☽15☾
Usiadła na łóżku, cały czas przyglądając się czarnej jedwabiste sukni, która wisiała samotnie na wieszaku na drzwiach szafy. Przetrwała grzbietem dłoni oczy, próbując przypomnieć sobie, o czym myślała, kiedy dała się oznaczyć. To nie było w jej stylu, aby dać się ponieść emocjom. To ona powinna wcześniej zareagować, odsunąć się jak najdalej od Alessandro. Jeszcze jego pytanie o rangę... na szczęście się niczego nie domyślił, po smaku jej krwi.
To także nie wróżyło niczego dobrego, bo powinien wyczuć zioła. Przygrywka wargę i wstała, podchodząc do szafy. Odsunęła sukienkę i zaklęła cicho pod nosem. Będzie musiała co wymyślić, jeśli chodzi o zakrycie pleców. Nie mogła pozwolić sobie na kolejne błędy. A zwłaszcza na takie, które spokojnie powinna ominąć szerokim łukiem. Na przykład pokazanie pleców poznaczonych bliznami.
Zamarła, gdy usłyszała wibracje telefonu, leżącego na szafce nocnej. Odwróciła się powoli w jego stronę i ruszyła cicho, uważając podświadomie na każdy krok, jakby spodziewała się zagrożeni. Jednak po odczytaniu wiadomości, na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Złapała kurtkę i szybko wyszła z domu, do którego Alessandro, po zbadaniu tajemniczego zapachu obcego wilka, jeszcze nie dotarł.
W lesie przystanęła na chwilę, aby zacząć nasłuchiwać obecności kogokolwiek ze stada. Nie chciała, aby ktokolwiek zobaczył jej betę. Jak miałaby się wtedy wytłumaczyć ze znajomosci z wilkiem takiej wysokiej rangi?
- Gabrielle - cichy szept dotarł do jej uszu, kiedy tylko wyszła na polanę. Uśmiechnęła się w stronę wysokiego szatyna, który starł oparty o drzewo, ale na widok kobiety odsunął się od niego i ruszył w jej stronę. Kiedy tylko zbliżył się na odległość dwóch metrów, skłonił się z szacunkiem. Kiwnęła mu głową i dopiero wtedy pozwoliła się przytulić. - Dobrze cię widzieć, alfo.
- Cieszę się, że udało ci się tak szybko przyjechać. Mam kłopoty - mruknęła, a twarz od razu straciła całą radość. James przekrzywiło lekko głowę, uważnie ją obserwując. - Dostaję, od czasu znalezienia mate, groźby, a ostatnio w stadzie pojawił się też niby kochanek mojej pierwszej ofiary egzekucji. Jestem prawie pewna, że to jedna i ta sama osoba za to odpowiada. Oraz zna moje prawdziwe nazwisko.
- Od kiedy dokładnie dostajesz te groźby?
- Od dwudziestego drugiego lipca. Pierwsza dostałam, gdy chciałam wyrobić sobie ponownie fałszywe dokumenty - mruknęła, chowający dłonie do kieszczeni spodni dresowych. Miała wrażenie, że coś ważnego jej umyka w tej całej historii, a ona krąży jak dziecko we mgle za swoim prześladowcą. - Każe mi odejść stad jak najszybciej, bo inaczej stanie się krzywda innym członkom watahy.
- A co z twoim ojcem? Może kogoś za tobą wysłał? - parsknął, słysząc to pytanie. Jej ojca najmniej obchodziło, co się z nią dzieje, poki udawała swoją rangę. Jeśli powróciła by na stałe do prawdziwego zapachu, pewnie wtedy starałby się chronić dziedziczkę bądź ją trzymać tylko przy sobie. Teraz była dla niego bezużyteczna.
- Można go sprawdzić, ale nie widzę sensu w takim zachowaniu, jeśli o niego chodzi...
Patrzyła się prosto w szaro-niebieski oczy Jamesa, mając nadzieję, że to on naprowadzi ją na ten właściwy tor. Jednak nie przewidziała tego ze luźny sportowy t-shirt ukaże jej obojczyki. Zauważyła jak źrenice mężczyzny się rozszerzają w niemym szoku. Westchnęła z rezygnacja.
- Tak, ugryzł mnie i nie, nie spaliśmy ze sobą - parsknęła, obserwując jak mężczyzna pozbywa się drążącego oddechu przez usta. Skrzywiła się na to zachowanie.
- Zgłosiłaś to w Radzie?
- Nie - prychnęła, a wyrzuty sumienia uderzyły w nią ze zdowojoną siłą. Może jakby to zrobiła, to uniknęłaby całej tej chorej sytuacji. Jednak nigdy nie znosiła się prosić o pomoc. I teraz tez nic się nagle nie zmieniło w tym temacie. - Dowiedzą się, jeśli zajdzie taka potrzeba. Albo coś mi sie stanie, to możesz ich wtedy powiadomić, zrozumiałeś?
Polecenie wydała niskim głosem, któremu towarzyszyło władcze warknięcie. James pokiwał głową na znak zgody, chociaż nie miał innego wyjścia. Nie był w stanie złamać polecenia alfy.
- Uważam, że powinnaś im powiedzieć. Sama miałaś wstąpić do Rady, Gab - prychnął, patrząc się na nią oburzonym wzrokiem. - Pamiętaj, że w ten sposób narażasz także swoją nową watahę, a nie tylko siebie. A ktoś, kto ma odwagę grozić tobie, nie powstrzyma się przed niczym.
Te słowa huczały w jej głowie aż do praktycznie wieczora, kiedy znów się zamknęła u siebie w pokoju. Alessandro, na szczęście, nadal nie wrócił i zaczynała coraz bardziej odczuwać jego brak przez to głupie oznaczenie. Prychnęła na sama myśl o tym.
Znalezienie mate spowodowało, ze cały czas popełniała błędy. A na to nie mogła sobie pozwolić, bo, tak jak wspomniał James, inni też byli narażeni na ich skutki.
- Gabrielle? - spojrzała się zaskoczona na alfę, który bez pukania wszedł cicho do jej pokoju. Od czasu, kiedy ją ugryzł zachowywał się w stosunku do niej dużo pewniej. - Szykuj się już na kolację. Za godzinę spotykamy się ze stadem w domu głównym.
Nie odpowiedziała, tylko z pomrukiem wstała i zdjęła sukienkę z wieszaka. Nie chciała nigdzie iść, jako omega. Jednak jej prawdziwa natura aż rwała się, aby poznać swoich podopiecznych i się nimi zaopiekować. Parsknęła na siebie w myślach. W ogóle nie powinna była o czymś takim myśleć. Opuszczała każde praktycznie stado, w którym zdążyła się zaaklimatyzować. Teraz też nic nie miało stanąć jej na przeszkodzie, nawet jeśli jego alfą była bratni dusza kobiety.
- Mam wrażenie, ze cały czas jesteś jakaś nieobecna - stwierdził, stając obok łóżka i patrząc się na nią tym swoim przenikliwym spojrzeniem. Tak jakby chciał zajrzeć w głąb jej duszy, która skrywała zbyt wiele tajemnic. Zacisnęła usta w wąską linię, modląc się, aby utrzymać zdystansowaną pozycję omegi. - Powiedz, jeśli się mylę, ale... ukrywasz coś przede mną, ukochana?
- Myślę, że nie wiemy o sobie jeszcze wielu rzeczy, Sandro - powiedziała cicho, nie ufając własnemu głosowi. Za kazdym razem przy nim czuła się jakby obdarta z całej własnej obrony, nad którą pracowała od lat. Musiała wiec działać ostrożnie i dyplomatycznie. - Mamy czas na to, aby się poznać. Może wtedy to uczucie odejdzie w niepamięć.
- Tak może być - mruknął, posyłając jej niepewne spojrzenie. Zagryzła zęby, wiedząc, ze jej nie uwierzył. Musiała zdobyć jego zaufanie, a praktycznie z każdym swoim słowem jakąś jego część traciła. - Jednak chcę poznać wszystkie twoje twarze. Nawet tę, którą tak przed wszystkimi chowasz, moja droga.
Zamarła, wpatrując się beznamiętnie w jego twarz. Alessandro robił to samo - jednak spojrzenie mężczyzny było dużo bardziej badawcze i kryło też w sobie nutę ciekawości. Podejrzewała, że wyczuł coś w jej krwi i to mogło nie dawać mu spokoju. Dodatkowo obydwoje byli do siebie przyciągani przez przeznaczenie, a ono rządziło się swoimi prawami. Nawet egzekutorzy nie mogli z nim walczyć, chociaż niektórzy starali się to robić z całych sił.
- Nie wymagaj tego na razie ode mnie - zasłoniła dłonią usta, gdy tylko zorientowała się, jakie słowa je opuściły. Spojrzenie zmieniło się z obojętnego w zalęknione, działając na jej alfę. Jęknął przeciągle, przymykając oczy.
Jednak nie spodziewała się, że w następnej chwili do niej doskoczy i zamknie ją szczelnie w swoich ramionach. Odruchowo wtuliła się w niego, chowający bos z zagłębieniu jego szyi.
I w tym samym momencie dziki wrzask przeciął ciepłe powietrze w Rzymie jak najostrzejszy sztylet. Ten drobny gest rozpoczął wojnę, której ceną miało stać się życie i śmierć.
Opublikowany: 07.01.2020r.
Ilość słów: 1210
Wszystkim Wam życzę udanego Nowego Roku 🥰 długo mnie tu nie było, ale mam nadzieję, że uda mi się wrócić i na spokojnie dokończyć historię Gabrielle (a jeszcze parę wydarzeń przed nami - o dziwo, nie wiem, czy zmieszczę się w 30 rozdziałach!) ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top