Prologue

W bajkowym królestwie, nazwanym L'Manburg panowała złota jesień. Wszystkie drzewa zaczynały tracić swoje liście, a temperatura spadała, sygnalizując niedługie przybycie zimy. Mieszkańcy miasta byli zadowoleni ze swojego życia. Król dbał o nich i stale pilnował, aby niczego im nie brakowało. Nie musieli także martwić się o wojny, ponieważ wszystkie inne królestwa były w sojuszu z ich. Byli szczęśliwi, a oczekiwane dziecko pary królewskiej sprawiało, że jedynie wszyscy ze zniecierpliwieniem chcieli poznać następcę tronu.

Nad domami zapanowała ciemna noc pierwszego listopada, kiedy pomiędzy kamiennymi ścianami zamku rozległ się głośny, kobiecy krzyk, sygnalizujący to, że młody książę chciał już przywitać się z poddanymi. Władca w trosce o swoje dziecko oraz ukochaną zapewnił im najlepszą opiekę lekarską, która kilka tygodni przed planowanym porodem kobiety, zjawiła się w zamku, kontrolując stan ciężarnej. Byli gotowi na tę sytuację i sprawnie zabrali się do działania.

- Najwyższy władco, wiemy, że chciałby władca być przy królowej, jednak dla jej zdrowia i zdrowia dziecka, będzie lepiej, jeśli poczeka król za drzwiami. Uda nam się zakończyć wszystko szybciej. - powiedział do zmartwionego mężczyzny lekarz odpowiedzialny za przeprowadzenie porodu kobiety. Król, słysząc jego słowa, westchnął ciężko, jednak po szybkim pocałowaniu ukochanej w wierzch dłoni, wyszedł z ich sypialni, od razu kierując się w stronę zamkowej stajni.

- Królu, co pana tu sprowadza, jest środek nocy. - zaskoczony, nagłą obecnością króla powiedział stajenny śpiący na stogu siana.

- Mój potomek się rodzi, jedź i ogłoś tę nowinę wszystkim mieszkańcom. - rozkazał stanowczym głosem, bo co jak co ale kiedy musiał spełniać swoje obowiązki, przyjmował odpowiednią postawę. Młodzieniec, słysząc to, zerwał się ze swojego miejsca, od razu ubierając najszybszego konia i wyjechał z zamku, aby tak jak rozkazał władca ogłosić wszystkim, iż następca tronu nadchodzi.

Władca natomiast powrócił do zamku i szybkim krokiem ruszył do komnaty, w której trzymali wszystkie atrybuty królewskie. Zaraz do jego boku dołączył niski mężczyzna będący jego doradcą oraz prawą ręką.

- Mam napisać listy do reszty królestw, aby także dostali nowiny? - spytał, idąc szybko za swoim władcą. Ten pokiwał głową na jego pytanie, a następnie skręcił na końcu korytarza, dalej dumnie krocząc przez pałac.

- Zaplanuj także bal na za trzy tygodnie. Musimy uczcić przybycie nowego dziedzica lub dziedziczki. Poinformuj także służbę, aby oczyściły koronę dla niego. - rozkazał, aby zatrzymać się przed wielkimi drzwiami.

-Tak, mój władco. - powiedział, a następnie uklęknął na jedno kolano przed swoim panem. Starszy wszedł do sali, zostawiając pomocnika samego, który natychmiast zajął się poleconymi mu rozkazami.

Pomieszczenie, w którym przebywał król, miało kilka szaf, w których trzymali różne szaty. Każda miała inne znaczenie i była zakładana na inne okazje. Mieli przygotowane także mniejsze rozmiary, które właśnie należało odświeżyć i przygotować dla młodego władcy. Młody rodzic zaczął wyjmować wszystkie szaty dla jego księcia lub księżniczki, jednak przerwało mu w tym przyjście sprzątaczek do pokoju.

- Panie, proszę to zostawić, my się tym zajmiemy. Król powinien czekać przy królowej, podobno już kończą. - powiedziała najdłużej pracująca z wszystkich sprzątaczek, już staruszka. Władca oddał szaty w dłonie pań, a następnie korytarzem wrócił do sypialni, w której odbywał się poród kobiety. Usiadł na ziemi, a następnie cierpliwie czekał, aż lekarz wyjdzie z jego dzieckiem z pokoju. Straż, która robiła obchód kilkanaście minut później, podbiegła do króla myśląc, że coś się stało, skoro jest na ziemi, jednak ten jedynie uśmiechnął się do nich lekko zmęczony, zaraz po tym odpowiadając.

- Nic mi nie jest, czekam, aż mój następca przybędzie. - odpowiedział, ściągając z ramion szatę, którą nakrył się jak kołdrą, aby w razie czego mieć nakrycie, gdyby przez długość całej sytuacji zasnąłby.

Po kilku godzinach do jego dotarł głośny płacz dziecka, na co gwałtownie podniósł głowę, zaraz po tym podnosząc się z ziemi, aby wejść do pomieszczenia. Minęło parę minut, zanim drzwi od sypialni otworzyły się, a w nim pojawiła się starsza kobieta, która była pielęgniarką i zaprosiła króla do środka. Ten natychmiast podbiegł do swojej ukochanej, upadając na kolana przy niej, chwytając delikatnie jej dłoń, oraz całując jej wierzch. Kobieta popatrzyła na niego zmęczona, jednak uśmiechnęła się do swojego męża, szepcząc zmęczonym głosem.

- To chłopiec.

Mężczyzna, słysząc jej słowa, także uśmiechnął się, a następnie nachylił się nad ukochaną, aby pocałować jej mokre czoło.

- Kocham cię. - powiedział, patrząc na nią z miłością w oczach.

- Panie możemy cię na chwilę prosić? - powiedział lekarz, który wyszedł z królewskiej łazienki. Mężczyzna pokiwał głową na jego słowa, a następnie wstał, podchodząc do mężczyzny. Razem opuścili pomieszczenie, aby pielęgniarki mogły zająć się odpowiednio królową oraz dzieckiem.

- O co chodzi doktorze? - spytał zmartwiony władca, patrząc na mężczyznę stojącego przed nim. Ten jednak westchnął cicho, wiedząc jaką smutną wieść musi mu przekazać.

- Królowa nie jest w stanie przeżyć kolejnej ciąży, gdyby takowa nastąpiła. Książę natomiast ma niestety bardzo słaby organizm. Boimy się, że nie dożyje nawet swoich pierwszych urodzin. Bardzo mi przykro władco. - powiedział, a następnie spuścił głowę, nie mogąc ze smutku popatrzeć na swojego władcę. Ten słysząc jego słowa, zacisnął usta w wąską linię, powstrzymując się od popłakania.

- Dziękuję panu za zajęcie się moją ukochaną. - odpowiedział ciężko, a następnie wrócił do sypialni. Na łóżku spała wymęczona kobieta, a obok niej na łóżku mały chłopiec zawinięty w ciepły koc. Miał jasną skórę oraz ciemne krótkie włosy. Wyglądał pięknie i widać było, że para królewska jest jego rodzicami. Mężczyzna uklęknął przy nich na ziemi, a następnie wziął swojego synka na dłonie, przytulając go do siebie mocno. Nie chciał go stracić, kiedy tak długo starali się o niego.

- Jeśli jest ktokolwiek, kto może uratować mojego syna. Błagam, oddam wszystko. - wyszeptał władca, pozwalając, aby łzy spłynęły po jego policzkach.

- Wszystko mówisz? - powiedział obcy głos w pomieszczeniu, na którego głos, mężczyzna obrócił się gwałtownie, intuicyjnie wręcz położył dłoń na swoim mieczu, który zawsze nosił przy sobie.

- Kim jesteś? - spytał, wtulając syna bardziej w swoją pierś oraz stając przed spokojnie, śpiącą kobietą.

- Cóż różnie na mnie wołają. - powiedział nieznajomy, stojąc oparty o ścianę za sobą. Na swojej głowie miał kaptur ze swojego płaszcza w kolorze głębokiej zieleni. Jego dłonie zawinięte były czarnym materiałem, a na nogach nosił materiałowe, czarne spodnie. Jego bose stopy, gdy oderwały się od ziemi, aby postawić kolejne kroki w stronę władcy, zostawiały za sobą ślady, a na niektórych jeszcze pozostawał ogień. Zatrzymał się, przy starszym (teoretycznie) patrząc na niego z lekkim zadziornym uśmiechem. - Najpopularniejsze Lucyfer. - dopowiedział, na co na twarzy króla pojawiło się lekki strach.

- Co tutaj robisz? - zapytał, patrząc na niego, nieufnym wzrokiem.

- Wezwałeś mnie. A dokładniej usłyszałem twoją prośbę o uratowanie twojego bachora. - powiedział, następnie przeniósł wzrok na małe zawiniątko w ramionach mężczyzny stojącego naprzeciw niego.

- Jesteś w stanie go uratować? - zapytał z nadzieją w oczach, na co demon wewnętrznie wywrócił oczami.

Ludzie dadzą wszystko za zdrowie innych, którzy i tak umrą.

- Jestem, ale wszystko ma swoją cenę. - powiedział, aby odejść w stronę komody, nad którą wisiał malunek pary.

- Dam wszystko. - odpowiedział pewnie król, na co oczy Króla Gehenny zapaliły się krwawą czerwienią. - Wszystko tylko błagam, uratuj go. - dopowiedział, klękając przed demonem na kolana.

- Dam twojemu synowi zdrowie. - zaczął, stojąc nadal tyłem do mężczyzny. Usłyszał, jak ten wzdycha lekko z ulgi, kiedy obcy zgodził się mu pomóc. - W zamian za twojego syna. - dopowiedział, patrząc przez ramię na króla z diabelskim uśmiechem na ustach.

- O co dokładnie chodzi? - dopytał król, patrząc tym razem z gniewem na demona.

- Kiedy nadejdzie czas, przyjdę po niego, aby został moim mężem oraz księciem piekła. - powiedział, obracając się przodem do mężczyzny. Pomiędzy nimi nastała chwila ciszy aż w końcu król, patrząc, przepraszającym wzrokiem wyszeptał dwa słowa, które odmieniły ich życie na zawsze.

- Zgadzam się.

Demon uśmiechnął się lekko, zaraz po tym podchodząc do władcy. Wyciągnął swoją dłoń, a następnie położył ją nad głową chłopca. Jego skóra, sama jak na zawołanie rozcięła się, pozwalając czarnej jak smoła krwi wypłynąć, prosto na środek czoła niemowlęcia. W momencie spotkania ze skórą człowieka rozbłysnęła, a oczy Lucyfera zaświeciły się krwawą czerwienią.

- Me and You. You and Me. Bounded in this pact, we will be together until your time will come. In the name of Lucifer. - powiedział zniekształconym głosem demon, a dziecko podczas mówienia zaklęcia otworzyło swoje oczy które zmieniły na chwilę kolor na całkowicie czarny, aby po skończeniu czaru wrócić do swojego czekoladowego koloru. Niecałą sekundę później jego lewa tęczówka powoli rozjaśniła się, zostając na kolorze podobnym do odcieniu lodowca. Chłopiec od razu po tych rzeczach ponownie zasnął, wtulając się w pierś rodzica, a Lucyfer ostatni raz popatrzył na władcę, zaraz po tym rozpływając się w powietrzu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top