☕ 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟔 ☕

Z samego rana Eight miała zakładaną protezę oka. Był to szybki, lecz trochę bolesny zabieg. Na śniadaniu Five przeszywał brązowowłosą wzrokiem. Dotarło do niego, co tak właściwie wczoraj powiedział. Uraził ją, kolejny raz. Nie chciał tego zrobić po raz kolejny, ale przecież to zrobił. Nazwał ją okropnie i był pewny, że dziewczyna mu nie wybaczy, a jeżeli już, to nie tak prędko.

— Dzisiaj treningu nie będzie.— oznajmił Reginald, patrząc na wszystkich nastolatków, każdego po kolei. Miał wiele spraw do załatwienia razem z Pogo, dlatego nie miał kto przeprowadzić treningu. Przynajmniej nastolatkowie będą mogli odetchnąć.

— Dobrze.— odpowiedział Luther, jako lider, i skinął głową w stronę ojca, a wszyscy wstali od stołu i skierowali się do swoich pokoi.

Eight od tego momentu, gdy Five nakrzyczał na nią, rozpaczała. Jej szlochy (które wydobywały się z niej raz na jakiś czas, gdy było naprawdę źle) słyszał nawet Five, który chciał coś zrobić. Cokolwiek. Przytulić, czy w jego przypadku nawet pocałować, ale dziewczyna by go wyśmiała. To była jego wina, chciał coś zrobić, ale gdy tylko przechodził obok drzwi jej pokoju, wymiękał. Bał się powiedzieć jej o swoich uczuciach, dlatego jej dokuczał. Wiedział jednak, że tym razem przesadził, ale nie miał zielonego pojęcia, jak to wszystko naprawić.

Five ułożył się na łóżku i zaczął przysłuchiwać się, jak Eight uderza piłeczką o ścianę. Często słyszał wieczorem lub w nocy, jak dziewczyna płacze. Raz słyszał, jak jęczy z bólu, ponieważ uderzyła w kredens małym palcem. Ostatnim razem słyszał jej śmiech, gdy razem z Klausem oglądali śmieszne koty. Za którymś razem słyszał nawet jej okropny śpiew, gdy nastawiała gramofon, oraz kroki, gdy szalenie tańczyła po całym pokoju.

Five przymknął oczy, ale zamiast ciemności, ciągle miał przed oczami Eight i łzy spływające po jej policzkach. To był dla niego ogromny koszmar. Szybko jednak pokręcił głową i ułożył się wygodnie na łóżku.

Po chwili usłyszał, jak ktoś puka do drzwi jego pokoju, a następnie wchodzi do pomieszczenia, co bardzo zdenerwowało zielonookiego.

— Five, idziesz z nami posiedzieć?— zapytał Diego, oczywiście bawiąc się nożem, który trzymał w dłoni. Five zmierzył go wzrokiem.

—Z nami, czyli kim? Bo jeżeli będzie tam Eight, t–

Five pokręcił głową, podnosząc się do pozycji siedzącej, opierając rękoma o zieloną poduszkę.

— Nie będzie jej, musi siedzieć w swoim pokoju. Poza tym, wszyscy wiemy, że wczoraj ostro się pokłóciliście.— oznajmił, wchodząc głębiej do pokoju.— Wszyscy słyszeliśmy waszą kłótnię. Przesadziłeś, Five, i to grubo. Jak mogłeś ją tak nazwać?

— Dobra. Skończ, posiedzę z wami. Zaszczycę was moją obecnością.— syknął i teleportował się do pokoju Diego, gdzie siedziało już całe rodzeństwo, oprócz Eight i Vanyi.

— Przyprowadziłem go.— powiedział jakby znudzony Diego, wchodząc do pokoju i przymykając drzwi, jednak nie zamknął ich do końca.

— Co uważacie o tym oku Eight? Biedna...— zaczął temat Ben. Nikt nie wiedział, że Eight chciała udać się do pobliskiej łazienki, a poprzez niedomknięte drzwi wszystko słyszała. Podsłuchiwanie ich rozmowy było silniejsze od niej.

— Jest straszne.— odpowiedział Five, prychając.— I ohydne.— dodał zniesmaczony, a Eight się wzdrygnęła.

— Ja tam jestem w stu procentach pewny, że za niedługo nasz ulubiony ship Fight się spełni, urodzą wam się dzieciaczki, weźmiecie ślub i będzie świetną, kochającą się rodzinką.— powiedział podekscytowany Klaus, a Eight mimowolnie się uśmiechnęła.

— Ja z tą... przybłędą? Proszę cię.— Five zaśmiał się, a uśmiech dziewczyny zszedł tak szybko, jak się pojawił.— Jest brzydka, a nawet kijem bym jej nie dotknął, bo bym się czymś zaraził. Ma galaretę zamiast mózgu i jest pustą laską, kiedy wy w końcu to zrozumiecie?

— Dobrze wiedzieć, że tak o mnie myślisz.— Eight już nie mogła siedzieć cicho. Nie mogła dawać mu się tak wykorzystywać i wykańczać psychicznie.— Ty natomiast jesteś głupim, aroganckim gnojem, który nie szanuje innych. Twoje zachowanie jest po prostu idiotyczne, a to, jak traktujesz kobiety i swoje rodzeństwo, jest tak samo żałosne, jak twoje przeprosiny, w których tak naprawdę gówno obiecujesz.

— Eig–

Five zaczął się tłumaczyć, ale nie pozwolono mu dokończyć, gdyż Eight po prostu pokazała mu środkowy palec i odeszła, zatrzaskując drzwi od swojego pokoju. Na szczęście Reginalda nie było aktualnie w domu, bo na pewno dostałaby szlaban.

Przez pół dnia wszyscy dobijali się do niej do pokoju, ale ona nie otwierała. Nie zamierzała nikomu otwierać. Wszyscy słuchali tego, jak Five na nią nadaje, jak ją obraża, a w ogóle nie potrafili się odezwać i go uspokoić. Poczuła się, jakby ktoś wbił jej nóż w plecy. I jeszcze to cholerne uczucie, kiedy była blisko Five'a… nienawidziła go całym sercem.

W końcu Five postanowił teleportować się do dziewczyny. Wiedział, że skoro dziewczyna nikogo nie wpuszcza, nie powinien się tam teleportować, ale zrobił to, bo przecież była to całkowicie jego wina. Gdzie ona sobie zawiniła? Czym na to zasłużyła?

— Spierniczaj!— krzyknęła zdenerwowana Eight, wskazując palcem na drzwi. Gdy jednak to nie poskutkowało, wstała z łóżka i szybkim krokiem podeszła do bruneta, zaciskając ręce w pięści, chcąc obić mu twarz i to porządnie.

— Posłuchaj mnie.— zaczął, ale dziewczyna uderzyła go pięścią w policzek, nie chcąc go w ogóle słuchać.

Chciała odejść, ale ten nie pozwolił jej, przypierając jej ciało do ściany. Swoje ręce położył po obu stronach jej głowy, aby nie mogła uciec.

— Posłuchaj.— zaczął znów, ale kolejny raz nie dokończył, bo ponownie dostał z liścia. Złapał za jej nadgarstki, unosząc je w górę, również przypierając do ściany. Eight przełknęła ślinę, patrząc w jego zielone oczy. Chcąc nie chcąc, wystraszyła się.

— Naprawdę uważasz, że jestem ohydna i okropna?— spytała nagle szeptem, mrużąc oczy.

— Nie.— odszepnął.— Uważam, że jesteś piękna, a nie ohydna. Wręcz przeciwnie, kocham zapach twojego płynu do kąpieli, twoich perfum. Doskonale wiesz, że kocham kawę. Cholera, kocham całą ciebie.— szepnął, pocierając swoim nosem jej szyję, a Eight zamurowało. Totalnie nie wiedziała, co ma teraz odpowiedzieć.

— Wiesz, teraz zastanawiam się, czy uderzyć cię raz trzeci, czy dać ci się pocałować.— wyszeptała z nerwowym śmiechem, opierając głowę o ścianę, ponieważ zauważyła, jak chłopak zbliża swoje usta do jej warg. Co on w tym momencie chciał zrobić?

— A mogę wybrać?— zapytał poważnie, patrząc na nią. Skanował każdy cal jej twarzy, sam nie wiedział, co zrobić, ale w końcu zdecydował się na ten poważny krok.

— Fiv–

Nie dokończyła, ponieważ Five zaczął ją zachłannie całować. Przez chwilę Eight zapomniała jak się oddycha, nie mogła nabrać do płuc powietrza, ale po chwili otrząsnęła się i oddała pocałunek. Five położył swoje ręce na jej talii, momentalnie przyciągając ją do siebie, brunetka zaś zarzuciła swoje ręce na jego kark. Całkowicie oddali się przyjemności. Kiedy pocałunek stawał się coraz intensywniejszy, Five zaczął mocniej przyciskać ją do ściany, powoli błądząc rękoma po jej nie do końca idealnym ciele. Eight poczuła język chłopaka na swoich wargach. Five prosił o wejście do środka, którego dziewczyna nie chciała mu dać. Po chwili lekko przygryzł jej wargę, przez co jęknęła cicho w jego usta, ale niedługo później powtórzyła jego gest. Szybko wsunął swój język do jej ust. Ich języki zaczęły toczyć teraz mokrą walkę. Finalnie, Five wygrał. Ich klatki piersiowe uniosły się szybko, a para była cała czerwona, gdy się od siebie odsunęli, lecz Five — nie mając jeszcze dość — przyciągnął ją z powrotem do siebie. Eight szybko oddała pocałunek i poczuła, jak ręce chłopaka wsuwają się pod jej koszulkę. Gdy brunet miał ściągnąć ową koszulkę, ktoś zaczął pukać do drzwi. Eight podziękowała osobie, która właśnie zapukała. Nie była gotowa.

— Um... tak?— zapytała Eight, unosząc brwi do góry. Jej oddech był nierówny, nie wiedziała, co się właściwie stało, ale próbowała powoli normować swój oddech. To był zbyt namiętny pocałunek jak na pierwszy raz.

— Mam nowe filmiki ze słodkimi kotkami!— oznajmił Klaus, a Eight odepchnęła zdezorientowanego Five'a, który również szybko oddychał.

— Już biegnę!— odkrzyknęła szczęśliwa, że ktoś uratował ją z opresji, i wybiegła z pokoju, a Five pokręcił głową, zagryzając wargę, przecierając twarz rękoma. Niemal natychmiast teleportował się do swojego pokoju, rzucając się na łóżko.

Następnego dnia przy śniadaniu panowała kompletna cisza. Była niedziela, czyli dzień wolny od zajęć, czy treningów. Wszyscy po posiłku od razu poszli do swoich pokoi, zajmując się sobą.

Luther rozmawiał jak zwykle z Allison, a Diego ostrzył swoje noże. Klaus, no właśnie. Co mógł robić Klaus? Zastanówmy się... Oczywiście, że pił. Ben w swoim pokoju czytał książkę. Vanya grała na skrzypcach, Five myślał i nad tym, co się wczoraj stało, i nad tym, jak odizolować dziewczynę od siebie. Wiedział bowiem, że jeżeli rodzeństwo dowie się o tym, co się stało, znów będą szaleć z radości. Gdy Five ją obraża, wszystko jest dobrze. Wszyscy po sobie krzyczą, obrażają się na siebie, ale z drugiej strony, nie chciał znów krzywdzić Eight, której prawdopodobnie dał nadzieję na ich lepszą relację. W tej sprawie był rozdarty.

Eight siedziała przy biurku, rysując śliczne projekty ubrań. Nie mogła się jednak na niczym skupić, nic jej nie wychodziło — jej myśli ciągle błądziły gdzieś wczoraj, podczas ich pocałunku. Był to jej pierwszy pocałunek. Nie wiedziała, czy robiła wszystko dobrze — nie umiała się całować.

— Ej, Eight.— zaczął Five, który jak gdyby nigdy nic teleportował się do jej pokoju, siadając na łóżku.

— Tak?— zapytała, odwracając się na obrotowym krześle w jego stronę.

— Co robisz?— zapytał, wstając z łóżka, opierając się biurko i przyglądając rysunkom jej nowych kreacji, które tworzyła.

— Nieważne.— mruknęła obojętnie, szybko chowając swoje projekty. Five tak naprawdę walczył z tym, aby nie dokończyć tego, co wczoraj zaczął, ale musiał się opanować. Nie mógł jej spłoszyć.

— Chodź, pokażę ci coś.— złapał ją za rękę i zaprowadził do salonu.

— Co jest?— zapytała zdziwiona, gdy chłopak włączył muzykę, ni to klasyczną, ni to skoczną. Jedną rękę położył na jej talii, a drugą złapał jej rękę.

Zaczęli tańczyć, a szło im to bardzo dobrze, ponieważ Reginald kiedyś uczył tańczyć swoje dzieci. Po prawie dwudziestu minutach szalonego tańca opadli na kanapę, totalnie wycieńczeni, ale i zadowoleni.

— Nigdy więcej.— wydyszał zmęczony tańcem Five.

— Nie przesadzaj. Ja bym tak mogła cały dzień.— odpowiedziała i uśmiechnęła się, rozkładając ramiona, jednak też była czerwona i ciężko dyszała.

— No dobrze, było miło, ale ja idę spać. Miłych snów.— rozejrzał się po pokoju, pocałował ją w policzek i zniknął w niebieskiej smudze światła.

Eight cicho westchnęła, ale pokręciła głową ze śmiechem, mocno się czerwieniąc. Dobrze, że nikogo nie było w pomieszczeniu, gdy przymknęła oczy i zaczęła wspominać taniec z Five'em.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top