●surprise surprise●
Uma Kamski, siostra Elijaha Kamskiego, prezesa CyberLife, opuściła ojczyznę po burzliwym zakończeniu współpracy z Joshem Garnesonem i wszystko wskazuje na to, że w nowej parze i w nowej reprezentacji układa jej się fantastycznie. Kai Lorens, ulubieniec kibiców i jego ,,american bombshell", jak przyjęło się ją nazywać w kręgach komentatorskich stają na podium prawie tak często jak na lodzie, a chemia między nimi niewątpliwie rzuca się w oczy. Zyskują na tym ich programy, które ogląda się prawie jak sztuki teatralne, pytanie tylko jakie zdanie na temat ich wyraźnie zażyłej relacji ma Florence Wright-Lorens, żona łyżwiarza, która została niedawno przyłapana samotnie z synem w kanadyjskim Londynie, z dala od męża, który w tym samym czasie ochoczo umieszczał w social mediach relacje z treningów w stolicy. Zawodnicy nie są zainteresowani potwierdzaniem domysłów, ani dementowaniem pogłosek i milczą w kwestii swojego życia osobistego, więc to co się między nimi działo lub dzieje niestety musimy pozostawić wyobraźni.
***
Jej pierwszą, instynktowną reakcją na oderwanie się od tafli wciąż pozostawał strach.
Serce zamierające w klatce piersiowej, ucisk w żołądku i krótkie, paraliżujące wspomnienie dawnego bólu. Okropny ułamek sekundy, poprzedzający moment, w którym zdawała sobie sprawę z tego, jak silne są zarówno jej ciało jak i trzymające ją ramiona. Moment, w którym ogarniał ją spokój i chłodne skupienie.
Wiedziała kiedy i gdzie powinny się znaleźć jej biodra, jej udo, jej talia i ramiona, żeby spotkać się z dłońmi chłopaka, a one zawsze tam były, czujne i gotowe ją złapać, nawet gdyby się pomyliła.
Chwilę potem płoza dotykała lodu, a ona musiała już tylko przejąć z powrotem swój ciężar ciała i nie stracić równowagi.
-Tak jest! - usłyszała z narożnika, w którym stał jej trener - O to chodziło!
Zahamowała i pochyliła się, opierając dłońmi o uda. Była zmęczona, ale nie na tyle by nie posłać szerokiego uśmiechu w stronę Kaia, który szczerzył do niej zęby.
To był bardzo dobrze wykonany element, wiedzieli o tym oboje.
-Rozumiesz już o co mi chodzi? - Scott podjechał do nich by porozmawiać - Nie możesz podchodzić do tego podnoszenia jak do bomby atomowej, bo przez te kilkanaście sekund które je poprzedzają jesteś sztywna jak kij. Żaden sędzia nie może się zorientować, że szykujesz się do trudnego ruchu i że się go obawiasz. Ta próba była w porządku, o taką dynamikę nam chodzi.
Pokiwała głową. Rozumiała.
-Dobra robota, macie koniec na dziś. Widzimy się za tydzień.
Klepnął Lorensa w bark, po czym zszedł z lodowiska, zostawiając ich samych.
Kai wyciągnął do niej ramiona.
Dała mu się objąć i pocałować w czubek głowy, dopiero teraz pozwalając sobie naprawdę poczuć znużenie zgromadzone w mięśniach.
-Jesteś gwiazdą.
-Jestem głodna. - westchnęła, cofając się - Zjadłabym ramen.
-Ja też.
-Myślisz, że zasłużyliśmy?
-Myślę, że ramen od czasu do czasu należy do podstawowych praw człowieka. Poza tym trzeba jakoś uczcić początek urlopu.
Nie potrafiła kłócić się z tym argumentem, więc kiedy godzinę później, po solidnym rozciągnięciu się wchodziła do ich ulubionej knajpy nie czuła nawet wyrzutów sumienia.
Płatki śniegu, które zdążyły osiąść na jej ciemnych włosach i rzęsach szybko topniały, zamieniając się w niemiłą wilgoć, ale przyjemnie ciepłe i klimatycznie oświetlone wnętrze wynagradzało jej tą przykrość z nawiązką.
Zdjęła czapkę i szalik, po czym rozpięła kurtkę i usiadła naprzeciwko swojego partnera, nie zaszczycając menu nawet jednym spojrzeniem. Znała je na pamięć.
-Kiedy masz lot? - spytała, sprawdzając powiadomienia.
-Jutro rano. Chcesz mnie może spakować?
-Nie. Będę pakować siebie, więc musisz sobie poradzić.
-Bez ciebie? Nie ma opcji. Umrę, przepadnę.
Uśmiechnęła się. Ciężko było przy Kai'u nie czuć się docenioną, wiedziała jednak, że czeka na nią ktoś, kto doceni ją jeszcze bardziej.
***
Gavin Reed czuł się zdecydowanie za stary, na ściganie nastolatków. Poza tym był po służbie i naprawdę bardzo chciał mieć serdecznie wyjebane na wszystko.
Powody, dla których jednak ruszył za dziewczyną były dwa.
Pierwszym była presja społeczna, bo tego dnia musiał mieć na sobie mundur, z którego się nie przebrał, więc absolutnie wszyscy w sklepowej kolejce oczekiwali od niego jakiejś reakcji.
Drugim była przyzwoitość. Złodziejka była bardzo młoda, na dodatek ciemnoskóra, a ochroniarz sklepu natychmiast zaczął krzyczeć, że do niej strzeli, jeśli ta się nie zatrzyma. Gavin nie chciał rozlewu krwi. Poza tym sam był problematycznym dzieciakiem, a jednak Hank Anderson nie dał mu wpakować mu kulki za posiadanie narkotyków i próby ucieczki, więc Reed czuł potrzebę spłacenia długu karmicznego.
Zmiął w ustach przekleństwo, krzyknął do ochroniarza, że ma sytuację pod kontrolą, po czym skoczył w pogoń.
Nie krzyczał do niej niczego o policji. Po takim komunikacie zazwyczaj uciekający wcale nie zwalniali, a ona i tak była piekielnie szybka. Do tego stopnia, że musiał skorzystać z doskonałej znajomości własnej okolicy.
Skrócił sobie trasę przez boczną alejkę, tak by przeciąć jej drogę i wpadł prosto w jej bok.
Chwilę później przyciskał ją, rzucającą się jak dzikie zwierzątko, kolanem do chodnika, przytrzymując nastolatkę za kościste nadgarstki. Plecak zsunął jej się z ramion przy szamotaninie, zamek puścił, a na ziemię wysypały się rzeczy.
-No i gdzie się tak spieszysz, dziewczyno? Na autobus? - mruknął szukając kajdanek - Nie trzeba, załatwiłaś sobie właśnie podwózkę na komisariat.
Poddała się i przestała szarpać. Oddychała jedynie ciężko, zmęczona i najwyraźniej zrezygnowana.
-Jak się nazywasz? - zapytał, skuwając jej ręce z tyłu i podnosząc bez wysiłku na nogi. Była niska i szczuplejsza niż powinna dla własnego zdrowia - zdaniem Gavina ważyła mniej więcej tyle, co jego trzy koty razem wzięte.
Nie odpowiedziała mu. Patrzyła jedynie wilkiem, wielkimi, ciemnymi oczami, z niechęcią i żalem.
-No dalej. Przecież i tak się dowiem. Twoje imię i nazwisko poproszę.
-Whitney Houston - prychnęła pod nosem, a Gavin nie mógł się nie uśmiechnąć.
-Dobrze, jeśli nie chcesz po dobroci, to nie musimy. Zapraszam panienkę.
Już miał popchnąć ją do przodu, kiedy jego wzrok padł na skradzione przedmioty na ziemi i zamarł.
Pieluszki. Mleko w proszku. Smutno rozciągnięta na asfalcie pluszowa foka.
Przymknął powieki i westchnął ciężko. Oczywiście, że to nie mogło być proste.
-Masz dziecko?
Nie odpowiadała przez dłuższą chwilę.
-Nie. Brata. - rzuciła w końcu, odwracając wzrok.
Złagodniał.
Wiedział, jak to jest zajmować się młodszym rodzeństwem, samemu będąc jeszcze gówniarzem. Nie był też głupi i nie chodził po świecie od wczoraj. Takich rzeczy nie kradło się, by zarobić. Takie rzeczy kradło się, kiedy naprawdę nie miało się wyjścia.
-Powinienem cię aresztować, Houston.
Zmarszczyła podejrzliwie brwi.
-Ale? - zaryzykowała.
-Ale jak obiecasz, że będziesz grzeczna, to cię rozkuję i pogadamy.
Wyraźnie mu nie ufała i węszyła podpuchę, taksując go wzrokiem z góry na dół.
-Słuchaj, ja wiem, że jebać policję i tak dalej, ale masz do wyboru współpracować, odpowiedzieć grzecznie na moje pytania i być może wykaraskać się z tej burdy, albo jechać prosto na komendę. Próbuję ci pomóc.
-Dlaczego?
Uniósł kącik ust.
-Jestem starszym bratem.
***
Kiedy czarne, sportowe auto śmignęło koło nieoznakowanego radiowozu, Parker Nolan nieco się ożywił. Patrol zdążył go znudzić, bo w zaśnieżonym, zimnym Detroit nie działo się tego dnia nic ciekawego, wszelkie kolizje spowodowane były przypadkiem i trudnymi warunkami drogowymi, więc niczym skandalicznym, a każdą grzywnę zniesiono z godnością i zrozumieniem.
Chłopak idąc do policji pragnął adrenaliny i srogo się rozczarował początkiem swojej kariery, bo głównie siedział w drogówce, na początku tego dnia czuł się jednak nieco podekscytowany, bo pracował z Connorem, detektywem, którego skrycie trochę podziwiał.
Android normalnie zajmował się raczej bardziej skomplikowanymi sprawami, ale duża część kadry obstawiała tego dnia imprezę masową, (Parker liczył, że jemu również przypadnie w udziale ta praca, ale ponownie się zawiódł) a Hank Anderson, zwyczajowy partner RK800 od kilku dni siedział w domu na chorobowym i dzięki temu skończyli razem.
Było całkiem miło i rozmowa im się kleiła, ale okazało się, że wypisywanie mandatów nie jest fascynujące nawet w dobrym towarzystwie.
Connor bez słowa włączył się do ruchu, wyprzedzając inne pojazdy, by znaleźć się tuż za jadącym stanowczo za szybko mercedesem, a następnie włączył sygnalizację.
Zakamuflowane w karoserii policyjnego audi światła rozbłysły na czerwono i niebiesko, rzucając poświatę na oblodzoną jezdnię.
Parker ledwo powstrzymał jęk rozczarowania, kiedy mercedes natychmiast grzecznie zjechał na pobocze. Dosłownie modlił się o jakiś pościg, albo awanturę.
Zwątpił w to, że takowa nadejdzie, kiedy zobaczył osobę siedzącą za kierownicą. Dziewczyna, która opuściła szybę była młoda, bardzo ładna i z jakiegoś powodu uśmiechnięta od ucha do ucha, co rzadko się zdarzało w podobnych okolicznościach.
-Wie pani, jak szybko pani jechała? - zapytał Connor, opierając się przedramieniem o dach samochodu i nachylając w stronę dziewczyny. Głos miał rozbawiony.
Parker się zdziwił. To było nietypowe jak dla niego, bo zwykle przechodził od razu do konkretów, nie bawiąc się w żadne przekomarzanki.
-Bardzo przepraszam, spieszyłam się do kogoś. - dziewczyna przechyliła lekko głowę w kokieteryjnym geście.
-Mandat się należy.
-A może załatwimy to inaczej, panie władzo?
Nolan otworzył szeroko oczy. Miała tupet, to trzeba było jej przyznać.
-Jestem profesjonalistą. - RK800 odsunął się o krok - Pani wysiądzie.
Ku zdziwieniu chłopaka, Connor wcale nie brzmiał na oburzonego. Wciąż się uśmiechał.
-Na rewizję osobistą? - zapytała, mrużąc wesoło oczy i naciskając klamkę.
Android roześmiał się, po czym wprawił Parkera w ostateczne osłupienie, biorąc twarz dziewczyny w dłonie i całując ją krótko.
-Jesteś niemożliwa - mruknął, przesuwając kciukiem po jej policzku.
-Niespodzianka - rzuciła cicho, wspinając się na palce, żeby skraść mu jeszcze jednego buziaka. Pozwolił jej na to, po czym przytrzymał ją za ramiona, choć wyraźnie niechętnie.
-Jestem w pracy. Jedź do mnie, będę za dwie godziny, jak tylko skończę zmianę.
-Dobrze, nie przeszkadzam. - wsiadła z powrotem do auta - Tylko nie przekrocz prędkości! - rzuciła, sekundę przed ruszeniem z agresywnym pomrukiem silnika.
Nolan milczał przez parę sekund.
-Czy... - zawahał się - Czy mam wystawić ten mandat?
Connor obrócił się, nieco zakłopotany, najwyraźniej przypominając sobie o jego istnieniu.
-Oh, oczywiście, że tak. Nie żartowałem z byciem profesjonalistą.
-A mogę wiedzieć kto to był?
-Uma Kamski. - uśmiechnął się z dumą - Moja dziewczyna.
Kaboom!
To znowu ja :D Mam nadzieję, że ktoś jeszcze pamięta o mnie i o moich dzieciach z Tanga.
Ostatnio mega za nimi zatęskniłam i nabrałam ogromnej weny na pisanie spin offu. Rozdziałów, jak już wspomniałam, będzie sześć, dość krótkich, ale mam nadzieję, że satysfakcjonujących.
Będzie świątecznie, będzie zimowo (w sam raz na wakacje) i zdecydowanie mniej angsty niż w samym Tangu, bo po tym co tam urządziłam wszystkim nam, na czele z bohaterami, należy się coś od życia.
Dajcie znać, czy mnie słyszycie i jak wam się podoba ten mały powrót.
Trzymajcie się zdrowo!
~Gabi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top