Rozdział 20

Izaya z myślą, obiecał Kishitaniemu odwiedziny zwlókł się z kanapy.

Brunet chwycił na ręce dziecko mruczące coś niezrozumiałego pod nosem i zdejmując mu kurtkę zaniósł chłopca do sypialni. Hiroki szybko zasnął przytulny do swojego ukochanego misia, którego pewnego dnia dostał od Shizuo. Nie wiedzieć czemu tatuś po prostu wpadł do mieszkania bruneta i kazał mężczyźnie dać tą śliczną zabawkę synkowi po czym po prostu wyszedł. Było to jeszcze przed wyjazdem Izayi na 'wakacje'. Mężczyzna korzystając z okazji postanowił wykorzystać wolny czas na uzupełnienie informacji. Co prawda miał pod sobą cały sztab ludzi, którzy zajmują się wszystkim, ale obserwowanie mieszkańców Tokyo sprawia mu niezwykłą przyjemność. Zajrzał na czat, który już od dłuższego czasu był martwy i zaczął kręcić się na krześle po chwili zatrzymując się i spoglądając przez ogromne okno na miasto. Nic się już nie dzieje, klientów też ma znacznie mniej. Gdyby nie opiekowanie się synkiem zanudziłby się na śmierć. Przez myśl przeszło mu, że może wartoby wywołać jakąś burze. Mógłby skłócić ze sobą gangi, tylko że nawet nie ma kogo skłócać. Yakuzy i kolorowe gangi są były i będą jednak żadne z nich nie mają zamiaru wdawać się w jakiekolwiek konflikty. 'Przywódcy' dogadują się między sobą i nie zamieniają już miasta w pole walki. Wszystko jest aż nudnie w porządku. Nikt nic nie kombinuje, a na domiar złego brunet traci coraz więcej klientów. Jedni odchodzą do konkurencji, inni po prostu chwilowo się uspokoili i nie potrzebują od niego żadnych wiadomości. Stali bywalcy jego biura tacy jak pan Shiki ciągle się z nim kontaktują, ale nie są to sprawy godne jego dłuższej uwagi. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że uległ wypaleniu. Jego kariera informatora chyliła się ku upadkowi. Ludzie już mu nie ufają z obawy o to, że Orihara mógłby ich zmaniuplowac i wykorzystać do swoich własnych celów co wcale nie było niemożliwe. Takie podejrzenia z jednej strony napawały go nie wiedzieć czemu dumą, z drugiej zaś niesamowicie denerwowały. W obecnej sytuacji ekscytatcji dostarczał mu jedynie potworek, a i to nie było już takie jak kiedyś. Nie wiedzieć czemu blondyn zamiast próbować go zabić zaczął się zachowywać jak stary dobry przyjaciel. Za to brunet nienawidził go najbardziej. Był nieprzewidywalny i jak to lubił nazywać Izaya 'trudny w obsłudzę'. Mało tego synek zbliżył ich do siebie na tyle, że byli gotowi przejść do nieco bardziej intymnej relacji. Na samo wspomnienie delikatnych ale stanowczych pieszczot informator oblał się krwistym rumieńcem. Pamiętał jak cicho jęczał za każdym razem gdy gorące usta blondyna dotykały jego skóry. Wstydził się przyznać, ale na prawdę pokochał to uczucie tak samo jak pokochał Heiwajimę. Z jego ust wyrwało się ciche westchnienie. Nie spodziewał się po sobie takiej uległości jednak nie miał nic przeciwko. Skoro już dowiedział się, że Shizuo darzy go tym samym lub chociaż nieco podobnym uczuciem ma zamiar to wykorzystać. Odwrócił się spowrotem do biurka odrywając tym samym wzrok od miasta. Próbował skupić się na czymkolwiek jednak jego myśli krążyły wokół blondyna z zadziornym spojrzeniem i skutecznie utrudniały mu pracę. Brunet jęknął cicho spoglądając w dół, na swoje spodnie i zauważając małe wybrzuszenie.

-Serio?!- warknął zły na siebie. Podniósł się z fotela i poczłapał do łazienki. Zamknął się w niej na klucz aby mieć pewność, że nic mu nie przeszkodzi i postanowił zająć się tym coraz większym problemem. Gdy dochodził ledwo powstrzymał się aby nie krzyknąć imienia osoby, która doprowadziła go do takiego stanu. Gdyby to zrobił staraciłby kompletnie szacunek do siebie. Ciężko dysząc oparł się o zimną ścianę za nim. Przymknął delikatnie oczy kiedy jednak przed nimi pojawił się obraz jego największego wroga szybko otworzył je. Do jego uszu dotarł głośny płacz. Doprowadził się do porządku najszybciej jak się dało i poszedł do synka. Z zadowoleniem stwierdził, że matkowanie idzie mu coraz lepiej. Ubrał brunecika po czym nakarmił go i w skupieniu opuścił mieszkanie. Szybkim krokiem, a wręcz biegiem zmierzał do apartamentu przyjaciela. Był już mocno spóźniony, ale co mógł poradzić. Lepiej żeby Hiro-chan się wyspał, a on spóźnił niż żeby potem miał płakać i marudzić przez kilka dobrych godzin. Z resztą król się nie spóźnia tylko inni przychodzą za wcześnie, wiec co tu mówić o Bogu. Energicznie zapukał do drzwi lekarza. Po chwili został wpuszczony do środka. Już w korytarzu zauważył ojca przyjaciela co nie zwiastowało niczego dobrego. Gdy tylko wszedł do salonu jego oczom ukazała się osoba, której akurat teraz najbardziej nie chciał widzieć. Na kanapie w najlepsze siedział Shizuo i zawzięcie dyskutował o czymś z Celty.

Jak myślicie po co nasi lekarze znowu ich do siebie sprowadzili?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top