Rozdział 17
Mężczyźni pożegnali się po czym ojciec razem z synem wyszli z mieszkania i wrócili do domu blondyna.
Shizuo postawił syna na dywanie w salonie i rzucił torbę w kąt. Był zdenerwowany i nie wiedział co ma zrobić. Nie umie się zajmować dziećmi, a głupio mu będzie poprosić o pomoc po tym jak potraktował Shinrę. Jednak najbardziej zastanawiało go to dlaczego tak nagle Izaya zmienił swoje nastawienie do niego i zdecydował się na wyjazd. Przecież ostatnio kiedy go odwiedził wszystko było w porządku. Rozmawiali, śmiali się i zachowywali jak normalni ludzie. Co takiego się stało, że brunet odsunął od siebie Shizuo tamtego ranka, a następnie wyjechał? Blondyn ciężko westchnął i usiadł na kanapie. Mały brunet patrzył się na niego ciekawy. Mężczyzna nie mógł znieść tego przeszywajacego spojrzenia złotych tęczówek. Niby kolor po nim, a jednak ten wzrok miał w sobie coś niezwykłego. Zupełnie jak oczy informatora. Hiroki przy pomocy stolika kawowego stojącego w salonie podniósł się i chwiejnym krokiem podszedł do kanapy. Wdrapał nie na mebel i po chwili siedział u blondyna na kolanach
-Tata- powiedział dumny z siebie i z uśmiechem popatrzył się na ojca, który nie mógł wyjść z zaskoczenia. Chłopiec przytulił się do niego i mruknął coś niezrozumiałego dla starszego. Blondyn zerknął na zegarek stojący na szafce i stwierdził, że to najwyższa pora aby oboje poszli spać. Zanim zasnął leżał bez celu i rozmyślał. Tak strasznie brakowało mu pchły. Tego głupiego uśmieszku, denerwującego tonu głosu i pięknych tajemniczych oczu. Mówi się, że oczy to zwierciadła duszy jednak w przypadku bruneta było całkiem inaczej. Z jego tęczówek nie dało się wyczytać kompletnie nic. Shizuo nie marzył teraz o niczym innym tylko o możliwości ponownego złapania wątłego ciała niższego w swoje ramiona.
Tydzień w Los Angeles minął informatorowi dość spokojnie i zdecydowanie zbyt szybko. Szczerze powiedziawszy zaczynał już tęsknić za swoim miastem, synem i mimowolnie również za bestyjką. Po kilku godzinach spędzonych w samolocie Izaya znalazł się na lotnisku, z którego udał się prosto do swojego apartamentu. Będąc na miejscu postanowił odświeżyć się po podróży. Następnie wypił kawę tak jak robił to zawsze gdy nie mógł zebrać myśli. Pijąc czarny napar doszedł do wniosku, że ten urlop wcale mu nie pomógł. Nadal nie umie zapanować nad uczuciami. Co prawda nie płacze już na samą myśl o Voronie całującej blondyna jednak nadal czuł się oszukany. Był zły na siebie. Jak mógł się tak zachowywać. Przecież nienawidzą się od tak dawna, że nie ma nawet cienia szansy na zmienienie tego stanu rzeczy, a on głupi się zakochał. Tak. Wielki Orihara Izaya bóg wszystkich ludzi zakochał się w potworze i teraz przez to cierpi. Zerkając na zegarek postanowił pójść odebrać syna. Już sobie wyobraża czego w zamian może zażądać Kishitani. Skocznym krokiem ruszył do mieszkania przyjaciela. Po drodze nie mógł odpuścić sobie obserwowania swoich kochanych ludzi. Wsłuchiwał się w ich rozmowy jednak nic nie zainteresowało go na dłużej. Stanął przed drzwiami apartamentu lekarza i z firmowym uśmiechem lekko do nich zapukał. Po chwili wejście do mieszkania otworzyło się, a w nim stanął szatyn, który na widok informatora widocznie się zmieszał.
-Cześć Shinra. Przyszedłem po mojego skarba.- powiedział i wszedł do mieszkania- Gdzie Hiro-chan?- zapytał rozglądając się po korytarzu
-Em...no wiesz...- zaczął niepewnie lekarz przez co brunet przychylił lekko głowę i spojrzał na niego zaciekawiony- Nie ma go u nas- powiedział cicho i podrapał się po karku. Usilnie unikał rozzłoszczonego wzroku bruneta -Shizuo zabrał go do siebie- Izaya wytrzeszczył oczy i chciał aby to co usłyszał okazało się tylko kiepskim żartem jednak tak nie było w innym wypadku już zdążyłyby zauważyć synka. Nie było go w mieszkaniu szatyna co oznacza, iż Shinra nie kłamie
-Co?! Jak mogłeś mu na to pozwolić?! Co ty sobie wyobrażasz?! Przecież cie prosiłem!- nie panował nad sobą ani nad tym co mówi. Nie przejmował się tym, że dał się ponieść emocjom. Nie myślał o tym, iż może urazić przyjaciela takim zachowaniem. Po prostu nie myślał. Nie chciał wiedzieć blondyna juz nigdy, a teraz będzie musiał do niego pójść. Był rozgoryczony.
-Izaya uspokój się. To także jego syn i nie masz się czym martwić. Na pewno wszystko jest w porządku- uśmiechnął się pocieszająco i położył dłoń na ramieniu bruneta- Może zostaniesz na chwilę?- zapytał uśmiechnięty. Izaya strzepnął z ramienia jego rękę i zaprzeczył ruchem głowy
-Pójdę po małego- odparł i wyszedł bez słowa. Wolnym krokiem ruszył w stronę mieszkania blondyna. Był już tam nie raz jednak ta sytuacja jest zupełnie inna. Pogrążył się w rozmyślania do tego stopnia, że ledwo udało mu się uniknął nadlatującego znaku. Spojrzał w stronę blondwłosej bestii trzymającej synka za rękę. Po chwili usłyszał charakterystyczny krzyk i nim zdarzył się zorientować co się dzieje został złapany przez Shizuo
- Izaya!- warknął zdenerwowany i przygwoździł niższego do ściany drugą ręką nadal trzymając chłopczyka, który rwał się do bruneta. W końcu nie wiedział go ponad tydzień. -Gdzie ty byłeś?- szepnął nieco ciszej po czym nie czekając na odpowiedź wpił się w usta niższego. Napotkawszy się na opór ze strony Izayi odsunął się nieznacznie -Tęskniłem- powiedział wpatrując się w oczy informatora
-Nie twój interes gdzie byłem. Puszczaj mnie pierwotniaku- mężczyzna zaczął się szarpać -Puść mnie. Oddaj mi Hiro-chana i wracaj sobie do Vorony- mimowolnie w jego oczach zebrały się łzy. Blondyn szybko otarł je dłonią po czym ponownie go pocałował. Brunet niepewenie zaczął dodawać pocałunek. Żaden z nich nie przejmował się tym, że są w miejscu publicznym, a całej tej sytuacji przygląda się ich syn. Całowali się namiętnie i łapczywie. Nigdy by się do tego nie przyznali jednak brakowało im siebie nawzajem. W każdym względzie. Shizuo przerwał pocałunek i przerzucił sobie niższego przez ramię. Szybkim krokiem z dzieckiem w drugiej ręce skierował się do swojego mieszkania.
Rozdział taki sobie. Mam przypływ chwilowej weny, ale nie wiem jak długo to potrwa więc losy tego opowiadania są mi nadal nieznane. W następnym rozdziale będzie się dużo działo. To mogę obiecać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top