Rozdział 3 - Tak przypuszczałam



Następnego dnia, gdy Maciek wszedł do pokoju, w którym spała dziewczyna i ujrzał jak przytula jedną z poduszek, niczym pluszowego misia. Uśmiechnął się na ten widok. Taka spokojna, rozluźniona, wyglądała jeszcze niewinniej.

To było nieprawdopodobne jak w jednej chwili odmieniła jego świat i w tej stagnacji, w nieuchronności, w oczekiwaniu na najgorsze pojawiła się ona i sprawiła, że złe myśli odeszły, że pojawił się jakiś sens, którego do tej pory nie mógł odnaleźć. Nie widział nawet potrzeby, aby go szukać. Patrzył na nią i z goryczą myślał o tym jak ktokolwiek mógł ją skrzywdzić. Poczuł gwałtowną złość. Cofnąć czas, ochronić ją, nie pozwolić skrzywdzić. Delikatnie pogłaskał ją po głowie i ujrzał jak zamrugała oczyma.

W pierwszej chwili zamarła, lecz gdy tylko zorientowała się, że to on na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech, który odwzajemnił.

— Dobrze spałaś? — zapytał, przyglądając się jak ziewa i przeciąga jak kociak.

— Zapytaj mnie o to za dwie godziny, albo najlepiej trzy — wyszeptała zaspanym głosem, a on uśmiechnął się swym uśmiechem z serii „nie ma mowy".

— Tylko nie mów, że całą noc oglądałaś telewizję — powiedział i zerknął na stolik, na którym stał pusty pojemnik po lodach i kilka puszek po coli do połowy opróżnionych.

— Nie całą — powiedziała, unosząc się na łokciach, a z pod ramienia wypadła łyżeczka, którą jadła lody.

— No tak, Asiu — powiedział uśmiechając się pod nosem. — A może jakieś śniadanie?


Cały dzień spędzili na wygłupach i włóczędze po ulicach Warszawy, a wieczorem ponownie poszli do klubu. Po jakimś czasie przyłączyli się do nich znajomi Maćka, siedząc przy stoliku rozmawiali wesoło. Po chwili Maciek spojrzał przed siebie, a na jego twarzy pojawiła się konsternacja. Joanna podążyła za jego wzrokiem i ujrzała podchodzącego do ich stolika Marco. Wpatrywał się w nią uporczywie, a na jego twarzy widoczna była niechęć. Jakby miał do czynienia z odrażającym karaluchem, którego chciał rozdeptać, jednak zdawał siebie sprawę, że jego przyjaciel przygarnął do siebie tego insekta i traktował jak zwierzątko domowe. Więc ewentualna deratyzacja przyniosłaby konsekwencje i być może nawet doszłoby do konfliktu miedzy nimi, a tego nie chciał. Jednak nie mógł nic poradzić na to, że ta cholerna gówniara działała na niego jak płachta na byka. Taka głupiutka i naiwna, a ten idiota wpatrzony był w nią jak w obrazek.

Dalsza część wieczoru przebiegła w miarę normalnie, choć zebrani byli zdziwieni tym, że Marco z nimi siedzi, było to dla wszystkich nowością, ponieważ nie był typem towarzyskiego kompana. Dosiadał się do nich, gdy trzeba było załatwić jakieś konkrety. W którymś momencie siedząca obok Marco dziewczyna przysunęła się do niego i szepnęła mu coś na ucho, a w nim aż się zagotowało. Obrzucił ją wściekłym spojrzeniem, a następnie strzepnął popiół z papierosa do jej drinka.

— Myślę, że będzie lepiej, jeżeli to wypijesz — powiedział chłodno, mierząc ją ostrzegawczym wzrokiem. Zapanowała wymowna cisza. Nikt nie wiedział, co takiego powiedziała do Marco dziewczyna, jednak najwyraźniej mu się to nie spodobało.

— Sam to wypij. — Ciszę przerwał nieoczekiwany protest, który sprawił, że Marco spojrzał ze zdziwieniem na siedzącą naprzeciw niego Asię.

— Coś ty powiedziała?! — zapytał z niedowierzaniem. Nie przewidywał, że ktokolwiek zaprotestuje, a jak już, to będzie to Maciek. Ostatnim czego się spodziewał, to protest tego kocmołucha, który najwyraźniej nie wiedział, że nie wkłada się ręki między drzwi, a futrynę.

— Marco, uspokój się — zaczął Maciek, widząc gniew na twarzy przyjaciela i rozumiejąc powagę sytuacji. Marco był nieobliczalny, co często kończyło się źle dla ewentualnych, nieświadomych tego faktu, ludziach.

— Ty faszysto! — doszło do jego uszu i przymknął oczy. Tak, jeżeli do tej pory sprawa była dość poważna, to teraz stawała się jeszcze bardziej. Czy zażegnanie konfliktu będzie łatwe? A może powinien zadać sobie pytanie, czy w ogóle będzie możliwe?

Czego mógł się spodziewać? Dziewczyna była przecież zupełnie nieświadoma tego, kim był Marco i jak zachowywał się, kiedy się zdenerwował.

— Słucham? — zapytał z niedowierzaniem brunet. — Coś ty powiedziała, gówniaro?

— Ty nekrofilu! — wydarła się wściekle, a zgromadzeni spojrzeli na chłopaka ze zdziwieniem. Czyżby czegoś nie wiedzieli?

— Czy ty wiesz, co to jest nekrofil, smarkulo? — zapytał po krótkiej chwili, przeszywając ją gniewnym spojrzeniem i ujrzał jak robi się cała czerwona na twarzy i łapie ze złością powietrze. Ten widok przyniósł mu niewymierna satysfakcję. 

— Ty gnido! — wrzasnęła i poderwała się, lecz Maciek złapał ją za rękę i ponownie posadził obok siebie na kanapie.

— Asiu, uspokój się, Marco nie chciał... — zaczął, lecz gdy przeniósł wzrok na chłopaka, dotarł do niego, że nie tyle nie chciał, co nadal chce. — Marco spokojnie, Asi nie o to chodziło — wyszeptał, lecz gdy spojrzał na dziewczynę, ujrzał pociemniałe ze złości oczy i szybko pojął, że ona nie zamierza na tym poprzestać.

— Ten szuja nazwał mnie smarkulą — powiedziała wściekle i usłyszała jak zgromadzeni obok ludzie parsknęli śmiechem, na co Marco obrzucił ich zaledwie jednym spojrzeniem, które sprawiło, że ich rozbawienie zniknęło szybciej niż się pojawiło. — Ty parszywa kreaturo! — kontynuowała niezrażona, jednak była już nieco wytracona z równowagi niedawną reakcją siedzących obok ludzi.

Zarówno Maciek jak i Marco ujrzeli jej zaniepokojenie, które próbowała niezdarnie zamaskować ofensywną postawą.

— Więc uświadom mnie idiotko, co takiego mam zrobić. — Ciszę przerwał chłodny, nieprzyjemny głos Marco, a dziewczyna zadrżała na ten dźwięk, lecz powodem nie był strach.

— Powiedziałam żebyś to sobie sam wypił — wypowiedziała łamiącym się głosem. – Kurwa! — dodała po chwili, robiąc złowrogą minę, która miała odstraszyć, lecz nie do końca spełniła swa rolę.

Nieoczekiwane zachowanie dziewczyny sprawiło, że wokoło wszystko zamarło. Wiedząc jak może zachować się Marco, również Maciek był w tym momencie coraz bardziej zaniepokojony. Zdawał sobie sprawę z tego, że sytuacja była taka, iż ewentualna reakcja mogłaby być po prostu spóźniona. Na wszelki wypadek usiadł w takiej pozycji, aby móc w razie czego rozdzielić tę dwójkę.

— Nie wypiję — usłyszeli po chwili bruneta. — Kurwa — zakończył, przedrzeźniając ją, po czym wstał i odszedł w stronę przejścia do drugiego pomieszczenia, zostawiając po sobie wymowną ciszę.

— Wiesz co zrobiłaś? — usłyszała po chwili Maćka i spojrzała na niego z zakłopotaniem. Nadal była roztrzęsiona tym co przed chwilą miało miejsce.

— Przecież bym mu nie kazała tego wypić, nie jestem taka głupia jak on. Tak tylko powiedziałam — stwierdziła, po czy zmrużyła wściekle oczy. — On nie miał prawa nazywać mnie smarkulą! — dodała z irytacją. 

— Niczego nie rozumiesz Asiu — powiedział Maciek i uśmiechnął się łagodnie. — On mógł ci zrobić krzywdę, nawet ja przez chwilę obawiałem się, że nie uda mi się go powstrzymać.

— Ale dlaczego on tak się zachowuje? — zapytała po chwili, a chłopak westchnął smutno, spoglądając na drzwi, za którymi zniknął Marco.

Przez moment nie wiedział, co zrobić i gdzie iść. Ponownie poczuł ten chaos oraz zagubienie, jakie bardzo rzadko powracało z przeszłości sprawiając, że jego poukładane życie w jakimś stopniu się zachwiało. Wszedł do składziku i zamknął się od środka. Siadając na skrzynkach oparł się plecami o ścianę i przymknął oczy. Odetchnął głęboko. Czasem po prostu potrzebował się odciąć od wszystkiego. Zamknąć w jakimś ciemnym pustym pomieszczeniu, aby poczuć namiastkę wewnętrznego spokoju, którego notorycznie potrzebował. Nie chciał myśleć, nie chciał czuć tego, co nieustannie do niego wracało. Pragnął, aby ten koszmar wreszcie się skończył.

Ta dziewczyna wszystko zburzyła. Sobą i tym, że się pojawiła, ale przecież i tak było źle. Czy mogło być jeszcze gorzej? Napił się whisky, którą ze sobą zabrał. Tak przypuszczałam. Ze złością rzucił butelką w ścianę naprzeciwko. Wpatrywał się w mokra plamę, a do jego nozdrzy dotarł jeszcze bardziej intensywny zapach alkoholu. Tak przypuszczałam. I te oczy.

Gdy ujrzał dziś wchodzącego z dziewczyną Maćka od razu chciał wyjść z lokalu, lecz coś sprawiło, że został. Najpierw trzymał się z daleka i jedynie spoglądał na dziewczynę, która raz po raz rozglądała się, a gdy na niego trafiała, to mrużyła buntowniczo oczy. Była taka niezdarna, nieporadna i w pewnym stopniu niewinna. Jak ktoś mógł zrobić jej krzywdę? Nie potrafił pogodzić się z tą głupią myślą. Była taka krucha, lecz gdy patrzyła na niego tymi swoimi przedziwnymi oczyma, czuł, jakby dostawały się głębiej, niż chciałby ją wpuścić.

Sam nie wiedział, kiedy do nich podszedł i z nimi usiadł. Po prostu w pewnym momencie był tam. Odruchowo? Nie mogło być przecież inaczej. Bardziej czuł niż widział zaskoczenie siedzących obok ludzi, ale przecież nigdy nic go nie obchodziło. Nikt, oprócz Maćka. Widział siedzącą naprzeciw dziewczynę, która zsunęła z nóg buty i podwinąwszy nogi, wtuliła się w Maćka z ufnością i oparła głowę o jego ramię. Patrzył jak chłopak spogląda na nią z czułością i wtedy coś poczuł. W tamtej chwili zrozumiał, o co prosił go przyjaciel. Ona tego potrzebowała. Opieki, troski i spokoju. Był na siebie wściekły, ponieważ w tamtym momencie chciał znaleźć się na jego miejscu. Chciał, aby ona spojrzała na niego z tak bezkresną ufnością.

— Przeleć mnie — usłyszał wulgarny szept siedzącej obok dziewczyny i coś w nim eksplodowało.

Nie potrafił się powstrzymać, jak zawsze w takich przypadkach. A później rozpętała się wojna, której głównym sprawcą była Aśka. Faszysto? Nekrofilu? Gnido? Jej nieporadne obelgi, którymi chciała go dotknąć czyniły wręcz odwrotny skutek. Wyciszały go i jedyne, co teraz czuł, to jakieś wewnętrzne, coraz większe zagubienie. I właśnie wtedy poczuł, że nigdy jej nie skrzywdzi.

https://youtu.be/b53vW1oTYJA

Marco

Was it the face? Was it the moves? Was it the way that she just knew me? 
Was it the meaning behind every smile... 
I Try to walk, but can't leave... 
Her eyes, they pierce right through me... 
But I don't care... As long as I am here..
.

Posiadał w sobie jakiś nieodgadniony mrok, który przyciągał do niego kobiety, niczym światło ćmy. Miał niesamowite powodzenie wśród płci przeciwnej, kobiety były gotowe zrobić wszystko, byleby tylko zwrócił na nie swą uwagę. Lecz on nienawidził kobiet, wykorzystywał je i krzywdził. Nie traktował jak ludzi, poniżał je, gdy tylko miał ku temu okazję. A okazji mu nie brakowało.

Jaka była historia Marco? Nikt do końca jej nie poznał, nawet Maciek, który był jedynym jego przyjacielem. Latynos, który przyjechał do Polski w wieku siedemnastu lat, nie znał ani języka, ani obyczajów tu panujących. W niedługim czasie nawiązał pewne kontakty i zaczął obracać się w nieciekawym towarzystwie. Prawdopodobnie skończyłoby się to dla niego odsiadką lub kulką w potylicę, gdyby nie dzień, w którym poznał Maćka. A w chwili, gdy go spotkał, wszystko nabrało innego znaczenia.

Tak naprawdę co spotkało Marco było i pozostało tylko jego tajemnicą. Maciek wiedział jedynie, że w rodzinnych stronach mieszkał z matką, którą porzucił ich ojciec, gdy dowiedział się, że jego żona ma kochankę. Od tamtej pory Marco mieszkał z dwiema lesbijkami, a jego matka nie traktowała go już jak swego syna. Był bardzo związany z ojcem i to, co się stało, było dla niego niewymiernym dramatem. W jednej chwili ojciec, który był dla niego wszystkim, odszedł. Zdradził go, zostawiając z matką, której nienawidził. Z każdym dniem coraz bardziej. Od tamtej pory jakikolwiek kontakt z kobietą nie był dla niego przyjemny. Któregoś pięknego, letniego wieczoru dom, w którym mieszkali spłonął, a ogień zabrał ze sobą jedną z kobiet. Ten moment wykorzystał, aby odejść.

Historia chłopaka była tajemnicą, którą znał tylko on. Jednak nikomu nie powiedziawszy wszystkiego, miał dwie osoby, które zrozumiały go bez słów. Ludzi, którzy tak jak i on przeżyli jakąś tragedię, ludzi, których połączyło coś, co nie było nawet niczym, jednak znaczyło dla każdego z nich więcej niż wszystko...


Oni..

Od tamtego zajścia w klubie, Marco zachowywał się w stosunku do dziewczyny inaczej. Nie był dla niej nawet miły, jednak miał dla Joanny jakiś niewypowiedziany szacunek, którym nie obdarzył nigdy żadnej z kobiet. Czasami zastanawiające było dla niej to, dlaczego obaj tak ją traktują. Była taką ich małą siostrą, którą w pewnym momencie się zajęli i zaopiekowali. Takim zmokniętym szczeniaczkiem, którego osuszyli i nakarmili. Traktowali się jak rodzeństwo, takie relacje między nimi panowały. Aśka miała złego brata i dobrego brata. A obu kochała równie mocno. Czasami rozpuszczali ją, spełniając jakieś jej głupie fanaberie. Chciała to, miała to. Chciała tak, miała tak. A oni mieli ubaw z tego, jak się tym cieszy. Niepozorna dziewczyna z przedziwnymi, zielonymi oczyma i długimi, kasztanowo-rudymi włosami, odmieniła ich świat.

Mieli tylko siebie, rozumieli się bez słów i akceptowali swe wady oraz zalety. Potrafili wyczuć swe nastroje i dostosować się do nich. Razem wydawali się być niepokonani, niezniszczalni. Jednak było jeszcze coś. Obaj mieli przed dziewczyną tajemnicę. Coś, co w przyszłości nie miało skończyć się dobrze.

***

Było już dość późno, lokal był zamknięty. Stała przy barze i ze zniecierpliwieniem wybijała na kontuarze rytm płynącej z głośników, cichej melodii. W pewnym momencie usłyszała po drugiej stronie hałas i spojrzała w bok. Nikogo tam nie było, jednak na drewnianym blacie coś leżało. Zaciekawiona, podeszła tam i ujrzała gruby zeszyt. Zmarszczyła czoło. Gdy go otworzyła wysypały się z niego serwetki, na których bardzo często coś pisała. Zawsze miała pełno myśli w głowie, które musiała gdzieś zapisywać. Nawet nie wiedziała, co się później działo z tymi serwetkami, wciąż je gubiła, przekładała, nie miała pojęcia, że ktoś je pozbierał. Spojrzała na pierwszą stronę zeszytu.

— "Tak przypuszczałam" — przeczytała zdziwiona. Nic jej to nie mówiło.

— Asiu, jesteś już gotowa? — usłyszała głos Maćka, a po drugiej stronie trzask zamykanych drzwi i odgłos odjeżdżającego motoru.

— Tak — wyszeptała, wpatrując się w zeszyt, a następnie przycisnęła go do piersi. — Jestem gotowa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top