Jak się nie ma co się pragnie, to się kradnie co popadnie

 Chcecie zobaczyć tu coś albo kogoś jeszcze to piszcie komentarze, a jak coś to na prywatną konwersację (nie)gryzę. :) 


Robin

Nadal zmęczony i obolały skierowałem się razem z drużyną w stronę punktu przejęcia. 

Na rozległej zielonej polanie już czekała Bio-rakieta Megan. Zauważyłem żółto-czerwoną postać kierującą się w moją stronę

-Stary, co tak was dużo? Rozmnażacie się w zastraszającym tempie!-powiedział wpychając sobie resztki czekoladowego batonika do ust.

Nie miałem siły mu na nic odpowiadać, więc mruknąłem coś pod  nosem i wszedłem do statku.

$#$

Droga powrotna trwała dłużej, albo tylko mi się tak wydawało. Po lądowaniu Liga i my skierowaliśmy się w stronę naszego salonu. Zielone kanapy i wielka plazma nadawały mu dość rodzinny charakter, przynajmniej dla mnie, wychowałem się z tymi ludźmi.(chociaż nie wiem jak wygląda prawdziwy rodzinny salon i czy w każdym jest taka plazma.) Gdy każdy już się rozsiadł wygodnie postanowiliśmy omówić dalszy plan działania.

-Według mnie większość z was nie jest gotowa na atak na siedzibę KOSZ-u-zaczęła Artemis

-Czekaj-przerwała jej Merida-znamy się długo i ufamy sobie nawzajem...

-Moment nie oto mi chodziło-sprostowała łuczniczka.

-Tak mi też, nie mam zamiaru wszczynać tu żadnej kłótni o to, sama uważam że przed tą ,,wojną''-zrobiła cudzysłów w powietrzu-powinniśmy się przygotować i pod szkolić. Tylko że spójrz na nas, Czkawka może przyzwać na pomoc Smoki.

-Jeźdźców-sprostował brunet.

-Przecież mówię, Jack jest duchem, panuje nad żywiołem zimy, Toph ma talent tkania Ziemi a Aang potrafi to robić z każdym żywiołem...

-Wiedzą opowiadałem im o każdym z was.-dodałem

-Bardzo dobrze-ucieszył się Wodnik-Super boy pod uczy was trochę trików Black Canary, Tytani sprowadzą więcej bohaterów którzy sanom po naszej stronie. W tym czasie my zajmiemy się rozpracowaniem taktyki używanej przez KOSZ. Tylko chyba nie wszyscy są przystosowani do działania w terenie...

Wszyscy spojrzeli na Kuzko

-Hej, umiem pokazał pazurki, mrałłłłłl-drapną zalotnie Artemis, co spowodowało wzbudzenie w Wallym potwora.

Nikt nie zauważył kiedy Roszpunka wstała i skierowała się do kuchni.

-Dobra, nareszcie broń dla mnie!-powiedziała zwracając na siebie uwagę i stając w bojowej pozycji dzierżąc w rękach patelnię.

-Idziesz na najbardziej zorganizowaną organizację od czasów Roju z patelnią?-spytał Super Boy.

-Nie mów mi jak mam żyć, tak?-krzyknęła rozbawiając wszystkich obecnych.

-Trening zaczynamy o dziewiątej

-Nareszcie się wyśpię-ucieszył się Zak.

Zak

Na walkę byłem już gotowy o ósmej, zobaczyłem Aanga i Hiro wołających mnie.

-Ej Zak, smerfuj  tutaj-szepnął Hiro.

Na korytarzu stały trzy dziewczyny- Artemis, zielona Marsjanka i elegancko ubrana czarnowłosa.

-Zakład że wszystkie na mnie polecą?-spytał

-Jeszcze czego, Artemis jest chyba z tym, no...no... Flashem?

-Idę na podryw-oznajmił Hiro i ruszył dziarskim krokiem w stronę dziewczyn.

-Witajcie płeć piękna-zaczął

-Jak bardzo go lubimy-spytał Aang

-Chyba aż tak bardzo aby zniszczyć mu życie, dajesz!

Strzałko głowy użył magii powietrza delikatnie rozpinając pasek od spodni chłopaka, a następnie go wyciągając. Dziewczyny musiały zauważyć nasz podstęp, więc kontynuowały rozmowę.

-Naprawdę, mam robota, nie chciał bym się chwalić ale ja też uratowałem świat-ciągną szarmanckim tonem.

Podczas pobytu na arenie bardzo schudł więc wystarczył drobny powiew wiatru i Hiro stał ze spodniami opuszczonymi do samych kostek. 

-Pardą-powiedział i skierował się za róg w nasza stronę kurczowo trzymając się z spodnie. 

-Cholernie śmieszne-wyrwał mi pasek z rąk-i poszły...

-Stary, straciłeś szanse życia-śmialiśmy się tak długo że nawet Hiro się dołączył

-Macie wpierdol-krzykną skacząc w naszą stronę-BAKUGAN BITWA !!!

Darł się na całe gardło atakując nas oboje 

-Teraz jesteś moim pokemonem-powiedział łapiąc mnie za szyję i trzymając uniemożliwiając ruch.

-Czym?-spytał Aang

-Nie, nie jesteś moim ojcem!-wydarłem się

-Ale, jak się nie ma co się pragnie, to się kradnie co popadnie!

Licytowalibyśmy się jeszcze dość długo gdyby nie nagły, oślepiający błysk. Przed nami ukazała się kanciasta maszyna, dymiąca z każdej strony, nagle pokrywa się otworzyła.

-TAAAAA-DAMMM-staną przed nami chłopak w naszym wieku, i zaczął recytować w zastraszająco szybkim tempie z zamkniętymi oczami-Jestem Bart Allen, ten Bart Allen wnuk Flasha, tego Flasha. Jestem z przyszłości. Mówcie mi Impuls,albo Bart, albo Bart Allen, albo Bart Impuls Allen. Taaaaaaaaaak-otworzył oczy, i spojrzał na nas podejrzanie.

-Zaraz a gdzie Nightwing? 

-Kto?

-Kurde! Znowu pomyliłem częstotliwość!-wskoczył do swojego wehikułu-to miłego życia, mam ostatnią szansę na trafienie w dobry czas, to na razie!

Maszyna razem z dziwnym chłopakiem zniknęła

-Doooobra, Houston mamy problem, to było dziwne

-Powinniśmy o tym powiedzieć reszcie?

-Nie-odpowiedziawszy wszyscy razem skierowaliśmy się na trening.

-Jesteśmy tu zaledwie kilka godzin to pewnie normalne...

Merida

Wszyscy już byli gotowi,  jak zwykle na kogo czekaliśmy?

-Ty chyba jesteś popierdolony!! Rozumiesz co do ciebie mówię?!-Robin tłumaczył Kuzko już od dwudziestu minut że on nie może walczyć.

-A pro po popierdolenia, gdzie Zak bo zaczynam odzyskiwać wiarę w ludzkość-narzekam

-A co, tęsknisz ruda piękności-odwróciliśmy się na dźwięk głosu przyjaciela, byli z nim Hiro i Aang.

Gdy się już zbliżyli Zak oberwał mocno w ramię od Czkawki

-Auł! chyba dziś nam nie bardzo wychodzi.

-Dobra to wszyscy zaczynamy-zarządził Wodnik

-Mooooooooooooment!!!-wydarł się Kuzko- zapomniano o mnie!!!

Biegł właśnie swoim jedno rożcowym chodem w nasza stronę

-Zrozum, ty nie będziesz walczył!!!-Wrócił do swojej starej śpiewki Robin

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top