☕ 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟐𝟑 ☕

Five ubrał swój mundurek, ułożył swoje włosy jak zwykle do perfekcji i teleportował się do pokoju Luthera, gdzie mieli czekać na niego bracia.

— Witajcie, bracia.— usiadł na fotelu, zakładając nogę na nogę. Chłopcy tylko zmarszczyli brwi.

—Po co nas tutaj zebrałeś?— zapytał Ben, nie odrywając wzroku od książki, którą trzymał w dłoni, gdyż pochłonęła go zeszłego wieczoru i nie mógł się od niej oderwać.

— Eight, Allison i Vanya robią sobie dzisiaj babski wieczór, więc pomyślałem, że my możemy zrobić sobie małą imprezkę.— Five poruszył zabawnie brwiami.

— W końcu musimy opić to, że będziesz tatusiem, prawda?— zapytał Klaus z szerokim uśmiechem, podekscytowany na jakąkolwiek imprezę.

— Właśnie.— przytaknął Five z tajemniczym uśmiechem.

— Nasz zawsze grzeczny Five będzie pił?— zapytał Diego z uśmiechem, poruszając zabawnie brwiami, a Five prychnął, wywracając oczami.

— Nie powiedziałbym, że Five jest taki grzeczny, skoro będzie miał dziecko w tym wieku.— wymamrotał Luther pod nosem, a Five zmarszczył brwi, gdy bracia wybuchnęli głośnym śmiechem.

— Bardzo śmieszne, Luther.— Five wstał z krzesła i zaczął wycofywać się z pomieszczenia.— Po prostu boki zrywać.— dodał i zniknął w niebieskiej smudze światła.

Pojawił się w swoim pokoju i zobaczył Eight, która rozmawiała z Delores. Dziewczyna nie zaprzestała rozmowy, widocznie nie zauważając chłopaka i nie słysząc puf.

— Głupia kukła ma się lepiej ode mnie.— syknęła i założyła ręce na krzyż. Five zmarszczył brwi i zaczął podchodzić do dziewczyny, która wzięła manekina do rąk. Podeszła do okna, otworzyła go i, jak gdyby nigdy nic, wyrzuciła przez nie Delores.

— Co ty zrobiłaś!?— zapytał wściekły Five, podbiegając do okna. Eight miała łzy w oczach, kolejne z jej humorków.— Wiesz, co zrobiłaś!?— złapał ją mocno za nadgarstek, zbliżając swoją twarz do jej.

— Ta głupia kukła ma się lepiej ode mnie! Traktujesz ją, jakby ona była twoją dziewczyną, a nie ja!— stwierdziła.

— To nie znaczy, że możesz ją wyrzucać przez okno! Ty jesteś jakaś głupia, czy jak!?— nawrzeszczał na nią, a Eight pociągnęła nosem i otarła łzy.

— Po prost–

— Dobra, zejdź mi z oczu! Już!— syknął, a Eight stała się niewidzialna i zamknęła się w swoim pokoju. Five wiedział, że mimo wszystko nie powinien na nią krzyczeć. W końcu i tak już prawie zapomniał o Delores… teraz śmietnik był jej nowym domem... Eight nie mogła się denerwować, musiał ją przeprosić, w końcu ona sama nic nie mogła poradzić na jej humorki.

Teleportował się do jej pokoju i zastał ją siedzącą w kącie pomieszczenia. Miała kolana podciągnięte pod brodę, a ręce owinięte wokół nóg.

— Eight, przepraszam...— zaczął, usiadł obok niej i mocno ją przytulił. Dziewczyna wtuliła się w jego klatkę piersiową.

— To ja przepraszam, że wyrzuciłam tę kukłę przez okno. Nie powinnam tego robić, a ta kłótnia to moja wina.— wymamrotała Eight, głaszcząc go po klatce piersiowej.

— Nic się nie stało.— pogłaskał ją po policzku.— I tak już o niej zapomniałem. Mam ciebie.— złożył na jej ustach delikatny pocałunek.

— Kocham cię.— szepnęła, odsuwając się od niego.

— Ja ciebie też.— uśmiechnął się szeroko w jej stronę i z powrotem ją przytulił.— Idę załatwić alkohol od ojca, zobaczymy się później.— szepnął do jej ucha i teleportował się pod jego gabinet.

Wiedział, że o tej porze nie będzie go w gabinecie, więc teleportował się do środka. Wykradł z jego barku kilka butelek alkoholu, upchnął wszystko pod koszulę i z powrotem teleportował się do swojego pokoju. Włożył wszystko do szafy, zakrył bluzami i odetchnął z ulgą. Wiedział, że będzie miał poważne problemy, jeżeli ojciec się zorientuje, ale zdecydowanie było warto.

Około godziny osiemnastej Five teleportował się do pokoju Klausa, gdzie miała odbyć się cała impreza. Położył alkohol na stole, a razem z Benem przygotowali chipsy, szklanki oraz kieliszki.

Chwilę później wszyscy bracia pojawili się już w pokoju, a Klaus siedział na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i podejrzanym uśmiechem.

— Klaus...?— zaczął Five, marszcząc brwi.— Dlaczego się tak dziwnie uśmiechasz? Kto spadł ze schodów?

— Nikt nie spadł. A szkoda, byłoby fajnie.— wzruszył ramionami.— Mam to.— pokazał braciom woreczek z białym proszkiem. To były narkotyki.

— Żartujesz.— mruknął Five, biorąc woreczek do ręki. Dokładnie go obejrzał, a po chwili oddał bratu.

— Nie. Nie żartuję.— odpowiedział z uśmiechem Klaus, a Five oparł się o fotel, unosząc brew do góry. Ten wieczór zapowiadał się naprawdę dobrze...

— Imprezę czas zacząć?— zapytał Diego, a wszyscy pokiwali głowami. Jedynie Ben, który siedział na łóżku z podkulonymi nogami z książką, miał gdzieś całą imprezę. On był tutaj po to, aby później odstawić wszystkich do łóżka. Wiedział bowiem, że sami sobie nie poradzą.

Luther włączył muzykę. Była dość głośna, ale nie na tyle, aby ktoś z zewnątrz ją usłyszał. Klaus otworzył pierwszą butelkę whisky i nalał każdemu bratu do szklanki.

— A ty, Ben?— zapytał, marszcząc brwi, unosząc butelkę do góry.

— Nie, nie. Ja nie piję.— posłał im szeroki uśmiech, a gdy Klaus wzruszył ramionami, wrócił do treści książki.

Wszyscy nastolatkowie wznieśli toast i szybko wypili całą zawartość szklanek.

— To za małego Hargreevesa!— krzyknął Klaus, a reszta odkrzyknęła:

— Za młodego Hargreevesa!

Wszyscy rozsiedli się wygodnie na poduszkach porozstawianych na podłodze. Ciągle ktoś nalewał whisky do małych szklanek, aż w końcu opróżnili całą butelkę. Byli już bardzo wstawieni, Ben miał coraz trudniej ich pilnować.

— Skończył się już alkohol?— wybełkotał Five, oparty o fotel.

— Nie. Mamy jeszcze wódkę.— oznajmił Klaus i postawił dwie butelki na stole. Five nigdy nie pił wódki. Obawiał się, że za pierwszym razem może pójść coś nie tak. W końcu przyszła kolej na niego. Niepewnie popatrzył na kieliszek, wziął go do ręki i szybkim ruchem nadgarstka wypił całą zawartość.

— O cholera.— mruknął skrzywiony. Szybko zapił to jakimś sokiem, a rodzeństwo wybuchnęło śmiechem.

— Mały Five Hargreeves nie umie pić?— zapytał Klaus, a Five odpowiedział mu tylko środkowym palcem.— Tak to się robi.— przechylił swój kieliszek i wypił całą zawartość. Nie skrzywił się, nawet nie chrząknął. Five'owi zrobiło się trochę wstyd, jednak nie zaprzestał picia.

Po chwili chłopcy wypili butelkę wódki, a resztę alkoholu schował Ben — wiedział, że następnego dnia jego bracia będą mu za to dziękować. Skończyły im się pomysły, co mogą robić. Dosłownie leżeli na podłodze i coś mamrotali. Ben ciągle się z nich śmiał. Jako jedyny trzymał się na nogach, ciągle trzymając swoją książkę, która bardzo go pochłonęła.

— Ej! Słuchajcie, mam pomysł!— wykrzyknął Klaus, ale został uciszony przez palec Five'a na jego ustach.

— Ciszej bądź! Moja żona pewnie śpi, chyba nie chcemy jej obudzić, prawda?— zapytał, bełkocząc.

— To ty masz żonę?— zapytał Diego, unosząc brwi do góry. Five uśmiechnął się szeroko, a oczy miał lekko przymknięte.

— Tak. I dzidziusia w drodze!— pochwalił się, a Ben siedzący na fotelu (oczywiście z książką) pokręcił głową i powiedział:

— Przegrywy.

— Ale wracając.— zaczął Five.— Jaki masz pomysł, Klaus?

— Możemy zagrać w butelkę.— chłopak zaproponował i wzruszył ramionami, a wszyscy pokiwali głowami.

— Dobry pomysł.— stwierdził Diego. Wszyscy rozsiedli się w kółku na podłodze, a butelkę po wódce postawili na środku. Pierwszy zakręcił Luther, wypadło na Five'a.

— Pytanie, czy wyzwanie?— zapytał, bełkocząc.

— Pytanie. Na rozgrzewkę.— oznajmił, a Luther uśmiechnął się cwanie.

— Uważasz, że Eight jest na pewno z tobą w ciąży?— zapytał, a Five otworzył usta i rozszerzył oczy.

— Myślisz, że jest taką dziwką, żeby mnie zdradzić?— zapytał — bez żadnych ogródek — unosząc brwi.

— Five!— Ben skarcił brata, który uniósł ręce w geście obronnym, chichocząc.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top