🎯 ROZDZIAŁ 2 🎯

38 dni było wystarczajace żeby napisać 2 rozdział... zapraszam...
___

Siedziałam sobie w metalowej klatce gdzieś w podziemiach zwanych lochem (?) Czy to średniowiecze (?). Mijały godziny, a ja rozmyślałam kiedy ktoś o mnie pomyśli, nie zostawiłby nikt nikogo w czymś takim i zapomniał na amen, żaden arab z bazaru sie tak nie wku#wił, jak tamta kobita.

Doszło do mnie jedno.

CO JA ĆPAŁAM GDZIE JA JESTEM, CO TO SĄ ZA NIE LUDZIE CO TO ZA MIEJSCE. PEWNIE TO ZŁY SEN, ALBO MACIEK ZNOWU PODAŁ MI COŚ NIE TAKIEGO, MÓWIŁ, ŻE TO TYLKO RAZ DAŁ MI NIE TĄ GANDZIE !

-Hmm, słusznie - odpowiedziałam sama do siebie, bo nikogo tu ku#wa nie ma.

W pewnym momęcie coś się w mroku poruszyło. Hmm, nic mi w klatce nie zrobi. Chwila. To po co on tu w ogóle. Niech sie na coś przynajmniej przyda, to coś.

-Eee, kto ty ? Jesteś człowiekiem ? Movi ty pa Polsô ?

Jak on tak szybko się do mnie podbliżył ?

-Ye, paniə, ćo pan ?
-Ký... Mowi ty po ma jəzýku ?
-Co ? Nie ! Mówie po prostu sobie przypadkowe słowa.
-Hah, myślałem, że jestem jedyny.
-O. No widzisz. Coś nas łączy, pomóż swemu, sie wydostać.
-Oki doki.
-Džiəķi bro.

Chciałam sie go zapytać o więcej rzeczy ale nagle znikł.. hmmm... normalne.
Wracając, idę sobie drogą, którą przyniósł mnie tu, to znaczy przyniosła babunia.. Drzwi.. schody... drzwi.. schody.. drzwi... ku#wa jego mać schody.. DZRWI... SCHODY... DRZWI.. SCho.. jakiś hol... jest tu kilka przejść schody w bok, na górem drugi bok, dół do popiep#zonych schodów, i jeszcze kilka innych. Pójdę albo w lewo, drugie lewo, albo przód. Wybieram...

___

Kontynułejszyn niedługo ;)
Tak wiem, że krótkie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top