. - pstrykłam palcami uśmiechając się niewinnie.
- Jak możesz z taką łatwością mówić o zabiciu kogoś?! - Erica zacisneła dłonie w pięści a z jej oczu płynęły łzy. - To żywa istota !
- I co z tego ? Zanim ją zbadacie, o ile wam się uda, to do tego czasu zabije więcej osób. - rozłożyłam ręce udając że to waga. - Pomyśl dobrze bo to bardzo prosta zasada. Chcesz uratować jedną osobę? - podniosłam lewą rękę do góry- Czy chcesz uratować ich więcej? - obniżyłam lewą dłoń w tym czasie podnosząc prawą.
- Niechętnie to przyznaję ale Lau ma rację.... Musimy obmyślić plan.

Gdy tylko ustaliliśmy co i jak rozpoczęliśmy działanie. Wszyscy przygotowali się i ruszyli do lasu. My mieliśmy ubezpieczać tyły a Valkyon z Ericą mieli wykończyć hamadriadę, albo jak się później dowiedziałam Yvonie. I tak za chwilę przestanie istnieć więc po co mi jej imię? Akcja się zaczęła. Erica starała się zagadać Yvonie jednak coś poszło nie tak. Powstała przed nami bariera przez którą nie byliśmy w stanie nic zobaczyć czy usłyszeć.
Nie wiem ile to trwało ale bariera w końcu znikła ukazując nam naszych przyjaciół oraz płonące drzewo jak i samą hamadriadę. Odsunełam się, skoro sprawa załatwiona czas wracać.  Kątem oka zauważyłam coś dziwnego podobnego do pryzmatu, jednak gdy spojrzałam w tamto miejsce, nic tam nie było. Chyba zaczynam mieć zwidy, albo już mnie straszy. Przetarłam dłonią oczy wracając do K.G. ignorując szum wiatru brzmiący jak łańcuchy.

Rozdziały miały pojawiać się w soboty, więc jak to tak w poniedziałek?! A no tak że dzisiaj mam urodziny :3 A z tej okazji postanowiłam i sobie i wam zrobić mały prezent <3 Życzę miłego czytania i do następnego rozdziału.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top