71. Niegasnące Jezioro
Główne drzwi posiadłości otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, wpuszczając Daemona do środka. Po spotkaniu z Kiri postanowił przespacerować się do domu, w ten sposób mógł przemyśleć parę spraw, głównie związanych z dziewczyną. Im dłużej o tym myślał tym częściej dochodził do jednego i tego samego wniosku ... podobała mu się i to bardzo. Po tym co stało się kilkanaście minut temu, sądził że on jej też.
- Lau ... co ty robisz? - Otrząsnął się z rozmyślań gdy napotykał przeszkodę na swojej drodze w postaci siostry. Siedziała na jednym z niższych stopni przeglądając jakieś papiery. Wokół niej na schodach jak i przed nimi stało kilka mniejszych bardzo zakurzonych pudeł pełnych papierów, pergaminów i jakiś starych ksiąg. Pare ksiąg leżało luzem kilka stopni wyżej.
- Prowadzę bibliotekę, nie widać? - Podniosła zirytowane spojrzenie na brata. - Ojciec szuka jakiś starych zapisków dotyczących królowej....
Lau od niechcenia wskazała ruchem głowy na podwójne drzwi tuż obok zza których dało się usłyszeć ciche szuranie a po chwili głośniejsze kichnięcie.
Od kiedy pamiętał to pomieszczenie pozostawało zamknięte, a oni nie czuli potrzeby by zaglądać do środka. Pchnął drzwi wchodząc do ogromnego pomieszczenia, było o wiele większe niż salon i kuchnia razem wzięte. Wyglądało jak jadalnia albo sala balowa, choć w tym momencie bardziej jak graciarnia. Na środku stał długi stół na którym znajdowało się mnóstwo pudeł i innych bliżej niezidentyfikowanych rzeczy, krzesła ustawione wokół niego, pod nim kolejne pudła i chyba zwinięty długi dywan. Wokół było jeszcze więcej gratów. Po drugiej stronie dało się dostrzec kolejne podwójne drzwi oraz jakieś ogromne przeszklone szafy których wnętrza nie było widać przez brudne szkło. Okna zasłaniały ciężkie zasłony nieznanego koloru a całość ledwo oświetlały zakurzone i pokryte pajęczynami kryształowe żyrandole. Gdzie by nie spojrzeć całe pomieszczenie było pokryte tak grubą warstwą kurzu że było doskonale widać ślady na podłodze. Gdzie tylko się dało pająki uwiły swoje sieci a już szczególnie musiały sobie upodobać miejsce pod stołem i żyrandole.
- Ja pierdole ... Psik! - Kolejne kichnięcie rozległo się zza stołu. - Ile tu tego kurzu!? Psik!
Kuro wyłonił się zza zawalonego pudłami mebla. Zatkał nos dłonią próbując powstrzymać się przed kolejnym kichnieciem. Jego ubranie było całe brudne od kurzu, a na rogach zaczepioną miał pajęczyne.
- Zbierało się przez pewnie siedemdziesiąt lat. Mogliście sprzątać, w tedy nie było by problemu. - Rzucił beznamiętnie Azazel. Stał przy stole wyciągając kolejne papiery i inne szpargały. Na dłużej zatrzymał wzrok na jakieś lekko nadpalonej kartce jednak równie szybko odłożył ją na bok i wyciągnął kolejną. Jego cieniste dłonie jak i czarna koszula przybrały szary kolor od kurzu.
- Tsaaa sprzątać... - Prychnął smok po czym zanurkował za stół. Rozległo się głuche pukniecię prawdopodobnie w jakiś karton a po chwili spod stołu wybiegł ciemno szary pająk wielkości dłoni. Biegł prosto w kierunku otwartych na korytarz drzwi.
- Lau, zwierzątko do Ciebie biegnie! - Krzyknął Azazel z lekkim uśmiechem.
W jednej chwili drzwi na korytarz zatrzasneły się przez co zgromadzony w pomieszczeniu kurz wbił się w powietrze. Przestraszony pająk uciekł w innym kierunku.
- Lau! - Sousuke zasłonił usta dłonią dusząc się kurzem. Akurat stał bardzo blisko drzwi przez co całość skumulowała się na nim.
- Właśnie dlatego te drzwi miały być zamknięte! - usłyszeli stłumiony krzyk po drugiej stronie. Sala w której przebywali wyjątkowo dobrze tłumiła dźwięki z zewnątrz.
Białowłosy dusił się jeszcze przez jakiś czas aż w końcu zmienił swoje położenie przechodząc w głąb sali do drugiego końca stołu. Wcześniej nie widział co znajduje się w tym miejscu, było to coś dużego, przykryte kiedyś prawdopodobnie białym prześcieradłem. Kolejnych kilkanaście krzeseł i dłuższy stół stojący pod ścianą. Mnóstwo pudeł i innych niezidentyfikowanych rzeczy znajdujących się pod prześcieradłami. Po prawej stronie były kolejne drzwi.
- Sousuke, przydaj się na coś i przeszukaj gabloty. - Odwrócił się do ojca który chował papiery do pudła z którego chwilę wcześniej je wyjął.
- Mam szukać czegoś konkretnego? Lau mówiła że szukasz jakiś zapisków o królowej.
Obszedł stół podchodząc do rzędu gablot. Na podłodze prawie pod stołem siedział Kuro i przeszukiwał kolejne pudło pełne jakiś fiolek i słoików.
- To kilka luźnych kartek. Z tego co pamiętam był tam opis budowy ciała i kilka słabych punktów. Powinny być w jednym miejscu...
- Dobra ....
Sięgnął do pierwszej gabloty. Przeszklone drzwiczki skrzypneły przeraźliwie rozrywając warstwę pajęczyny zebraną przy metalowych uchwytach. W środku znajdowało się mnóstwo zakurzonych szklanych kieliszków głównie do szampana i wina. W kolejnej znajdowały się kieliszki do wódki i whisky dalej porcelanowa zastawa do herbaty i więcej szkła. W szufladach znajdowały się głównie komplety sztućców i stare serwetki. Zrezygnowany zmniejszył się do poziomu Kuro zaczynając szperać w szafkach pod gablotą. Tu z kolei znalazł całe zestawy dużych oraz małych talerzy, bulionówki, sosjerki, wazy i inne części zastawy. Żadnego nawet najmniejszego skrawka papieru. Dopiero w ostatniej szafce znalazł solidną drewnianą skrzynkę. Ostrożnie ją wyjął zaglądając do środka. Wnętrze wypełniały strzępki papieru oraz coś bardzo misternie owinięte miękkim materiałem. Ostrożnie wyjął dość lekki przedmiot i rozpakował.
- Tato, skąd to masz? - Białowłosy wbił wzrok w kryształową różę o jednolitym kolorze. Była tak czarna że na pierwszy rzut oka ciężko było stwierdzić gdzie zaczyna się jeden a kończy drugi płatek. Można było odnieść wrażenie jakby za chwilę cała ta czerń miała zacząć skapywać z kolców. Nawet czarne metale nie miały tak intensywnego koloru jak ten kwiat.
- Zdobyłem. - Odpowiedział bez emocji jednak kącik jego ust nieznacznie się uniósł. - Nie musiałem wykupować Serafine, więc był to prezent ślubny dla niej. Po jej śmierci wszystkie schowałem. Powinno ich być dwanaście.
- Dwanaście czarnych róż!?
- Tak. Nie wyraźnie mówię? - Azazel odłożył kolejne pudło na bok. - Za moich czasów były dość powszechne, dopiero później odkryto skrywaną przez czarne kryształy magie. Teraz znalezienie ich jest praktycznie niemożliwe a jeśli chciał byś taką kupić...
- Wydał bym majątek... - Dokończył za ojca zawijając różę w materiał.
- A co? - Kuro szturchnął brata w ramię. Słuchał ich od dłuższego czasu i zaczęła ciekawić go jedna sprawa. Uśmiechnął się przebiegle. - Chcesz dać taką swojej kitsune? Właściwie jak tam wasza randka?
- Ona nie jest moja... ! - Warknął, jednak dalsze słowa zagłuszyło głośne skrzypnięcie drzwi.
Lau wychyliła się zza drzwi omiotając spojrzeniem pomieszczenie. Wolała się upewnić czy nie rzuci się w jej kierunku jakiś "zwierz".
- One bardziej się boją Ciebie, niż ty ich ... - Azazel wbił spojrzenie czarno złotych oczu w córkę.
- Ta jasne... za chwilę znowu jakiś chuj na mnie wyskoczy ... - Prychneła po czym weszła do pomieszczenia. Powoli podeszła do stołu omijając potencjalne miejsca w których pająki miały swoje gniazda. - Zobacz, o to ci chodziło?
Podała ojcu plik pożółkłych, lekko nadpalonych kartek. Azazel przyjął je i przyglądał przez dłuższy czas. Pierwsze kartki zawierały luźne zapiski i tak zwane pytania bez odpowiedzi pisane gdzieś poza głównym tekstem by o nich nie zapomnieć. Pod niektórymi pojawiały się krótkie odpowiedzi typu "wymaga dłuższych badań" lub "możliwe....". Dopiero trzy ostatnie kartki zawierały skrupulatne rysunki ciała i ich opis. Było tam wszystko, skąd zostało pozyskane ciało, jaki ma skład, co zostało zmienione i słabe punkty. Pozatym pojawiał się opis łańcuchów którymi królowa została przyczepiona do tronu.
- Tak, właśnie tego. - Wodził wzrokiem po tekście przerzucając co jakiś czas kartki lub do nich wracając. - Muszę sprawdzić kilka rzeczy, do tego czasu trzeba sprowadzić tu ducha Serafine.
- Jutro po nią pójdę.
- Z Kitsune? - Uśmiech Kuro poszerzył się jeszcze bardziej gdy napotykał mordercze spojrzenie brata. - Oi, Sousuke nie bądź taki. Ty sobie z nią pójdziesz po matkę, Ja idę do Dantego a Lau do Shadowa.
- To nie brzmiało dobrze.... - Prychneła białowłosa. - na pewno nie po tekście "idę do Dantego ".
Smok wzruszył ramionami. Wszyscy wiedzieli że specjalnie powiedział to tak by zabrzmiało dwuznacznie ale jakoś nikomu nie chciało się z nim kłócić. Było już późno a jeszcze musieli pochować pudła z powrotem do graciarni i uwolnić siebie od kurzu i pajęczyn.
***
Daemon wbijał brązowe prawie miedziane oczy w sufit. Chodź było prawie południe w pokoju panowała kompletna ciemność. Leżał na łóżku już jakieś trzy godziny, nawet nie miał ochoty się przebierać, jak położył się w dresowych spodniach tak był do teraz. No bo w końcu kto miałby go nachodzić? Lau? Bardzo w to wątpił...
"Tak wiele myśli
Krąży w mej głowie
Żal mi jest trochę
Nikt się nie dowie
O czym marzyłem
I o czym śniłem
Czego się bałem
No i kim byłem.
Nikt się nie dowie
Z czego się śmiałem
Kiedy płakałem
Kogo kochałem
A kiedy przyjdzie
Pożegnać ten świat
Nikt nie poświadczy
Że byłem coś wart"
- Strasznie depresyjne ...
- Taki mam humor ... - Mruknął mechanicznie.
Minęła chwila nim zrozumiał że ten głos wcale nie brzmiał w jego głowie tak jak mu się na początku wydawało. Szybko podniósł się do siadu. Odrazu napotkał złote tęczówki błyszczące w ciemności. Klasnął w dłonie a pokój rozświetlił blask kryształów przez co na moment musiał zmrużyć oczy. Nie wierzył że do niego przyszła, pozatym nie był pewny kiedy właściwie weszła do jego pokoju. Wyłączył się.
- Co ty tu robisz?
- Sprawdzam czy żyjesz. - Nekromantka uśmiechnęła się lekko. Mimowolnie zlustrowała go spojrzeniem w znacznym stopniu skupiając się na jego nagiej klacie. - Jak widać, tak. Ale rozebrany jesteś choćby było lato.
- A ty naubierana choćby była zima. - Mruknął odwzajemniając uśmiech.
Lau stała oparta plecami o zamknięte drzwi. Miała na sobie ciemno zielony płaszcz z jasnym futerkiem wokół szyji spod którego wystawał fragment czarnego golfu, czarne spodnie oraz czarne sięgające do kolan buty na obcasie.
- Kurwa tam jest prawie zero stopni! Jeszcze trochę i będzie jebać śniegiem! - Prychneła krzyżując ręce na piersi, albo raczej próbując. Prawą obandażowaną rękę trzymała wzdłuż ciała natomiast lewą chwyciła się za prawy łokieć.
- Jeszcze nie tak źle. - Wstał z łóżka odrazu podchodząc do szafy by wyciągnąć z niej jakąś koszulkę. Stał do białowłosej bokiem więc mogła w mniejszym stopniu zauważyć znajdujący się na jego plecach "gorset". Był to zbiór kolczyków zaczynający się pod łopatkami a kończący się w okolicy bioder, połączony czerwoną wstążką tak jak gorset, z tą różnicą że miało służyć tylko ozdobie.
- Nie tak źle .... Już piździ a będzie jeszcze gorzej. - Odepcheneła się od drzwi podchodząc do starszego daemona. - Wiesz że masz przekreconą wstążke ... wogóle jakoś to masz dziwnie poplątane.
Nie czekając na jego odpowiedź zaczęła rozwiązywać cały gorset. Wyciągła wstążke z kolczyków po czym zaczęła ją od nowa przeciągać. Shadow spiął się czując raz za razem jak paznokcie nekromatki ocierają się o skórę.
- Tak się kończy wiązanie gorsetu na ślepo. - Odpowiedział chcąc brzmieć w miarę normalnie. - Masz już nową rękę?
- Nie do końca... - Nekromantka przeciągła wstążke przez ostatnie kolczyki po czym zrobiła ładną kokardke na końcu. Teraz całość była równa i schludna, pozatym nie była tak napięta jak wcześniej. - Mam tylko kości pokryte warstwą mięśni... zresztą zaraz zobaczysz. Chodź do salonu ... - Odsuneła się po czym wyszła z pokoju.
Mężczyzna słysząc charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi, zerknął w ich stronę. Zostały otwarte ale nekromatki już tam nie było. Założył na siebie szarą koszulkę po czym udał się za nią.
Białowłosa siedziała na kanapie. Kurtkę rzuciła na jej oparcie pozostając w czarnym golfie bez rękawów dzięki któremu obandażowana ręka była doskonale widoczna.
- Więc? - Shadow usiadł obok. - Masz tylko kości i mięsko?
- Ta ... można tak powiedzieć. - Prychneła lekko rozbawiona. - Nie ma skóry ani paznokci więc całość trzyma bandaż. Nie mogę nią za bardzo ruszać .... - Ostrożnie i powoli podniosła wyprostowaną rękę, jednak na wysokości ramienia zaczęła się trząść a po chwili opadła z plaskiem na udo dziewczyny. - Widzisz? Nie podniose jej wyżej....
- Nie mogliście odrazu jej zrobić? - Ostrożnie ujął jej dłoń w swoją. - Boli Cię?
- Nie boli, biorę tak silne środki że nawet bym nie poczuła jakby ujebało mi drugą. Czuje tylko zimno i ciepło. - Uważnie obserwowała poczynania Daemona. Gładził jej dłoń kciukiem ... wogóle tego nie czuła. - Ojciec był pod wpływem królowej a ja z tego powodu nie miałam dostępu do psychiatryka. Ciała które tam były już dawno zgniły, są bezużyteczne. Musieliśmy znaleźć nowe z czego zrobiona jest prowizoryczna ręka. Ojciec też nie jest w pełni sił. Rozumiesz .... to trochę trwa. Może za kilka dni będę mieć zupełnie sprawną rękę. - Po chwili dodała. - A ty? Jak się czujesz?
- Teraz dobrze, zdobyłem wystarczająco czasu by wrócić do normy ....
- Dzięki ... - Przerwała wypowiedź mężczyzny. Spojrzenie wbiła w swoją dłoń tylko dlatego by nie patrzeć mu w oczy. - No wiesz ... za to że mnie uratowałeś. Gdybyś nie oddał mi czasu, już dawno bym nie żyła.... i Sousuke również.
- Nie ma za co. Dobrze wiesz że dla Ciebie zrobił bym wszystko. - Uniósł zabandażowaną dłoń do swoich ust składając na niej pocałunek.
- Zdaje sobie z tego sprawę...
- I ? - Uniósł delikatnie brew w pytającym geście. - Chcesz mi powiedzieć że przyszłaś tu tylko po to by mi podziękować? Znam cię, to nie w twoim stylu ... Jesteś za spokojna, a taka jesteś tylko gdy coś ci nie daje spokoju. Więc? O co chodzi?
- O coś.... - Mrukneła dalej wpatrując się w swoją dłoń. - ale to zależy głównie od ciebie.
- To znaczy ?
Białowłosa przez długi czas milczała. Nie wykonała nawet najmniejszego ruchu. Shadow sam nie był pewny czy to kwestia tego że nie wie co ze sobą zrobić i dlatego woli nie robić nic czy po prostu bije się z myślami. Jednego był pewien, gdyby Azazel chciał się wyrzec córki, nie mógłby. Momentami była do niego zbyt podobna ... jak żywcem zdjęta skóra. Była głośna i wszędzie było jej pełno ale często tak jak on wolała stanąć z boku i obserwować. Gdy napotykała problemy nie ważne czy chodziło o składanie trupów, nowe eksperymenty czy zwykłą życiową sytuację, zawsze wolała wszystko przemyśleć kilka razy. Była bezwzględna i okrutna ale potrafiła być spokojna i niegroźna tak jak teraz. Mógł by tak porównywać ich cały dzień bo w końcu znał ich obu, jednak Lau w końcu się ruszyła.
- Odpowiedz mi na pytanie... Tak czysto teoretycznie.... Czy coś by się między nami zmieniło gdybyśmy byli razem? Znaczy .... - Prychneła plątając się w słowach. - Czy przestalibyśmy się zachowywać jak przyjaciele ... tak zwyczajnie?
Daemon parsknął rozbawiony czym zwrócił uwagę dziewczyny. Wpatrywała się w niego szarymi oczami zupełnie nie rozumiejąc jego reakcji.
- Nie ... dalej bylibyśmy tak samo popierdoleni jak teraz, a może nawet bardziej. - Posłał jej szeroki uśmiech. - Naprawdę jeśli o to się boisz, to nie masz o co. Będzie tak samo tylko z małym urozmaiceniem.
- Kiedyś zadałeś mi pytanie na które nie odpowiedziałam.... masz swoją odpowiedź. - Mrukneła cicho jednak tak głośno by Daemon ją usłyszał. Na tyle ile potrafiła poruszyła zabandażowaną dłonią splatając ich palce razem. Jej policzki zrobiły się delikatnie różowe.
- Nie ... - Lau znowu na niego spojrzała nic nie rozumiejąc. - Cieszę się ale ... nie chce takiej odpowiedzi. Zrobimy to po mojemu, tak jak powinno być od początku. Zgoda? - Posłał jej szelmowski uśmiech po czym pocałował wierzch jej dłoni. Ich palce dalej były ze sobą splecione.
- Pff idiota .... - Kopneła go lekko w łydke żeby rozładować skumulowany w sobie stres. Nie potrafiła wyrażać takich uczuć a on jeszcze zaczął coś kombinować. - W takim razie musisz się postarać, inaczej mogę zmienić zdanie.
- Zawsze się staram. Jutro gdzieś Cię zabiorę i na pewno się zgodzisz.
- Jeszcze zobaczymy
Lau przewróciła oczami jednak na jej twarzy gościł delikatny uśmiech. Z jednej strony chciała go zatłuc za takie gierki ale z drugiej musiała to przyznać... lubiła gdy taki był. Miała nadzieję że załatwi to szybko bez jakiś tekstów typu "kocham cie " i tak dalej. Może nie było tego aż tak widać ale takie sytuacje bardzo ją stresowały. Gdy była pod wpływem zaklęcia takie akcje były proste .... Teraz już takie nie było. Niestety będzie stresować się jutro ...
***
Kiri w kilku susach pokonała kamienny most dzielący Lordran od Rewiru Katedralnego. Jej puszyste ogony podskakiwały w rytm kroków a uszy stały na baczność wychwytując nawet najmniejszy dźwięk. Schowała nos w puszystym kołnierzu kimona. Dzisiaj było o wiele zimniej choć wybiło dopiero południe i powinno być ciut cieplej.
Zatrzymała się nagle dostrzegając charakterystyczne białe włosy. Daemon opierał się plecami o ścianę jednego z budynków tuż obok skamieniałych, wrośnietych w mur groteskowych zwłok. Miał na sobie ten sam czarny płaszcz, nie wyglądał na ciepły jednak na Sousuke temperatura chyba nie robiła wrażenia. Wpatrywał się w niebo co jakiś czas wypuszczając mały obłoczek pary z ust. Musiał nad czymś rozmyślać.
Jego widok w tym miejscu wprowadził dziewczyne w delikatne zdziwienie, była pewna że spotka go dopiero w jego domu ... albo kuźni. Nie myślała że będzie na nią czekać.
Jak na zawołanie przez jej umysł przyleciały obrazy wczorajszego dnia oraz tego w jaki sposób go pożegnała. Dlaczego to zrobiła!? Zupełnie nie miała pojęcia. W tamtej chwili miała nadzieję że go pocałuju, ucieknie a później zaszyje się w swoim pokoju do końca życia. Plan był dobry ... do dzisiejszego poranka kiedy przypomniała sobie że znowu się z nim zobaczy. Bo chciał by z nim poszła .... Bo sama chciała iść.
- Cześć... - Mrukneła gdy stanęła tuż obok niego. Jej policzki odznczały się delikatną czerwienią. Może uda jej się zrzucić winę na zimno? - Długo czekasz?
- Hej. Tylko chwilę... - Odbił się od ściany przenosząc wzrok na dziewczynę. - Nie byłem pewny ile zajmie Ci przyjście tutaj.
- Nie mieszkam aż tak daleko, chociaż można powiedzieć że w obrębie centrum. - Uśmiechnęła się lekko. Niestety Daemon nie mógł tego zauważyć gdyż dalej chowała twarz w futrze kołnierza. - Powiedzmy że spacerkiem dotarcie tutaj zajmuje mi jakieś dwadzieścia minut.... coś koło tego.
- Czyli do mojego domu jakąś godzinę. Dobrze że po Ciebie wyszedłem, nie musisz niepotrzebnie nadrabiać drogi. - Sousuke schował dłonie do kieszeni płaszcza po czym ruszył wzdłuż kanału.
- Gdzie idziemy? - Kitsune szybko zrównała z nim krok. - Zupełnie nie wiem gdzie może znajdować się to miejsce.... Tlące Jezioro?
- Niegasnące Jezioro. - Poprawił automatycznie dziewczynę. - Musimy przejść przez Stare Yarnam do Grobowca Oedona, właśnie tam jest wejście. Moglibyśmy przenieść się tam za sprawą cieni albo poratalu... ale nadal nie czuje się na tyle dobrze by używać mocy, zbyt szybko opadł bym z sił. Kuro zaś poszedł w swoją stronę... - Westchnął ciężko.
- Więc zostaje nam spacer. - Ogony kitsune delikatnie zaczęły machać za jej plecami. Podobała jej się perspektywa dłuższego spędzania czasu z Daemonem. - Sousuke, tak się zastanawiałam ... czy ty ...
- Hm?
- Nic .... - Mrukneła oblewając się soczystym rumieńcem. Nie powinna o to pytać. - Już nie ważne. Zapomnij ...
Odbili od kanału w głąb Górnego Rewiru Katedralnego, po czasie docierając do ogromnej żelaznej bramy oddzielającą jeden teren od drugiego. Żelazne pręty uniesione były do połowy tak że bez większych problemów dało się przejść.
Stare Yarnam tak jak Rewir Katedralny oraz Byrgenwerth było pełne wysokich kamiennych budynków których fasady zdobiły skamieniałe zwłoki wykrzywione w groteskowy sposób. Nad ulicami na szczytach budynków rozciagały się drewniane szubienice z których zwisały zwłoki owinięte płuciennymi workami. Te które nie znalazły miejsca na szubienicach zwisały z balkonów lub okratowanych okiennic. Niektóre zerwały się ze starych sznurów leżąc teraz jak pokraczna gąsienica na kamienny bruku. W Starym Yarnam wszystkie okna oddzielały od świata zewnętrznego żelazne kraty, tak było bezpieczniej.
- To ... nie wygląda zachęcająco. - Uszy kitsune położyły się na boki kiedy patrzyła w górę na zwisające zwłoki.
- Nie ma być zachęcające, ma odstraszać. - Daemon przekroczył płucienną gąsienice związaną grubym sznurem w miejscu gdzie powinna być szyja, tym samym wszedł w kałuże rozwodnionej krwi rozchlapując ją na boki. - Stare Yarnam żyje swoimi przekonaniami i zabobonami. To jeden z nich.
- To znaczy? - Kitsune po dłuższym namyśle przybliżyła się do Daemona tak by wziąść go pod rękę. Sousuke tylko na nią zerknął, nie odtracił jej.
- Według zabobonów, ciała wieszane wysoko na budynkach miały być chronione przed nekromamtami. Feary chcieli w ten sposób ustrzec zmarłych bliskich przed profanacją. Prawda jest taka że nawet zakopanie ciała ich nie powstrzyma a co dopiero taka banalna ochrona. - Skręcili w boczną alejke przez którą dostali się na mały plac. W jego centrum stał olbrzymi posąg przedstawiajacych kilka zakapturzonych kobiet opłakujacych śmierć mężczyzny leżącego u ich stóp. Wokół zgromadziło się kilku mieszkańców, kleczeli pogrążeni w ciszy. Obeszli posąg udając się w lewą stronę do uliczki która prowadziła schodami w górę. - Starzy mieszkańcy tego rewiru dalej wychodzą z założenia że zmarłych należy trzymać blisko siebie. Niektórzy są w stanie pozostawić zmarłego w domu i zachowywać się tak jakby dalej żył, oczywiście do momentu kiedy pojawią się robale lub ciało się całkowicie rozłoży. Są pewne wyjątki. Słyszałem od siostry o Feary którzy nawet karmili szkielety bo twierdzili że to nadal żywe istoty. - Zamilkł spoglądając na Kiri. Słuchała go w skupieniu co jakiś czas zerkając w jego stronę. Czuł się trochę jakby był przewodnikiem opowiadajacym fascynujące historie. Dla niego była to norma ale dla kitsune która nie wyściubiła nosa dalej niż swój teren i kawałek Rewiru Katedralnego, to zupełnie inna bajka. - Ostatecznie ciała zmarłych i tak działają jak wabik na bestie. Są bardzo niebezpieczne, z tego też powodu każde okna są zabezpieczone kratami a bramy Starego Yarnam są zamykane na czas nocy. Nie wiem czemu to ma służyć. Nie chcą by bestie wydostały się poza teren czy nie chcą innych potworów u siebie.
- Te bestie... można spotkać w dzień?
- Nie. Niektóre z nich mogą pojawić się gdy zaczyna zapadać zmrok ale w większości pojawiają się nocą. - Daemon wyciągnął rękę z kieszeni by po chwili ująć chłodną dłoń kitsune, tym samym wywołał soczysty rumieniec na jej policzkach. - Jak już mówiłem bramy Starego Yarnam zostają zamknięte a wszyscy mieszkańcy gaszą światła. Zapada grobowa ciemność. Jeśli przypadkiem została byś zamknięta na tym terenie, nikt nie udzieli Ci pomocy.
- Czyli jest to jednoznaczne ze śmiercią... Nie ma sposobu by się wydostać, pomimo zamkniętych bram?
- Można spróbować dachami. - Daemon wskazał wolną ręka jedna z metalowych drabin przyczepioną do fasady budynku który mijali w wąskiej uliczce. - Drabiny znajdziesz praktycznie wszędzie. Jeśli dobrze pójdziesz i nie spadniesz, uda ci się uciec. Jednak bestie potrafią się wspinać i bardzo możliwe że zaczęły by Cię gonić.
- Rozumiem ...
Wyszli na większy plac. W jego centrum znajdowała się duża wysuszona fontanna z której pokracznie wystawały dwa szkielety, wyglądały jakby chciały uratować się przed utopieniem. Wokół znajdowało się kilka mniejszych pomników przedstawiających zakapturzone postacie pogrążone w żałobie. Gdzieniegdzie walały się także zwykłe zwłoki jak i te owinięte w płótno. Za fontanną znajdował się ogromny budynek przypominający kaplicę do którego prowadziły kamienne schody. Gdy się zbliżyli poczuli dziwny słodki zapach jak i smak wdychanego powietrza.
- Co to jest? - Kitsune wdychała raz za razem powietrze ale nie potrafiła zidentyfikować zapachu. Sousuke wydawał się dziwnie rozbawiony jej zachowaniem. Puścił jej dłoń po czym otworzył ciężkie drzwi kaplicy. Wewnątrz znajdowało się mnóstwo szarych urn, jedne mniejsze drugie większe, znalazły się i takie które sięgały jej do łokcia. - Nie ... powiedz że to nie jest to co myślę....
- Niestety ale właśnie tak pachną palone zwłoki. To miejsce jest swego rodzaju cmentarzem, Kaplica Oedona a pod nami znajduje się Grobowiec Oedona, bardzo mały teren od którego biegnie tunel do Niegasnącego Jeziora.
Weszli w głąb kaplicy. Im dalej szli tym więcej było urn i palących się przy nich świec. W uchylonych po prawej stronie drzwiach kitsune zauważyła kawałek pieca oraz fragment ręki leżącej praktycznie w progu. Nie mogła się lepiej przyjrzeć gdyż Sousuke skręcił w drugą stronę. Zanim się obejrzała zeszli po długiej drabinie pod ziemię. Poza dużą kamienną przestrzenią wypełnioną urnami i trumnami było mnóstwo tuneli. Udali się jednym z nich, prowadzącym jeszcze bardziej w głąb ziemi.
- Sousuke ... - Kitsune złapała jego dłoń delikatnie się rumieniąc. Te miejsce sprawiało że czuła wewnętrzny strach jednak przy nim czuła się bezpiecznie. - Dlaczego to miejsce nazywa się Grobowcem Oedona? Był to ktoś ważny?
- Nie wiem ale pewnie są jakieś legendy na jego temat.
- Nie wiesz? - Na twarzy kitsune pojawił się szeroki uśmiech. - Po tym jak opowiadałeś o Starym Yarnam myślałam że wiesz wszystko.
- Nie przesadzaj. - Zaśmiał się. - Znam tylko kilka faktów z różnych miejsc, kiedyś mnie naszło i szukałem informacji...
Nim się obejrzeli tunel z kamiennego zmienił się w ziemisty gdzie w niektórych miejscach przebijały się grube korzenie. Podążali coraz głębiej pod ziemię aż w końcu wyszli na ogromny teren wyglądający jak jezioro. Z wody wyrastały ogromne, grube drzewa których korony kończyły się w kamiennym sklepieniu przebijając się na powierzchnię. Całe światło panujące w jaskini brało się z tlących się drzew.
- Łał ... - Kitsune z zainteresowaniem zaczęła się rozglądać. - Wygląda niepokojąco ale .... na swój sposób pięknie.
- Właśnie taki teren chciała moja matka, piękny ale niebezpieczny. - Zrobił krok do przodu schodząc z wysepki do zimnej wody która odrazu sięgnęła ponad kostkę. - Nie daj się zwieść, tu także są potwory. W głównej mierze kraby i trujące rośliny.
- Dobrze... - Ruszyła przez zimną wodę kurczowo trzymając się dłoni Daemona. - Co teraz?
" Ma mnie każdy, lecz nie każdy lubi - potrafisz uwierzyć?
Możesz mnie dotknąć, zobaczyć, lecz nie zdołasz uderzyć.
Bawię dziecko, przygnębiam starca, cieszę dziewczę urocze.
Kiedy płaczesz - ja szlocham,
Gdy się śmiejesz - i ja chichoczę,
Czym jestem?"
Spokojny kobiecy głos rozniosł się jak szept po Niegasnącym Jeziorze. Kiri nerwowo zaczęła się rozglądać dookoła, miała wrażenie jakby głos pochodził zewsząd i znikąd.
- C... co to było?
- Serafine ... Podobno ona jak i Azazel zabezpieczyli swoje dusze by nie wpadły w niepowołane ręce. On schował swoją w psychiatryku co samo w sobie jest ochroną a ona, najwidoczniej postanowiła urzyć zagadki.
- Czyli mamy jej szukać w ... - Kitsune zamilkła w myślach przytaczając słowa uslyszanej zagadki. - Odbiciu ?
- I tak i nie ... Chodzi o lustro. Musimy znaleźć lustro w którym jest jej dusza.
***
Zapach perfum był tak słodki że z każdym kolejnym wdechem stawał się aż mdły. Muzyka zdawała się grać głośniej niż zwykle, zagłuszając myśli. Nie chciał myśleć... właśnie po to tutaj przyszedł. Podążał wzrokiem za zgrabną kobietą o jasnej szarej skórze i błękitnych włosach do ramion. Na sobie miała już tylko koronkową czarną bieliznę oraz tego samego koloru szpilki, reszta ubrań leżała porozrzucana wokół sceny. Feary zaprzestała tańca zgrabnie schodząc ze sceny. Powoli podeszła do smoka po czym usiadła na nim okrakiem zarzucając ręce na jego kark. Jej wzrok był jakby nieobecny, skutek narkotyku. Czy miało to znaczenie ? Nie ... Odurzone nie uciekały, nie pamietały i nie sprawiały problemów wykonując każdy kaprys. Jak piękne lalki.
Kobieta nachyliła się by pocałować smoka który oddał pocałunek kładąc dłonie na jej pośladkach. Plan był prosty, najpierw się trochę podrażnią a później ulotnią się do bardziej prywatnego miejsca bez wścibskich oczu. Kobieta kręciła się na jego kolanach starając się jak najbardziej go podniecić. Powolnym ruchem przeniosła dłonie na jego klatke piersiową.
- Pan Dante prosi Pana do siebie ... - Bardzo cichy głos rozbrzmiał tuż obok jego prawego ucha. Gdyby nie dłonie które wylądowały na jego ramionach, pomyślał by że tylko mu się wydaje.
Niechętnie przerwał pocałunek z szaroskórą kobietą. Ona również nie była zadowolona z tego powodu.
- Powiedz mu że jestem zajęty. Przyjdę za jakąś godzinę... może dwie.
Usłyszał tuż obok ucha nerwowy oddech kobiety, jej dłonie delikatnie zacisneły się na jego ramionach.
- To pilne .... proszę ze mną pójść... - Kobieta nerwowo przełkneła śline jakby walczyła z gulą w gardle. Jej głos mimo starań drzał, a on to doskonale słyszał. - Bardzo proszę ...
Kuro zerknął przez ramię. Tuż za nim stała rudowłosa lisica, ulubienica Dantego. Jednak jej wygląd był zupełnie inny. Nie miała na sobie bielizny, ani nawet zwiewnego szlafroka czy kusej sukienki jak zawsze w towarzystwie swojego Pana. Jej wygląd ograniczył sie do zwykłej trochę za dużej na jej ciało bluzy zapietej aż pod samą obroże w którą wplątana była charakterystyczna wstążka. Jej makijaż był rozmazany. Dante nigdy nie pozwalał wychodzić swoim pupilką gdy nie wygladały idealnie. Mówił że one świadczą o jego osobie i nie mogą mieć skaz. Po chwili zauważył że oczy lisicy są opuchnięte jakby niedawno płakała. Mimo spokoju jaki starała się zachować widział że męczy się z jakimś ogromnym smutkiem.
- Złaź! - Warknął. Jednym ruchem zrzucił z siebie szarosķorą kobiete która chwilę wcześniej zaczęła, dość nieudolnie dobierać się do jego spodni. Oszołomiona wylądowała na kanapie. - A ty chodź.
Wstał z kanapy automatycznie kierując się w stronę wyjścia. Czuł na sobie ciekawskie spojrzenia gości których dziś było wyjątkowo dużo oraz mniej naćpanych panienek. Nie zwracał na nich uwagi. Gdy znalazł się na korytarzu pozostawiając wszystko za koralikową zasłoną dopiero spojrzał na lisice. Tak jak myślał była w samej bluzie sięgającej do kolan oraz zwykłych butach przez co sięgała tylko do jego ramienia. Rudy ogon miała podkulony pod warstwą ubrania.
- Coś się stało Dantemu?
- N...Nie ... - Głos lisicy drzał tak samo jak jej dłonie. Właśnie z tego powodu musiała wcześniej położyć je na ramionach smoka. Jako pupilka Władcy Pogorzelisk nie mogła pokazać się z "złej" strony. Nawet jeśli była przerażona tak jak w tym momencie.
Dom Dantego znajdował się niedaleko burdelu. Łączył je ze sobą tunel ale z jakiegoś powodu lisica nalegała by udać się tam w tradycyjny sposób. Smok nie miał zamiaru pukać.... przynajmniej nie w tym sensie, więc gdy tylko dobiegł do podwójnych drewnianych drzwi, pchnął je wchodząc do środka. Tuż za nim wbiegła lisica.
Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem a widok jaki zastał sprawił że zatrzymał się w miejscu. Na wprost wejścia znajdował się mały salon od którego po obu stronach biegły schody na piętro znajdujące się tuż nad wejściem. Na środku stał stolik a tak że trzy kanapy, wszystko w kolorach brązu. Był tu już tyle razy że wiedział iż za kanapą na wprost niego znajdował się kominek. Po jego prawej stronie znajdowała się mała kuchnio- jadalnia, a po lewej drewniane drzwi - wyjście z tunelu. Jednak jego wzrok skupiony był na czymś innym. Od wejścia ciągnęły się ślady krwi które kończyły się tuż przy kanapie, przy martwym ciele kobiety. Był to sukkub o różowych włosach z których wyrastała para małych czarnych rogów. Wokół szyji miała tą samą obroże w którą została wplątana wstążka. Jej ciało otułał czarny materiał krótkiego szlafroka ukazując jedynie dużą dziurę w miejscu serca. Ciało jak i drewniana podłoga były całe we krwi. Tuż obok drzwi wejściowych znajdowało się ciało jakiegoś mężczyzny... miał zmiażdżoną głowę, co znaczyło że Dante go dopadł.
- Co tu się odjebało? - Kuro wszedł w głąb pomieszczenia.
- A na co ci to kurwa wygląda!? - Wkurzony głos Dantego rozniosł się po mieszkaniu, sam mężczyzna zszedł po chwili z schodów po prawej stronie. Miał długie, sięgające żeber brązowe włosy z których wyrastała para wilczych uszu tego samego koloru, posiadał również krótką kozią bródke. Na sobie miał czarną koszulkę oraz zwykłe jasne spodnie z których wystawał ogon. Jego prawa pięść była ubrudzona zastygłą krwią. - To jest jawna groźba! Nie ma mnie kurwa dosłownie dwie godziny w domu i jakiś jebany chuj jak gdyby nigdy nic morduje moją własność! - Wilkołak z taką siłą uderzył w kanapę że ta aż zaskrzypiała i przesuneła się o kilka centymetrów. Kuro mógł poczuć jak materiał płaszcza na jego plecach został ściśniety przez drobne dłonie przestraszonej lisicy.
- Wiesz kto za tym stoi ?
- Oczywiście! I osobiście rozjebie mu ten wampirzy łeb! Jebany zdrajca!
Dante jakby w momencie złagodniał gdy jego wzrok skupił się na przestraszonej lisicy. Wyglądała jak kulka nieszczęścia nie wiedząc czy ma trzymać emocje na wodzy czy jednak może się rozpłakać.
- Akane... - Zaczął starając się brzmieć w miarę spokojnie. - Zabierz co chcesz i zamknij się u mnie. Nikomu nie otwieraj, jasne?
Kobieta skineła posłusznie głową po czym szybko przebiegła obok trupa sukkuba tak by na niego nie spojrzeć. Wbiegła po schodach na piętro, a niedługo puźniej usłyszeli trzask zamykanych na zamki drzwi.
- O kim mówisz? - Smok podszedł bliżej. Klęknął obok trupa przyglądając mu się. Poza dziurą w miejscu serca miała jeszcze kilka siniaków i zadrapań. Jej wstążka była lekko rozwiązana jednak przez obroże jej usunięcie było niemożliwe. Najwidoczniej napastnik na początku chciał ją uśmiercić jej własnym zabezpieczeniem. Gdyby usunął wstążke, jej głowa została by odcięta ...
- O Sebastianie... obecnie Siódmy Władca... kurwa już niedługo! - Warknął odwracając się na pięcie. Zrobił kilka kroków w stronę kominka jakby nie chciał patrzeć na martwe ciało swojej pupilki. Tylko Kuro wiedział dlaczego ... - Po chuj tam poszedłem!? Skurwiel musiał wszystko zaplanować tylko po to by ....! KURO!
Smok jak na komendę podniósł się na równe nogi. Nie do końca wiedział co się dzieje gdy Dante w dosłownie kilku krokach znalazł się przy nim i złapał go mocno za przód płaszcza.
- Jesteśmy przyjaciółmi tak!? Powiedz mi co znajduje się w Niegasnącym Jeziorze!?
- C... co? - Tylko tyle był w stanie z siebie wydusić. Na początku myślał że dostanie w pysk bo niecachcy dotknął piersi sukkuba podczas sprawdzania obrażeń, co prawda był za kanapą więc nie powinien go widzieć ale teraz .... nic nie rozumiał.
- Niegasnące Jezioro, kurwa skup się Kuro! Co tam jest!? Wiem że to coś związanego z waszą rodziną i że to bardzo ważne, dlatego powiedz mi co to jest!?
- Ważnego? Jedyne co się tam znajduje to dusza Serafine... naszej matki. - Zmarszczył lekko brwi. Ta rozmowa powoli zaczynała wzbudzać w nim pewne obawy, szczególnie że mężczyzna musiał wiedzieć o czymś czego nie wiedział on. - Dlaczego pytasz ?
- Czy ktoś tam jest!? Teraz!? W tym momencie!?
- Żartujesz? Kto miał by tam niby być? Przecież .... Ej chwila ... - Smok powędrował wzrokiem na zegar znajdujący się nad kominkiem. Wskazówki wskazywały godzine czternastą trzydzieści. Z tego co pamiętał jego brat miał się spotkać po dwunastej z kitsune a do jeziora pieszo szło się ponad półtorej godziny, co znaczy że... - Sousuke tam jest, miał zabrać dzisiaj jej duszę...
- Kurwa! - Dante puścił płaszcz smoka po czym ruszył biegiem na schody. - Otwieraj portal!
- C.. co!? Dante, kurwa co się dzieje!? - Wilk był już na piętrze. - A o moim szaleństwie zapomniałeś!?
- Później poruchasz! Teraz otwieraj ten jebany portal!
***
Woda rozprysła się na wszystkie strony gdy ogromna strzała wbiła się z wielką siłą w podłoże tuż obok gigantycznego drzewa. Chowające się za nim postacie przylgneły plecami do ciepłej kory. Białowłosy ostrożnie wyjrzał zza drzewa. Zostali otoczeni przez dziwne postacie Feary, jedni mieli kilka par rąk, inni dwie głowy a jeszcze inni wygladali jak zlepek kilku ciał, wyglądali o wiele gorzej niż pierwsze eksperymenty Lau.
Na pierwszy rzut oka stali nieruchomo, co jakiś czas się rozgladając albo węsząc jeśli nie posiadali oczu. Jednak gdy ich zaatakowali zachowywali się bardzo niestandardowo, nie dało się przewidzieć ich ruchów. Jakby były tylko kukiełkami. Poza nimi na kamieniach czy grubych korzeniach drzew stało kilka postaci ubranych zupełnie na czarno, z tego co zdąrzył zauważyć każda z nich posiadała mały dzwoneczek. Usłyszał go kilka razy podczas ataku.... Czegoś szukali albo raczej kogoś. Kolejna strzała wbiła się tym razem w ogromne drzewo za którym się chowali. Kora rozprysła się uwalniając żar który buchnął we wszystkich kierunkach. Kitsune wydała z siebie przerażony pisk kuląc się w sobie.
- Sousuke!? Co teraz!? Jak stąd wyjdziemy!?
- Nie wyjdziemy... zablokowali wyjścia. - Daemon wrócił do poprzedniej pozycji opierajac się całym ciałem o ciepłą kore. Jeśli tak jak oni szukali duszy Serafine, nie mogli pozwolić by wpadła w ich ręce. - Kiri ... umiesz szybko biegać. Musisz znaleźć lustro przed nimi. - Spojrzał w oczy przerażonej kitsune. Miał wrażenie że gdyby mogła chyba by go zamordowała.
- Co!? - Pisneła gdy w tym samym momencie strzała przebiła kore i przeszła na wylot tuż między nimi. Odłamki dewwna i żaru posypały sie do wody wydając z siebie charakterystyczne skwierczenie. - Przecież oni mnie zabiją!
- Włos ci z głowy nie spadnie już ja o to zadbam. - Wziął głęboki wdech. - Posłuchaj, jeśli szukają duszy mojej matki ... Nie możemy pozwolić by ją zabrali. Naprawdę szybko biegasz i słyszałaś cała zagadkę co znaczy że będziesz mogła usłyszeć szept lustra. Myślę że jest gdzieś pod wodą ale nie mam pewności. - Skulił się gdy strzała uderzyła tuż nad nim lekko się przebijając. - Nie możemy tu dłużej zostać. Będę Cię osłaniać a ty po prostu biegnij. Dobrze?
Kiri wpatrywała się w Daemona wielkimi oczami. Miał rację ale ... jej ciało było jak sparaliżowane. Czuła ogromny strach. Według swojego instynktu powinna uciekać gdzie palą się kadzidła a jednak jej nogi nie chciały się ruszyć jakby ugrzęzły w mule, choć woda sięgała tylko do kostek.
- Kiri?
- Powiedziałeś że nie możesz używać mocy bo zbyt szybko opadniesz z sił. Jak chcesz mnie obronić?
- Nie martw się, mam swoje sposoby a to ... będę musiał zakończyć zanim opadne z sił.
- Co? Nie....
- Kiri... - Złapał za jej przedramie patrząc na nią stanowczo. - Nie myśl teraz o mnie, po prostu znajdź te lustro i do mnie wróć.
Strzała przebiła się przez pień tuż obok nich, w tym momencie Daemon pchnął dziewczynę by ta ruszyła biegiem przez jezioro. Sam wycofał się wychodząc z drugiej strony drzewa. Wyciągnął rękę w stronę z której nadlatywały strzały. Jeśli się nie pomylił między wystrzałami była dziesięcio sekundowa przerwa, wystarczająca by użyć zaklęcia.
Po jeziorze rozniosła się dźwięk dzwoneczków a dziwaczne Feary rzuciły się w kierunku Daemona. Wokół jego dłoni pojawił się mały jasny pentagram, niedługo później wystrzeliły z niego magiczne pociski kierujące się prosto w stronę strzelca.
Kiri ledwo złapała równowagę. Jej nogi były jak z waty a całe ciało paraliżował strach. Zacisneła zęby. Nie mogła się teraz wycofać choć strasznie się bała. Ruszyła biegiem przez wodę, rozchlapując ją dookoła. Starała się usłyszeć jakikolwiek szept podobno do wcześniejszego głosu... na próżno. Otaczało ją zbyt wiele dźwięków, chlapiąca woda, odgłos walki, wbijający się w umysł dźwięk dzwoneczków czy trzask żarzących się drzew. Niemożliwe by usłyszała jakikolwiek dźwięk.
Daemon zacisnął mocniej dłonie w pięści. Nie miał wyjścia, stworów jak i samych zakapturzonych postaci było zbyt wiele. Gdy tylko zlikwidował strzelca reszta napastników wypełzła nie wiadomo skąd. Musiał przybrać swoją prawdziwą formę. Z pleców wyrosła para czarnych skrzydeł o bardzo ostrych piórach. Tęczówki zmieniły barwę na złotą a białko na czarną. Skrzydła jak i jego ręce oraz nogi zostały oplecione łańcuchami i przytwierdzone do podłoża. Początkowa forma była dość słaba i podatna na ataki ze względu na łańcuchy które uniemożliwiały ucieczkę jednak gdy tylko je zerwie, nie ma sobie równych. Dzięki treningowi łańcuchy na rękach nie stanowiły problemu, odrazu zostały zerwane. Mógł bez problemu rzucać czary i się bronić. Jednak przez osłabienie czuł ich ogromny ciężar. Jakby łańcuchy lada moment miały wciągnąć go pod płytką wodę by utopić w mule. Nie wiedział czy wystarczy mu sił by zerwać je wszystkie.
Kilku zdeformowanych Feary rzuciło się w jego stronę. Jeden ruch i padli pocięci na kawałki przez cienie. Kolejni byli tuż za nimi. Sousuke już nawet nie zwracał uwagi na ich wygląd, zabijał każdego, jeden po drugim, czy to tnąc cieniami czy miażdżąc za pomocą łańcuchów. Jednocześnie starał się cały czas monitorować położenie kitsune która poruszała się coraz dalej w głąb jeziora. Gdy tylko była taka potrzeba bronił jej za pomocą cieni.
- Kurwa ... więcej was nie było?
Wydał z siebie gardłowe warknięcie. Wyciągnął przed siebie rękę szepcząc zaklęcie. Z powstałego pentagramu wystrzeliły kolejne magiczne pociski kierujące się prosto w zakapturzone postacie z dzwoneczkami. Daemon był pewny kolejnego rozlewu krwi ... nic takiego nie nastąpiło. Magiczne pociski rozbiły się na migiczącej tarczy powstałej wokół tajemniczych postaci.
Sousuke między atakami zdeformowanych Feary powtórzył atak tym razem używając zupełnie innego zaklęcia, z tym samym efektem. Tarcze nie przepuszczały żadnego zaklęcia. Mógł by użyć ostrych piór jednak w tym celu musiałby uwolnić skrzydła z łańcuchów. Na chwilę obecną atak dystansowy był bezcelowy a walka w zwarciu niewykonalna ze względu na unieruchamiające go łańcuchy jak i ciągły nawał Feary. W dodatku z każdą chwilą coraz bardziej słabł.... było gorzej niż źle.
Woda sięgała kolan. W każdy kolejny krok musiała włożyć jeszcze więcej siły, jednak dalej brneła do przodu. Słyszała go, cichy szept który na początku wydawał się nieistotnym szumem. Im była bliżej, tym stawał się coraz głośniejszy i wyraźniejszy, jednak nie rozumiała go. Brzmiał jak jakiś zupełnie obcy język.
- Aaa! - Kitsune krzyknęła kiedy potkneła się i z impetem wpadła do wody. Całe ubranie, ogony jak i włosy były mokre.
Nie wiadomo skąd tuż za nią pojawiła się zakapturzona postać. W prawej dłoni trzymała ostrą broń podobną do sierpu. Kiri szybko się podniosła i ruszyła biegiem. Nie musiała spoglądać za siebie by wiedzieć że na tyle ile umiał, Sousuke zatrzymał napastnika. Powiedział że ma się nie martwić... ale nie umiała. Z całego serca miała nadzieję że da rade i nic mu nie będzie.
Wbiegła na płytszą wodę unikając ataków zdeformowanych Feary. Szept stawał się coraz głośniejszy.
- Gdzie teraz? - Wzrok kitsune przeskakiwał między skałami a grubymi wystającymi z wody korzeniami. Szept był bardzo wyraźny, lecz nie wiedziała gdzie ma szukać. Jej uwagę przykuła woda w której nie było odbicia korzeni stojącego przed nią drzewa. Powinno być, prawda?
Obeszła korzenie z każdej strony nawet przyjrzała się obiektą wokół, tylko one nie miały odbicia. Czy to możliwe że właśnie o nie chodziło?
- Każdy je ma, lecz nie każdy lubi ...
Po dłuższej chwili szukania odpowiedniego miejsca, wspieła się na korzenie a z nich dotarła do głównego pnia drzewa. Szept stał się bardzo wyraźny a uwagę kitsune przykuł połyskujący fragment kory. Wyglądał jakby był mocno osadzony w drzewie. Kiri sięgnęła po niego gotowa na czekającą ją szarpanine. Ku jej zdziwieniu bez większych problemów udało jej się wyciągnąć... fragment lustra. Szept zamilkł natomiast z innej strony usłyszała dobrze znajomy niewyraźny szum. Fragmentów było o wiele więcej...
- Nie ... niemożliwe.... - Szepneła trzymając mocno lekko zaokrąglony z jednej strony fragment.
Odwróciła się akurat w momencie gdy na korzenie skoczył dziwny Feary, nie posiadał nóg jedynie bardzo długie pazury i ostre wielkie zęby. W panice oparła się plecami o drzewo. Nie miała gdzie uciec. Feary wspiął się na górę lecz gdy chciał skoczyć jego ciało przebiły cienie. Miała wrażenie że są o wiele wolniejsze niż wcześniej. Nie miała czasu, musiała się spieszyć. Zepchneła nogą ciało stwora do wody po czym sama zeszła z korzeni. Ruszyła biegiem ku nastepnemu fragmentowi.
Zdeformowane twory tworzyły nienaturalne wysepki w płytkiej wodzie która przybrała krwawy kolor. Zabił ich już tak wielu, jednak wydawało by się że nic ich nie ubyło. Teraz miał pewność że to za sprawą zakapturzonych postaci i ich dzwoneczków. W jakiś sposób sprawiały że stwory pojawiały się i pojawiały a dźwięk dzwonka wbijał się w umysł tworząc halucynacje uderzajacych z wody macek. Gdyby nie znał tego miejsca pewnie by się nabrał. Nie zmieniało to faktu że nie miał jak się ich pozbyć.
Nie był w stanie uwolnić skrzydeł z łańcuchów. Z każdą minutą czuł się coraz słabiej. Łańcuchy niemiłosiernie ciążyły, obraz się rozmywał a momentami stawał się wręcz czarny. Ciężko było utrzymać równowagę. To była tylko kwestia czasu nim całkiem opadnie z sił.
Nie trwało długo gdy po kolejnej fali przeciwników ciętych magią i cieniami, stracił oparcie w nogach. Przewrócił się do tyłu z impetem lądując w zafarbionej krwią wodzie. Skrzydła zniknęły a oczy przybrały swój zwykły szary kolor. Nie miał sił dalej podtrzymywać demonicznej formy. Czuł się jakby za chwilę miał zemdleć. Wszystko zaczęło dziać się jak w zwolnionym tempie. Zamiast zdeformowanego Feary pojawiła się tuż przed nim odziana w czerń, zakapturzona postać. W lewej dłoni trzymała mały srebrny dzwoneczek natomiast w prawej broń przypominającą sierp. Ostatkiem sił użył cienia by przebić postać ... bez skutku, cień odbił się od magicznej tarczy. Dopiero z tej odległości mógł zauważyć że mały dzwoneczek błyszczy się gdy postać jest atakowana. Napastnik uniósł sierp po czym szybko go opuścił.
Po jeziorze rozniósł się głuchy odgłos uderzenia a chwilę później głośne chlupnięcie wody w której wylądowało martwe ciało.
- Chujowy sobie moment wybrałeś na odpoczynek. - Dante uśmiechnął się złośliwie. W dłoniach dzierżył kastety na których znajdowało się kilka kolców. Całe ręce jak i koszulkę miał umazane we krwi. - Wygodnie ci w tej wodzie? Nie za zimno?
- Weź spierdalaj... - Prychnął mimowolnie się uśmiechając. - W życiu się tak nie cieszyłem na twój widok, więc tego nie psuj.
Wilkołak wyciągnął zakrwawioną dłoń do Daemona pomagając mu wstać. Wspierając się na jego ręce rozejrzał się wokół. Po zakapturzonych postaciach zostały tylko martwe ciała i zmiażdżone głowy a zdeformowane Feary leżały bez życia pozbawione swojego lalkarza. Dante nie z byle powodu był słusznej postury, miał pare w łapach jak mało kto. Jednym konkretnym uderzeniem potrafił połamać kości i jak widać także zmiażdżyć głowę.
- Skąd się tu wziąłeś?
- Później o tym pogadamy. Teraz trzeba znaleźć tą twoją kitsune i ... - Wilkołak zamilkł wpatrując się w jakiś punkt w oddali. - Kuro jednak nie musimy szukać.
***
Kryształowe róże błyszczały głęboką czernią w blasku słońca. Wszystkie dwanaście kwiatów stało w przeźroczystym kryształowym wazonie na środku stołu. Zapewne zostały przyniesione dzisiejszego poranka przez Azazela.
Sousuke nie mylił się gdy pierwszy raz zobaczył czarne róże na oczy, ich pokłady magii gromadzone przez tysiąclecia były tak ogromne że spływały z kwiatów w postaci czarnych kropel. Kiedy spadały na szklaną tafle stołu wydawały cichy brzdęk po czym zastygały tworząc małe czarne kryształy. Obecnie na stole były dwa a z kwiatów zwisały trzy małe krople.
- I jak? - Kitsune siedziała zwinięta w kulke na fotelu po lewej stronie kanapy. Otulała się szczelnie futrzanym berzowym kocem chcąc choć trochę się rozgrzać. Gdy wróciła do Daemona była cała przemoczona, w domu udało jej się wysuszyć głównie za sprawą ognistej magii Kuro, choć ogony jak i jej włosy oraz uszy wygladały tragicznie. Makijaż już dawno uległ zniszczeniu przez co musiała całkowicie go zmyć ukazując pozostałości siniaków.
- Nadal nic ... - Sousuke z westchnieniem oparł się o oparcie kanapy. Wzrok nadal miał utkwiony w pięciu kawałkach lustra leżących na stole. - Choćbym nie wiem jak je ułożył to nic nie da... brakuje jednego małego kawałka.
- Nie słyszałam nic więcej.... przykro mi. - Kitsune położyła po sobie uszy. - Czyli wszystko na marne?
- Nie wiem....
W wolnej przestrzeni salonu, tuż przed wyjściu otworzył się portal z którego po chwili wyszedł Kuro. Włosy miał w nieładzie, tak samo ubranie które w bardzo szybkim tempie poprawiał.
- Pobiłeś nowy rekord, nie sądziłem że można się zadowolić w dziesięć minut. Zadziwiasz mnie. - Dante posłał przyjacielowi złośliwy uśmiech specjalnie spoglądając na zegar. Od dłuższego czasu stał przy kominku ogrzewając się przy jego płomieniach. Tak jak reszta doprowadził się do porządku w mniejszym stopniu przez co krew została jedynie na jego koszulce.
- Ha ha .... bardzo śmieszne. - Rzucił sarkastycznie po czym zajął miejsce obok brata. - Ciesz się że nie oszalałem. A teraz możesz z łaski swojej powiedzieć nam co się tak właściwie stało?
- Teraz już mogę... tylko od czego zacząć? - Dante wbił wzrok w sufit. Przez dłuższą chwilę zbierał myśli nim w końcu powrócił wzrokiem do zebranych. - Mówiłem że za atakiem na mój teren stoi Sebastian, Siódmy Władca. Atak w Jeziorze to również jego sprawka.
- Skąd to wiesz? - Białowłosy skrzyżował ręce na piersi wpatrując się w wilkołaka.
- Eh ... byłem u niego w pewnej sprawie. Ta sprawa dotyczyła właśnie ataku w Niegasnącym Jeziorze. Nie powiedział mi nic pozatym że znajduje się tam coś cennego związanego z rodem Szatare. Napomknął również o swoich podwładnych których nie da się zranić za pomocą magi. Gdy spytał czy mu pomogę.... odmowiłem. - Dante zacisnął dłonie w pięści a z jego gardła wydobył się złowrogi warkot. - Właśnie z tego powodu nie było mnie w Hemwick. Skurwiel musiał przygotować się na taką sytuację i wysłał zabójce do mojego domu. Nim wróciłem i go zabiłem, on zdąrzył zrobić to z Marine.
- Czyli dopiero po tym wysłałeś po mnie Akane? - Rzucił Kuro.
- Wysłałem? - Dante uniósł lekko brew wybity z tematu. - Nigdzie jej nie wysyłałem a już na pewno nie po Ciebie. Zresztą wiedzą że mają nie wychodzić jeśli nie wyglądają idealnie.
- Ta ... Ale jeśli zacząłeś popadać w szaleństwo. Może bardziej niż zabójstwa koleżanki przestraszyła się Ciebie? Widziała Cię kiedykolwiek podczas szaleństwa? Wydaje mi si, że nie.
Dante warknął gardłowo odwracając wzrok od przyjaciela. Mógło tak być. Ostatni atak szaleństwa miał.... właściwie to kiedy? Było to tak dawno że już nawet nie pamiętał.
- Wracając do tematu. - Sousuke przerwał chwilową ciszę. - Sebastianowi chodziło o lustro z duszą naszej matki ... wiesz może po co?
- Nie ... Ale wydaje mi się że ma to związek z Królową. - Wilkołak odepchnął się od kominka krzyżując ręce na piersi. Od niechcenia zaczął chodzić w tą i z powrotem tuż przed stolikiem. - Nie oszukujmy się wszyscy w Yarnam już wiedzą że Azazel był pod jej wpływem ale został uwolniony. Te miasto staje się jeszcze bardziej szalone. Każdy szuka schronienia czy to na własną rękę czy pod opieką Władców. - Zatrzymał się patrząc prosto na dwójkę mężczyzn. - Jednego wieczoru przyszło do mnie siedem kobiet prosząc o azyl. Sosuke czy ty to rozumiesz!? Nikt nie przychodzi prosić o azyl w burdelu!
- To nie jest normalne ... Coś się zaczyna dziać i najwidoczniej czują to wszyscy... - Daemon wypuścił ze świstem powietrze. Cała ta sytuacja robiła się coraz gorsza.
- Właśnie... Myślę że ten skurwiel stał się swego rodzaju marionetką królowej. Jest strasznie podatny na manipulacje...
- Skoro tak, może najlepszym wyjściem będzie pozbycie się go? - Smok wpatrywał się w przyjaciela czekając na jego reakcje. Ten jednak stał nie wzruszony. - Wiem że znasz go od dziecka ale ...
- To nie istotne, jeśli nie zabijecie go wy, to zrobię to ja. Ale w tej chwili najlepiej będzie zostawić go w spokoju.
- Co?
- Pomyśl, zabijesz go i co w tedy? Będzie kolejny Władca i nikt z nas nie będzie znał jego możliwości czy terenu który sobie wybierze. Teraz mamy przewagę. Znam go jak nikt inny, w dodatku wy znacie teren Byrgenwerth. Nawet jeśli będzie atakować powinniśmy sobie poradzić.
- Dante ma rację... - Mruknął Sousuke wpatrując się w kawałki potłuczonego lustra.
Rozmawiali jeszcze jakiś czas snując domysły i wymieniając informacje. Kitsune w ciszy wszystkiemu się przysłuchiwała. Dowiedziała się że owy wampir, Sebastian, mieszka w Byrgenwerth, terenie sąsiadującym z Górnym Rewirem Katedralnym. Jego głównym miejscem pobytu jest stary dom dziecka choć podobno teraz ma nazwę przytułku. Z tego co mówił Dante wywnioskowała że kiedyś teren ten należał do jakiegoś zamożnego Feary który na bardzo krótki czas został Władcą Pogorzelisk. Sebastian był w tedy jednym z dzieciaków przygarnietych jako swoista maskotka a nie posiłek. Nie wiedziała co Dante ma na myśli jednak dla swojego i tak kruchego psychicznego zdrowia, wolała nie wiedzieć czy owy Feary naprawdę zjadał dzieci. Obawiała się że jednak mogło tak być. Podobno przez to co było mu robione w dzieciństwie, wampir ma bardzo zniszczoną psychikę przez co łatwo nim manipulować a pozatym robi dość okropne rzeczy. Akurat w tym momencie zakryła sobie uszy i zaczęła nucić byle jaką melodie nie chcąc tego słuchać... to było obrzydliwe.
Kuro w końcu otworzył portal wysyłając Dantego do domu, sam zaś udał się do kuchni.
- Sousuke... - Daemon spojrzał na nią lekko unosząc brew. - Jeśli mogę spytać... na czym polega szaleństwo Dantego?
- Z tego co się orientuję chodzi o jego harem....
- Nie do końca... - Kuro wrócił do salonu z szklanką wody. Zrobil kilka łyków po czym usiadł na w fotelu na przeciwko kitsune, odkładając szklankę na szklany stolik. - Wiesz jak są wybierane szaleństwa?
- Tak, podaje się specjalną substancję po której za jakiś czas zostaje się napiętnowany szaleństwem. Nie ma się na to wpływu. - Kitsune odpowiedziała bez zająknięcia.
- Po części można mieć na to wpływ. Pewnie gdybym nie poszedł na panienki miał bym jakieś inne szaleństwo. - Zaśmiał się. - Wracając, nasze szaleństwa są bardzo podobne. U mnie nie chodzi tylko o to że muszę uprawia seks raz co trzy dni. Określił bym to jako niedobór... albo brak zaspokojenia miłości fizycznej. Choćby nie wiem ile razy to robił moje ciało po wszystkim zapomina dotyku, pocałunków, wszystkiego. Jakby to wogóle nie miało miejsca. U Dantego sprawa wygląda trochę podobnie z tym że on nie jest w stanie zaznać miłości emocjonalnej. Kiedyś kochał bardzo dużo kobiet i chodzi mi o sposób w jaki kocha się tą jedną jedyną miłość. Szaleństwo postanowiło mu to odebrać. Nie jest w stanie kochać... wogóle nie czuje tego uczucia, jedynie wie jak powinien się zachowywać choć może po tylu latach nawet o tym zapomniał. - Smok uśmiechnął się smutno. - Jednym słowem, możesz go pokochać, robić wszystko by być tą jedyną ale on i tak tego nie odwzajemni bo nie zna już tego uczucia.
- To smutne ... - Kiri położyła po sobie uszy. Jakby nie umyślnie zerkneła na Sousuke. Gdyby on nie umiał kochać... co w tedy? Energicznie potrząsneła głową co odrazu zwróciło uwagę Daemona. - A właściwie... dlaczego wpadł w szaleństwo? Mówiliście że jakaś kobieta się go wystraszyła.
- Dante nie czuje miłości ale za to zna uczucie przywiązania. - Kuro sięgnął po szklankę po czym wypił resztę jej zawartości. - Te kobiety które wpasują się w jego gust zostają swego rodzaju pupilkami, mają więcej przywilejów i tak dalej ... Jego szaleństwo ukazuje się dopiero gdy któreś stanie się krzywda, zostanie oszpecona czy tak jak teraz zabita. W tedy staje się bardzo agresywny. Może być taka sytuacja że zostanie bez pupilki... w tedy jest słabszy i bardziej nieobecny... Wygląda jakby został pozbawiony sensu życia.
- Rozumiem ...
- Kiri. - Kitsune podniosła wzrok na smoka. - Każde szaleństwo ma drugie dno, wy widzicie tylko wierzchnią warstwę. - Na usta Kuro wkradł się złośliwy uśmiech. Ruchem głowy wskazał brata. - Jego szaleństwo też ma drugie dno ...
- Kuro! - Daemon warknął ostrzegawczo.
- Może ci kiedyś powie. - Smok wstał po czym wyszedł z salonu pozostawiając ich samych.
Słowa: 8515
Tereny Władców Pogorzelisk:
Lau - Psychiatryk, Misto nieumarłych
Sousuke - Kuźnia, Wschodnia część Górnego Rewiru Katedralnego
K
uro - Domostwo Szatare, Zachodnia część Górnego Rewiru Katedralnego
Shadow - Astralna Wieża Zegarowa, Dolny Rewir Katedralny
Dante - Burdel, Hemwick
Daiki - Świątynia, Lordran
Sebastian - Przytułek, Byrgenwerth
Myślę że dzięki małej mapce uda się wam choć trochę wyobrazić tereny Yarnam. Jest to tylko fragment ale myślę że narazie wystarczy :)
W końcu po wielu trudach udało mi się skończyć ten strasznie długi rozdział. Mam nadzieję że się wam spodoba. Zostawcie gwiazdkę i komentarz, bardzo chętnie poczytam wasze odczucia po rozdziale jak i przemyślenia ♡
Zagadka w fragmencie Serafine pochodzi z gry wiedźmin 3 dziki gon, dodatek serce z kamienia. Mówił go Gunter O'dim inaczej pan lusterko ;)
Dodatkowo pragnę poinformować że będzie mnie można spotkać w tym roku na Ryuconie w Krakowie (30.07)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top