A ja tam byłam...

Merida

Poczułam ranne światło na twarzy, przekręciłam się na drugi bok. 

-Dziwny sen- myślałam, uśmiechnęłam się na wspomnienie o nim.

Usłyszałam kroki na korytarzu a następnie dźwięk naciskanej klamki.

-Merido? Czy masz zamiar zwlec swoje ciało z łóżka i zaszczycić nas swoją obecnością na śniadaniu?-spytała Mama

-Idę, idę.

Podniosłam się, usiadłam na łóżku, przełknęłam ślinę aby zwilżyć suche gardło. Stanęłam przed szafą myśląc- ,,Niebieska, granatowa, turkusowa, seledynowa, morska, indygo...''. W końcu zdecydowałam się na niebieską. Bez czesania włosów, i innych zbędnych porannych czynności zeszłam na dół

-Cześć wszystkim-przywitałam się ziewając.-Chłopaki zostawiliście mi trochę ciastek?

-O nie moja panno żadnych ciastek na śniadanie! 

-A tata może?-spytałam obojętnie wskazując na ojca raczącego się sernikiem

-FERGUS!

-Oh... Kochanie...

-Nie, powinieneś dawać przykład!

-Jeszcze tylko kawałeczek?

Matka zaprzeczyła a ja usiadłam przy stole ignorując syk taty,, konfident''. Chleb, ser jakieś owoce i sok. Udało nam się z ojcem i braćmi pod nie uwagą mamy wepchnąć sobie w usta jeszcze trochę ciasteczek. Nagle zerwałam się od stołu;

-NA ODYNA SPÓŹNIĘ SIĘ!

-Merido!

Wyleciałam z zamku i dopadłam Angusa w stajni.

-Pośpiesz się mały-skakałam w okół niego wkładając siodło, i zaciskając strzemiona.-Tylko szybko koniku!

Wypadłam ze stajni i zmuszając konia do galopu wjechałam do lasu.

-Dobra, gdzie to było... kamienny kręg, teraz...-mówiłam do siebie- W PRAWO! Gwałtownie skręciłam przejeżdżając przy chatce wiedzmy.-LEWO!

Dojechałam na dużą polanę

-Jestem przed Zakiem?-spytałam zsiadając z konia, od razu poślizgnęłam się o lód-JACK CWELU! 

Roszpunka pomogła mi wstać.

-Czkawka będzie miał karniaka-ucieszyła się Toph gdy zobaczyła... nie no poczuła Robina i Zaka wysiadającego ze statku tytanów.

-Więcej cię nie podwiozę!!!-denerwował się Robin.

-A co?- spytał Jack

-Debil ubrudził mi wszystkie fotele!

-Tylko trzy!

-Tak, ale nie chcesz zdenerwować Gwiazdki, Raven... ani Cyborga.-wyliczał na palcach.

Wszyscy usiedliśmy pod dużym dębem służącym za tymczasowe miejsce spotkań, po chwili przyleciał Szczerbatek a na nim  Czkawka, kulturalnie witając się ze wszystkimi.

-Debile jebane! To że mój smok jest szybszy od waszego statku nie znaczy że macie do mnie strzelać!!!

-Ale to Zak-bronił się Robin-kazał mi

-Tak ja trzymałem ci ręce na tych guzikach?!...  

-No!

-Nie, tylko powiedziałem abyś się pośpieszył bo nie chcę znowu karniaka!

-TO NIE UPRAWNIAŁO WAS DO STRZELANIA DO MNIE!-zdenerwował się brunet-Jak można być tak tępym!? Kurde mogliście coś mu zrobić-wskazał na smoka, następnie usiadł na trawie.-Szczerbatek już nie ma połowy ogona, nie chcę spotykać się tak daleko! Następnym razem jedziemy na Berk i...

-Nie następnym razem wbijamy do Kuzko-zaprzeczył Zak.

-No tylko...-Czkawka chciał coś jeszcze dodać ale ja zamknęłam oczy i pocałowałam go w usta.

-Błeeee, nie no mówiłem że rzygnę-skomentował Jack.

-Zazdrosny?-Spytał zadowolony Czkawka Zaka na co ten przewrócił oczami.




Historia oparta na faktach

A ja tam byłam, miód i wino piłam... nie no żart... był tylko soczek.






Ja pierdole nie umiem pisać scen miłosnych ;_; Siedziałam nad nią chyba z pół godziny xD (nie ma to jak budowanie napięcia między dwoma bohaterami  przez dwie książki a później taki haniebne zakończenie). Podobało się ? Ej, zapraszam do opowiadania które opublikuje jeszcze dzisiaj- Dawno, dawno temu. Będzie fajne dostałam olśnienie. Wejdź i zobacz przynajmniej prolog.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top