Całe nasze życie jest podróżą do śmierci.A ja kocham podróżować, AHOJ PRZYGODO!

Dostałam 12 faktów o sobie od 

1. Zochaaaaa

2.Nigdy nie planowałam pisać

3.Obraź przy mnie Ligę Młodych lub tytanów a nawet nie będę potrzebowała pomocy przy zakopywaniu ciała -,-

4.Posiadam obecnie jedno smocze jajo i jednorożca

5. Ty możesz żyć życiem Justina, One Direction czy Sherlocka... Ja żyję Uniwersum DC...

6. Nikt nie rozumie moich sarkazmów, zawsze myślą że jestem idiotką.Ogólnie w moim otoczeniu nikt mnie nie rozumie xD

7.  Gdybym powąchała Amortencję czuła bym pewnie zapach stron w książce, wiatru w lesie i świeżego chleba.

8. W wolnych chwilach poza rysowaniem spamie panu Gregowi Waisman'owi i Barandon'owi Vetti Twittera aby ponowili ligę młodych #RenewYoungJustice 

9. Nigdy nie byłam za Jelsą, Jack jest taki żywy i młody (tak wiem ma 317) a Elsa taka sztywna i o wiele starsza...

10. Moje życie tłumacze sobie w ten sposób że: Kiedy matka natura rozdawała urodę, czy talent. Ja stałam w kolejce po słabe sarkazmy i pierdolniętą wyobraźnię.

11. Chyba nie potrafię wskazać ulubionego super bohatera...

12. Liga Młodych? Liga Młodych. Młodzi Tytani? Młodzi Tytani. Bat-family? Bat-family. DC? DC.


Nie nominuję nikogo... Rozdział time! Albo nie... Servantess i Gemini_avis


Sorry ale KUŹWA JUŻ MIAŁAM KOŃCZYC TĄ KSIĄŻKĘ A TU NAGLE JEB, JAKIE KURDE OLŚNIENIE!!!! biorę się za rozdział BO NORMALNIE CAŁY DZIEŃ W SZKOLE SIEDZIAŁAM OBMYŚLAJĄC SZCZEGÓŁY!!!!!!! Więc wybaczcie ale fabuła pójdzie teraz dość szybko do przodu!

Robin

-Tutaj są-szepną Virgil, mieliśmy już plan dotyczący uratowania wszystkich

Podeszliśmy do drugiej już kapsuły, w pierwszej była Toph i Aang a tutaj są Hiro i Roszpunka. 

-Dobra... czyli jesteśmy wszyscy poza Czkawka i Meridą-stwierdził Jack

-Gdyby byli zamknięci w kapsułach już dawno byśmy ich znaleźli-wszyscy spojrzeli na mnie. Dowodziłem nimi już od pobytu na arenie.

-Schodzimy do podziemi-zacząłem-tam się przegrupujemy i jeżeli ufać słowom Virgila pomożemy mu dostać się do sterowni czy innego cholerstwa odgrywającego rolę głównego ,,dystrybutora''? prądu.

-I rozjebiemy wszystko w ciul!-wtrącił się dość głośno Zak przybijając piątkę z Hiro i Aangiem

-Tak... rozjebiemy wszystko w ciul.

Ruszyliśmy. Kilka związanych strażników i wyważonych drzwi później już byliśmy na miejscu. Było koło godziny osiemnastej może dziewiętnastej wiec atak zaplanowaliśmy na coś koło trzecie drugiej w nocy, miąłem nadzieję że nikt nie zobaczy pustych kapsuł...

Zak

Jeszcze parę godzin... jęczałem sobie w myślach. Trudno było się zdrzemnąć w tym ,,magazynie'' czy ćiort wie czym. Nagle powietrze rozdarł ryk jakby konia połączonego z bizonem i małpą.

-Appa!-wydarł się Aang i od razu pobiegł w ciemniejszą część hali.-Nawet nie wiesz jak się cieszę że cię widzę!

Głaskał wielkie... coś w białym futrze i brązową strzałkom na plecach.

-Co to?-spytał Hiro stojący obok mnie.

-To Appa, mój latający bizon.

-Tak... a to Hiro, mój latający przyjaciel.

-Ale to prawda! Poza tym mówi to koleś dla którego normalna środa to walka z Yeti? -prychnąłem na to pytanie, ale uwierzyłem koledze, w końcu ostatnimi czasy nie jedno wiedziałem.

Aang zabrał się za odwiązywanie zwierzęcia. 

-Zostaw!-krzykną Robin-Wielki latający Bizon na pewno nie zwróci ich uwagi, prawda Aang?

-Dobrze, mamo-mruknął pod nosem.

-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA, BŁAGAM NIE ZJADAJ MNIE AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!-usłyszeliśmy błagalny krzyk Kuzko.

Leżał zwinięty w kulkę na ziemi wciąż krzycząc. Nad nim stał wielki czarny gad ze skrzydłami.

-To Szczerbatek!-ucieszył się Jack. 

-Acha-powiedział nonszalancko Kuzko podnosząc się z ziemi-wiedziałem... Ja tylko.. no... Chciałem sprawdzić czy  to na pewno on. Bo wiecie, no ten... tak. Wykazałem się właśnie niesamowitą odwagą.

-Pewnie-przewrócił oczami Julian, siedzący na jego ramieniu.

-Darłeś się głośniej!

-Nie!

-Tak!

-Cicho! Idziemy!-rozwiązał spór Robin

Jack

-Nie wydaje się wam że, no... Powinno być tu więcej straży-pytałem-albo kogo kol wiek? Przecież możemy zacząć grać tu w rugby a nikt by się nie zorientował.

-Nie tkaj stopy BO MORTEM POSZCZUJE! Odstawcie go z powrotem do tej klatki-krzykną Julian, jego wysoki ton głosu nie spotkał się ze sprzeciwem gdyż i tak nikogo tam nie było...

-Skończyłem...

Jednak Virgil zaledwie skończył a dało się słyszeć alarm i mrugające czerwone światło oznaczające prawdopodobnie otworzenie wszystkich kapsuł. Momentalnie obok nas znalazł się Kid flash, a zaraz po nim reszta Ligii Młodych.

-Toph za tobą!-ostrzegła ją Artemis przed zbliżającymi się wrogami. Dziewczyna szybko zrobiła z nimi porządek. Wrogów było coraz więcej... 

-Robin, siódemka!-krzykną Kid flash składając ręce i pozwalając się z nich wybić chłopakowi.

Walka trwała już dość długo a nie przyjaciele nie ustępowali.

-Skończyły mi się strzały!-Krzyknęła Artemis

-Masz!-powiedział Wally wyciągając strzałę Meridy.

-Skąd to masz?

-Na pamiątkę-wzruszył ramionami-za tobą!

Obok mnie przebiegł chłopak w czarnej koszulce z czerwonym logiem Supermana mrucząc:

-A myślałem że nie nawiedzę małp...

-Gwiazdko! wrzasną Robin do dziewczyny- znajdź Wodnika i wyprowadźcie z tond wszystkich! Aang-krzykną w stronę Awatara-weź chłopaków i idźcie po zwierzęta na dole!

-Robinie a ty?-spytała się Gwiazdka. Chłopak nadal rzucał rozkazami.

-Jack, ty i ja idziemy po Meridę i Czkawkę...

-Robinie!!!-zdenerwował się kosmitka-masz mi wrócić żywy. Bo jak umrzesz... o cię ZABIJE!

Chłopak zasalutował jej tylko i odbiegł ze mną w przeciwną stronę.

Kuzko

Nie miałem zielonego pojęcia co robić. Wszyscy się naparzają a ja nawet słoika z ogórkami nie umiem otworzyć...Nagle Julian na moim ramieniu krzykną: PINGWINY! Faktycznie pod ścianą stała grupka biało czarnych ptaszków. Wziąłem metalowy pręt z podłogi i uderzyłem jednego z nich w głowę.

-Brawo ogoniasty i mój chodzący inaczej przyjacielu-powiedział jeden z płaską głową-Dostajecie miano honorowych pingwinów.

-Szefie później im zrobimy imprezę, teraz przydało by się z tond ewakuować.

Robin

 -Tu!-krzyknąłem do Jacka, byliśmy już dalej od kończącej się bitwy. W czymś co wyglądało na skrzyło szpitalne.

Na dwóch łóżkach, za zasłonami spali sobie w najlepsze Czkawka i Merida. Brunet nie miał chyba najlepszego tygodnia, bo jego twarz była cała w starych i nowych siniakach. Dziewczyna wyglądała tylko trochę lepiej.

Obudziliśmy ich i pomogliśmy wstać.

-Merida-krzykną Czkawka podchodząc do dziewczyny-nic ci nie jest?

-Jak się pocałują, rzygnę-stwierdził Jack.

-Czujecie to?-spytałem-pachnie jak...

Zak

-No odwiąż w końcu tego Bizona-poganiałem Roszpunkę. Dołączyła do naszej grupy przypadkiem razem z Toph.

-Jestem dobra w rozczesywaniu, a nie nieowiązywaniu.

Smok już wyleciał, został jeszcze Appa. Po chwili i on wyleciał, a raczej otworzył sobie inne drzwi robiąc dziurę w ścianie i od razu wychodząc na  świeże powietrze.

-Tak, nie lubi podziemi-powiedział Aang splatając ręce na piesi-Zaraz czujecie to?...








Ogrnieliście? Dziś długo. A ja już piszę następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top