neo-neon till
tw. wspomniane samookaleczanie, intencje samobójcze, samobójstwo, postacie romantyzujące swoje cierpienie, wspomniana scena SA z Cure
***
Till był na skraju.
Było to dla niego przede wszystkim... dziwne. Te myśli każące mu się poddać, myśli coraz częściej i częściej wyobrażające sobie własną śmierć były na pierwszym miejscu niezrozumiałe. Till musiał przyznać, że były straszne, wykańczające i przyprawiające o ból, ale przede wszystkim nie rozumiał skąd się wzięły. Tego rodzaju cierpienia nigdy do tej pory nie przeżył, bo nawet jeśli w ciągu życia pojawiały się u niego trudne myśli, zawsze potrafił je od siebie odsunąć. Tym razem jednak było inaczej: nawet nie mógł znaleźć w sobie niczego co dostatecznie go rozpraszało.
Jego rozwiązaniem do tej pory było myślenie o Mizi, o jej trosce i uśmiechu, który bardzo chciałby zobaczyć, nawet gdyby to nie on sam byłby jego powodem. Mizi była dla niego uosobieniem wszystkiego dobrego, co od czasu do czasu spotykało go w życiu. Jej istnienie było tym, co dało się wielbić i kochać. A teraz jej przy nim nie było.
Porwana, zaginiona, może martwa... Wykluczone. Mizi musiała żyć, a skoro wydostano ją z rundy, którą przegrywała, to ci, którzy ją wydostali, musieli być dobrymi ludźmi. A co jeśli mimo tego odbito ją z ich rąk? Jeśli ją znajdą, na pewno ją zabiją. Dla Mizi w tym świecie została już tylko śmierć.
Śmierć, śmierć, śmierć... To jedno słowo ostatnio oczarowało Tilla. Śmierć z początku była tylko rzeczywistością, możliwym scenariuszem, co do niepewnej przyszłości. W kolejnej rundzie stanie przecież naprzeciw Ivana, naprzeciw tego, który z pewnością wie, jak zapewnić publice tego, czego oczekują. Nie wiedział co w końcu będzie tym, co przekona głosujących do przyznania ratujących życie punktów któremuś z nich - czy jego własna fascynująca ich butność, czy zadowalające spełnianie wymagań przez Ivana... Coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że nie miał siły już walczyć i nie był już w jakikolwiek sposób intrygująco przyciągający, nie miał już sobą nic zaoferowania. Przecież nigdy nawet nie próbował tego osiągnąć, niezależnie od tego do kogo należał, nikt nie był panem jego woli poza nim samym. Z tego powodu swoją poprzednią piosenkę napisał z myślą o Mizi i własnych uczuciach, lecz teraz nie istniał już żaden cel. Nie miał po co być dla Ivana rywalem na scenie.
Z czasem te myśli nie wystarczyły. Spokojna myśl o tym, że sprawiedliwie będzie, gdyby Ivan wygrał, zamieniła się w fantazję, by samemu przegrać. Till nie chciał tych myśli, nie chciał zamykać oczu w nocy, by śnić o swojej śmierci, ale im straszniejsze stawały się sny, tym słodsze były.
Pamiętał, jak brutalnie uderzono nim o ziemię, po tym gdy wygrał poprzednią rundę: nawet gdy wygrywał, nawet gdy sami wybrali go na zwycięzcę, Till ciągle był żywym przykładem wszystkiego, czego właściciel nienawidził w swojej własności. Gdyby tym razem przegrał, do ziemi przyszłyby go strzał w głowę. Uśmiechnąłby się w twarz strażnika z najbliższą bronią, zaśmiałby się na kilka sekund, zanim zostałby oddany strzał, a później pojawiłby się ten straszny ból, którego nigdy dotąd nie przeżył, chociaż torturowano go już na różne sposoby. Byłoby to najwięcej, co w życiu poczuł, może nawet więcej niż jego miłość do Mizi. A później byłoby już nic, koniec tego cierpienia, połączenie się w śmierci. Till tak bardzo był gotów, by dostać tą kulkę w głowę, by jego krew trysnęła wszędzie wokół i by postawić po sobie ciało do zutylizowania, oraz krew do zmycia, dodatkową pracę dla systemu, który tak nienawidził.
Z snów w których ginął, budził się z łzami w oczach, ale i z szerokim uśmiechem.
Często kończył pobity i ranny, tak jak kiedyś, nawet gdy teraz to ograniczano, bo miał wyglądać dobrze na scenie. Gdy patrzył na jedno z ostatnich zadrapań, narastała w nim chęć na coś więcej, niż tylko obojętność wobec swojego życia, niż marzenie o wyrządzaniu sobie krzywdy. Mógł to faktycznie zrealizować i coraz częściej, gdy był zostawiony sam sobie, odchylał rękawy lub nogawki, by zająć się rozdrapywaniem blizn, które kiedyś były zadanymi mu ranami. Gdy pod jego paznokciami pojawiała się krew, a po jego ciele spływały kolejne jej krople, w końcu czuł się usatysfakcjonowany. Czuł tak wiele, jak kochał czuć.
Czekał na moment, gdy w końcu będzie mógł przestać robić sobie takie rzeczy i będzie mógł czerpać radość z innych czynności niż własne cierpienie. Czekał aż jego stan się poprawi, ale nie było już w nim żadnej prawdziwej nadziei, że stanie się coś, co odmieni jego życie. Mizi już tu nie było, a z Ivanem zmierzy się w kolejnej rundzie.
Naprawdę liczył, że jej nie przeżyje.
***
Till obudził się wsparty plecami o ścianę, z głową opadniętą na kanapie i gdy tylko próbował cokolwiek sobie przypomnieć, ból przeniknął całe jego ciało. Nawet nie chodziło o ten fizyczny, choć doskwierający, ale przede wszystkim cierpiał psychicznie. Jego ulgą był fakt, że nikogo poza nim nie było w pomieszczeniu, ale ciągle czuł na sobie ślady obecności, która wtargnęła w jego życie i przestrzeń absolutnie nie zapraszana i która nie sprawiała mu nic poza cierpieniem. Mimo tego... Coś było nie tak. Wydawało się mu, że musiał być tu ktoś jeszcze, ktoś kto przybył, gdy on był nieprzytomny.
Był pewien, że zanim stracił przytomność, jego usta zostały zaciśnięte ciasno opaską, której teraz nie było. Może powinno było go cieszyć, że był w stanie znów poprawnie oddychać, ale tak naprawdę wolałby, żeby jej nigdy z niego nie zdjęto, żeby mógł się udusić, a w konsekwencji umrzeć. Śmierć nie była już tylko dalekim snem, dzisiejszy dzień utwierdził Tilla w przekonaniu, że naprawdę chce umrzeć i że powinien poczynić ku temu kroki, mimo że nie wiedział jeszcze jak ma to zrobić.
Spróbował wstać, co przyszło mu chwiejnie i z trudem, ale nie chciał zostawać w tym pokoju po bankiecie, chciał się stąd wydostać, chociaż nawet nie wiedział, gdzie iść. Już miał otwierać drzwi, gdy usłyszał, że dochodzą zza nich kroki. Till naprawdę nie chciał teraz nikogo widzieć, ale... Był tak sfrustrowany, było mu tak źle. Jeśli zaatakowałby teraz źródło kroków, czy może w końcu uznają go za zbyt kłopotliwego do dalszego utrzymywania i zabiją go przed jego rundą? Śmierć oznaczała koniec dalszych pobić, koniec kpienia z jego cierpień, koniec bankietów. Koniec tej ponurej historii był dla niego nadzieją, której Till chciał się trzymać. Otworzył drzwi z bojowym nastawieniem, gotowy rzucić się na osobę za nimi.
Oh.
Kroki należały do nikogo innego, jak Ivana, który był tylko kilka metrów dalej. Tilll zdał sobie sprawę, jak głupie było to, co chciał zrobić. Wszystko krzyczało w nim by ominąć wzrokiem mężczyznę i by nie wbijać w niego spojrzenie. Chciał udawać, że go nie widział, ale był teraz w sytuacji tak słabej i tak beznadziejnej... Zasięgnięcie się rady Ivana mogło niczego nie zmienić, ale był też jego przeciwnikiem, osobom na rzecz której zamierzał przegrać swoją rundę. Chyba należało o tym z nim porozmawiać.
— I-Ivan, poczekaj! — wyrzucił z siebie, dając znać, że był tu był. Czuł, że popełnia błąd, a jego wstyd sprawiał, że nie chciał rozmawiać z Ivanem. Wydawało mu się to takie nieodpowiednie, by w ogóle rozmawiać z przyjacielem z dzieciństwa, który odmówił sobie wolności, po tym jak to Till pierwszy się odwrócił, by zawrócić do Mizi.
Till nie był godny myślenia o tym, że kiedyś przyjaźnił się z tym chłopakiem, który niby kradł mu ołówki, ale był w gruncie rzeczy naprawdę oddany i lojalny. Mogli uwolnić się z Alien Stage już dawno temu, ale Till zdecydował się na zostanie księżycem, który będzie odbijał światło Mizi, zamiast pozostawać słońcem, którego światło mógłby odbijać Ivan. Nie mógł po tym wszystkim na niego patrzeć, nie mógł się do niego odzywać i reagować na jego zaczepki, a teraz nie mógł go zawołać, a jednak musiał się przełamać. Jego pragnienie śmierć było silniejsze niż cokolwiek innego.
Ivan faktycznie się zatrzymał, gdy usłyszał jego słowa. Odwrócił się i posyłał Tillowi pytające spojrzenie, jakby nie dowierzając, że ten się do niego odezwał. Nie mówił nic, tylko przyglądał się bez wiary w to, co się działo.
— Ja... Ivan, chcę tylko ci zapowiedzieć, że gdy wyjdziemy na scenę... — głos Tilla trząsł się w tym momencie, tak jak nigdy do tej pory się jeszcze nie trząsł. Zapowiedź, którą teraz mówił, będzie miała swoje konsekwencje. Wypowiedzenie swoich planów na głos sprawi, że będzie musiał je już wykonać. — Gdy wejdziemy na scenę, nie będę śpiewał. Jebie mnie to wszystko, nie zamierzam walczyć o swoje życie dla cudzej zabawy, a po prostu wolę zginąć na własnych zasadach.
Zabrzmiał chyba tak pozytywnie, jak chciał zabrzmieć. Naprawdę pragnął przedstawić wszystkie swoje powody do śmierci, jako swój zwyczajny bunt. Nie chciał aby ktokolwiek miał zobaczyć to w inny sposób, niż jego ostateczna forma niezgody na ten system i pokazaniu mu fucka.
— W takim razie to nie będzie uczciwa rywalizacja — odpowiedział Ivan po długiej chwili zastanowienia, która dla Tilla była niezwykle się przeciągająca. — Życzyłem ci powodzenia i sądziłem, że będę musiał włożyć prawdziwą pracę aby wygrać.
— Ale nie zatrzymujesz mnie? — Till nie wiedział, czy powinien teraz poczuć ulgę, czy oburzyć się tym, jak bardzo dziwnie Ivan zareagował. Tego właściwie mógł się jednak po nim spodziewać. Ivan był dziwny. — Pomimo swoich "cheer up" i pomimo oczekiwania. że staniemy naprzeciw siebie?
— Nie chcę naruszyć twojej woli — powiedział cicho Ivan. Wyglądał na zagubionego w swoich myślach i próbującego coś wymyślić, coś o czym Till nie mógł wiedzieć. — Po prostu zastanawiam się, czy to jest odpowiednia forma buntu i czy cokolwiek tym osiągniesz. Stanąć i po prostu umrzeć? Widzowie mogą być tym znudzeni, ale wywoła to mnóstwo plotek, jeszcze bardziej podekscytuje wszystkich ostatnią rundą. Nie wiem, czy cokolwiek da się z tego osiągnąć.
— I tak to zrobię — wyzgrzytał Till przez zęby. Ivan nie mógł odwieść go od tego, co postanowił, nie mógł wyszarpnąć go z pazurów śmierci, bo sam chciał być przez nie rozszarpany. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że zacisnął rękę w pięść, że pozwolił uwidocznić się wszystkim swoim emocjom. — Jestem zmęczony. Jestem tak bardzo zmęczony, wiesz? Nie mam na nic sił. Jeśli wygrałbym nawet i całe Alien Stage, to co mi pozostanie? Dawać się dalej tak torturować, przeżywać to wszystko, co teraz przeżywam, być własnością, do wykorzystania w każdy sposób, bez żadnej już nadziei w swoim życiu? Nie chcę tego, dlaczego tego nie rozumiesz?
Spotkał się z ciszą, która była właściwie spodziewana w tej sytuacji. Sam nie wiedział, jak zareagowałby na takie słowa, gdyby to on był Ivanem. Nigdy nie umiał przewidzieć jego zachowania. Tak samo jednak nie mógł przewidzieć własnych reakcji i zachowania, gdy teraz dyszał ciężko i czuł, że jest na skraju łez. Nie wiedział dlaczego tak się teraz czuł, dlaczego był na w takim stanie... Może to powiedzenie wszystkich tych słów i wylanie swojego serca przed Ivanem tak go wykończyło.
— Rozumiem to może nawet lepiej, niż ci się wydaje — Ivan powiedział te słowa cicho i z zawahaniem, które absolutnie nie były do niego podobne i nie były stroną, którą widywał w nim Till. — Dlatego jeśli wyjdziesz na scenę i postanowisz nie śpiewać, nie zaśpiewam również i ja.
— Zabiją wtedy nas obu? — gdy Till zadawał to pytanie, wcale nie był zadowolony, a w sercu poczuł duży ból. Nie chciał by Ivan umierał. Jednak doskonale przecież wiedział, jak to jest chcieć zginąć, nie mógł z tym walczyć. — Czy tego właśnie chcesz?
— Nie mam pewności, czy nas zabiją — zastanowił się Ivan. Naprawdę ciężko planował teraz, by wymyślić jakieś rozwiązanie dla nich. — Mogą być wściekli, ale po zaginięciu Mizi, na pewno nikt już nie chce tu kolejnych odstępstw od normy. Mogą przetrzymać nas, aż któryś złamie się i zacznie śpiewać.
— Nie chcę tego... — wyrzucił z siebie Till żałosnym głosem. Boże, wszystko bolało go na myśl, jak znów zostanie użyta na nim przemoc, jak znowu zostanie zmuszony do czegoś wbrew swojej woli. — Po prostu pozwól mi umrzeć w tej rundzie, Ivan. Przyjmij moje płytkie emocje i egoizm, a to co zrobisz po tym, gdy ja nie będę już żył, to twoja sprawa.
— Płytkie emocje... — powtórzył za nim Ivan, jakiś blask światła pojawił się w jego oczach. Może nareszcie wymyślił to, co tak bardzo chciał wymyślić. — A co jeśli umrzemy przed rundą szóstą? Co jeśli popełnimy samobójstwo?
Till nie chciał poczuć ekscytacji, gdy usłyszał tą propozycję, ale jego serce niesamowicie przyspieszył, a wszystko w nim się uspokoiło. Niedowierzanie nie miało być pozytywne, ale przyprawiło go o pierwszy uśmiech od dawna. Till nie chciał by Ivan odbierał sobie życie, ale jeszcze bardziej bardziej chciał samemu odejść, chciał pomocy w tym, a na myśl. że nie jest jedynym, czuł tylko ulgę.
Till nie powinien był spytać, czy Ivan ma jakiś plan i nie powinienem był ucieszyć się na zapewnienie, że jeszcze nie, ale coś na pewno wymyśli. Ludzie nie powinni chcieć umierać, a jednak Till pragnął tego całą swoją nowo obudzoną pasją i oddaniem. Chciał aby to śmierć go przytuliła, chciał być przez śmierć kochany, a jeśli Ivan czuł się podobnie, nie mógł go zatrzymywać.
***
Wydawało się mu, że Ivan go oszukał.
Nie chciał być na niego zły. Nie powinien być o to zły. Wiedział przecież, że nawet gdyby Ivan się wycofał z zaplanowanego samobójstwa, to sam może wyjść na scenę i nie zaśpiewać - ta opcja naprawdę ciągle istniała i była i jakoś... lepsza w jego oczach. Nie miał powodu, aby nie kibicować Ivanowi. Chciał aby żył, ale nie powstrzymywał go, wiedząc jak paląca była potrzeba śmierci.
W zasadzie byłoby rzeczą dobrą, gdyby Ivan zdecydował się na życie, ale dla Tilla nie było dobrym to, że od kilku dni od zaproponowania wspólnego samobójstwa, mężczyzna nie przyniósł żadnych nowych wieści, przeciągając realizację ich zamierzenia. A Till tak bardzo chciał już się zabić. Jego serce pełne oddania poświęciło się teraz wizji śmierć, na którą czekał najbardziej na świecie. Śmierć ukochał mocniej niż cokolwiek innego.
Gdy mijał więc kolejny wieczór, podczas którego Ivan nawet nie przyszedł porozmawiać z nim o planie, który zobowiązał się wymyślić, Till zaczął czuć, jak narasta w nim frustracja. Patrzył się pustym wzrokiem na tekst piosenki, który mieli zaśpiewać w rundzie szóstej. Nie uczył się tekstu, a czytał go tylko po to, aby chociaż zająć czymś myśli. W tekście było coś przyciągającego, coś co go oczarowało. Please, leave me scars. Please, hurt me so that not a single drop of me remains. Czekał na swoje zupełnie zniszczenie.
Nagle poczuł dotyk na swoim ramieniu i gwałtownie podskoczył. Nie spodziewał się tego, pomimo że nie był to pierwszy raz, gdy naruszano jego przestrzeń osobistą. Uspokoił się jednak szybko po zdaniu sobie sprawy, że nikt nie będzie wyciągał go siłą, że nie był to ktoś, kto miałby czegoś od niego chcieć. Ivan. Osoba, która także naruszała jego przestrzeń, ale która nie była najgorszym, co mogło go spotkać.
— Till, mam ci coś do powiedzenia, ale najpierw... — Ivan w końcu wypuścił jego ramię i pozwolił, by jego głos przybrał poważny ton. — Jesteś pewny co do tego o czym rozmawialiśmy wcześniej?
— Tak — odpowiedział Till od razu i bez najmniejszego zawahania. Bardzo ucieszyło go to, że Ivan nie zapomniał, ani go nie wystawił. Dziwne było tylko to, że ciągle ma wątpliwości, co do tego, czy Till też tego chciał. — Przygotowałeś się?
— Wszystko mam zaplanowane — potwierdził Ivan, a przez jego oczy, przemknął cień bólu, który chyba pojawił się w nich dlatego, że zobaczył, jak bardzo Tillowi zależy na tym, aby umrzeć. — Niestety nie mogłem nam zapewnić łatwej metody... Czy zgodzisz się na powieszenie?
— T-tak. To możemy zrobić, jeśli taka jest nasza możliwość — Till nie znał się tak naprawdę na metodach odbierania sobie życia. Był przyzwyczajony do śmierci, które widział i wydawało mu się, że nieodłącznym elementem umierania jest raczej huk pistoletu i rozbryzg krwi.
— To będzie najskuteczniejszym, co możemy zrobić — ocenił obiektywnie Ivan, przypominając sobie całą swoją zdobytą wiedzę. — Mam kabel, który wyrwałem z jednej ze ścian, a ty występowałeś na scenie z liną przyczepioną do opaski na szyi, prawda? Wywnioskowałam, że może być prawdziwym zagrożeniem dla życia.
— No, z jakiegoś powodu mi to zakładali — odpowiedział Till gorzko. To była smutna świadomość. — Ostrzeżenie bym się zbytnio nie wyrywał, że zostanę zabity, jeśli zrobię jeden zły krok.
Z tego co słyszał, nie planowano zakładać mu tego tym razem. Cały świat wydawał się rozumieć, że Till się poddał i że nie będzie już tym samym, rzucającym się na scenie awanturnikiem. To chyba sprawiło, że Ivan posmutniał.
— Wiem gdzie to się znajduje. Będziesz mógł użyć tego, a ja użyje kabla — głos Ivana był dość cichy i to dziwiło Tilla. Przecież przyjaciel zawsze był przy nim... pewny. Rozmawiali jednak o temacie odbierania swojego życia. Może w tym wypadku było to zrozumiałe. — Kiedy będziesz gotowy by się tego podjąć?
— Jak najszybciej — Till próbował zahamować drżenie głosu. Chciał grać silniejszego, niż był. Było to jednak trudne, gdy patrzył na Ivana, który wydawał się tak nieszczęśliwy, a gdzieś głęboko Till wiedział, że to jego potrzeba śmierci, a nie ta, którą Ivan miał sam w sobie, było tym, co tak łamało mężczyznę. — Zanim znowu zostanie znaleziony sposób na wyrządzenie nam krzywdy.
— W takim razie możemy popełnić nasze samobójstwo nawet i jutro, za parę godzin — pomimo całego swojego bólu, Ivan nie zamierzał się wycofywać. — Wiem, o której porze, strażnicy będą mniej czujni.
— Dobrze — zgodził się Till, a coś w jego ekspresji uległo zmianie na łagodniejszą. — Ivan, dziękuję ci z głębi serca, że mi w tym pomożesz. Pamiętaj jednak, że nie musisz też tego robić, niczego od ciebie nie wymagam.
— Przecież też tego chciałem — uśmiechnął się pocieszająco. Zdecydowanie nie chciał o tym dłużej myśleć. — Czy masz jakieś pragnienia na ostatni dzień życia?
— Nie wiem. Chcę spać — to wszystko było dla Tilla tak nierealne, że musiał się przespać z myślą, że to będzie jego ostatni sen. Fakt, że musiał spędzić ostatni czas w swoim życiu na odpoczynku, był przykry, ale Till... był tak strasznie zmęczony. Życie było takie męczące, że nawet nie chciał już niczego, a tylko chwili odpoczynku.
Przez chwilę chciał spytać Ivana o to, co dla niego można zrobić w ostatni dzień ich życia. Nie zrobił tego. Bał się odpowiedzi. Może przyjaciel też nie miał żadnej ostatniej woli, może nie było niczego, co dałoby się dla niego zrobić...
— No dobrze — wymamrotał Ivan w odpowiedzi. — Możesz zasnąć nawet teraz, obudzę cię, zanim pójdziemy zrealizować nasz plan.
Till próbował coś jeszcze cicho odpowiedzieć, ale był naprawdę zmęczony. Oparł głowę o ścianę i zamknął oczy. Zanim jeszcze pogrążył się w sennej nieświadomości, wydawało mu się, że ktoś delikatnie głaskał jego policzek, jakby wycierając spadające niewidzialne łzy, których przecież tam nie było. Till nie płakał przecież, nie płakałby nad tym, że umiera i chyba to właśnie było tak smutne i najbardziej na płacz zasługujące.
***
Till obudził się teraz zupełnie sam, nie wiedząc do końca, która jest godzina i czy nie zbliża się czas zmniejszenia czuwania strażników. Jednak to Ivan wiedział, kiedy to jest... Nie wystawił go, prawda? Till najchętniej poszedłby go teraz szukać, ale nie wiedział, czy nawet na prawo. Może powinien pozwolić Ivanowi na spędzenie swojego ostatniego czasu na robieniu czego chce, sam ze sobą.
Nie.
Znał go. Wiedział, że Ivan wcale nie chciał zostawać sam. Wiedział, że przyjaciel chce być z nim i że jest jedno z jego największych pragnień w tym momencie. Till nie był głupi. Może i nie rozumiał, dlaczego był dla Ivana tak ważny, ale wiedział o wszystkim, co razem w życiu przeszli. To było jasne, że wywarło wpływ na nich obu, zwłaszcza specyficzny wpływ na Ivana. Zdecydował się, że pójdzie go poszukać.
Nie musiał iść daleko, bo gdy tylko wyszedł z pomieszczenia, w którym teraz był, zobaczył go naprzeciw siebie. Ivan siedział na podłodze i próbował dobrze zawiązać pętlę na kablu. Wyglądał mizernie, zupełnie inaczej niż zwykle. Był tak skupiony, więc na jego twarzy nie mogła gościć żadna pozytywna emocje, a jednak była pełna uczuć. Uczuć tak smutnych, że Tillowi nie patrzyło się na niego przyjemnie. Ivan chyba go nie zauważył, chociaż nawet nie martwił się, że zostanie przez kogokolwiek zobaczony, siedząc tu tak na widoku, a nawet zaczynając nucić tekst piosenki, którą mieli zaśpiewać w rundzie szóstej Please, leave me scars. Please, hurt me so that not a single drop of me remains. Być może Till nie był jedynym, który uważał ten tekst za bliski swemu sercu.
— Nie boisz się że zostaniesz usłyszany? — zasygnalizował swoją obecność szeptem i tylko machał dłonią w stronę Ivana, pokazując, że może przyjść do niego i nie tkwić tak na widoku.
— Gdyby ktoś szedł, wróciłbym do ciebie — odpowiedział ze stoickim spokojem. Nie był już w stanie, w jakim Till widział go jeszcze chwilę wcześniej. Naprawdę szybko potrafił zmienić swoje emocje w zależności od sytuacji.
— Naprawdę jesteś już prawie gotowy — zauważył Till i przyjrzał się kończonej przez przyjaciela pętli. Przysiadł się obok niego i w tym momencie, w momencie, kiedy byli tak blisko osiągnięcia śmierci, zadał pytanie, które nurtowało go już od tak dawna, a do którego powiedzenia nigdy nie mógł się przemóc. — Czy jesteś na mnie zły?
— Nie. Nie miałbym za co — odpowiedział Ivan bez najmniejszej chwili namysłu. — Nawet nie wiem o czym mówisz.
— Za to, że wtedy uciekłam. Za to, że dzisiaj jesteśmy tu i teraz, a naszą jedyną opcją jest się zabić — to było ciężkie, by przyznać się do tego całego poczucia winy, a jednak Till zmusił się do tego. — Mogłeś być wolny. Mógłbyś być zły, że ja wróciłem, więc i ty musiałeś to zrobić, żebyś nie został sam, żeby nic nie wydał...
— Wiem, że byś tego nie zrobił. Nie dlatego wróciłem. Po prostu nie widzę sensu ucieczki, jeśli miałbym uciekać bez ciebie — Ivan zachował spokojny ton, mówiąc te słowa, mimo że w jego oczach pojawił się łamiący serce wyraz. Till zawsze wiedział wiedział, że tak będzie brzmiała jego odpowiedź, ale nie mógł jej zakładać, dopóki nie usłyszał tego bezpośrednio od Ivana samego w sobie. A teraz, gdy to usłyszał... To uderzyło. — Nie martw się. Przecież tym razem też uciekamy, po prostu w inny sposób.
Może samobójstwo naprawdę było ich ucieczką, jak ta z dzieciństwa. Ucieczką w poszukiwaniu wolności. Tym, czego Till pragnął najbardziej na świecie i z tego powodu Ivan zajął się obmyślaniem planu, jak to zrobić. Tym, co mogło ich zaprowadzić tylko w nieznane, ale mimo tego, wydawało się im wszystkiego warte.
Tym, z czego tym razem Till już się nie wycofa.
— Możemy już iść — wypowiedział Ivan, wyrywając Tilla z jego myśli. — Powinno być czysto.
Wstał z podłogi i ruchem ręki, wskazał Tillowi kierunek, w którym będą szli. Mężczyzna szedł teraz krok za krokiem z Ivanem, który prowadził go ciągiem długich, cichych korytarzy, gdzie jedyne odgłosy były powodowane przez ich ruchy. Kroki pójdą już tylko w jedną stronę. Till nawet nie oglądał się za siebie, by nie pojawiała się w nim myśl o tym, że już nigdy nie wróci w tamtą stronę. Ufał Ivanowi i śmierci u jego boku.
W pomieszczeniu do którego przyszli, zauważył zwisającą już z sufitu linę z opaską, którą już przyczepiano do jego szyi. Tym razem jednak nie przeżyje tego, a lina była zawieszona na tyle wysoko, by się zacisnęła i podduszała, by jego stopy nie dotykały podłoża. Till zauważył że było to podwieszone na haczykach wystających z sufitu, na których mogła być kiedyś zawieszona lampa. Zastanowił się, czy to utrzyma jego ciężar.
Z podobnym, trochę większym hakiem, odrobinę dalej od niego, walczył teraz Ivan, próbując dobrze zawiesić na nim kabel. Było to ciężkie, ale przyjaciel bardzo starannie dopilnował tego, by wszystko zadziałało. Najwyraźniej nie dopuszczał do siebie myśli, że im się nie powiedzie, a Till poczuł się pewniej, zdając sobie sprawę, że skoro zależało mu tak bardzo, to musi się im udać.
To było takie dziwne, by wiedzieć, że wszystko będzie się działo w przeciągu kolejnych minut, że niebawem nie będą żyli. To było dziwne, obserwować Ivana, który przyniósł najwyraźniej wcześniej skrywaną w rogu pomieszczenia skrzynkę i krzesło, jako narzędzie na które należy się wspiąć, by później kopnąć je spod swoich nóg i pozwolić sobie zawisnąć, pozwolić kablowi na złamanie karku, opasce na powolne duszenie...
Chwila. Till skrzywił się na myśl, że Ivan wybrał dla siebie łatwiejszą śmierć. To było nie fair. Jednak życiowe poddanie Tilla się zostało najbardziej udowodnione w tym momencie, gdy nawet nie miał siły, by protestować wobec tego, co teraz sobie uświadomił. W końcu sam nie wymyśliłby lepszego planu, był i tak już wdzięczny za sam fakt, że Ivan tyle dla niego zrobił.
— Ej, Ivan — Till postanowił zwrócić jego uwagę jeszcze jeden raz. Chciał wiedzieć, czy Ivan naprawdę chce umrzeć, czy robi to tylko dla niego. Wydawało mu się, że przyjaciel jest w pełni oddany podjętej przez nich decyzji, ale dla spokoju ducha musiał się jeszcze tego upewnić. Naprawdę nie życzył mu śmierci. — Nie musisz tego ze mną robić, wiesz? Wrócenie za mną było błędem, którego nie musisz popełniać ponownie.
— To nie było błędem — Ivan położył dłoń na swoim sercu, aby udowodnić szczerość swoich słów. — W tym momencie... Niczego nie żałuje. Są jeszcze rzeczy, które chciałbym zrobić, ale nic nie jest źle. Nie pozwoliłem skrzywdzić cię moim płytkim uczuciom.
Till nie rozumiał, co Ivan miał przez to na myśli, ale pokiwał głową na znak zgody. Cieszył się, że nie przyczynił się do tego, by przyjaciel miał czego żałować. Łatwiej będzie umrzeć z taką myślą.
Ivan pomógł ustawić się Tillowi na krześle, a opaskę na jego szyję założył bardzo delikatnie. Było to wręcz zbyt delikatne, biorąc pod uwagę, że to narzędzie miało go zabić. Nie powinno być tak niegroźne dla niego, ale w rękach Ivana musiało być po prostu czułe. Mężczyzna długo grzebał przy tej opasce, ostatecznie zaciskając ją mocniej, tak że Till zaczął czuć, jak dusi się już i w tym momencie, mimo że jeszcze nie odepchnął krzesła spod swoich nóg. To bolało, jego ciało szarpnęło się więc bez jego woli, a dłoń chwyciła mocno dłoń Ivana, by w ich uścisku ukoić swoje cierpienie.
— Na pewno chcesz to zrobić? — zapytał jeszcze raz zmartwiony Ivan, wcale nie odrzucając jednak jego uścisku. Till zaczerpnął głęboki oddech i pozwolił sobie na odmówienie przeczącym gestem głowy.
Więc i Ivan stanął na swojej skrzynce, trzymając wciąż dłoń Tilla. Uśmiechnął się do niego i było to... Till nie był do końca pewny jakie. Coś było nie na miejscu. Ivan był emocjonalny, ale nie w taki łagodny sposób. A teraz w jego oczach były jednak tylko takie przymglone iskierki, nadające im pięknego wyrazu. Ivan był szczęśliwy, że mogli umierać razem.
A Till znowu był na skraju.
Wyszarpnął się z trzymającej jego szyję uwięzi i zdjął ją, nie robiąc sobie przy tym krzywdy i zbliżył się do Ivana. Chciał prosić o to, żeby niczego sobie nie robił, ale wiedział, że żadne słowa nie będą wystarczające. Jednak chwycił jego drugą dłoń i wręcz nie wierząc w to co robi, przytulił go do siebie. W głowie układał plan, jak podziękować za zrobienie dla niego tak wiele, ale odrzucał teraz ten plan. Musieli zmierzyć się na uczciwych warunkach w rundzie szóstej. Till nie wiedział jednak jak ma o to prosić, więć tylko patrzył błagalnym wzrokiem i... I...
To wszystko powinien był zrobić, ale nie zrobił tego. Nie ruszył się z miejsca, gdy Ivan zakładał kabel na swoją szyję. Nie ruszył się z miejsca, pozwalając się dusić własnej opasce i odwrócił spojrzenie od uśmiechającej się do niego twarzy. Zacisnął jednak uścisk ich dłoni jeszcze mocniej, chcąc udowodnić, że nie zostawia Ivana samego.
— Raz, dwa... — wycharczał przez zaciśnięte gardło, dając sygnał o tym, że zaraz kopnie krzesło spod swoich nóg. Zaraz umrą. — ... trzy.
Dał sygnał sobie i Ivanowi i pozbył się podłoża, które do tej pory go utrzymywało. Nie mógł już myśleć o tym, czy Ivan także wykonał krok naprzód i o tym, że umierają razem przy sobie. Jedyną jego myślą teraz był ból, a jego płuca wołały o powietrze, do którego jego serce odmówiło sobie prawa.
***
Ivana zabijała świadomość, że Till chce umrzeć.
Od kiedy tylko tu trafił, jego jedyną myślą było, aby dotrzeć do rundy z Tillem, aby ją przegrać i aby móc dać mu wolność. Tak długo, jak żył, chciał móc być gwarancją wybawienia dla Tilla. A ten okazał się w ogóle tego nie chcieć.
Till chciał od niego pomocy w odbieraniu, a nie w ochronie swojego życia.
A obietnica, że pomoże mu to zrobić, wystarczyła by Till znów zaczął na niego patrzeć. Tyle wystarczyło, by zburzyć mur dzielący ich dwójkę. Było to spełnieniem największych marzeń Ivana, jednak nie chciał, aby miały się spełniać w ten sposób. Chciał szczerości i otworzenia swojego serca przez Tilla, ale łamał jego serce fakt, że prawdą skrywaną w nim przez Tilla, była informacja jak bardzo pragnął on umrzeć.
Nigdy nie zgodziłby się i nie poparł tego pomysłu, gdyby nie to, że przecież wiedział, że nie przekona Tilla. Jeśli nie będzie on chciał zaśpiewać, to nie zaśpiewa i umrze, mimo że w ogóle na to nie zasłużył.
Ivan miał już inny plan, na który ostatecznie zdecydował się, gdy znalazł Tilla zemdlonego w jednym z bankietowych pokojów. Powinni wyjść i zaśpiewać razem, a wtedy Ivan wykonałby gest bliskości, który zdekoncentrowałby wszystkich i pozwolił na wyjście Tillowi z przewagą punktów. Gdy podejmował decyzje o oddaniu za niego swojego życia, gładził go czule po policzku, tylko po to, by chwilę później usłyszeć, że Till chce prosić go o coś przeciwnego. Ivan zobowiązał się mu w tym pomóc i sam zająć się planem.
To było ryzykowne, istniała szansa, że nieważne co zrobi, wszystko pójdzie nie tak. Istniała szansa, że nieważne jak bardzo się postara, nie uda rozwiązać się mu tej sytuacji, tak jakby tego chciał. Nie chciał się jednak poddać na ratowaniu życia Tilla. Musiał tylko wymyślić, jak można zaplanować próbę samobójstwa, które przeżyje jedna z osób je wykonujących.
Wywnioskował, że skoro Till nosił opaskę z tą liną na szyi na scenie, to powinna być niekomfortowa i być może nawet podduszająca, ale nie powinna grozić jego życiu. Zastanawiał się także nad mechanizmem działania opasek i doszedł do wniosku, że można ustawić ją w sposób, który otworzy się po kilku minutach. To wypuściłoby wiszącego i tracącego przytomność Tilla na ziemię. Miał zaplanowane już wszystko należało tylko jakoś zdobyć coś, co byłoby o wiele bardziej zagrażające śmiercią i użyć tego na samym sobie.
Ivan miał mnóstwo wątpliwości, a żadnej pewnej wizji przyszłości. Skoro już zaproponował samobójstwo, to skąd miał wiedzieć, czy Till nie podejmie się drugiej jego próby, nawet gdy ta teraz mu nie wyjdzie? Nie będzie go już przy nim, by znów go jakoś od tego odciągnąć. Wierzył jednak, że porażka teraz, sprawi że Till nie narazi się na kolejny zawód, że nie powtórzy próby, a w finałowej rundzie nie odmówi śpiewania, gdy stanie przed kolejnym przeciwnikiem.
Umieranie było smutną i straszną wizją, ale nie żałował siebie, gdy mógł uratować tym życie Tilla. To był jego jedyny priorytet, z resztą przecież mężczyzna też myślał, że umrze, też potrzebował teraz wsparcia, które Ivan musiał zapewniać, by nie wydało się, że tak naprawdę ocala, a nie zakańcza jego życie.
Może dobrze go wspierał, bo Till posyłał mu spojrzenie bardzo wiele razy, jakby w nadziei, że jego obecność przyniesie mu ulgę. Ivan czuł się przez niego nareszcie zauważony i nawet gdy stawał na skrzynce pod pętlą z kabla, nie mógł się z tego powodu nie uśmiechać.
A wtedy Till odwrócił swój wzrok i wszystko stałoby się na powrót takie gorzkie, gdyby nie ich ściskające się dłonie, gdyby nie to fizyczne potwierdzenie obecności Tilla przy nim. Dla Ivana nic już nie było straszne i kopnął podporę spod swoich nóg w tym samym momencie, w którym zrobił to Till, mimo bolesnej świadomości, że tylko jeden z nich miał wyjść z tego żywym.
Bolesny wdech. Bolący wydech. Bolesny wdech. Bolący wydech. Jedno uderzenie serce, drugie, trzecie, kolejne w coraz mniej równym rytmie, ale jego serce biło nieustająco, jak nie ustawała jego miłość do Tilla.
Ivan był tak bardzo wdzięczny, że Till stał się ofiarą jego pustych i nieznaczących emocji.
Kark Ivana musiał skręcić się bardzo szybko, bo wydawało mu się, że jego cierpienie chociaż było tak dogłębnie przenikające, było warte tego wszystkiego i wcale mu tak bardzo nie doskwierało.
***
Till na początku nie był pewien, co się wydarzyło. Czuł tylko olbrzymi ból w całym ciele, ale zwłaszcza w płucach i ustach, którymi intensywnie próbował nabierać oddechu. Słyszał dziwne dźwięki i widział nieistniejące kolory. W jego głowie przewijały się tylko dwie myśli.
Jedna jego myśl była myślą o śmierci. I o tym, że trochę za późno zaczął jej żałować. Gdyby wiedział, że tak boli, gdyby wiedział, że tyle trwa, czy zdecydowałby się na nią? Być może, ale na pewno nie w takich warunkach. To było smutne, by odchodzić cierpiąc. To było smutne, że nawet w śmierci nie odnalazł swojej ulgi, tak jak sobie to wyobrażał. To było smutne, że na tą śmierć skazał również i Ivana.
Ivan był jego drugą myślą, tą trochę mniej bolesną. Ciężko było nie wspominać teraz swojego przyjaciela, gdy zrobił dla niego tak wiele i gdy był dla niego ostatnim widokiem przed tymi wszystkimi strasznymi kolorami, które zasłoniły jego spojrzenie. Ciężko było nie myśleć o jego wyjątkowo łagodnym, nie skrywającym żadnych dziwnych intencji uśmiechu. Ciężko nie było myśleć o tym, że poszedł z nim nawet na skraj.
Ivan był dobry. A już nie było nawet sposobu na to, aby mu za to podziękować.
Dziwnym było jednak to, że Till ciągle tyle czuł. Dlaczego tyle czuł? Dlaczego ciągle żył? Dlaczego już się nie dusił, pomimo że wszystko ciągle tak bardzo go bolało? Dlaczego czuł się raczej, jak wtedy, gdy zostawał rzucony o ścianę przez swojego właściciela, niż jak czuł się na początku gdy zawisnął? Wysilił się na ten ból i otworzył oczy.
Nie.
Nie, nie, nie, nie... Jego myśli zaczęły biec w całkowicie niespokojny sposób. Nie wisiał. Leżał na ziemi, a wysoko nad jego twarzą wisiała lina do której powinna być przytwierdzona opaska, a do opaski on i zdecydowanie nie powinien znajdować się teraz tutaj, nie wisząc. Natychmiast dotknął ręką swojej szyi, która pulsowała bólem, ale na której absolutnie nic się nie zaciskało. Till nie rozumiał, co poszło nie tak. Może był za ciężki, a może ktoś ich znalazł i zdjął pętle z ich szyi, a może Ivan wcale nie skoczył ze swojej skrzynki, tylko z niej zszedł i go uwolnił...
Ivan.
Till z trudem wykonał ruch głowy, by obrócić się w stronę, gdzie miał zawisnąć Ivan, a jego wcześniejsza panika stała się tylko większa, a jego wcześniejsze cierpienie tylko bardziej przenikające. Ivan zdecydowanie ciągle wisiał na swoim kablu i był bardzo, naprawdę i niezwykle martwy. Jego szyja była tak wysoko względem głowy, która całkowicie opadła, a cała odkryta skóra była ewidentnie zsiniała. Twarz Ivana wydawała się opuchła i nie było mowy o żadnym rzężeniu w potrzebie nabrania powietrza, nie było mowy o najmniejszym ruchu klatki piersiowej. Till był zdecydowanie zbyt żywy, a Ivan był zdecydowanie zbyt martwy.
Till był absolutnie spanikowany i przerażony, ale poderwał się z nóg, upadając przy pierwszych podejściu, ale zbierając się w sobie, by podejść do wiszącego Ivana. Na początku chciał po prostu przytulić się do wiszącego ciała, upaść przy nim i płakać, uwolnić się od swoich słabych emocji i żądać od świata odpowiedzi, dlaczego śmierć wybrała jego przyjaciela, a nie jego. Nie mógł jednak tego zrobić, wiedział, że musi zdjąć ciało wiszącego i okazać mu szacunek.
To było trudne, by rozwiązać pętle kabla, a Till był taki słaby. Rozluźnienie nacisku wymagało od niego długiej pracy, a jego dłonie skończyły całe zakrwawione, ale w końcu ciało Ivana spadło z łoskotem na ziemię, gdy nawet nie dał rady, by je przytrzymać. Till upadł na kolana za nim i podniósł ciało Ivana, by przygarnąć je bliżej siebie.
Niczego nie rozumiał. Gdy przyłożył twarz do nieżywej twarzy przyjaciela, gdy zamknął powieki jego pustych oczu, to wszystko wydawało się tak bardzo ostatecznym zakończeniem. A jednak nie było tak naprawdę końcem niczego, niczego nie wyjaśniało, nie ukoiło jego bólu. Przeniósł więc twarz i ukrył ją w czarnych włosach, gdzie tak wyraźnie mógł wyczuć zapach potu i bólu, ale tak inny niż ten, jaki znał. Ten zapach był tak stary, tak nieżywy, tak duszący, przypominając o tym, że osoba, którą trzymał blisko siebie była martwa. Ivan był martwy. Nie żył i już nigdy nie będzie żył.
Till głaskał teraz jego głowę bardzo delikatnie, bał się dotykać jego opuchłej szyi, obawiał się że połamie jego ciało jeszcze bardziej, że jeszcze bardziej zniszczy ostatnią iluzję, która mogłaby jeszcze sprawiać, że Ivan wyglądał mniej martwo. Nie było tu już jednak nic z tego, jakim Till go pamiętał. Jego umysł przywoływał wszystkie te wspomnienia, z ostatnich godzin, z ostatnich dni, z ostatnich lat, z całego życia i tworzył nowe wspomnienie: Ivana martwego w uścisku jego ramion.
Tuląc bezwładne ciało blisko swojej klatki piersiowej, Till zdecydował, że nie może umrzeć, chociaż to wydawało się teraz jedynym jego pragnieniem. Nie miał jednak prawa do zatrzymania własnego oddechu. Nie po tym, gdy odpowiadał za zatrzymanie bicia serca Ivana.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top