26. Dwa fronty

Puściłam dłoń mężczyzny odsuwając się nieznacznie. Na mojej twarzy dalej gościł mroczny uśmiech.
- Jutro, tam gdzie stało drzewo hamadriady. - rzucił po czym zaczął odchodzić.
Odprowadziłam go wzrokiem puki nie zniknął za gałęzią. Przeniosłam wzrok na dwa kryształy przyrośnięte do pnia. Ciekawe że nikt tego nie zauważył. Może po prostu nikt tędy nie chodzi albo pojawiły się tu dość niedawno. Westchnełam stukakając nerwowo ogonem o gałąź. Gdybym była swoich normalnych rozmiarów, po prostu wyrwała bym je z drzewa. Ale teraz muszę wymyślić coś innego.
Zacisnełam dłonie w pięści po chwili je otwierając. Po raz kolejny kości pokryły palce jak i resztę dłoni. Z wachaniem ściągnełam buty i zrzuciłam z siebie ciężki płaszcz. Stopy oraz palce pokryły kości tworząc pazury. Skoro mam je wyciągnąć muszę się dobrze trzymać drzewa, a w tych ubraniach nie była bym w stanie.
W kilku susach znalazłam się na jednym z kryształów. Teraz mogłam przyjrzeć  się im z bliska. Mieniły sie ciemnym hipnotyzującym kolorem i jak na pierwszy rzut oka, nie były zbyt głęboko osadzone w pniu.
Skoczyłam z kryształu na pień. Gdy już upewniłam się że mocno i pewnie trzymam się kory, zaczęłam uderzać pazurami w łączenie kryształu z drzewem. Może nie był to jeden z najlepszych pomysłów ale w tej sytuacji tylko to mi zostało. Uderzałam pewnie i mocno odrywając coraz większe fragmenty drzewa. Czułam jak pazury drgały z każdym kolejnym uderzeniem, niszczyły się i powstawały na nowo. Mogę tak robić do momentu w którym opadne z sił. Na szczęście lata treningu u boku ojca sprawiły że potrafię dowolnie rozłożyć swoją wytrzymałość. Oderwanie tych kryształów to bułka z masłem.
Wykonałam mocny cios przez który kryształ poruszył się. Jeszcze jeden po czym ten odpadł i wylądował na gałęzi.
- Jeden z głowy. - mruknełam.
Wbiłam się pazurami w pień przenosząc się na drugi kryształ. Ten był ciut mniejszy od swojego poprzednika jednak siedział głębiej. Po raz kolejny wbiłam pazury w drewno, niszcząc je. Po jakimś czasie ten kryształ również odpadł.
Zeskoczyłam z gracją lądując obok nich. W tej chwili stało się coś dziwnego, kryształy po prostu zmniejszyły się. Wzięłam je do ręki uważnie się im przyglądając. Czy to możliwe że czary ochronne wróżek działają tak że na nie ? Jeśli tak .... dlaczego wcześniej były tak wielkie ? A jeśli w kontakcie z kimś zmniejszonym same się zmniejszają? To miało by sens i wyjaśniło by dlaczego wcześniej były tak duże. Dobra ... były normalnego rozmiaru, to po prostu ja jestem teraz tak mała. Zresztą będę myśleć o tym rano...
Głośno ziewnełam, zasłaniając usta dłonią. Dopiero teraz poczułam zmęczenie spowodowane dużym wysiłkiem i nieprzespaną nocą. Zaczynało świtać a co za tym idzie za kilka chwil wszyscy zaczną się budzić i zauważą moją obecność w tym miejscu. Schowałam kryształy do kieszeni spodni szybko wybierając buty i płaszcz, w tym czasie kościane pazury zdąrzyły się rozpaść.
Szybkim krokiem skierowałam się w stronę domku. Zajeło mi to dosłownie chwilę, już miałam złapać za drewnianą klamkę gdy powstrzymał mnie mocny chwyt na prawym ramieniu.
- Gdzie byłaś? - spojrzałam przez ramię na Nevre. Wyglądał na zmartwionego jednak jego ton zdradzał podejrzliwość.
- Nie mogłam spać... - Rzuciłam wymijająco odwracając się w jego stronę. Wampir odrazu zabrał rękę uważnie mi się przyglądając.
- I dlatego wracasz dopiero teraz? Co robiłaś? - Uniosłam brew zdziwiona. On mnie o coś podejrzewał?
- Chodziłam gdzie mnie nogi poniosły,  przy okazji szukałam przyczyny dziwnego zachowania wróżek. - uśmiechnęłam się.
- Znalazłaś? - jego wyraz twarzy zmienił się. Mogłam zobaczyć w jego oku błysk... nadziei?
- Tak .. - Po chwili wahania wyciagnełam z kieszeni spaczony kryształ. - Oto przyczyna. Nie wiem skąd się tu wziął ale już po sprawie. - schowałam go nim wampir zareagował po czym wbiłam w niego wzrok. - Jeśli mogę wiedzieć, dlaczego mnie przepytujesz? - Nevra spojrzał w bok zakłopotany.
- Nad ranem znaleziono martwą wróżkę u podnóża drzewa. Zostałem wezwany do królowej. Nie było Cię w domku więc wszystkie podejrzenia spadły na Ciebie. - złapał się za głowę przymykając oczy. - Dlatego Cię szukałem, nie chce aby ...
- Jesteśmy w jednej drużynie a do tego znasz mnie wystarczająco by wiedzieć że nic nie zrobię. - przerwałam mu. - Nawet gdybym spała i nie ruszyła się na krok, wszystkie podejrzenia i tak spadły by na mnie. Wiesz dlaczego? Bo jestem daemonem. Zawsze wina spadnie na mnie.
Odwróciłam się powoli ruszając w stronę pnia. Zejdę z tąd i spotkam się z Ashkore. Znowu zatrzymał mnie uścisk na ramieniu.
- Gdzie idziesz ? - Nevra zagrodził mi drogę zabierając swoją rękę.
- Wracam do kwatery. Chce jak najszybciej oddać kryształy Miiko. - Uśmiechnęłam się. - Załatw resztę spraw związanych z przymierzem. W tej chwili już ci się nie przydam.
- Lau... - zawahał się. - Dobrze. Ale powiem im że nie jesteś niczemu winna.
- Jak chcesz, to i tak nic nie zmieni. - pomachałam mu. - To do zobaczenia w kwaterze.
Palce zmieniły się w kościane pazury a ja odrazu uciekłam. Gdy znalazłam się u podnóża drzewa, skryłam się w wysokiej trawie podąrzając do skraju terenu wróżek.
Na mojej twarzy mimowolnie zagościł mroczny uśmiech. Wszystko poszło zgodnie z planem. Cała ta rozmowa ... była jak aktorski występ. Odpowiednie słowa, gęsty i ruchy. Wszystko sztuczne, wszystko przepełnione kłamstwem. Nie jestem perfekcyjną aktorką, bardzo łatwo jest mnie zdemaskować, ale za to kłamie perfekcyjnie. Ktoś kiedyś powiedział że kłamstwo powtarzane w koło staje się prawdą. Osobiście wolę mieszać prawdę z kłamstwem. Tak jak teraz, Nevra dowiedział się o kryształach jednak po co ma wiedzieć że śmierć wróżki jest sprawką mojego układu z Ashkore. Grunt to nie zgubić się we własnym kłamstwie.
Wyszłam poza teren wróżek. Nie mineła chwila a przybrałam swoją normalną wielkość. Nigdy nie sądziłam że to powiem, ale nie ma jak być dużym. Spojrzałam za siebie upewniając się że na pewno nikt za mną nie idzie po czym nałożyłam na głowę kaptur i udałam się w głąb lasu.

Przystanełam w miejscu gdzie kiedyś stało drzewo hamadriady. Pamiętam jak było spowite popiołem i niedopałkami drzewa, a teraz w tym miejscu rosła mała sadzonka.
- Ashkore wiem że tam jesteś... wyłaź. - Rzuciłam nawet się nie odwracając. Po chwili zza moich pleców dobiegł dźwięk przesuwanych gałęzi.
- Wyczułaś mnie z takiej odległości. - mężczyzna przystanął a ja odwróciłam się w jego stronę. - Jak?
- Śmierdzisz krwią, a ja wyczuje ją zawsze. - wyciagnełam w jego kierunku dłoń. - Masz ?
- A ty? - z ociaganiem wyciągnął szklaną butelkę wypełnioną jaskrawo czerwoną cieczą.
- Tak, ale najpierw zapłata. Prędzej ich nie dostaniesz. - ponagliłam go ruchem ręki.
Ashkore wydał z siebie dźwięk niezadowolenia jednak podszedł do mnie wręczając butelkę. Obruciłam ją w dłoni, otworzyłam i przystawiłam do nosa zaciagając się. Pachniała jak krew, jednak jej dziwny kolor nie dawał mi spokoju. Dla pewności zamoczyłam koniec języka w butelce. Miała słodki smak. Mogę stwierdzić że nawet za słodki. Jednak zdecydowanie była to krew. Zakręciłam butelkę chowając ją do torby.
- Jednak idzie się z Tobą dogadać. - uśmiechnęłam się rzucając w jego stronę dwa spaczone kamienie. Ashkore złapał je bez większych problemów. Chwilę się im przyglądał by w końcu schować je pod zbroję.
- Mam nadzieję że w przyszłości również wyświadczysz mi kilka przysług.
- To zależy czy będzie mi się to opłacać. - odwróciłam się odchodząc w stronę kwatery. Usłyszałam jeszcze jak Ashkore mówi coś o owocnej współpracy.

Dotarłam pod bramę K.G. Jakie było moje zdziwienie gdy okazało się że czeka na mnie nie kto inny jak Nevra.
- A ty co tu robisz? Nie załatwiałeś spraw z królową? - Uniosłam brew w lekkim szoku. Mam nadzieję że nie widział mnie z Ashkore.
- Już załatwiłem. Coś długo zajął ci powrót. - skrzyżował ręce na piersi.
- A nawet mnie nie wkurzaj. - podeszłam do niego. - Mam tak zajebistą orientację w terenie że się zgubiłam. Skręciłam w złą stronę a później znowu i zaczęłam chodzić w kółko... - westchnełam ciężko. To nie było kłamstwo, przynajmniej nie do końca. W Yarnam też się czasami gubię chociaż się tam wychowałam.
- Ty to masz pecha. - zaśmiał się i ściągnął mi kaptur przy okazji czochrając włosy. - Chodz do Miiko. Musimy powiedzieć jej o kryształach.
Kiwnełam głową. Odrazu udaliśmy się do kryształowej sali. O dziwo poza kitsune nikogo tam nie było. Przedstawiliśmy jej zaistniałą sytuację. Nevra opowiedział o rozmowie związanej z przymierzem a ja o kryształach. Oczywiście zgrabnie pominęłam wątek Ashkore. Zanim opuściliśmy pomieszczenie wręczyłam Miiko dwa spaczone kryształy.
Udałam się do swojego pokoju. Wyciagnełam klucz z torby otwierając drzwi. Tym razem chyba nie będę mieć przygód z tą przerośniętą kupą futra. Chciałam wejść do środka lecz poczułam jak coś albo raczej ktoś obejmuje mnie w pasie i tuli do siebie.
- Leiftan ? - podniosłam głowę uważając by nie dzgnąć go rogami.
- A kto inny? - odsunął się. - Jak było na misji?
- Nawet nie pytaj. - przez moje ciało przeszedł niekontrolowany dreszcz. - nigdy wiecej nie chce widzieć wróżek.
Weszłam do pokoju zapraszając Leiftana do środka. Rzuciłam torbę na łóżko i ściągnełam płaszcz.
- Było aż tak źle? - spytał ze swoim standardowym uśmiechem siadając na łóżku obok mojej torby.
- Tak ! - fuknełam. - Zostałam zmniejszona, mówiłam piskliwym głosikiem a do tego chcieli mnie zmusić do wypicia eliksiru dzięki któremu miałam mieć urocze wróżkowe skrzydełka! - fuczałam uderzając wściekle ogonem o podłogę.
Na twarzy Leiftana zagościł szeroki uśmiech spowodowany moim zachowaniem. Przepraszam bardzo ale moja godność ucierpiała w dość dużym stopniu.
- Oj Lau. Naprawdę nie sądziłem że ta misja wywoła u Ciebie tak skrajne emocje. - przywołał mnie gestem ręki.   Podeszłam do niego a on po prostu posadził mnie na swoich kolanach i mocno przytulił. Odrazu zrobiło mi się cieplej na sercu. Nie tracąc okazji wtuliłam się w niego rozkoszując się zapachem jego perfum. - Podobno zginęła jakaś wróżka. Wiesz coś o tym?
- Nie. - szybko odpowiedziałam. - Nevra mówił że coś takiego miało miejsce ale się w to nie zaglebiałam.
- Rozumiem. A to ? - odsunął mnie od siebie pokazując mi butelkę z krwią wróżki. JAK ON !? Dała bym sobie rękę uciąć że nie było jej widać w torbie. - Co to jest? - spojrzał na mnie uważnie.
- Krew ....
- Czyja ? - nie odpuszczał.
- Wróżki... - odparłam odwracając wzrok by nie spojrzeć mu w oczy.
- A skąd ją masz? - Jego głos był spokojny, aż za spokojny. Przejrzał mnie. W tym momencie moje kłamstwa przestały działać. - Lau ... - ponaglił mnie.
- Spotkałam Ashkore ... - Lorialet uniósł brwi ze zdziwienia jednak nie przerwał mi. - Pokazał mi gdzie są kryształy. Miałam je wyciągnąć i mu je oddać w zamian za krew.
- A ty tak po prostu się zgodziłaś? - czułam w jego głosie chłód. Spojrzałam mu w oczy uśmiechając się chytrze.
- Zgodziłam się ale on dostał podróbki, te prawdziwe dałam Miiko. - wyciagnełam dłoń kładąc ja na policzku Leiftana delikatnie go głaszcząc. - Musisz wiedzieć że daemony są bardzo cwane, to że z kimś zawrzemy umowę nie znaczy że się na nią zgadzamy. I tak zrobimy po swojemu by mieć większe korzyści.
- Jak zrobiłaś podróbki? - Lorialet był w coraz większym szoku.
- Z własnej krwi. Wystarczyło ją rozcieńczyć by miała odpowiedni kolor a później sprawić by stwardła.
Na twarzy Leiftana zagościł delikatny uśmiech. Położył swoją dłoń na mojej mocniej przyciskając ją do swojego policzka.
- Nie doceniłem Cię. Jesteś naprawdę sprytna kochanie. - przesunął się bliżej mnie delikatnie muskając moje usta swoimi.
- Wiem ... - położył swoją dłoń na moim policzku by w końcu przyciągnąć mnie do siebie i namiętnie pocałować. Ta pieszczota była tak wciągająca że zignorowałam podejrzane szmery. Jeśli to znowu ten futrzak, po prostu go zatłuke.

I jest kolejny rozdział :) Powoli robi się coraz ciekawiej. Jak myślicie kto był sprawcą tych szmerów?

Na chwilę rzyczę wam miłej lektury i dobranoc ;)
Do następnego rozdziału! Nie zapomnijcie wyrazić swoich opinii <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top