11
— Chodź Tommo. To tylko Harry, tak?
— I Payno — Louis przypomina mu szeptem.
— Och Lou. Co masz do Liama? Proszę, chodź ze mną i przestań marudzić. — Niall chwyta mężczyznę za ramiona i potrząsa nim.
— Przestań Niall — mówi Louis po raz kolejny poprawiając swoje włosy w lustrze w łazience.
— W porządku. Wyglądasz cudownie kochanie, twoje są ułożone, czym się tak denerwujesz?
— Nie poszedłem na cholerny ślub Harry'ego. I nie byłem dobrym przyjacielem dla Liama. Nasze maleństwa mogły być przez cały czas kumplami. Nie wiem czy chcą mnie widzieć.
— Zamknij się Louis. Nienawidzę kiedy tak mówisz. Przestań się tak dołować. Kochają cię i tęsknią za tobą. Za każdym razem, gdy się spotykamy pytają, czy z tobą rozmawiałem. Po prostu ciesz się, że możesz ich zobaczyć.
Niall praktycznie wypycha go przez drzwi i poświęca czas, aby go zatrzymać i przytulić mocno do siebie, szepcząc obietnicę — Jeśli będziesz się dobrze bawić, zrobimy coś miłego, kiedy wrócimy do domu — i pocałował jego kark, zanim otworzył drzwi.
Louis uważa, że nie powinien już odmawiać. Bierze młodszego za rękę i zaczynają iść do hotelu, w którym wszyscy mają się spotkać. Niall nie powiedział dokładnie Harry'emu i Liamowi, że Louis będzie z nim, więc miał nadzieję, że nie będzie niezręczne.
Niall wszedł pierwszy i rzucił się w stronę chłopców, z którymi Louis spędził większość swoich dorosłych lat i po chwili został zamknięty w wielkim grupowym uścisku, który sprawił, że Louis poczuł ciepło.
Naprawdę za nimi tęsknił. Podszedł do nich powoli słysząc, jak Niall mówi — Zgadnijcie, kogo znalazłem.
Wtedy wszyscy odwrócili się w stronę Louisa i podbiegli do niego, jakby mieli znowu dwadzieścia lat. Liam go podniósł i wymachiwał nim, natomiast Harry kilka razy uderzył go w ramię. Louis poczuł łzę spływającą mu po twarzy. Kiedy Liam go odstawił na ziemię, okazało się, że wszyscy byli trochę wzruszeni, nawet Niall.
— No cóż Nialler, gdzie znalazłeś ducha Louisa Tomlinsona?
— A jak myślisz, dlaczego tu jesteśmy, a nie w LA chłopcy? — Niall zapytał i zamówił drinka.
Spędzili wieczór nadrabiając wiele lat zaległości i śmiejąc się tak samo tak samo kak dziesięć lat temu z głupich rzeczy.
Harry, jak zawsze zwolennik czystych płuc wyciągnął papierosa z ust Louisa, gdy ten wyszedł na zewnątrz. — Nie pal, Lou.
Louis nie zwracał na niego uwagi i zapalił kolejnego, szybko się zaciągając. — Harry, um... — zaczął ale wiedział, jak powiedzieć to, co chciał.
— Lou, to jest szczęśliwy dzień. Cieszę się, że cię widzę. Nie obchodzą mnie wszystkie dni, tygodnie i lata, podczas których czekałem na twój telefon. Tęskniłem za wiadomościami od mojego najlepszego kumpla. Patrząc na tych wszystkich ludzi na moim weselu, miałem nadzieję, że cię zobaczę...
Louis uderzył go w ramię, gdy zdał sobie sprawę, że Harry wciąż był sobą. — Odpuść sobie swoje monologi, Harold.
I wtedy zaczęli się śmiać.
— Nie, naprawdę. Tęskniłem za tobą, człowieku — powiedział Harry, mocno przyciągając starszego do uścisku, co Louis uwielbiał, ponieważ tak naprawdę nie okazywali uczuć przez ostatnie lata w zespole.
— Cieszę się, że tu jesteś.
— Cieszę się, że udało ci się obciąć włosy — powiedział w ramię Harry'ego.
— Odwal się. — odparł Harry, śmiejąc się ponownie.
Louis się uśmiechnął się. Jest naprawdę miło. Stary gang znowu razem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top