Chapter 6
-Lola! Lola! - wołał mnie ktoś z podwórka. W końcu postanowiłam wyjrzeć. Chciałam wiedzieć komu tak bardzo zależy na kontakcie ze mną.
-Beatriz?
-Ślepa jesteś? Wpuść mnie.
Wpusciłam ją. Wbiegła na moje piętro, pukając do drzwi.
-Do ciebie to jak do ściany...
-O co chodzi?
-Nasz szef wyjeżdża.
-Słucham? Jak to wyjeżdża? Tylko dla tej wiadomości tutaj przybiegłaś?
-Może...no dobra tak. Jeszcze będziesz mi wdzięczna...takie ciacho.
-Widziałaś go? Powiedział ci?
-Nie, ale widziałam jak się pakuje z żoną.
-Stara...pewnie jedzie na weekend do rodziny, lub po prostu bierze żonę na jakieś hawaje...
-Nie pomyślałam o tym...jednak pomyśl. Miał cztery ogromne walizki.
-Jedzie z kobietą...
-Kurde ty to jednak mądra jesteś.
-Czyli co? Nasz przystojniaczek zostaje?
-Założe się, że tak.
Ah...Beatriz, ty plotkaro.
-A skoro już tu jesteś to może zostaniesz? Napijesz się czegoś, zjesz coś - zaśmiałam się.
-Nalej mi czegoś mocnego.
-Z tobą wszystko w porządku? Przecież ty nie pijesz - zaśmiałam się.
Nasza Beatriz chyba się zakochała...
-Masz jakieś Chipsy chociaż?
-Mam - zaśmiałam się.
-Podaj mi je, pewnie są dobre.
-Na pewno są dobre.
-Nie żartuj sobie ze mnie - zaśmiała się.
-Beatriz, wiem, że się zakochałaś.
-Ja? Zakochałam
-No chyba nie ja...
-Właśnie obstawiałam, że ty.
Przytuliłam ją.
-Słuchaj, gdzie widziałaś tegi Andresa?
-Nie wiesz gdzie mieszka?
-Nie, bo go nie śledzę?
-Ja też nie...zupełnie przypadkowo się na niego natknęłam.
-Tak właśnie, zupełnie przypadkowo.
-No dlatego mówię.
-Przestań. Ja się nie zakochuje, poza tym bardziej zależy mi, abyś to ty się z nim związała.
-Halo, on ma żonę...
-Żona nie ściana, da się przesunąć.
-Przestań! Nie rozwalę małżeństwa! - wstałam z miejsca.
-Dobra, mam pomysł. Chodźmy zobaczyć czy Andres faktycznir jedzie tylko z żoną na weekend czy się wyprowadza.
-Nie wyprowadza się. Mówiłam Ci, oznajmił by nam to w pracy.
-Dlaczego jesteś taka pewna tego? Po co by miał nas o tym powiadamiać? Jesteśmy tylko jego pieprzonymi pieskami, które pracują dla niego!
-Przestań to nasz szef! Zresztą wcale nie jest taki zły!
-A co? Romansowałas z nim?
-Przestań, nie osądzaj go! Poza tym, stop! Nie kłućmy się o faceta.
-Masz racje, ale chodźmy. Zobaczymy co on zamierza zrobić.
-Wiem swoje, ale skoro aż tak bardzo Ci na tym zależy to zrobię to dla ciebie.
Razem wyruszyłyśmy na miasto, a właściwie pod dom Andresa.
Mimo, że brzmi to szpiegowsko to wcale tak nie jest. Prawda?
-Ale gdzie on mieszka? - zapytałam.
-Laska, to ja jestem głową tej operacji. Ty się o nic nie martw - zaśmiała się.
-Dobra spokojnie ty moja głowo.
Beatriz zaprowadziła mnie pod posiadłość. Spokojnie można było ją tak nazwać. Dom był wielki.
-T-to jego dom?
-Tak. Robi wrażenie, co nie?
-Ty jeszcze pytasz? Oczywiście, że tak. Jest przepiękny.
-Nie tylko ten dom.
-Możesz przestać o nim...?
-Dobra już - rzuciła - widzisz? Wychodzi z walizkami.
-Miałaś rację.
-A teraz idź tam do niego i dopytaj go wszystkiego - wypchała mnie.
-Nie - już było za późno. Andres mnie zobaczył.
-Lola, co ty tutaj robisz? Śledzisz mnie?
-Ja? Skąd...pfff...przez przypadek się tutaj znalazłam.
-Przez przypadek?
-Tak, za to ty widzę wyprowadzasz się?
-Nie. Jadę z żoną na weekend do Budapesztu.
Z żoną...
-O kogo ja tu widzę - zobaczyła mnie jego wybranka.
-Debora przestań - Andres odsunął ją ode mnie - Już jedziemy. Pa Lola.
-Do widzenia...
Andres...
&
Hi! Koolejny, gorący rozdział :) dziękuje za wszystkie gwiazdki i komentarze pod poprzednim rozdziałem, postarajcie się bardziej, a dam wam niedługo rozdział :)
20 gwiazdek?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top