Chapter 13

Roznosiłam obiady po stołówce, gdy potknęłam się o przypadkowego kolesia, rozlewając na niego szklankę z wodą.

- Przepraszam, nie chciałam - schyliłam się, w celu podniesienia tacki.

- Jak chodzisz! - krzyknął, przejeżdżając dłonią po rękawach.

- Na prawdę nie chciałam - podniósł głowę, skupiając się na mojej twarzy. Przechylił głowę i się uśmiechnął.

- To chyba moja wina - oblizał dolną wargę - Jestem Marcelo, a ty? - wyciągnął dłoń.

- Lola - odwzajemniłam gest.

- Pracujesz tutaj? - zapytał.

- Przepraszam, ale do czego ta rozmowa ma dążyć? - spuściłam głowę.

- Ma dążyć do spotkania - włożył ręce do kieszeni marynarki.

- Słucham? Zapraszasz mnie na randkę? - zaśmiałam się, poprawiając koszulę.

- Jeśli wolisz możemy nazwać to inaczej - uśmiechnął się cwaniacko.

- Nie chcę się na nic z tobą umawiać, zrozum mnie - zbliżyłam się do niego, aby mnie lepiej usłyszał.

- Dlaczego? - podniósł głowę do góry. Wpatrując się na niego, zauważyłam stojącego za nim Andresa. Stał z założonymi rękami, i patrzył w naszą stronę.

- Pocałuj mnie - szepnęłam do blondyna.

- Słucham? - przełknął głośno ślinę.

- Po prostu pocałuj - pociągnęłam go do siebie. Mężczyzna podniósł dłoń, kładąc ją na moim policzku, oblizał swoje usta po czym zbliżył je do moich warg. Wpił się w nie gwałtownie, wpychając język głęboko w gardło. Otworzyłam oczy, aby zobaczyć bruneta, który stał za nami. Stał z uniesioną głową do góry, i z zaciśniętymi zębami.

- Jak było? - zakonczył zbliżenie.

- Nie najgorzej - posłałam mu uśmieszek, odchodząc od niego.

- Mnie się tak nie zostawia - chwycił mnie za rękę.

- O co Ci chodzi? - wyrwałam się z jego objęć.

- Daj mi swój numer - rozkazał.

- Nie - odeszłam od niego.

Idiota.

- Pracuję tutaj - krzyknął. Zatrzymałam się, weryfikując jego słowa.

- To prawda - Andres odezwał się do mnie.

- Czego chcesz? - odpyskowałam.

- To mój nowy pracownik Marcelo, ale widzę, że już go zdążyłaś dobrze poznać - zapiął guzik od marynarki.

- Tak - mruknęłam niezadowolona.

- Muszę z tobą porozmawiać, a ty Lola... wracaj do pracy - zawołał blondyna, odsyłając mnie do kuchni. 

Jak ja go nie nawidzę... jest moim pieprzonym szefem a tak bardzo mnie wkurza. Natomiast ten blondyn, Marcelo to totalny skurwiel... zresztą widać to po nim. Jest taki jak wszyscy mężczyźni... czyli idiotą bez uczuć. Szkoda, że Andres też taki jest.

Wróciłam na kuchnię wołając Beatriz.

- Skarbie... - przytuliła mnie.

- Musimy się wziąć do pracy.

- Dlaczego? Znowu Andres Ci coś powiedział? - zapytała, siadając na krześle.

- Nie, nic mi nie powiedział... nawet nie chodzi mi o to...

- Powiedz mi wszystko.

- Przed chwilą całowałam się z Marcelo - odetchnęłam.

- Kim on jest? - przysunęła się do mnie.

- Nie wiem tego... ale pracuje tutaj, powiedział mi.

- Dlaczego więc się z nim całowałaś? Kochasz go?

- Nie kocham tego idioty... chciałam zwrócić na siebie uwagę.

- Kogo uwagę?

- Andresa - wyszeptałam.

- Lola, naprawdę? Dlaczego jesteś taka głupia i naiwna...

- Stał tam, patrzył się na nas... wykorzystałam to i nie żałuję - schowałam twarz w ręce.

- Nie żałujesz? Wiesz jakie on musi mieć o tobie okropne zdanie? A to twoja wina.

- Nie obchodzi mnie jego na mój temat.

- Na pewno? - przymknęła jedno oko.

- Tak, dlaczego miałoby być inaczej?

- Nie wiem... jesteś bardzo dziwna wiesz? - włożyła ręce do kieszeni spodni.

- Co ja mam teraz zrobić? Marcelo będzie za mną latał... spodobałam mu się, widziałam to wiem jego oczach.

- Nie podoba Ci się?

- Jest przystojny owszem, jednak nie interesuje mnie jako mężczyzna.

- A jako kto? Przyjaciel? - zaśmiała się, wstając z krzesła.

- On mnie w ogóle nie interesuje.

- Czy to w ogóle możliwe? Zabiega o twoje względy przystojny facet, a ty nic?

- Nawet go nie widziałaś na oczy...

- Co z tego... Idź umów się z nim.

- Nie - odpowiedziałam stanowczo.

- Żebyś kiedyś nie żałowała... nie zawsze będą się za tobą oglądać...

- Ja chcę tego jedynego... chcę wszystkiego od jednego...

- Ale oni chcą jednego od wszystkich - zwróciła się do mnie.

- Dlatego nienawidzę mężczyzn.

- Ja ich kocham! - zaśmiała się.

- A ja nie... wracam do pracy - oznajmiłam jej.

- Wracaj - mruknęła pod nosem.

Andres, ty mój idioto... kocham cię.

X

I co myślicie? Akcja się toczy dalej ;) zobaczymy jak rozwinie się w kolejnych rozdziałach.

30 gwiazdek = nowy rozdział
















Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top