Arena
Dotyk stroju uszytego z miękkiej brązowej skóry. Bose stopy na betonie, zimne, żelazne pierścienie na nadgarstkach i kostkach. Wszystkie te doznania towarzyszyły mi w drodzę na arenę. Jak ja się tam dostałam? Dobre pytanie. Po dwóch dniach siedzenia w celi kazano mi się umyć. Oczywiście próbowałam uciekać lecz na nic to się zdało. Zrobiłam tym tylko nowy siniak na żebrach do mojej licznej już kolekcji. Po kąpieli w lodowatej wodzie i ubraniu tego właśnie stroju zostałam skuta i przeprowadzona do sali akcyjnej. Tam licytację o mnie wygrał chyba dwudziestopięcio letni milioner. Zostałam zabrana do celi z kratami, jednym twardym łóżkiem, umywalką toaletą... Właśnie w tym miejscu dowiedziałam się co ja tu robię. Otóż w tym miejscu znajdował się ośrodek dla nielegalnych walk niewolników. Jego jedynymi bywalcami byli najbogatsi ludzie świata szukający rozrywki i zastrzyku adrenaliny. Teraz ja również zostałam jedną z ich licznych zabawek. Ba nawet ich specjałem. Już to widzę: Niezwykła dziewczyna-kot, jedyny taki okaz!
-Szybciej
Warknął barczasty strażnik trzymający łańcuch. Pociągnął go szybko do przodu tak, że padłam na twardą posadzkę. Rzuciłam mu zabójcze spojrzenie. Milcząc podniosłem się z podłogi. Szłam tak jeszcze z pięć minut. W końcu zostałam wepchnięta na piaszczystą, okrągłą arenę. Na przeciw stał człowiek w dziwnej masce. W wytatułowanej ręce trzymał nóż. Zwrócił się w moją stronę bawią się bronią. Z góry było słychać krzyki widzów i donośne odgłosy zakładanych zakładów.
-Walczcie na śmierć i życie. Pora zaczynać!
Zabrzmiał dnośnie głos, a chwilę później zabrzmiały oklaski i gwizdy rozradowanego tłumu. Mężczyzna zareagował. Rzucił się na mnie szybko z nożem i chęcią mordu w oczach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top