■hearts out■


Detroit, 26.03.2039

Uma była pewna, że jeśli zrobi jeszcze jedną serię podciągnięć to jej dłonie zaczną krwawić. Była zdyszana, spocona i paliły ją mięśnie, ale jednocześnie czuła, że wreszcie jest na swoim miejscu i może myśleć jasno po raz pierwszy od dawna.

To lubiła w treningach najbardziej. Ten moment, w którym jej zmęczenie było tak duże, że nie miała siły na wątpliwości i zbędne emocje.

Planowała skończyć, ale jej wzrok padł na androida, zatrudnionego na siłowni do pomocy, jako trener. Wcześniej zapewniła go, że sobie poradzi, ale teraz przypomniały jej się słowa Connora i wpadła na pomysł. Wyjęła telefon i podeszła do mężczyzny.

Był niesamowicie wysoki, zbudowany jak kulturysta, o dłoniach tak dużych, że byłby w stanie spokojnie objąć ją w talii palcami, ale wcale nie wydawał się groźny. Spojrzenie i uśmiech miał łagodne, tak samo jak głos. Poza tym poruszał się płynnie i z gracją, która zupełnie nie współgrała z jego rozmiarami.

-Przepraszam... - zaczepiła go nieśmiało, niepewna jak ugryźć temat. Trzymał dwudziestokilowy talerz na sztangę w każdej ręce. Wyglądały w jego ramionach jak dyski frisbee.

-Tak? - zapytał uprzejmie, posyłając jej zachęcający uśmiech - Mogę ci jakoś pomóc?

-No właśnie nie jestem pewna. - przyznała - Możemy porozmawiać?

Odłożył ciężary na miejsce i pokiwał głową.

-Oczywiście.

Przysiedli na ławce, a dziewczyna złapała się za palce u stopy, żeby pozbyć się skurczu. Powinna się rozciągnąć, ale od tej rozmowy zależało, czy kończy trening czy też nie, więc wolała nie robić tego na zapas.

-Mogę wiedzieć jak masz na imię? - spytała, zarzucając sobie ręcznik na ramię. Musiała być szczera, a to było trudne z całkowicie obcą osobą. Wolała nieco zmniejszyć dystans.

-Luther. A ty?

-Uma. Uma Kamski.

Poczekała chwilę, zanim podjęła temat, bo nie była pewna reakcji mężczyzny, żadna jednak nie nastąpiła. Wciąż był spokojny i czekał.

-Jestem łyżwiarką. - dodała - Chociaż nie wiem, czy nie powinnam powiedzieć, że nią byłam. Trochę rozleciała mi się kariera i... - przerwała - Właściwie to nie jest takie ważne. Chodzi o to, że miałam wypadek, przy dość skomplikowanym podnoszeniu i teraz nie mogę już tego robić. Za bardzo się boję. Mój... Mój przyjaciel zasugerował mi, że mogłabym spróbować z androidem. Mniejsza szansa na to, że zostanę upuszczona. Byłbyś w stanie mi pomóc, chociaż na sucho? Bez lodu?

Zastanowił się.

-Nie wiem niczego o łyżwiarstwie. - oznajmił - Pokażesz mi, co miałbym konkretnie zrobić?

Znalazła na telefonie stare filmiki z treningów, które robiła, by widzieć własne błędy i postępy. Miała cały album materiałów, z różnych choreografii, skoków i podnoszeń, które mogła mu pokazać. Wybrała figurę, która skończyła się katastrofą. Tą, której bała się najbardziej.

Była trudna, ale na Lutherze nie zrobiła wrażenia. Pokiwał głową.

-Nie będzie problemu.

-Jesteś pewien? - spytała - Ważę więcej niż na to wyglądam i...

Roześmiał się.

-Na pewno nie więcej niż ładunki, które nosiłem przed rewolucją. Nie ważysz nawet jednej ósmej tego co one. Mogę ci to zagwarantować.

Poczuła się trochę pewniej. Wyglądało na to, że to nie koniec treningu.

***

Nie liczyła ile razy w ciągu dwóch godzin popłakała się ze złości na samą siebie.

Nie była nawet na lodzie. Nie była rozpędzona, miała pod sobą materac, a i tak za każdym razem, gdy była podnoszona całe jej ciało ogarniała paskudna, obezwładniająca panika, nad którą nie umiała zapanować, ale mimo tego wszystkiego nie poddawała się.

Nie poddawała się, ponieważ natychmiast uświadomiła sobie, że aby Luther ją upuścił ktoś musiałby uciąć mu całe ramię, a właściwie oba, bo jednym wciąż bez wysiłku by ją utrzymał. Jego chwyt był całkowicie stabilny, niezachwiany i do tego stopnia pewny, że po raz pierwszy od wypadku dokonała jakiegokolwiek postępu.

Zrobiła parę prostych figur, wykończyła je odpowiednio i uznała, że jak na jeden dzień wystarczy, wdzięczna i wypełniona ulgą, że może nie wszystko jeszcze stracone.

-Jeśli będziesz chciała dalej trenować, to zapraszam. - powiedział do niej - Zaproponowałbym spotkania po moich godzinach pracy, wtedy jest tu zdecydowanie puściej, ale chyba nie mogę tego zrobić. Moja żona nie byłaby zadowolona, przeprowadziliśmy się z córką z powrotem do Detroit bardzo niedawno i ciągle jest dużo do zrobienia w domu. Jeśli chcesz, to możemy zająć sobie po prostu konkretną godzinę, ale nie mogę ci poświęcać całej uwagi.

-Nie szkodzi. - posłała mu uśmiech, czerwona z wysiłku, ale zadowolona - Pozdrów żonę.

Kiwnął głową. Nie mówił dużo, ale był sympatyczny i wydawał się obdarzony dużą dozą cierpliwości, więc dziewczyna nie dziwiła się, że rodzina jest dla niego ważna.

Wyszła dopiero pod wieczór.

Trochę zapomniała już, że tak zwykle wygląda jej codzienność. Że normalnie spędza na treningach wiele godzin dziennie, że wchodzi na salę gdy jest ciemno i wychodzi gdy jest ciemno i że raczej nie czekają na nią wtedy żadne nieodczytane wiadomości od brata, który pyta kiedy wróci do domu.

A teraz czekały. I mimo wszystko, zrobiło jej się ciepło na sercu, bo chociaż koszmarnie niewygodna, kanapa Gavina była obecnie najbliższa temu, co można właśnie domem nazwać.

Rzuciła torbę na tylne siedzenie samochodu i wsiadła za kierownicę, po czym odpaliła silnik i tuż po wyjeździe na pas ruchu wypowiedziała na głos komendę. Jej auto natychmiast odczytało polecenie i wybrało numer.

Znajomy głos, ciepły i przyjemnie zachrypnięty natychmiast poprawił jej i tak wyjątkowo jak na ostatnie dni dobry humor.

-Tak, słucham?

-Dlaczego zawsze kiedy dzwonię zachowujesz się jakbyś odbierał telefon z banku?

-Zachowuję się tak?

-Tak.

-Powinienem przeprosić?

-To nigdy nie zaszkodzi.

-Przepraszam.

Roześmiała się, porzucając sztuczną powagę w głosie.

-Masz wybaczone. Chciałam ci podziękować.

-Za co tym razem? - spytał zaczepnie, a ona wiedziała, że ma na twarzy ten charakterystyczny, krzywy uśmiech. Jej ulubiony.

-Za radę. Może bardziej sugestię, bardzo skuteczną.

-To nie wciąż niewiele wyjaśnia. Parę ich było.

Roześmiała się ponownie, wciskając mocniej pedał gazu. Lubiła jeździć szybko, a poza tym bardzo chciała wziąć prysznic i trochę odpocząć.

-Możesz pomyśleć do jutra, zobaczymy czy zgadniesz.

-A co będzie jutro?

-Kawa?

-Nie piję kawy. - słyszała, że jemu również chce się śmiać - Do zobaczenia.

-Do zobaczenia.

Rozłączyła się, kręcąc głową, wciąż rozbawiona i oparła się wygodniej w fotelu, podgłaśniając muzykę w radiu. Zaparkowała pod budynkiem i wdrapała się po schodach na górę, zastanawiając się, czy zbierze burę od Gavina.

Zadzwoniła dzwonkiem, bo zapomniała kluczy i czekała, aż brat jej otworzy, ale kiedy drzwi się uchyliły, stał w nich ktoś inny.

-Tak, słucham?

Connor wydawał się bardzo usatysfakcjonowany jej zdezorientowanym spojrzeniem. Oparł się swobodnie o framugę i obserwował ją, czekając na reakcję.

-Co ty tu robisz? - zapytała w końcu, otrząsając się z pierwszego szoku.

-Gavin poprosił mnie o pomoc.

-Nie. - pokręciła głową - Nie wierzę w to.

-To sama zapytaj.

Przesunął się, ukazując Reeda, który stał na końcu korytarza, mordując ich oboje spojrzeniem szarych oczu.

-Do wyboru był on, albo Połówka. - rzucił w końcu zrezygnowany - Z dwojga złego, w tą stronę chyba lepiej. - spojrzał prosto na siostrę z irytacją - Nie ma za co.

***

Gavin nie mógł znieść tego bezczelnego, zadowolonego z siebie uśmieszku na twarzy androida, ale faktem było, że jeszcze bardziej nie znosił Roxanne, a na czekanie nie mógł sobie pozwolić.

Udało mu się dostać nagranie z monitoringu miejskiego. Nagranie, które praktycznie okazało się transmisją ze śmierci Richarda Perkinsa i chociaż twarz sprawcy nie była widoczna, można było z łatwością stwierdzić, że za atak odpowiada android, który wskoczył na tylne siedzenie samochodu kiedy tylko agent chciał ruszyć spod domu, w nieznanym nikomu celu.

-To damski model. Model z pewnością, bo Perkinsowi udało się uderzyć ją w twarz, kiedy przydusiła go pasem, a ona nawet się nie wzdrygnęła, nie odwróciła głowy. Nie czuje bólu.

-I nie krwawi. - burknął Reed - Gdyby to był człowiek drań złamałby jej nos i coś by zostało w samochodzie, a przetrzepaliśmy go na wszystkie strony, ani śladu DNA.

-Myślisz, że to ma coś wspólnego z wybuchem w Jerychu?

-Nie wiem. Jedziemy się przekonać, ale myślę, że to całkiem prawdopodobne. Ktoś wykończył Markusa, to teraz chce zabawić resztę towarzystwa i w sumie gdyby nie korki w mieście całkiem skutecznie by mu się udało. - podał mu kartkę - Znaleźliśmy to w domu Perkinsa. To prawdopodobnie lista podejrzanych i prawdopodobnie właśnie przez nią ktoś mu wyciął drugie usta w krtani. Kojarzysz kogoś takiego jak Fleur?

Connor pokręcił głową. Nie kojarzył.

Gavin westchnął ciężko.

Kiedy roztrzęsiona North do niego zadzwoniła, wiedział już, że sprawa ponownie się komplikuje, jakby to co mieli nie wystarczało. Całe górne piętro budynku fundacji poszło z dymem, parę osób pracujących w środku zostało rannych, jedna zginęła, a dziennikarze natychmiast znaleźli się w centrum wydarzeń, paskudnie utrudniając śledczym pracę.

Dziewczyna razem z przyjaciółmi składała zeznania na komendzie, a miejsce zdarzenia nie od razu zostało przypisane do sprawy Reeda i Roxanne, ale oboje bardzo szybko złapali trop, zajęci jednak przeszukiwaniem danych, dotyczących tajemniczej Fleur postanowili odłożyć wyjazd tam do dnia następnego.

-Jeżeli zostały tam jakieś ślady, to już ich tam nie ma. Jedyne co znajdziecie to gruz.- oznajmiła gorzko North - Nie musicie się spieszyć z wycieczką.

Connor wiedział o wszystkim, pewnie dlatego że sytuacja dotyczyła jego bliskich przyjaciół, co dodatkowo oszczędziło Gavinowi niepotrzebnego tłumaczenia.

Chciał zająć się śledztwem. Zrobić jakikolwiek postęp, bez RK850 dyszącej mu w kark, a wciąż potrzebował androida, który w razie czego będzie w stanie dostrzec to, czego człowiek nie zobaczy gołym okiem i dlatego ostatecznie zadzwonił do jej poprzednika, chociaż czuł się z tego powodu niesamowicie zirytowany.

-Dlaczego zawsze najbardziej potrzebni są mi ludzie, których najbardziej nienawidzę? - pomyślał gorzko, przypominając sobie wszystkie momenty, w których musiał przełknąć własną dumę i prosić Kamskiego o przysługę.

-Wiesz, że Roxanne będzie wściekła? - RK800 przechylił lekko głowę - Nie dość, że nie wrzuciłeś nagrania ze śmierci Perkinsa do systemu, to jeszcze jedziesz na miejsce zdarzenia bez niej. Dostanie szału.

-Nie, o ile będziesz trzymał gębę na kłódkę.

-Przecież jeśli coś odkryjemy, tak jak na to chyba liczymy, to i tak się zorientuje.

Nie odpowiedział. Nie chciało mu się. Nie przejmował się na razie jej zdaniem i wątpił, czy przejmie się kiedykolwiek.

Zatrzymał się przed zawalonym do połowy budynkiem Jerycha. Był późny wieczór, ale media się nie poddawały, czatując na jakikolwiek strzęp informacji.

-Cześć, Gavin. - Ben Collins uniósł dłoń na jego widok - Nie sądziłem, że dziś wpadniesz.

-Ja też nie sądziłem, że dziś wpadnę. - mruknął - Podejrzewam, że nic nie znaleźliście?

-Nie, nic wartego uwagi, ale jeśli chcecie się rozejrzeć, to zapraszam. - uśmiechnął się - Dobrze cię widzieć, Connor.

Nie dodał, że dobrze go widzieć zamiast niepokojącej, zimnej dziewczyny wyglądającej jak jego dawna koleżanka z pracy, ale wszyscy zrozumieli co ma na myśli. Android skinął głową lekko.

-Dobry wieczór. Ciebie też.

Była to z jego strony czysta kurtuazja. Lubił Bena, ale nie podobała mu się alienacja jego nowej znajomej, na dodatek w nieznanym środowisku. Nie znał się może najlepiej na tym, jak działa psychika, ale był pewien, że tego rodzaju zachowania nie wpłynął na Roxanne pozytywnie, nie ważne jak twardej by nie udawała. Zastanawiał się nawet przez moment, czy by do niej nie napisać, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. To nie było dobre miejsce na awanturę.

Weszli do wnętrza, zasypanego szkłem, kurzem i tynkiem i ruszyli rozejrzeć się po pomieszczeniach. Miejsca, gdzie wybuchła bomba z oczywistych względów nie mogli zobaczyć, podobnie jak pokoju bezpośrednio pod tym miejscem, ale parę gabinetów i hol główny pozostały względnie nienaruszone.

-Jakieś wnioski? - mruknął Gavin do Connora, przechodząc nad przewróconą donicą, w której walczył o życie połamany sukulent.

-Nie. Nawet gdybym mógł coś wywnioskować, uciekający i inni śledczy zadeptali wszystko, co mogłoby się nam przydać.

-No żesz kurwa mać! - Reed, kopnął ze złością telefon stacjonarny leżący na ziemi, wciąż podłączony, ale zrzucony z blatu stolika. Urządzenie zatrzeszczało żałośnie - Dlaczego ktoś tego w ogóle jeszcze używa?

-Żeby nie odbierać telefonów związanych z pracą w domu. - Connor pochylił się - Możemy go sprawdzić.

-Po co?

-Może ktoś podejrzany dzwonił. Rozmowy służbowe często są nagrywane.

Gavin wzruszył ramionami.

-Sprawdzaj. To przecież nie tak, że coś mamy do stracenia, skoro i tak już tu jesteśmy. Pospiesz się tylko.

Skóra na dłoni chłopaka znikła i rozbłysła delikatnie na niebiesko, kiedy chwycił urządzenie. Gavin przyjrzał się temu ze złośliwym rozbawieniem.

-Wszędzie wam się tak robi? - zapytał, odrobinę zaczepnie.

Connor podniósł na niego spojrzenie trochę zaskoczone, a trochę zdegustowane, po czym westchnął ciężko.

-To naprawdę niesamowite, że po tym wszystkim dalej jestem w stanie poczuć się tobą rozczarowany. - oznajmił, po czym porzucił temat i wrócił do telefonu, który zatrzeszczał, po czym zaczął odtwarzać ostatnią nagraną rozmowę.

Trafili w dziesiątkę, nabrali co do tego stuprocentowej pewności w sekundzie, w której usłyszeli spanikowany głos dziewczyny po drugiej stronie.

-Biuro fundacji Nowe Jerycho, Maia ST300 przy telefonie, w czym mogę pomóc?

-Halo? Słyszy mnie pani? - dzwoniąca szeptała i była kompletnie roztrzęsiona - Musicie natychmiast ewakuować siedzibę. Nie macie dużo czasu. Proszę mi uwierzyć!

-Kto mówi?

-To nie ważne, błagam panią, w budynku jest bomba!

-Słucham?

-W budynku jest bomba! Błagam! Musicie go wszyscy opuścić!

-Z kim rozmawiam? Dzwoniła pani na policję?

-Nie macie czasu do przyjazdu policji! Mówię prawdę! Niech ktoś... - na nagraniu rozległy się pojedyncze, głośne trzaski, a następnie połączenie zostało zerwane.

-Nie zdążyli. - odezwał się Connor, sprawdzając godzinę telefonu - Ładunek wybuchł dosłownie w połowie rozmowy.

-A ta Maia z biura? Możemy ją przesłuchać?

-Poważnie uszkodzona, w centrum naprawczym. Jeśli w ogóle z tego wyjdzie nie dowiemy się od niej niczego przez co najmniej kilka dni.

-Oczywiście. - Gavin westchnął - Myślisz, że laska ostatecznie do nas zadzwoniła?

-Nie wiem. Możemy pojechać na komendę i sprawdzić.

-Świetnie. Wiesz jaki to numer?

Android podyktował ciąg cyfr.

-Poczekaj. - Gavin wyciągnął telefon z kieszeni - Jeszcze raz.

Connor powtórzył.

-Dzwoniła do Perkinsa. Tuż przed tym jak zginął. - ożywił się - Jeśli ostatecznie się do nas zgłosiła będziemy mogli ją wyśledzić, bo system automatycznie kopiuje...

-...lokalizację każdego dzwoniącego. - android się wyprostował - Chodź. Znajdziemy ją.

***

Dzwoniła.

Nie znaleźli jej wcześniej, gdy sprawdzali numer w bazie, ponieważ nie wpłynęło z niego żadne zgłoszenie, ale gdy przeszukali nagrania z samego telefonu, odkryli, że rozmowa się odbyła.

Zdążyli przed północą, kiedy wszystkie nieistotne zgłoszenia z dnia poprzedniego były kasowane, a to z pewnością by wyleciało, bo składało się z dziesięciu długich sekund ciszy, a następnie znajomy głos, chociaż już swobodny i zupełnie nie spanikowany, oznajmił, że to pomyłka, po czym dziewczyna przeprosiła i rozłączyła się.

-To ciekawe. - mruknął Gavin drapiąc się po głowie - Do nas dzwoniła po telefonie do Jerycha, a humorek coś jakby inny.

-Coś jakby bardzo.

-Ale to musi być ona. Głos ten sam, tylko pogodniejszy. Swoją drogą, brzmi jakoś znajomo.

-Oczywiście, że brzmi. Brzmi jak Chloe, ale w tym przypadku to żaden dowód na cokolwiek poza tym, że dziewczyna to android. Ten wariant głosu posiada jakieś czterdzieści różnych modeli damskich, ogromna część używa go dalej z przyzwyczajenia i go nie modeluje, chociaż mogłyby - nic dziwnego, że znajomo brzmi.

-A to nie mogła być Chloe?

-Nie sądzę. Ona i North absolutnie gardzą sobą nawzajem, nie przejęłaby się wylotem Jerycha w powietrze.

-A może jest super aktorką i dzwoniła za późno celowo? Wybuch i tak następuje, a ona ma alibi, że próbowała pomóc. - zastanowił się - Chociaż wtedy nie ma sensu ten drugi, niby omyłkowy telefon. I jak wyjaśniłaby to, że wiedziała o zamachu?

-Wreszcie myślisz jak detektyw.

-A chcesz wpierdol?

-Nie. Chodźmy. Mam adres, z którego dzwoniła.

Gavin mimo rozdrażnienia musiał przyznać, że współpraca z RK800 układa mu się zdecydowanie lepiej niż z Roxanne. Oboje zachowywali się dość podobnie - skupiali się na pracy, okazjonalnie mu dogryzając, szczególnie jeśli to on zaczynał, ale chociaż szczerze Connora nie znosił, to jego towarzystwo wydawało się w kontraście do dziewczyny niebywale proste. Nie było tego okropnego uczucia spadania, uczucia braku powietrza i ucisku na klatkę piersiową, za każdym razem, kiedy na niego patrzył. Nie było tego potwornego obrzydzenia i lęku, nie było rozdzierającej, prawie fizycznie bolesnej tęsknoty, która chwytała go za gardło za każdym razem gdy patrzył na jego twarz.

Była jedynie prosta, ludzka niechęć i irytacja, czyli dokładnie to, co odczuwał wobec wszystkich ludzi, tylko że w nieco większym natężeniu. Nic, z czym by sobie miał nie poradzić.

-Wiesz co to za miejsce?

-To teren magazynów przy zatoce. Opuszczonych. Zastanawiam się, czy nie powinniśmy zorganizować wsparcia.

-Nie będziemy organizować wsparcia.

Android wzruszył ramionami.

-Jak wolisz. To twoje śledztwo, ja nie poniosę żadnej odpowiedzialności.

Resztę drogi pokonali w milczeniu. Był środek nocy, ale żaden z nich nie był tym szczególnie przejęty. Gavin dlatego, że i tak by nie zasnął, a Connor ponieważ snu wcale nie potrzebował.

-To jest naprawdę rozległy teren. - odezwał się RK800 - Zdajesz sobie z tego sprawę?

-Zdaję. - Reed zapiął ciaśniej kurtkę.

-Więc co chcesz robić?

-Szukać. - rozciągnął palce, aż strzeliły - Choćby do rana.

Szukali więc.

Connor z pewnością by zrezygnował, gdyby nie Markus i Uma. Markus za którym tęsknił, którego śmierć nie mogła pozostać niewyjaśniona i który nigdy się nie poddawał, oraz Uma, której durny, uparty, nierozsądny brat postanowił sprawdzać magazyn po magazynie, nie ważne jak długo nie miałoby to zająć i którego chłopak nie chciał zostawiać samego, bo bał się, że zostanie zastrzelony i on będzie musiał powiedzieć dziewczynie, że go porzucił.

To nie była jego sprawa. To nie było jego śledztwo.

Mogłoby być, gdyby Gavin nie uparł się również, że chce mieć RK850 na oku, ale w tej sytuacji, właściwie pomagał mu zupełnie charytatywnie, w środku nocy, musząc jednocześnie normalnie zdążyć na swoją zmianę.

Przyszło mu też do głowy, że porucznik rozerwie ich na strzępy gdy się dowie co robią.

Gdy słońce wstawało nad Detroit już wiedział, że to będzie trudny dzień.

A potem znaleźli ciało.

Leżało w kontenerze i z początku wyglądało dokładnie jak Chloe. Gavin, sądząc po tym jak biały na twarzy się zrobił, pomyślał o tym samym, ale to nie była ona. Miała długie włosy, zamiast charakterystycznego, asymetrycznego boba i nie miała tatuaży, ale modelem była z pewnością tym samym. Miała wyrwaną pompę tyrium.

-No cóż. - mruknął ponuro Connor - To przynajmniej wyjaśnia dlaczego numer przestał istnieć.

-Niech to wszystko szlag! - Gavin uderzył pięścią w bok blaszanego kontenera- I chuj bombki strzelił, gówno się dowiemy.

-Niekoniecznie. - android wszedł do środka i uklęknął przy ciele, a następnie umoczył dwa palce w jej krwi i wsunął je do ust.

Gavin się zakrztusił.

-Jesteś kurwa nienormalny.

Chłopak się nie przejął. Spojrzał jedynie na detektywa z namysłem.

-Może nam się udać uruchomić ją ponownie. Na przynajmniej chwilę. Wiem, jaki to model, była zarejestrowana pod imieniem Fleur, więc to z pewnością ona. Warto spróbować.

-Jak mielibyśmy to zrobić?

-Za pomocą mojej pompy tyrium.

Reed zaczął się domyślać, co Connor ma na myśli ale wolał się upewnić.

-To znaczy?

-Zobacz. - RK800 wskazał na brzuch dziewczyny - Ktoś prawie dosłownie wyrwał jej serce, bardzo brutalnie, razem z przewodami. Raczej nie uda się jej naprawić na stałe, tego typu uszkodzenie prawie zawsze skutkuje zalaniem systemów krwią i nieodwracalnym spięciem, ale nasze części są kompatybilne. Musiała być regularnie unowocześniana, bo to stary model.

-Czekaj, czekaj. - Gavin mu przerwał - Jak ty to sobie wyobrażasz?

-Weźmiesz moją pompę i umieścisz ją w tym miejscu. Pewnie nie zadziała idealnie, przez zniszczone przewody właśnie, być może zacznie bredzić, ale pamięć, przynajmniej tą krótkotrwała może działać. Będziesz miał jakąś minutę na przepytanie jej, no, maksymalnie minutę i dziesięć sekund, a potem pompa musi wrócić do mnie.

-A co jeśli... - przełknął ślinę -...nie wróci?

-To umrę. - Connor nie wydawał się poruszony - Wolałbym tego uniknąć, więc się pilnuj, proszę.

-Nie, nie, nie! - zaprotestował gwałtownie Gavin - Jesteś wrzodem na dupie i wcale bym za tobą nie płakał, ale nie potrzebny mi jesteś na sumieniu, kurwa twoja mać. Zjebię coś, włożę nie tak jak trzeba i kipniesz, a wtedy Uma urwie mi głowę, ja na to nie idę.

-Jeśli się boisz, że coś popsujesz, to sam mogę włożyć pompę na miejsce.

-To jest fatalny pomysł.

-Całe to przedsięwzięcie to fatalny pomysł, Gavin, skoro już biorę w nim udział to mogę równie dobrze doprowadzić je do końca.

-O Boże. - jęknął, ale przyklęknął przy niewzruszonym chłopaku i odetchnął głęboko.

-Przemyśl sobie wcześniej o co będziesz pytał, bo ja ci nie pomogę.

-Dlaczego?

-Ponieważ średnio prowadzi się przesłuchanie, kiedy organ regulujący pracę serca znajduje się poza twoim ciałem. Normalnie po prostu zeskanował bym jej pamięć, ale może być uszkodzona, a bez pompy i tak nie dam rady tego zrobić.

Jedynie nasilony sarkazm wskazywał na to, że jest zdenerwowany. Rozpiął kurtkę, a następnie koszulę, po czym zacisnął palce na niewielkim krążku, na środku brzucha.

-I co, ja mam to tam po prostu wepchnąć? - zapytał Reed, spanikowany.

-Tak. - odpowiedział, wciąż zupełnie stoickim tonem android, po czym szarpnął i podał mu część.

Jego twarz natychmiast przeszył skurcz, jakby bólu, choć to przecież nie było możliwe, zbladł gwałtownie i stężał, ale Gavin nie tracił czasu, by go obserwować. Wsadził pompę w otwór w ciele dziewczyny i nacisnął. Coś zaskoczyło, kliknęło, a sekundę później androidka otworzyła oczy i odskoczyła gwałtownie do tyłu.

-Spokojnie. - odezwał się do niej, starając się zignorować rozpaczliwy, ciężki oddech Connora za swoimi plecami - Spokojnie, Fleur, nazywam się...

-Ja wiem kim jesteś. Wiem kim jesteś! - krzyknęła, nagle prawie euforycznie, po czym zachichotała niespodziewanie, w czymś w rodzaju nerwowego tiku - Jesteś Gavin. Gavin. Gavin.

Przeszedł od razu do sedna.

-Czy zabiłaś Markusa?

-Nie. Nie. Nie. Gavin - znowu zachichotała - Nie ja.

-Wiesz kto to zrobił?

-Nie ja. Nie ja.

-Kto? Skup się, Fleur, kto?

-Iris. Iris. Nie Iris. Trzeba obronić Iris. Powstrzymać Iris. Wieża.

-Czas. - wychrypiał Connor za nim - Gavin, czas.

Musiał się streszczać.

-Co to jest? - wyszarpnął z kieszeni kartkę, którą znalazł u Perkinsa - Co to znaczy? Markus, North, Josh, Simon, Elijah, Chloe i ty. Co to jest?

-Martwi! - pisnęła - Wszyscy martwi! Wieża. Iris. Martwi! Gavin! - zaniosła się chichotem, szalona niczym marcowy zając z Alicji w Krainie czarów.

-Gavin! - powtórzył za nią Connor, którego zaczęły przechodzić konwulsyjne dreszcze.

Detektyw wyciągnął rękę w kierunku brzucha dziewczyny, ale niespodziewanie podniosła krzyk i zaczęła wierzgać nogami, trafiając go w szczękę. Spróbował ponownie, ale Fleur wcisnęła się w kąt kontenera, wrzeszcząc nieustannie. Nie miał czasu się patyczkować.

Wyciągnął broń zza paska i strzelił prosto w jej głowę, a następnie skoczył naprzód, wyszarpnął pompę tyrium z jej tułowia i bez zastanowienia umieścił z powrotem pod przeponą Connora, sam, pewien, że chłopakowi i tak zbyt mocno drżą ręce, żeby sobie z tym poradził.

Android wziął gwałtowny wdech, po czym rozkaszlał się i opadł na czworaki, wciąż rozdygotany.

-Zapomniałem jakie to nieprzyjemne. - wykrztusił w końcu - Mam nadzieję, że doceniasz moje zaufanie do ciebie.

-Spierdalaj. - prychnął Reed, któremu tętno skoczyło tak, że też powinien już nie żyć - Dawno mnie tak nikt nie zestresował. Musiałem zastrzelić tą wariatkę, żeby oddała twoje serce!

-Dobrze zrobiłeś. - android usiadł ponownie, opierając się głową o ścianę kontenera - Było warto. Sporo wiemy.

-Spierdalaj. - powtórzył Gavin siadając obok niego i również oddychając równomiernie, by się uspokoić. Starał się nie patrzeć na ciało blondynki obok - Wygląda na to, że lista nie była listą podejrzanych, tylko potencjalnych ofiar. To właściwie nawet dobrze, bo do pewnego stopnia oczyszcza z zarzutów Elijaha.

-Cieszysz się?

-Mam to w dupie, ale Umie będzie lżej.

Umilkli na chwilę. Reed nie chciał się do tego przyznać, ale jemu również trochę ulżyło. Jedno, to było nienawidzić własnego brata. Drugie wiedzieć, że kogoś zabił.

Podniósł gwałtownie głowę.

-Co się stało? - wymamrotał Connor, który powoli dochodził do siebie i zapinał guziki koszuli.

-Skoro to jest lista ofiar... - mruknął pod nosem - Co on tam mówiła o tej Iris? Że trzeba ją powstrzymać?

-I obronić.

-Mówiła o wieży. - poderwał się - Pozbyła się, albo przynajmniej próbowała się pozbyć wszystkich z tej listy. Wszystkich poza nim. North, Simon i Josh mają teraz silną ochronę, więc mogła sobie odpuścić i przejść od razu do...

-Kamskiego. - android zerwał się na nogi - Wieża CyberLife.

-Wieża CyberLife.

Patrzyli na siebie przez kilkanaście długich sekund, podczas których przez głowę Gavina przepływały wszystkie chwile, kiedy tak bardzo nienawidził Elijaha, że dosłownie modlił się, by zniknął z jego życia raz na zawsze. Marzył, by się go pozbyć. Chciał tego szczerze wiele razy, mógł się do tego przyznać z ręką na sercu.

A jednak wyciągnął telefon i wybiegł przed kontener, pod drzwi magazynowej hali. Była piąta rano. Wybrał numer brata. Nikt nie odebrał.

-Ja spróbuję. - oznajmił RK800.

Również bez skutku.

Obaj podnieśli głowy na widoczną nawet stąd fortecę. Wieżę górującą nad miastem. Wciąż tam była. Mieli trochę czasu. Ile? Ciężko stwierdzić.

Gavin zaklął siarczyście.

A potem zaczął biec. 


Kaboom!

Czy to dobry moment na zakończenie rozdziału? Biorąc pod uwagę, że za tydzień będzie retrospekcja, to raczej nie, proszę wybaczcie, lubię być czasem dramatyczna.

Poza tym - co myślimy o drobnym udziale gościnnym Luthera? Wątek Kary i Alice rzadko gości u mnie w ficzkach, bo zwykle nie wiem jak mogę go kreatywnie potraktować, ale fajnie ,,dać znać" co porabiają.

Wy dajcie znać, jak wam się podobało I widzimy się za tydzień. Obiecuję.

~Gabi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top