Jak to się zaczęło?
Był 10 marca. Deszcz lał się z nieba rwącymi strumieniami. Szłam ulicą marznąc z zimna. Lodowaty wiatr tańczył w moich przemoczonych włosach. Przeklinałam w myślach cały świat. Zapomniałam kurtki więc wracałam do domu w samym swetrze, ponadto dostałam kiepską ocenę z jednego z przedmiotów. Nagle usłyszałam warkot jadącego samochodu. Zeszłam na pobocze dziwiąc się, że jakieś auto jeszcze tu zagląda. Oprócz mojego domu był tu jeszcze las i to wszystko. Mieszkałam sama. Moi rodzice zginęli w pożarze.
Samochód zatrzymał się kilka metrów przedemną a z jego wnętrza wyszło trzech mężczyzn w czarnych garniturach. Zaczęli się zbliżyć w moją stronę. W tedy zaczęłam się bać i ruszyła biegiem w przeciwną stronę. Szybko mnie dogonili i związali ręce sznurkiem. Walczyłam ale moja siła to było nic w porównaniu z ich. Jeden z nich zakleił
mi usta taśmą, a drugi podsunął mi pod nos jakiś kawałek materiału. Zdążyłam zarejestrować jedynie słodki zapach i w tej samej chwili odpłynęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top