Chapter 12
- To chyba ostatnia teczka - podałam mu ją.
- Tak, ostatnia - uśmiechnął się - aż tak cię to bolało? - zapytał.
- W sensie co? - kiwnęłam głową.
- Pomoc.
- Uporządkowanie tych zasranych papierów zajęło nam ponad dwie godziny - upewniłam się, że mnie zrozumiał.
- Wiem to, mam zegarek na lewej ręce - wskazał na niego.
- Słuszne spostrzeżenie...
- ... Proszę pana - dopowiedział, resztę zdania.
- Dlaczego mnie poprawiasz? Dlaczego od niedawna stałeś się taki surowy?
- Zachowuję się jak zawsze, nikogo nie udaję... - westchnął, oddalając się ode mnie.
- Naprawdę? Mi natomiast wydaje się, że kłamiesz... wiem, że coś ukrywasz, a na dodatek powiem Ci, że dowiem się co to jest.
- Interesuje cię moje życie?
-Nie.
- Dlaczego więc konstruujesz zdania tak, jakby tak właśnie było?
- Ty mnie interesujesz - wypuściłam powietrze.
- Słucham? - w jego głosie usłyszałam przerażenie.
- Nic takiego.
- Lola, ale ja mam żonę, którą kocham.
- Szkoda tylko, że ona ciebie nie - nie wytrzymałam.
- Słucham? Mogłabyś mi wytłumaczyć o co Ci chodzi?
- Jesteś aż taki głupi? - przybliżyłam się do niego.
- Dlaczego mnie obrażasz? - zacisnął zęby.
- Pieprz się - wysyczałam, wychodząc z gabinetu.
Co za idiota... czy on naprawdę nie widzi, że jego żona ma go w dupie i go zdradza? To taki głupi człowiek, ale jest głupota mnie interesuje.
Wróciłam do szatni po kurtkę, gdy podszedł do mnie Andres.
- Czego chcesz? - zapytałam wystarczająco dosadnie.
- Wytłumacz mi o co Ci chodziło - poprosił.
- Nie - odmówiłam.
- Dlaczego?
- Bo to i tak bez sensu, i tak mi nie uwierzysz - wytłumaczył.
- Nie przekonamy się dopóki mi nie powiesz - kiwnął głową.
- W takim razie nigdy się nie przekonamy, do widzenia - wyszłam z pomieszczenia kierując się ku domu.
Nie mogłam mu nic powiedzieć, jest z nią szczęśliwy, więc po co miałabym się wtrącać? Moja mama zawsze mi mówiła, że czasem najlepiej jest po prostu odpuścić. Zrobię tak. jednak nie wiedzieć dlaczego myślałam o nim, bez przerwy. Najgorsze było to, że zaczynało mnie to zabijać, a jego słowa wbijały się we mnie głębiej, niż zrobiłby to nóż.
- Lola! Kurwa!
- To znowu ty? trzeci raz?
- Lola stój! - szarpnął mnie za rękę, przyciągając do siebie.
- Czego chcesz ode mnie? - wyrwałam mu się.
- Nie odchodź - ostrzegł mnie.
- Dlaczego? Będziesz mnie szantażował?
- Masz o mnie aż tak złe zdanie?
- Nienawidzę cię Andres!
- Dlaczego? wytłumacz mi to do cholery! Myślałem, że się lubimy - kiwnął głową.
- Zostaw mnie i zapomnij o moich słowach - poprosiłam.
- Dlaczego je wypowiedziałaś w takim razie? - oczekiwał odpowiedzi.
- Nie wiem, to chyba dlatego, że głośno myślę - wytłumaczyłam się po raz kolejny.
- Jesteś dziwna... taka nie zrozumiała - zbliżył się do mnie - Niewinna - wypuścił powietrze - Ale i nieznośna - odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy.
- Co robisz? - zapytałam.
- Integruję się, zaryzykuj - przejechał kciukiem po moich ustach.
- Nie posłucham cię - przygryzłam wargę. Jego dłoń przesunęła się, przejeżdżając po mojej szyi.
- Co mi powiesz? - uśmiechnął się.
- Z każdą chwilą uświadamiam sobie, że twoja żona kradnie Ci szczęście.
- Dlaczego? zazdrościsz jej? - zaśmiał się - Nigdy nie będziesz na jej miejscu.
- Dlaczego tak sądzisz? Nie masz nic więcej do powiedzenia?
- Bo kocham ją, nie odejdę od niej.
- Mogę być szczęśliwa bez ciebie - oblizałam usta.
- Dlaczego się oszukujesz? jesteś niczego nieświadoma?
- Jesteś idiotą Galvin.
- Lola, zabrakło Ci wiary.
- Do czego? - żądałam wyjaśnień. Jego dłonie przesunęły się na moją twarz, znowu. Jedną ręką chwycił mój podbródek, pieszcząc delikatnie usta. Rozchylił je, przesuwając po nich palcem.
- Są takie delikatne... - szepnął mi do ucha.
- Idiota! - w porę się opamiętałam.
- Chciałbym pocałować te bezczelne usta - zaśmiał się, chowając twarz w dłonie.
Nie wytrzymałam napięcia i uderzyłam go w policzek. Ruszyłam w swoją stronę.
Co ten idiota sobie wyobraża? jest bogaty i przystojny to może mieć każdą? chwila... czy ja właśnie potwierdziłam to co wszyscy o nim myślą? "Jest przystojny..." Jestem taka głupia... Dlaczego prawie pozwoliłam na to, aby mnie pocałował? Czy ja tego chciałam? Czy dałam się tylko ponieść emocjom? To była prawdziwa wojna uczuć, szkoda że tą bitwę prowadzę tylko w głowie, w swojej małej głowie...
Wsiadłam w autobus, gdzie zajęłam miejsce na samym tyle. Byłam bardzo zmęczona, przez co wpadłam w punkt zero*.
~*~
punkt zero* - myślenie dosłownie o niczym.
Okej, znowu musieliście się trochę naczekać na rozdział, ale mam nadzieję, że było warto :) nie chcę obiecywać wam kiedy pojawi się kolejny, dlatego po prostu do zobaczenia! c:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top