Bo czarny zawsze ginie pierwszy
Kuzko
-To moja najgorsza przygoda w życiu, a zamieniono mnie w lamę-czołgaliśmy się w brudnych szybach wentylacyjnych. Wiem że nasi przyjaciele uwięzieni są w jakiś paro osobowych kapsułach.
-Dobra tu-zarządził Julian
Wyskoczyliśmy na długim białym korytarzu, tak jak powiedział lemur jedna z tych kapsuł została tu porzucona. Zaglądając do środka zobaczyłem tego małego kolco głowego, chłopaka w masce, albinosa i jakiegoś czarnoskórego chłopaka w niebieskiej czapce z daszkiem. Wyglądali jakby byli zamrożeni, lub za hibernowani.
-Przydało by się to otworzyć-zacząłem
-Jesteś taki genialny-skomentował
-Jak śmiesz się tak do mnie odzywać!-próbowałem go zaatakować, wywiązała się szarpanina w której rzuciłem nim w kapsułę. Coś zapiszczało i... otworzył się.
-I co ty byś beze mnie zrobił-zapytał Julian
-Jak będziemy już sławni to powiemy że to było zamierzone.
Wszyscy, trochę zdezorientowani wyszli ze środka. Po krótkiej rozmowie gdzie wymieniłem się z Robinem informacjami ustaliliśmy że schowamy się gdzieś gdzie będziemy mogli się schować i przemyśleć dalszy plan...
Jack
Zajęło nam to dość długo. Zostalibyśmy w bazie KOSZ-u ale zaczęła nas gonić straż więc siedzieliśmy teraz w park nie opodal. Już wiedza że uciekliśmy to tylko kwestia czasu zanim nas znajdą.
-Kuzko mnie i Jacka znasz, to jest Zak i Virgil. Wszyscy pewnie są w podobnych pułapkach jak my byliśmy. Potrafilibyście otworzyć je znowu?
-Tak-odpowiedział odważnie Julian.
-Tylko że-zaczął Kuzko-to... tak jakby... nie było zbytnio zamierzane...
Spojrzeliśmy po sobie
-To może się rozdzielny i...
-O nie Robin-przerwał mu Zak- nie możemy się rozdzielić! W horrorach zawsze jak się rozdzielą czarny ginie pierwszy a potem...
-A potem ten przystojny i zabawny którego wszyscy lubią... czyli ja-dodałem
-Zak nie jesteś czarny, prędzej Virgil
-Ej!
A tak w ogóle Kuzko skąd mamy mieć pewność że to oni a nie jakieś klony?-zbulwersował się Julian i wskazał na Robina-ty! Jeżeli na prawdę jesteś tym kim jesteś to... Jaka jest moja ulubiona liczba?
-Mandarynka-westchną
-To moja ulubiona! Kontynuuj.
-Czyli nie rozdzielamy się bo nas wyłapią...
-Fajnie by było gdyby nas złapali... Spójrzcie brama jest zamknięta i strzeżona, a płot pod napięciem. Nie wiem czy w ogóle tam wrócimy
Wszyscy spojrzeliśmy w stronę którą wskazał Virgil, ma rację.
-To może zamrożę ten płot i się włamiemy-zaproponowałem wstając.
Wszyscy podeszliśmy pod zaporę. Stanąłem obok Robina i oświadczyłem teatralnym głosem
-Ale pamiętaj, jeśli coś mi się stanie to wiedz ze cię kocham...-odszedłem chichotając kiedy on wywracał oczami
Atakuję tą bramę lodem od dobrej godziny a ona nic sobie z tego nie robi, przerwał mi Virgil.
-Może ja spróbuję, umiem kontrolować prąd i przepływ energii.
Chłopak bez wahania dotkną płotu a kiedy to zrobił z jego ust dało się słyszeć potworny ryk mrożący krew w żyłach...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top