VI
George nie wiedział, ile tak naprawdę czasu spędził już w swojej podświadomości, jednak zaczynał się już stosunkowo tutaj nudzić. Od tamtego jednego razu Lucyfer już więcej się nie pojawił, więc nie miał także z kim pogadać, co dodatkowo go jedynie zanudzało. Siedział więc na ziemi, a tak przynajmniej mu się wydawało, kiedy poczuł czyjąś obecność pojawiającą się w tej przestrzeni.
- Dla twojej wiadomości, nadal myślę nad tym jak mogę się stąd wydostać i nie potrzebuje do tego twojej pomocy, więc idź sobie dalej rządzić tym swoim światem umarłych, czy coś - powiedział nie obracając się nawet do przybysza, zakładając, iż jest to dobrze znany mu demon.
- Cóż przykro mi, że porównałeś mnie do tego przeklętego niewypału. - usłyszał nieznajomy, jednak pięknie brzmiący głos. Obrócił się więc gwałtownie, od razu zawieszając wzrok na wyróżniającej się w tej ciemności, jasnej postaci.
Nieznajomy był ubrany w białą szatę, która ciągnęła się jeszcze delikatnie za nim po ziemi. Za sobą miał potężne śnieżnobiałe skrzydła, których czyste pióra rozświetlały wszystko naokoło nich. Jego złociste włosy opadały na jego czoło, zakrywając całkowicie białe oczy, którymi patrzył na niego, obserwując uważnie każdy ruch. Nad głową lewitowała złota aureola, sygnalizując, kim był.
- Co tutaj robisz? - spytał, wstając z podłogi i odsuwając sie trochę od istoty. Nie to, że sie go bał, jednak demon z którym był związany, dużo razy mówił mu o nich i to tylko tak, że zawsze byli tymi złymi.
- Widzę, że już Lucyfer powiedział ci trochę o nas. - powiedział, całkowicie ignorując wcześniejsze pytanie, oraz zbliżając się trochę do chłopaka.
- Pytam jeszcze raz, co tutaj robisz i czego chcesz? - spytał ponownie książę, patrząc z niepewnością na anioła.
- Mam kilka informacji których myślę, że chętnie posłuchasz. - odpowiedział, zatrzymując się parę metrów przed niższym.
- Nie chce niczego słuchać, więc idź stąd albo wezwę Lucyfera. - rozkazał, jednak anioł nic sobie nie robił z jego słów.
- Próbuj, nie przyjdzie. - powiedział, uśmiechając się delikatnie.
- Dream, pomóż mi! - wykrzyczał, a następnie zamknął oczy, oczekując przybycia demon. Po chwili jednak jedyne co usłyszał to cichy śmiech anioła. Otworzył więc niepewnie powieki, zaraz po tym rozglądając się na około, jednak nie widząc nigdzie znajomego demona, otworzył szerzej oczy, zadając sobie sprawę z ważnej rzeczy.
Nie może liczyć na niego, bo go nie obchodzi.
- Widzisz? Mówiłem, że nie przyjdzie. Nie obchodzisz go bo jesteś tylko nędznym człowiekiem, który nie ma nic do zaoferowania dla niego. - powiedział anioł, delikatnie kładąc swoją dłoń, na policzku księcia.
- Coś muszę w sobie mieć, że zawarł ze mną pakt. - odpowiedział brunet, pomimo to patrząc na niego smutnym wzrokiem.
- Chce cie mieć po swojej stronie na wypadek wojny z niebiosami. Jesteś jego tajną bronią. - powiedział złotowłosy, obracając się plecami do chłopaka.
Oraz jego słabym punktem.
- Nie wiem, jak mogę być tajną bronią jako człowiek. Nie mam żadnych skrzydełek, rogów czy innych takich rzeczy. - odpowiedział książę, wywracając oczami.
- Do czasu. Cóż czas na mnie. - powiedział anioł, a następnie zaczął odchodzić od bruneta.
- Poczekaj! O co chodzi z tą bronią?! - spytał, idąc za nim, anioł jednak odwrócił się do niego przodem, a następnie pomiędzy swoimi dłońmi wytworzył kulę fioletowych płoni, która zaraz po tym rzucił w kierunku bruneta.
- Dowiesz się kiedy nadejdzie na to pora. - usłyszał jeszcze, za nim kula spotkała sie z jego ciałem.
~~~
Książę otworzył nagle oczy, podnosząc się do siadu, jakby wybudził się po koszmarze. Szybko jednak ponownie położył swoje ciało, czując, jak dłonie pielęgniarek delikatnie pomagają mu się położyć.
- Książę prosze nie robić żadnych gwałtownych ruchów, rana jeszcze się nie zagoiła. - powiedział znajomy mu lekarz, który często go leczył kiedy był chory.
- Ile tu leżę? - spytał, patrząc na wszystkich naokoło. Nigdzie jednak nie widział ani swojego ojca, ani nikogo kto był mu jakkolwiek bliski. Tylko lekarze lub pielęgniarki.
- Trzy dni od wypadku. Król obecnie jest z królem Philipem na dziecińcu. Kazał przekazać gdybyś się obudził, że wieczorem do ciebie przyjdzie porozmawiać. - powiedział, lekarz, na co młodszy pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Gdzie jest Tobi?
- Obecnie towarzyszy księżniczce Caroline w zwiedzaniu zamku, chciałbyś aby po tym do ciebie przyszedł? - spytał lekarz, zapisując sobie coś na kartce.
- Tak, poproszę, chciałbym także do jego przyjścia pozostać sam. - rozkazał, a wszyscy po wcześniejszym ukłonieniem się przed księciem wyszli z pokoju, tak jak chciał. Teraz leżał sam na łożu, zastanawiając się nad słowami wcześniej spotkanego anioła. Co miał na myśli, mówiąc o tym, że jest bronią?
Wiedział jednak teraz, że nie może zaufać więcej Lucyferowi. Gdyby tylko miał jakiś sposób aby pozbyć się tego paktu.
W ten do jego głowy wpadł genialny pomysł. W bibliotece ojca były księgi dzięki którym może zajdzie jakiś sposób dzięki którego będzie mógł ponownie porozmawiać z aniołem, a może nawet pozbyć się tej przeklętej więzi.
~~~
Karl wszedł do komnaty demona, od razu krzywiąc się na zapach śmierci.
- I jak? - spytał siedzący na tronie demon, patrząc na anioła z lekkim uśmiechem, na co ten wywrócił oczami.
- Rozmawiałem z nim, oraz wybudziłem go. - odpowiedział, zakładając dłonie na swój tors.
- Całe szczęście. Gdyby umarł, cały mój plan poszedłby się pieprzyć. - wymruczał pod nosem demon, a następnie wstał, podchodząc do jedynego okna w pomieszczeniu. - Możesz iść, kiedy znowu będę cię potrzebował wezwę cię. - powiedział, zaraz po tym zaczynając sobie cos rozplanowywać.
- Nie pozwolę ci go skrzywdzić, nadal jestem jego aniołem stróżem. - uprzedził, dobrze wiedząc, do czego zdolny jest stojący przed nim demon.
- Ale nadal będziesz ze mną współpracować, aby nie stracić w oczach Boga? Marny z ciebie anioł stróż. - odpowiedział, uśmiechając się prześmiewczo.
- Każdy popełnia błędy. - powiedział, patrząc w plecy demona.
- Twoim było zakochanie się w grzechu, a teraz jesteś na każde moje słowo, bo dobrze wiesz, że gdyby Bóg by się o tym dowiedział, byłbyś stracony. Jeśli Bóg się o tym dowie, nic ci nie pomoże, znikniesz na zawsze. Nie będziesz ani człowiekiem, ani demonem, ani aniołem. Rozpłyniesz się w powietrzu i każdy o tobie zapomni. - mówił, a serce anioła z każdym słowem zaciskało się jedynie bardziej.
- Przestań! - w końcu nie wytrzymał i strzelił anielskim płomieniem w demona, co odrazu pożałował, kiedy ten przeniósł się za niego, chwytając mocno jego szyję, tym samym odbierając mu dostęp do tlenu.
- Pamiętaj, kto tu ma władzę, marny aniołeczku. A teraz znikaj póki jeszcze pozwalam ci żyć. - odpowiedział zdenerwowany demon, po tym wyrzucając anioła z komnaty. Ten zacisnał pięści powoli wstając z ziemi.
Musiał wytrzymać, dla bezpieczeństwa Georga.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top