☕ 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟐 ☕
W academii było podejrzanie cicho tego wieczoru, a to naprawdę nowość. Wszyscy pozamykali się w swoich pokojach, ewidentnie zajęci sobą. Grace chodziła od pokoju do pokoju, aby sprawdzić, czy nastolatkowie są gotowi do snu. Cholerna zasada chodzenia spać o godzinie dziewiątej — tak rozkazał Reginald. Wszyscy i tak mieli tę zasadę gdzieś, dlatego kładli się spać, o której tylko chcieli, a były to przeważnie późne godziny nocne.
Wszyscy wcześniej wymyślili, że po obchodzie Grace pójdą do swojej ulubionej kawiarni, gdzie jedli przepyszne paczki — Griddy's Doughnuts. Jedli te pączki, dopóki się nie porzygali. Musieli się rozerwać, bo ojciec nigdy nie pozwalał im wychodzić z academii, a już w szczególności w nocy.
Kiedy mama weszła do pokoju Eight, młodsza dziewczyna udawała, że śpi, aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń swojej matki–robota. Po tym, jak Grace skończyła obchód, wszyscy nastolatkowie wyskoczyli z łóżek — oprócz Five'a. Po treningu obraził się na wszystkich i na wszystko, dlatego nie wychodził z pokoju, nawet na posiłki ojciec z trudem go zaciągał, od razu grożąc szlabanem. Kiedy on się obraził, nic na niego nie działo. Czasami nawet zaczynał śpiewać „I think we're alone now”, aby zdenerwować rodzeństwo swoim okropnym fałszem.
Eight chciała przekonać chłopaka do pójścia z nimi, bo w końcu była to jego ulubiona kawiarnia — nie mógł tego przegapić. Dziewczyna po cichu wyszła ze swojego pokoju i weszła do pokoju zielonookiego, który widocznie był czymś zajęty.
— Czego tu chcesz?— warknął, nie zaszczycając jej spojrzeniem. Stał na łóżku tyłem do niej, rysując coś kredą na zielonej ścianie jego pokoju. Obliczenia matematyczne, których Eight przeważnie nie rozumiała.
— Skąd wiesz, że to ja?— zapytała zdezorientowana, wskazując na siebie palcem, marszcząc brwi. Oparła ciężar ciała na jednej nodze i wbiła wzrok w chłopaka.
— Czuję po płynie do kąpieli. Wali od ciebie kawą… a może to perfumy? Może mgiełka… Nie mam zielonego pojęcia, ale bardzo tego nadużywasz, wiesz? Nieważne. Czego tu chcesz?— zapytał, już trochę łagodniej, odwracając się w jej stronę.
— Chodź z nami.— zaproponowała z delikatnym uśmiechem, siadając na łóżku chłopaka, zakładając nogę na nogę. Oparła głowę o dłoń, a łokieć spoczywał na jej kolanie.
— A co z tego będę miał?— zapytał, siadając obok, zakładając ręce na krzyż.
— A co chcesz?— zapytała, a promienny uśmiech zniknął z jej twarzy.
— Hmm...— zaczął się zastanawiać, lecz po chwili pokazał palcem na swój lewy policzek. Eight westchnęła i przybliżyła się do Five'a. Musnęła delikatnie swoimi wargami jego policzek, czując, jak szkarłatny rumieniec wkradł się na jej twarz. Nie była przyzwyczajona do całowania kogoś w policzek, a w szczególności Five'a. Nigdy w życiu nie podejrzewała, że chłopak zażyczy sobie czegoś takiego.
— No, a teraz idziemy.— powiedziała zarumieniona jasnooka, ciągnąc chłopaka za rękę, a ten tylko pokręcił głową ze śmiechem. Five ścisnął jej dłoń i teleportował ich do pokoju Allison, w którym wszyscy się spotykali. Był największy, dlatego łatwiej było im się tam zmieścić.
— Jak ty go przekonałaś?— spytała Allison, marszcząc brwi. Nie wierzyła, że siostrze uda się przekonać brata. Kiedy Five się uprze, nie ustanie, dopóki nie dopnie swego.
— Ma się swoje sposoby.— odpowiedziała tajemniczo Eight, zerkając na chłopaka, który jednak na nią nie popatrzył.— Five, teleportujesz nas? Proszę...
Zapytała z niewinnym uśmiechem i wielkimi oczami, aby uległ. Wyglądała bardzo słodko, dlatego Five zagryzł wargę, kiwając głową, ale oczywiście wcześniej odgonił myśli o tym, że dziewczyna mogła wyglądać słodko.
— Dobrze.— westchnął, podszedł do Luthera i się teleportował. Kiedy przeniósł całe rodzeństwo, z wyjątkiem Eight, postanowił nie teleportować się, ale przejść. Chciał zrobić jej na złość, mimo iż kawiarnia była dosyć blisko academii.
— Nie teleportujesz nas?— zapytała zdziwiona dziewczyna, marszcząc brwi.
— Nie. Idziemy na nogach.— oznajmił, wychodząc przez okno, schodząc po drabinie.
— Ale to kawał drogi.— mruknęła, również schodząc.— Jesteś taki–
Zaczęła, ale nie dokończyła, gryząc się w język. Nie chciała sprawić chłopakowi przykrości, mówiąc głośno to, co miała na myśli. W końcu przecież też miał uczucia, mimo iż ich nie pokazywał — a ona doskonale o tym wiedziała.
— Czyli jaki?— spytał, stając naprzeciwko Eight. Był lekko zdenerwowany przez jej zachowanie, które go irytowało. Nie była to przecież żadna nowość — jego wszystko irytowało.
— Nic już, ewidentnie się przesłyszałeś.— próbowała wyjść z krępującej sytuacji, drapiąc się po karku. Nie chciała mu tego mówić — znów by się obraził.
— Dokończ.— syknął przez zaciśnięte zęby i złapał delikatnie jej nadgarstek, co mocno ją zszokowało.
— Po prostu uważamy, że jesteś zbyt drętwy. Nic nie robisz, tylko siedzisz w swoim pokoju nad jakimiś durnymi obliczeniami matematycznymi lub z nosem w książkach, które dotyczą podróży w czasie! Zachowujesz się jak jakiś dziadek! Niczym piętnastolatek w ciele starca.— powiedziała do chłopaka prosto z mostu. Five zrobił na dziewczynę wielkie oczy, prychając.
— Ja?— wykrztusił.— Wcale nie.— sprzeciwił się i złożył ręce na krzyż, unosząc brwi do góry w oburzeniu.
— Tak, ty. Nieważne. Straciłam ochotę na jakąkolwiek pogawędkę z tobą. Teleportujesz nas w końcu?— spytała.
— Okej.— burknął i teleportował ich do kawiarni. Również bardzo stracił ochotę na spacer w towarzystwie Eight. W swoich myślach wcale jej teraz nie zwyzywał...
— Nareszcie!— krzyknął Diego, wyrzucając ręce do góry, jakby doczekał się czegoś niemożliwego.
— Co tak długo?— zapytał Ben, a Klaus zabawnie poruszył brwiami. On od zawsze wiedział, że pomiędzy Five'em a Eight coś jest. Czuł tę chemię między nimi, mimo iż oni ciągle temu zaprzeczali. Przecież cały czas się kłócili i obrażali.
— Five chciał się przejść. Klaus, widziałam to, kiedy w końcu z tym przestaniesz? Nie jesteśmy i nigdy nie będziemy razem!— powiedziała zażenowana, wskazując na brata, który pokiwał głową, cmokając.
— Wchodzimy?— zapytała Vanya, która miała już dość kłótni. Ona była spokojna i opanowana, nie tak jak jej rodzeństwo; jak małpy, które wypuścili z klatki.
— Tak.— odpowiedzieli wszyscy zgodnie i weszli do środka budynku, który wydawał się bardzo przytulny.
— Dobry wieczór, dzieci.— rodzeństwo zostało przywitane przez miłą panią z uśmiechem, która była ubrana w różowy fartuszek z imieniem „Agnes” na piersi.
— Dobry wieczór.— przywitał się Luther z grzecznym uśmiechem. Po chwili każdy z nastolatków także się przywitał.— Chcielibyśmy zamówić osiem czekoladowych pączków.— dodał po chwili, opierając się o ladę, podając jej wyznaczoną kwotę pieniędzy.
— Dobrze, zaraz będą gotowe.— oznajmiła, posłała im delikatny uśmiech i zniknęła za ladą.
— Dobra, Eight, pochwal się, jak przekonałaś Five'a do pójścia z nami. Wszyscy dobrze wiemy, że sam z siebie by nie poszedł, ponieważ był obrażony.— stwierdziła Allison z uśmiechem typu „i tak się dowiem”, gdy wszyscy rozsiedli się przy dużym stole. Po jednej stronie siedział Diego, Allison, Luther i Vanya, a po drugiej Five, Eight (jak najdalej od siebie) oraz Klaus i Ben, którzy ciągle się wygłupiali.
— Tajemnica.— odburknęła dziewczyna. Allison podeszła do brunetki, która westchnęła ciężko i chciała natychmiast wstać i zacząć uciekać, ale została złapana przez Luthera.
— Słyszałam plotkę, że powiedziałaś mi, jak przekonałaś Five'a do pójścia z nami.— szepnęła jej do ucha. Five wiedział, że jest skończony — rodzeństwo nie da mu żyć. Popatrzył na Eight wściekły, zaciskając ręce w pięści.
— Pocałowałam go w policzek, bo tego chciał.— powiedziała zahipnotyzowana dziewczyna, ale natychmiast zakryła usta ręką, gdy hipnoza przestała działać.
— Co!?— krzyknęło rozbawione rodzeństwo.— Fight staje się realne!— zaczęli tańczyć po całej kawiarni, przeskakując z nogi na nogę.— Eight i Five najlepszy ship! Fight! O tak, o tak!
— Przestańcie!— krzyknęła dziewczyna, która miała dość ich zachowania. Byli przecież w miejscu publicznym, mimo iż w pomieszczeniu nikogo nie było. Była tylko Agnes, która w kuchni przygotowywała ich pączki.
— Przestańcie mnie shipować z tą głupią przybłędą!— krzyknął Five, a wszystkim zeszły uśmiechy z twarzy. Stali oniemieli i patrzyli na Eight, której oczy się zaszkliły. Wybiegła z kawiarni, trzaskając drzwiami. Oniemiała Agnes stała za ladą, przyglądając się poczynaniom nastolatków, nie bardzo wiedząc, co się stało i o co chodzi.
— A ty przestań być takim dupkiem, Five!— krzyknęła Vanya, wściekła na brata. Zawsze traktował tak Eight, co już ją irytowało, bo bardzo lubiła siostrę i chciała dla niej jak najlepiej.
— Ja nie–
Zaczął, ale mu przerwano. Byli źli na niego, że traktuje tak Eight. Uważał ją za wiele gorszą od siebie. Chociaż, Five każdego traktował jak gorszego od siebie.
— Nie obchodzi mnie, co chciałeś, a co nie.— warknęła Vanya, ukazując swoją złą stronę.— Już nie mam ochoty na pączki. Wracamy same, na nogach.— dodała i wyszła z kawiarni szybkim krokiem.
Pobiegła za Eight, a gdy w końcu ją znalazła, dziewczyna ocierała łzy, siedząc na pobliskiej ławce. Nigdy nie powiedział do niej tego wprost.
Przybłędo.
Może została adoptowana o wiele później niż inni, bo miała dwanaście lat, gdy dołączyła do Academii, ale to nie znaczyło, że można ją tak nazywać. Brunetka szybko otarła ostatnie łzy i popatrzyła na zmartwioną siostrę.
— Nie płacz, Eight.— powiedziała, przytulając siostrę, dodając jej tym otuchy.
— Nie będę, obiecuję. Możemy wracać do academii?— zapytała, poprawiając swoją grzywkę.
— Tak, chodź.— odpowiedziała, wstając, i razem wróciły do academii, myśląc nad zemstą dla Five'a. Nie mogło mu to ujść znowu płazem.
Było już około północy, gdy Eight usłyszała ciche pukanie do drzwi. Przecież tylko idiota chodziłby po academii o tej godzinie. Nie raczyła otworzyć drzwi. Siedziała na łóżku, wtulona w poduszkę, cicho płacząc. Płakała, bo mimo iż dokuczali sobie z Five'em, ona bardzo go lubiła. Najwidoczniej on jej nie. Czy uważał ją więc za wroga?
Ktoś zapukał ponownie, a po chwili drzwi się otworzyły. Był to Five, dziewczyna oczywiście się tego spodziewała. Nie chciała go widzieć, miała go serdecznie dosyć. Jego i docinków z jego strony.
— Przepraszam.— powiedział, patrząc na dziewczynę.— Ja nie chciałem tego powiedzieć. Naprawdę cię przepraszam.— dodał po chwili ze smutnym wyrazem twarzy. Five i smutek? To się nie łączyło. Chociaż widząc jego minę...
— Wyjdź.— odpowiedziała stanowczo, a on podszedł do niej.— Wyjdź!— krzyknęła pół głosem, wskazując palcem na drzwi.
— Oczywiście, jak chcesz. Tutaj masz pączki, twoje ulubione z czekoladową polewą.— odparł, patrząc na nią z ukosa. Nie patrzył jednak w jej oczy, nie był w stanie. Przepadłby w nich. Eight jednak nie wytrzymała. Znowu uległa.
Wstała z łóżka i mocno go przytuliła. Chłopak od razu oddał uścisk, kładąc głowę na jej ramieniu. Chyba tak naprawdę po raz pierwszy w całym życiu się przytulali. Eight musiała jednak przyznać, że było ciepło i dosyć… miło.
— Przepraszam.— szepnął prosto do jej ucha, przez co przeszły ją przyjemne dreszcze. Przeszedł już mutację, dlatego jego głos był męski i bardzo ostry. Bardzo przyjemny.
— Nic się nie stało.— odpowiedziała, patrząc na Five'a, a ten otarł jej łzy, które powoli schnęły na jej policzkach.
— Nie płacz. Powiedziałem to ze złości, nie uważam tak, naprawdę...— wytłumaczył i zaśmiał się z dzielącej ich różnicy wzrostu. Eight była naprawdę niska w porównaniu do niego.
— Jak słodko.— wyszeptał wzruszony Klaus, stojący razem z innymi w drzwiach, niemal ocierając sztuczne łzy.
— Klaus!— krzyknęła oburzona Eight, jednak pół głosem, bo wiedziała, że Reginald może się zorientować, że nie śpią.
— Jaki jest najlepszy ship?— zapytał Klaus i rozłożył ramiona, czekając na odpowiedź.
— Fight!— krzyknęło szeptem uradowane rodzeństwo, ale szybko czmychnęli spod drzwi, zostawiając parę samą.
— Nienawidzę ich.— powiedziała dziewczyna, kręcąc głową ze śmiechem, opierając głowę o klatkę piersiową chłopaka. Przez liczne treningi i misje, była ona bardzo umięśniona i to właśnie o tym dziewczyna teraz myślała.
— Jestem ciekaw, kto to wymyślił.— dodał Five, kładąc ręce na swoich biodrach.
— Zapewne Klaus.— stwierdziła i podeszła do łóżka, po chwili siadając na nim. Była przebrana w piżamę, makijażu nie miała, więc była całkiem gotowa do spania.
— Pewnie tak.— potwierdził chłopak i kiwnął głową z delikatnym uśmiechem.— Dobranoc.— dodał i nagle zniknął.
— Dobranoc.— szepnęła z cichym westchnieniem w stronę niebieskiej smugi światła. Położyła się do łóżka i zasnęła po tym ciężkim dniu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top