- 33 -

Uderzenie łap o ziemię oraz odgłosy lasu były jak najlepsza muzyka dla jej uszu. W duchu skakała z radości, pozwalając swojej wilczycy na przejęcie kontroli. Biegła, chociaż nie w pełni sił, przed siebie, zostawiając dwa kroki za sobą Alessandro. 

Czuła cały czas jego obecność za sobą, chociaż musiałaby wykręcić łeb, aby go zobaczyć. Ta bliskość partnera, który chciał sam z siebie jej towarzyszyć... nie mogła tego uczucia porównać do niczego innego. Ulga zalewała jej serce wraz z radością i chęcią zaufania. Jednak rozum nie pozwalał na taki akt uległości, jak danie drugiej szansy w tak krótkim czasie.

Warknęła głucho, czując jego bliskość. Posłusznie odsunął się, zachowując poprzednią odległość, ale nie zapomniałam o odpowiednim fuknięciu. Prychnęła z rozbawieniem w duchu na tą demonstrację sił. Wiedziała, że charakter alfy nie pozwalał mu na zbytnią uległość; jednak w jego przypadku również władzę przejął rozum a nie wilcze popędy. 

Syknęła ostrzegawczo, gdy poczuła obcy zapach. Zaorała łapami w ziemi, aby wyhamować i stanęła, strosząc uszami. Nozdrza poruszały się niespokojnie, a Sandro warknął miękko, aby zwrócić na siebie uwagę, jednak zobaczył w odpowiedzi wyszczerzone kły. 

Adrenalina wypełniła jej żyły, gdy ugięła przednie łapy, gotowa do skoku. Jeszcze tylko chwila... Przyjemne podekscytowanie wypełniło umysł tak bardzo, że przestała zwracać uwagę na otoczenie. Zamachała ogonem, trącając jego końcówką nos Alessandro, który parsknął cicho. 

Skoczyła. 

Szaleńczy bieg, którego nie spodziewał się brunet, zbił go z tropu. Zaczął gonić rudowłosą wilczycę, którą w wilczej postaci odzyskiwała w zaskakującym tempie siły. Nie zwracał uwagi na gałęzie, które drapały go w boki; chciał się tylko upewnić, że nic się jej nie stanie. 

Poczuł złość, kiedy zobaczył, że zrobiła to wszystko, aby przegonić zające, czające się przed swoim schronieniem. Warknął głucho, a jeszcze więcej negatywnych emocji przysporzył fakt, że nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Jakby dla niej nie istniał. 

- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! - przemiana trwała tylko chwilę, a mało go obchodził to, że stał przed nią całkowicie nagi. Wściekłość opuszczała jego ciało przez wszystkie pory w taki sposób, że ledwo ją hamował. - Mogłaś uprzedzić, że idziesz się pobawić z gryzoniami! Nie masz bladego pojęcia, kto może się teraz kręcić po tych lasach, Gabrielle! 

Odwróciła się do niego przodem, przekrzywiając łeb. Jej wzrok prześlizgnął się po jego twarzy, torsie i zahaczył o nieokryte krocze. Zacisnął zęby, wyobrażając sobie nudne spotkania z alfami innych watah, aby tylko opanować żar, który wywołało jedno spojrzenie wilczycy. 

- Lepiej wracajmy - burknął, z powrotem zmieniają skórę. Nie miał najmniejszej ochoty się tłumaczyć, dlaczego jej wychudzone i wyniszczone ciało nadal na niego działało jak najpiękniejsza kobieta świata. 

Tupot łap przerywał spokojne odgłosy lasu, które docierały do ich uszu. Gabriella starała się trzymać nerwy na wodzy, chociaż sytuacja sprzed chwili wyprowadziła ją odrobinę z równowagi. Nieraz widziała nagiego mężczyznę, jednak jeszcze żaden nie zrobił na niej takiego wrażenia. Myślała, że się wyczytał wszystko z wyrazu jej pyska, jednak grymas na twarzy mężczyzny oznajmił wystarczająco dużo. 

Brzydził się jej. 

W końcu to ona była wychudzona, brzydka, skrzywdzona. Okłamała go, a był partnerem jej duszy. Drugą połową, która powinna ją wspierać i zawsze wybierać, nawet w tych najgorszych okolicznościach. A teraz? Stanął przed nią, jak Bóg go stworzył, i nie pokazał w żaden sposób, że chciałby ją jako swoją. 

Miała ochotę uciec w drugą stronę, ale zdążył ją uprzedzić, ruszając w stronę domu. Teraz była skazana na jego łaskę bądź jej brak; to on ją przyjął pod dach, chociaż nie miał takiego obowiązku. 

Zaskakująco mocno wyrył się w pamięci Gabrielle grymas na twarzy Alessandro. Co jej myśli kawałek odpłynęły, to zaraz przed oczami miała jego minę. Najbardziej zdziwiło ją to, żę tak to bolało. Tak, jakby nie przestało kobiecie zależeć na mężczyźnie, który aktualnie przed nią biegł. 

Nienawidziła się przemieniać; to było coś bolesnego i kojarzyło jej się z karą za wszystko, co kiedykolwiek zrobiła źle w tej drugiej formie. 

- Nie dotykaj mnie - sapnęła, zaciskając zęby z bólu, gdy ostatnia faza przemiany odchodziła w zapomnienie, a ciepła ręka gładziła delikatnie jej plecy. Zamarła na chwilę, ale nie odpuściła, dalej kreśląc niezrozumiałe dla kobiety wzory. - Odsuń się.

- Nie - odpowiedział cicho, po czym podał jej zapomniane ubrania. Wyszarpała je z jego ucisku, unikając spojrzenia czekoladowych tęczówek. Kątem oka zauważyła jedynie, że miał już na sobie spodnie, bez butów ani koszuli. - Pomóc ci? 

- Nie - warknęła, narzucając na siebie koszulę, którą jej podał. Zastygła w bezruchu, czując jego zapach wokół siebie. Samcze zapędy... skrzywiła się nieznacznie, jednak posłusznie zapięła wszystkie guziki, a rękawy podwinęła do łokci. Dziwna satysfakcja, że to ona będzie nosić na sobie jego zapach, wypełniła jej umysł. Żadna Abigail nie miała takiego prawa, a teraz tylko jeszcze bardziej to udowodni. Nawet chowając własną dumę do kieszeni, na te parę chwil. 

- Chodź, odprowadzę cię - mruknął, kładąc dłoń na jej lędźwiach. Warknęła ostrzegawczo, jednak się nie odsunął, co spowodowało, że go zaatakowała. Wykonała szybki ruch, aby go od siebie odepchnąć, ale nie miała wystarczająco dużo sił. 

Stała oparta o pień drzewa, przyszpilona przez ciało mężczyzny, a nadgarstki znalazły się w stalowym uścisku alfy. Drugą dłonią oparł się o korę obok jej głowy. Wyszczerzyła zęby, ostrzegając niemo przed kolejnym jego ruchem. 

- Jesteś na moim terenie - użył silnego głosu przywódcy, na który zawarczała groźnie, ale nie zwrócił na to uwagi. - I jesteśmy w patowej sytuacji. Nie mogłem cię oficjalnie dotknąć, zanim ty tego nie zrobiłaś z własnej woli, a z tego, co pamiętam, to złapałaś moje gardło między swoje zęby. 

Krew odpłynęła z jej twarzy. Wszystkiego się spodziewała, ale nie tego, że zostanie przechytrzona w tak prosty sposób. Gdzie, do cholery, sprzedała swoją niezawodną praktycznie czujność?!

- Więc powiem ci, co teraz nastąpi - musnął swoim nosem jej, na co zmrużyła oczy. Czy złamanie mu paru kości byłoby w tym momencie dla niej niebezpieczne? - Wrócimy do watahy, po czym przeniesiesz się z sali szpitalnej do pokoju, który zajmowałaś przed wyjazdem. Ja w tym czasie pozbędę się luny zastępczej, o której pewnie słyszałaś, w końcu James ci o wszystkim donosił. 

- Abigail dostała to, co chciała - parsknęła złośliwie, patrząc wyzywająco w oczy Włocha. Westchnął podirytowany. 

- Po części tak i po części nie. Pewnie nie obędzie się bez awantury, ale ty masz się tym nie przejmować i naszykować się do kolacji - odsunął się kawałek, spoglądając na ciało kobiety. - Lepiej wyglądasz po przemianie. Zdrowiej, moja droga. 

- Odsuń się - warknęła, a Alessandro wykrzywił usta w delikatnym uśmiechu. Na początku bał się, że ją przestraszy, ale widocznie wybrał dobry sposób na rozmowy z nią. Rozproszyła się najpierw zapachem, a teraz bliskością. 

To dawała mu nadzieję na szansę, której nie miał najmniejszego zamiaru stracić. Nawet jeśli to się wiązało z obudzeniem lwa w postaci Abigail. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top