Rozdział 8
Gabrielle weszła do hotelowego pokoju sama, obserwując uważnie każdy zakamarek w pobliżu. Wyuczona ostrożność dawała jej się we znaki, odkąd tylko opuściła teren swojego stada.
Poczuła jak opadają wewnątrz niej jakiekolwiek siły, ale nie zamierzała tego po sobie pokazywać. Omega, która nie była bardzo związana z watahą, praktycznie nie odczuwała braku znajomych wilków. Rzadko się to zdarza, ale jednak. I tak miała zamiar się zachować, aby pokazać, że się nie nadaje na rolę luny.
- Śledziłaś mnie - powiedziała cicho, czując znajomy zapach za sobą, który także towarzyszył jej w lesie.
Odwróciła się w stronę pięknej kobiety, patrzącej się na rudą z mordem w oczach. Na szczęście były same i mogła zacząć wprowadzać swój plan w życie. Alessandro wyszedł na chwilę, aby dopiąć na ostatni guzik ostatnie sprawy związane z jutrzejszym lotem, więc miały chwilę czasu.
- Jak mnie tam wyczułaś, co? Twój kochaś ci powiedział, że tam stoję? Z tego, co widziałam, to delta, więc miał taką możliwość - syknęła, zbliżając się gwałtownie do pełnej spokoju kobiety.
Camille miała ochotę rozszarpać tą rudą wywłokę od momentu, gdy zobaczyła jak tamten wilk jej dotyka! Ona miała być ukochaną bratnią duszą Alessandro, a okazało się, że posiadała jakiegoś kundla na boku!
Jeszcze sam fakt, że wiedziała o tym, że także znajdowała się w lesie, wyprowadzał ją z równowagi. Coś musiało być z nią nie tak; nawet delta nie mógł jej tam wyczuć, a jednak Gabrielle zdawała sobie sprawę z jej obecności.
- Uspokój się, bo niektóre sprawy cię nie dotyczą - mruknęła obojętnie Gabrielle, odsuwając się dwa kroki do tyłu i krzyżując przy okazji ręce na piersi. Camille zacisnęła zęby, widząc ten nienaturalny spokój. Jako omega powinna się jej bać, a teraz? Stała i patrzyła na nią wyzywająco.
Gabrielle widziała furię, która wypełniała młodą Włoszkę, ale nie mogła jej przerwać. Musiała kontynuować tę dziwną grę, aby wszystko się jak najlepiej skończyło. Oczywiście dla nich, bo dla rudej było już za późno.
- Wszystko, co dotyczy mojego brata, dotyczy także mnie! - nabrała powietrza, patrząc się morderczo na omegę przed sobą. - Uwierz, że porozmawiam o tym z Alessandro. Nie ujdzie ci to płazem, vipera!
- A myślisz, że która z nas wyjdzie na żmiję, kochana? - ruda uśmiechnęła się do niej z wyższością, doprowadzając brunetkę do jeszcze większego szału. - Siostra, która jest zazdrosna o jego kobietę, czy wierna bratnia dusza? W końcu ta więź została zapoczątkowana przez księżyc, a nawet ty nie masz takiej władzy, aby nas rozdzielić. Nieważne, że nawet prawda byłaby po twojej stronie, bella...
- Ty suko! - warknęła, a w jej oczach zobaczyła czystą wściekłość i chęć mordu. Camille rzuciła się na rudą kobietę z wysuniętymi kłami i pazurami, ale po chwili była trzymana za szyję przez Gabrielle, w której rękę wbijała już normalne paznokcie. Czuła, jak się dusi, ale po chwili Gab puściła ją i Camille upadła, chwytając łapczywie powietrze. Spojrzała się na Amerykankę z lekkim strachem. - Kim ty jesteś?
Czuła, że coś było nie tak. Omega nigdy nie powinna zaatakować, nawet w obronie innego osobnika tego samego stada! Chyba, że zostałoby przejęte siłą, ale jednak... Taka łatwość używania siły ich nie cechowała. Mając jednak inną, prawdziwą rangę teoretyczni mogłaby pokonać betę.
Ale omega?
- Kimś, kto cię zniszczy - Gabrielle puściła jej oczko, a brunetka wstała z grymasem na twarzy. Już znowu miała coś powiedzieć tej rudej wywłoce, ale w porę usłyszała idącego mężczyznę na korytarzu. Pokazała tylko wybrance swojego brata jednoznaczny gest, który sugerował, że się jej pozbędzie.
Nie będzie tolerowała takiego zachowania u nikogo w watasze, którego była betą.
Obie patrzyły się po chwili na drzwi, lekko unosząc kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Alessandro wszedł i stanął zdziwiony w wejściu do pokoju, patrząc się z ciekawością na swoją siostrę. Nie pamiętał, aby się z nią umawiał na wieczór, a jednak towarzyszyła jego wybrance, gdy go nie było. Posłał Camille szeroki uśmiech, aby załagodzić słowa, które zaraz wypowiedział.
Wiedział, jaka była jego siostra. A patrząc po zarumienionych policzkach i błysku wściekłości w jej oczach, miał wrażenie, że starała się zdominować Gabrielle. Jednak nie mógł nie zauważyć zaczerwienienia na szyj Camille. Uniósł jedną brew.
- Cam, czy mogłabyś nas już opuścić? Muszę jeszcze porozmawiać z Gabrielle i powinniśmy się wyspać. W końcu jutro rano wylatujemy, sorella - mruknął cicho, rozkładając ręce, a Włoszka się w niego wtuliła.
- Sandro, stai attento a lei - powiedziała Camille i wychodząc, rzuciła nad ramieniem swojego brata jeszcze jedno ostrzegawcze spojrzenie w stronę drugiej kobiety, która w uroczym geście jej pomachała, wiedząc, że to podniesie brunetce ciśnienie.
Mężczyzna zamknął drzwi za swoją siostrą i ruszył w stronę Gabrielle. Stała spokojnie z lekko opuszczoną głową, w końcu musiała pokazać uległość jako omega przed alfą nowego stada. Poczuła jak położył dłonie na jej ramionach i zjechał nimi powoli aż po nadgarstki, unosząc je do swoich ust oraz składając na każdym z nich delikatny pocałunek.
Miał rację; to dłonie Gabrielle zacisnęły się na gardle jego siostry. Czuł na skórze swojej bratniej duszy zapach Camille.
- Byłem bardzo zły, gdy zobaczyłem jak tamten wilk na ciebie patrzył... jednak potem uświadomiłem sobie, że każdy się tak z tobą żegnał, spojrzeniem pełnym smutku, dumy i oddania - szepnął, nadal trzymając jej dłonie obok swojej twarzy. Z jednej strony chciał, aby wypadło to naturalnie, a z drugiej po prostu odczuwał potrzebę bliskości. - Żegnali cię, jakbyś była wśród nich najwyższa rangą, chociaż jesteś omegą, kochana... I chciałbym, abyś była tak przywitana przez moje stado, a w sumie już nasze. Aby patrzyli się na ciebie z takim samym uwielbieniem, jak robiła to twoja stara wataha, moja droga.
Miał szczerą nadzieję, że coś mu o sobie powie. Całując jej nadgarstki czuł, że coś było nie tak z jej zapachem, jakby ktoś go modyfikował wbrew naturze. Niby nie powinna go była obchodzić jakaś pozycja w stadzie... ale chciał wiedzieć wszystko o kobiecie swojego życia.
- Myślałam, że mi nie wybaczysz tego wyjścia, alfo - szepnęła Gabrielle, jeszcze bardziej opuszczając głowę. Zacisnął zęby, czując jak jego wilk próbuje przejąć kontrolę, aby ochronić partnerkę.
Nie ufała swoim oczom w jego towarzystwie. Miała wrażenie, że pokazują za dużo miłości, a na to pozwolić nie mogła. Czuła bardzo przyjemne i pełne tęsknoty iskierki na skórze w miejscu, gdzie przed chwilą trzymał swoją dłoń, którą złapał jej brodę, aby unieść jej twarz do góry.
- Moja kochana, tobie wybaczę wszystko, bo wiem, że kochasz mnie tak samo mocno jak ja ciebie... tylko ty potrzebujesz więcej czasu, aby to zrozumieć - mruknął cicho, pochylając się trochę nad nią, aby oprzeć swoje czoło o jej.
Wciągnęła gwałtownie powietrze, czując się osaczona. Z jednej strony wiedziała, że on jej nie skrzywdzi, a jego zapach wabił ją jak światło ćmy. Z drugiej jednak instynkt kazał kobiecie uciekać. Dawno temu nauczyła się panować nad emocjami i słuchać się tylko wewnętrznych przeczuć. I tym razem nic się nie zmieniło, ponieważ po prostu szybko się wyplątała z uścisku mężczyzny, gdy ten nachylił się jeszcze bardziej, aby skraść pocałunek.
- Gabrielle...
- Przepraszam, alfo, nie jestem jeszcze gotowa - szepnęła cicho, odsuwając się parę kroków do tyłu, w stronę drzwi od łazienki, które znajdowały się naprzeciwko wejścia do pokoju.
Jednak jeszcze bardziej martwiło ją jedno łóżko i mała kanapa, która nie wyglądała na zbyt wygodną, chociaż była bardzo szykowna.
Mężczyzna musiał zauważyć jak kobieta nerwowo rozejrzała się po pomieszczeniu. Westchnął cicho pod nosem, walcząc sam ze sobą. To była męka, nie móc się do niej zbliżyć, gdy stała na wyciągnięcie ręki.
Poczuł ciężar wizytówki w tylnej kieszeni spodni, co zadziałało na niego jak kubeł zimnej wody. Nie mógł się zdradzić, że cokolwiek wiedział, czego ona mu nie powiedziała.
- Mów mi Alessandro, nie alfo... Jestem twoją bratnią duszą, nie panem - mruknął, patrząc się na nią z pełnym oddaniem. Widział jej strach i był w stanie go poczuć, gdy przekroczył tę cienką granicę. Pluł sobie w brodę za to, że się pośpieszył. Jednak chęć skosztowania jej ust była taka silna, że nie umiał się jej oprzeć. Zapach tej kobiety doprowadzał go do szału, a on ledwo powstrzymywał swoje instynkty. Zwłaszcza, kiedy już zasmakował tego zakazanego, jak na razie, owocu. - Prześpię się na kanapie, jeśli jest takie twoje życzenie. Nie chcę, abyś się mnie bała, kochana.
- Dziękuję - powiedziała cicho i wzięła szybko swoją torbę z kanapy. Weszła do łazienki, odprowadzona przez parę cudownych oczu, w które mogłaby się wpatrywać godzinami.
Łazienka była mała, widać było, że ten pokój nie został stworzony dla dwóch osób, tylko dla jednej. W środku znajdował się przeszklony prysznic, biała toaleta, umywalka i niewielkie lusterko nad nią.
Szybko zrzuciła z siebie ubrania i obróciła głowę w stronę srebrnej tafli. Zmarszczyła brwi, patrząc się na jasne zagłębienia na plecach. Prychnęła cicho pod nosem, odwracając się z powrotem. Nie miała ochoty oglądać siebie w lustrze.
Nigdy więcej.
Po skorzystaniu z toalety i prysznica oraz ubraniu się, stanęła przy umywalce, szykując się do ostatniego zabiegu przed snem. Nie mogła ryzykować. Otworzyła słoik i nabrała łyżeczkę zielono-czerwonej papki, która się w nim znajdowała, aby po chwili ją połknąć.
Nie musiała długo czekać na reakcję swojego ciała. Zrobiło jej się słabo, a żołądek chciał wyrzucić truciznę. Uklęknęła na podłodze, czując silne dreszcze, gdy organizm znowu zaczynał walczyć. Pazury wysunęły się, raniąc skórę na dłoniach, kiedy miała zaciśnięte pięści. Zęby szorowały o siebie, ale wiedziała, że jeśli otworzy usta, to wyda z siebie nieludzki krzyk, a tak mogła cierpieć w samotności. Nikt nie powiedział, że to trwa długo.
To były tylko dwie minuty. Dwie minuty pełne bólu, ognia pod skórą, silnych odruchów wymiotnych i ran na dłoniach, które za chwilę się zrosną. A to tylko po to by ukryć zapach. Osłabić go do rangi omegi.
Kolejny tydzień w kłamstwie.
Po nim będzie musiała znowu się torturować. Nienawidziła tego uczucia, ale z drugiej strony musiała się do niego przyzwyczaić. Odkąd zaczęła pracę w ukryciu przed wszystkimi, chroniła siebie i najbliższych. Nikt nie obwiniał omegi o zabicie oszalałego alfy czy kobiety, która mordowała wilki, bo ich nie lubiła. Jej wrogowie też nie mieli prostej drogi; najpierw musieliby się zorientować, jaka była jej prawdziwa ranga. A to skutecznie, jak na razie, im utrudniała.
- Cholera - mruknął cicho Sandro, węsząc w powietrzu.
Pamiętał, jak jego ojciec pokazywał mu najróżniejsze rośliny, zioła, które mógł stosować jako zmienny. Ten zapach szczególnie mu utkwił mu w pamięci, drażniąc wyczulony węch.
Wilcze jagody; już nie potrzebował kolejnego dowodu, że coś ukrywała. Teraz tylko musiał się dowiedzieć, co to takiego było. Chciał ją wspierać, nawet, jeśli miała coś na sumieniu.
Pewną rzeczą było to, że tłumiła swój zapach specjalnie. Kolejną, że znała egzekutorów. A najważniejszym pytaniem było to, czy przed nimi się ukrywała, czy też może z nimi współpracowała?
Na pewno nie była omegą. Zacisnął szczęki, czując zalewającą go ciekawość. Musiał poczekać, aż sama mu wszytko powie, ale to nie znaczyło, że nie mógł zacząć własnego śledztwa. Zwłaszcza, że traciła przy nim czujność, a to chciał wykorzystać na swoją korzyść.
Westchnął cicho, próbując uspokoić swoje emocje. Nie mógł dać po sobie poznać, że coś podejrzewał. Jeśli go okłamywała, to musiała mieć dobry powód. Jednak to nadal nie znaczyło, że nie chciał go poznać; nawet w tajemnicy przed swoją bratnią duszą.
—————————
vipera - żmija
sorella - siostro
Alessandro, stai attento a lei - Alessandro, uważaj na nią
mia bella - moja piękna
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top