☕ 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟕 ☕
— Misja!— krzyknął Klaus, stojąc na piętrze, a rodzeństwo w skórzanych kostiumach i maskach niemal natychmiast po usłyszeniu alarmu zbiegło na dół.
— Napad na bank! Ruchy!— krzyknął Reginald, wychodząc z domu tuż za nastolatkami. Przed academią stał biały, dość duży van, do którego wszyscy wskoczyli. Tam zaczęli szybko omawiać taktykę, dzięki której mieli pokonać złoczyńców.
Kiedy dojechali na miejsce, wyskoczyli z vana i pobiegli w stronę głównych drzwi wejściowych. Oczywiście przed bankiem stało wielu reporterów i ludzi z kamerami, którzy chcieli uchwycić cały przebieg akcji.
— Wchodzimy.— oznajmił Luther, a Five złapał Eight za rękę i teleportował ich do środka banku. Dziewczyna podeszła do drzwi i otworzyła je, udostępniając wejścia reszcie rodzeństwa.
Diego zabił jednego gościa tylko dwoma nożami i jednym ruchem obu dłoni, a Luther wyrzucił jednego z nich przez okno, przez co prawdopodobnie także zmarł. Allison jednego ze złoczyńców zahipnotyzowała, przez co postrzelił w nogę swojego przyjaciela. Reszta rodzeństwa dzielnie walczyła ze złodziejami.
Eight za pomocą swoich mocy podeszła do jednego włamywacza — największego. Było to głupie z jej strony, że sama chciała go pokonać, ale w takich sytuacjach najpierw robiła, później myślała. Stanęła przed nim i z całej siły uderzyła go w brzuch. Nagle zorientowała się, że wcale nie jest niewidzialna. Jej moc nie zadziałała. Facet uderzył ją z całej siły w brzuch. Eight zatoczyła się do tyłu, ale walczyła dalej. Chciała podciąć włamywaczowi nogi, ale ten ominął ten ruch i powalił dziewczynę na posadzkę. Uderzył ją z pięści w brzuch, a Eight, zanim zemdlała, zdążyła zauważyć tylko niebieską smugę światła pojawiającą się tuż za włamywaczem.
Five, który zauważył, że Eight jest bita przez jednego z włamywaczy, teleportował się za faceta, który ją bił. Kopnął go i powalił na plecy, jednak ciągle myślał o tym, że dziewczyna zemdlała. Na pomoc przyszedł mu Luther, który z całej siły uderzył włamywacza w brzuch, przez co ten odleciał kilka metrów do tyłu, wbijając się w ścianę.
— Uciekamy!— wrzasnął Ben, który tak jak i reszta rodzeństwa biegł w stronę drzwi. Five wziął Eight na ręce i teleportował ich do academii.
Szybko pobiegł do Grace, ponieważ dziewczyna mocno krwawiła. Krew spływała po jej nodze, aż do jej tenisówek. Natychmiast położył ją kozetce.
— Co jej się stało?— zapytała zmartwiona mama, patrząc na Eight. Grace jak zwykle była ubrana w niebieską sukienkę, a po chwili założyła biały fartuszek i rękawiczki ochronne.
— Nie wiem.— odpowiedział, kręcąc głową. Grace spojrzała na niego znacząco.— Została pobita, widziałem, jak kopnął ją w brzuch, ale nie na tyle, żeby tak mocno krwawiła!— odpowiedział, rozkładając ramiona.
Mama rozpięła skórzany kostium dziewczyny, ukazując ogromną ranę, która prawdopodobnie była raną postrzałową.
— To przez to.— Grace wskazała na ranę dziewczyny, w której pewnie znajdowała się jeszcze kulka postrzałowa.
— Nikt nie strzelał, oprócz mężczyzny, który postrzelił swojego przyjaciela.— stwierdził Five, kręcąc przecząco głową. Niemożliwe, by Eight stało się to podczas tej misji.
— Może po ostatniej misji.— stwierdziła Grace, biorąc do ręki pęsetę.— Skarbie, wyjdź.— dodała mama, patrząc na chłopaka, który tylko posłusznie skinął głową.
Teleportował się szybko do swojego pokoju, nie mógł na to patrzeć. Nie mógł patrzeć, jak Eight cierpi. Co więcej, obwiniał się za to, że tego nie zauważył, a przecież nie było w tym żadnej jego winy.
— Nie wiem, co jej się stało.— burknął Five. Od dobrych piętnastu minut tłumaczył rodzeństwu, co się stało, że Eight zemdlała, ale oni ciągle nie rozumieli.
— Ci goście przecież do niej nie strzelili!— krzyknęła Allison.— Five, wiem, że się martwisz, ale wszystko będzie dobrze.— dodała dziewczyna, patrząc na brata. Podeszła do niego i potarła jego ramiona, dodając mu tym otuchy, jednak Five tylko zmarszczył brwi, odsuwając się.
— Musimy być szczerzy.— zaczął Diego, a reszta pokiwała głowami. Także chcieli wiedzieć, co jest pomiędzy Five'em a Eight.
— Co jest pomiędzy tobą a Eight?— zapytał Luther, a Five westchnął, kręcąc głową z niedowierzaniem.
— Chyba mocno was posrało, skoro myśleliście, że powiem wam, co między nami jest. To nie jest wasz zasrany interes, dajcie nam w końcu święty spokój, bo wszystko powoli się normuje, ale wy nagle się pojawiacie, drzecie się i przez to znowu między nami jest źle, bo przez to się kłócimy. A teraz wyjdźcie z mojego pokoju. Jak chcecie dowiedzieć się, co z nią, to idźcie sobie do Grace.— wymamrotał z pretensjami w głosie Five, wyrzucając rodzeństwo ze swojego pokoju, zamykając drzwi na klucz.
Eight już po wyciągnięciu kulki postrzałowej leżała w swoim pokoju i spała. Cały czas siedział przy niej Five i trzymał ją za rękę. Uwielbiał siedzieć w takiej ciszy. Chciał być blisko niej, chciał się nią zaopiekować, więc siedział przy niej niemal cały dzień. Nie chciał zostawić jej samej, a na dodatek siedząc przy niej, mógł rozmyślać o łączącym ich uczuciu.
— Wiesz... Może i śpisz, czy tam jesteś nieprzytomna, ale może mnie słyszysz… choć mam nadzieję, że nie. Eight, jesteś wspaniała, cholera. Nie wierzę, że to mówię...— szepnął. O wiele łatwiej było mu to powiedzieć, bo był pewny, że dziewczyna go nie słyszała. Chciał zatrzymać te uczucia dla siebie. Uważał, że okazywanie uczuć jest bardzo niemęskie.— Jesteś najlepszą osobą, jaką w życiu spotkałem i chociaż wyzywałem cię od najgorszych, uwielbiam spędzać z tobą czas. To niemożliwe. Pierwszy raz się tak czuję.
Dodał półgłosem i potarł jej zimny policzek swoją rozgrzaną dłonią. Po chwili jednak wziął dłoń, poprawił się na krześle, złożył ręce na krzyż i ponownie zanurzył swoje myśli gdzieś indziej...
Po kolejnej godzinie, powieki Eight w końcu zaczęły się podnosić, aż całkiem otwarła jasne oczy. Uśmiechnęła się na widok chłopaka. To był zdecydowanie najlepszy widok, jaki mogła zobaczyć tuż po obudzeniu się.
— Obudziłaś się.— zauważył Five, podnosząc się z krzesła. Nachylił się w jej stronę, poprawiając jej rozczochrane włosy i zmywając kciukiem kawałek rozmytej beżowej szminki.
— Ewidentnie.— szepnęła z uśmiechem, mocno się czerwieniąc. Chłopak po prostu przeskanował każdy cal jej twarzy swoim wzrokiem, jednak po chwili z powrotem usiadł na krześle.
— Teraz będziesz mi się tłumaczyć, dlaczego zostałaś postrzelona.— powiedział poważnie.
— Wczoraj w nocy wymknęłam się z domu i poszłam do Griddy's Doughnuts. Chciałam kupić nam po pączku i dobrej kawie, bo wiedziałam, że się ucieszysz. Chciałam porozmawiać o… nas. O tym, co między nami jest. Sama nie wiem, co sobie myślałam… to było głupie.— wyjaśniła cicho.
— Zostawmy ten temat na później, dobrze? Gdy wyzdrowiejesz i będziesz czuła się tak, jak dawniej, będziemy rozmawiać o naszej relacji. Jednak to, że wymknęłaś się do Griddy's Doughnuts nie tłumaczy tego, że zostałaś postrzelona.— zauważył Five, marszcząc brwi.
— Ach, była strzelanina. Jakiś złodziej się tam wkradł, pani Agnes zadzwoniła po policję, zaczęli strzelać i... oberwało mi się.— wzruszyła ramionami, wywracając oczami.
— Czemu nikomu nic nie powiedziałaś?— zmarszczył brwi.— Przecież pomógłbym ci, gdybyś tylko poprosiła.
— Nie chciałam was martwić. Przez cały dzień czułam się dobrze, dopiero jak dotarliśmy do banku, poczułam się źle. Myślałam, że to nic takiego, a z czasem ból ustanie. Głupia byłam, naprawdę. Wiem, że źle zrobiłam.
— Eight... ja nie mówię tego często, prawie nigdy, ale muszę cię przeprosić. Za to, co powiedziałem. To było głupie i dziecinne. Po prostu chyba czułem się zazdrosny. Przepraszam za wszystko, co kiedykolwiek ci powiedziałem...— spuścił wzrok, a szkarłatny rumieniec wkradł się na jego policzki.
— Hej, czy ty byłeś zazdrosny o mnie i Diego?— zmarszczyła brwi, ale po chwili roześmiała się.— Między mną a Diego nie na nic innego niż przyjaźń. Poza tym on ma dziewczynę spoza academii.— uśmiechnęła się szeroko, poruszając zabawnie brwiami.
— W takim razie... wybaczysz mi?— zapytał niepewnie.
— Oczywiście, że tak.— szepnęła Eight niemal natychmiast. Five z powrotem nachylił się nad nią i złączył ich usta w delikatnym i subtelnym pocałunku. Położył dłonie po obu stronach jej głowy, ale po się chwili odsunął. Ich pocałunek trwał dosłownie siedem sekund. Eight i tak była cała czerwona i zawstydzona.
— Co?— Five zmarszczył brwi, zauważając jej rumieńce, mimo iż sam miał zaczerwienione policzki.
— Po prostu... wtedy z tobą... to był mój pierwszy pocałunek. Ja nie umiem się całować.— westchnęła i wzruszyła ramionami.
— Powiem ci tyle: to też był mój pierwszy pocałunek, a po drugie, zajebiście całujesz.— zaśmiał się, ukazując swoje dołeczki, przez co dziewczyna zawstydziła się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe.— Muszę ci coś wyznać.
— Mhm... co takiego?— zagryzła wargę. Nie wiedziała, czego mogłaby się spodziewać.
Cholera, po co to powiedziałem, przeszło Five'owi przez głowę.
— Eight... ja... trudno mi o tym mówić, bo w końcu to ja jestem tym wrednym sarkastycznym dupkiem i gnojem.— zaśmiał się, a brunetka razem z nim.— Kocham cię, Eight.
— Five... ja...— dziewczynę w tym momencie zamurowało. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Kochała go, czuła, że chce z nim być, ale te dwa słowa, niby takie proste, nie mogły przejść przez jej gardło. Otwierała i zamykała usta jak ryba. Naprawdę nie wiedziała, co odpowiedzieć w takiej sytuacji. Nie chciała go skrzywdzić. Była w kropce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top