Nadzieja

Valkyon stał w pewnej odległości od dziewczyny obserwując ją swoim bacznym spojrzeniem. Chciał zobaczyć jak radzi sobie ze strzelaniem z łuku. Kiedy pytał ją czy miała kiedyś styczność z jakąkolwiek bronią, po krótkim zamyśleniu odpowiedziała, że właśnie łuk. Radzi sobie z nim najlepiej, a przynajmniej lepiej, niż z każdą inną bronią czy dziedziną walki, z jaką miała do czynienia. Jakby z nostalgią krótko opowiedziała, że kiedyś strzelać nauczył ją jej starszy brat. Był w bractwie rycerskim, dlatego posiadała dość szeroki dostęp do wszelkich replik. Miała w tym krótką przerwę, wiec trochę się odzwyczaiła. To był jej pierwszy trening z szefem straży Obsydianu i chciała mu pokazać swoje umiejętności. Musiała przyznać, że była dość zdenerwowana. Valkyon budził w niej respekt i szacunek odkąd go ujrzała. Jego chłodna, zdyscyplinowana postawa sprawiała, że czuła się przy nim taka maleńka i nic nie znacząca, pomijając kwestie jej niskiego wzrostu. Nie był to, w tym przypadku, taki poziom speszenia jak u Jamona, ale mimo wszystko, gdy nawet Valkyonowi sięgała zaledwie do torsu czuła się skrępowana. Wiedziała jednak, że to dość przejściowe, w końcu jest tutaj nowa i nie może zbytnio podskakiwać. Wpatrywała się w skupieniu w punkt na tarczy strzelniczej. Zmarszczyła brwi i naciągnęła cięciwę przysuwając łuk do siebie. Wstrzymała na chwilę oddech, a strzała przecięła powietrze. Tak jak się spodziewała, nie trafiła od razu idealnie do celu. Tarcza dzieliła się na trzy części. Środek był koloru czerwonego, kolejny okrąg białego, reszta pola czarna. Ally trafiła w biały punkt, dość blisko środka. Nie zniechęciła się jednak i z determinacją naciągnęła drugą strzałę. Z tak samo stoickim spokojem puściła strzałę odrobinę wcześniej niż za pierwszym razem. Tym razem trafiła w środek. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i spojrzała na swojego opiekuna. Ten odpowiedział jej podobnym uśmiechem, jednak w jej oczach był taki, że miękły kolana. Czuła się zaszczycona, że właśnie ten drobny gest okazał jej. Rzadko kiedy okazywał emocje na twarzy. –Spróbuj jeszcze kilka razy, dobrze Ci idzie – zasugerował po chwili milczenia i skrzyżował ręce na torsie. Ally zachęcona komentarzem poprawiła kucyk, w jaki spleciony miała krwiście czerwone włosy i jeszcze kilkukrotnie wystrzeliła strzały ku tarczy. Z kilkunastu jeszcze dwie trafiły w środek. Była z siebie zadowolona, chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał jej, iż nie wypada tak się ekscytować. To dopiero początek, przed nią jeszcze wiele pracy. Niemniej powrót do jednego z jej zainteresowań po pewnym czasie napawał ją optymizmem.  Tylko tak mogła walczyć z bolesną tęsknotą za rodzicami i powrotem na ziemię. Jest tu dopiero kilka dni – tyle, że siedząc bezużytecznie w przydzielonym jej pokoju w końcu odważyła się poprosić Miiko o danie jej jakiegoś zajęcia. Jak to zapracowana kitsune zapomniała o tym, że nawet nie przydzieliła jej do straży.
- Całkiem nieźle, popracujemy jeszcze nad twoją postawą, celowaniem oraz kilkoma rzeczami i … - zaczął mówić Valkyon podchodząc do niej, gdy nagle widząc jak osuwa się na ziemię szybkim krokiem znalazł się przy niej i pochwycił jej bezwładne ciało, zanim upadła na ziemię. Zachował spokój jak na niego przystało.
- Ally? Słyszysz mnie? – zawołał donośnym tonem głosu i przyklęknął na ziemi w dalszym ciągu trzymając ją w ramionach. Oczy miała zamknięte, a jej oddech był odrobinę spłycony. Potrząsnął nią ostrożnie jednak niewiele to dało, sprawdził jeszcze dłonią czy nie ma gorączki dotykając jej czoła i policzków. Coś jednak mu nie grało.
„No świetne! Akurat w tym momencie co nie?! „ skarciła się w myślach. No tak, przecież była świadoma. Jedynie jej ciało pod wpływem katapleksji było zupełnie takie jak u lalki. Przez wysiłek zmęczyła się i zrobiła senna. Niemniej obecność Valkyona, jego ciepło, którym emanował, silne ramionami, którymi ją otulał sprawiały, że czuła się bezpieczna. Przy swoich atakach miała wiele różnych sytuacji, mniej lub bardziej niebezpiecznych. Potrafiła się jednak usamodzielnić, a i leki dawały całkiem sporo. Często w momencie zagrożenia była zupełnie sama. Dlatego cieszyła się, że w tym wypadku to był akurat Valkyon. Było jej przykro, że tak go martwiła, bo mimo iż nie widziała jego reakcji, mogła się jej domyślić. Jak każdego kto pierwszy raz ma styczność, z kimś takim jak jej przypadek. Valkyon za bardzo nie wiedział co w tej chwili zrobić. Znał działania jakie należy poczynić w wypadku omdlenia, niemniej miał wrażenie, że Ally nie do końca zemdlała. Jednak gdy dłuższy już czas nie odzyskiwała przytomności wziął ją na ręce ostrożnie i udał się w kierunku kwatery głównej.  Nie ukrywał tego przed sobą – martwił się. Ally zachowywała się podejrzanie i dziwnie już od momentu gdy się tu pojawiła. Jego nogi powłóczyły od razu do lecznicy, gdzie przywitała go nieco zaskoczona Ewelein. – Co się stało? Połóż ją tutaj … - zapytała wskazała na kozetkę. Położył ją tam i wyjaśnił całą sytuację. Stanął później z boku i nie przeszkadzał elfce w pracy. Jej wkład w medycynę szanowali tutaj wszyscy, wierzył więc, że coś poradzi lub ewentualnie jego podejrzenia okażą się błędne. Valkyon mimo swojej  żołnierskiej postawy miał jednak w sobie pokłady empatii, które sprawiały, że martwił się nawet o tą młodą, nową tutaj niewiastę. Mimo tak krótkiej ich znajomości. Ewelein zbadała dziewczynę i odwróciła się do szefa straży z konsternacją wymalowaną na twarzy.
- To dziwne, ona nie zemdlała …. Tylko zasnęła … -

***
Dość krótko, dlatego na dniach pojawi się uzupełnienie tej części. Pierwszy raz publikuje cos przez aplikacje w telefonie uhu.
Jak myslicie, na co cierpi Ally? :)
Bedzie mi bardzo milo za wszelkie komentarze. Buziaki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top