« 5 »
Kolejne godziny mijały coraz leniwiej. Przekleństwo bitych ośmiu godzin, gdy spędzasz je w pracy. Tego dnia, Wendy snuła się pomiędzy wystawami z drogimi kosmetykami i próbowała odnaleźć odrobinę uśmiechu w każdym, nowo przybyłym kliencie. Poprzedni wieczór i kłótnia z Chrisem, nieźle dały jej w kość.
Stojąc przy półkach z perfumami, wspięła się na palce i układała poszczególne pudełka z chorobliwą perfekcyjnością. Jej szefowa nie zniosłaby tak wielkiego nieładu jak produkt stojący centymetr dalej od innych. Wyciągała więc ręce i wystawiła w skupieniu język, kiedy tuż obok niej pojawiła się niższa dziewczyna, o długich, kasztanowych włosach.
- Jak ci idzie nowe wyzwanie? – Spytała z zaciekawieniem, poprawiając pudełka na samym dole.
- Całkiem nieźle – Wendy uśmiechnęła się krótko, zerkając na koleżankę – Cieszę się, że się zdecydowałam. To świetne doświadczenie. – wyrecytowała niczym formułkę.
- A jak nauczyciel?
- Uparty, irytujący, niecierpliwy i wredny, za to okrutnie utalentowany.
- A przystojny? – na twarzy ciemnowłosej dziewczyny pojawił się promienny uśmiech, gdy przeszyła Wendy świdrującym wzrokiem.
- Zoe, proszę cię. – dziewczyna wywróciła oczami, kręcąc głową. Wyciągnęła dłoń w stronę jednego z pudełek, a jej długi rękaw opadł nieco z nadgarstka. Zoe spojrzała z niepokojem na rękę dziewczyny i westchnęła ciężko.
- Wendy, znowu to samo? – szepnęła w stronę koleżanki, przysuwając się bliżej – Tyle razy ci mówiłam, żebyś porządnie zastanowiła się nad tym związkiem.
- Nie zaczynajmy znowu tej samej rozmowy. Nic wielkiego się nie stało. – Stwierdziła, obciągając rękawy i chrząkając.
- Czasem mam wrażenie, że jesteś z nim tylko dlatego, że boisz się samotności.
- Nie bądź śmieszna. Ja go kocham – prychnęła, odsuwając się nerwowo – Z resztą, to nie twoja sprawa.
- Po prostu się martwię. – Zoe westchnęła ciężko i kręcąc głową, kontynuowała układanie pudełek.
- Wiem. Dziękuję, ale poradzę sobie. – Wendy szepnęła ze sztucznym uśmiechem i zajęła się swoją pracą. Ciemnowłosa skinęła jedynie głową i po raz ostatni zerknęła na koleżankę. Ciężko było jej zrozumieć, dlaczego Wendy wciąż męczy się w tak toksycznej relacji.
*
Siedząc przy stoliku, niedaleko okna i mieszając długą, srebrną łyżeczką w dużym kubku gorącej czekolady, wpatrywała się tępo w blat, starając się nie słyszeć tego męczącego gwaru kawiarni. Wydymając wargi, skupiała się na zatapianiu bitej śmietany i jak najdłuższym odraczaniu powrotu do domu. Nie miała ochoty siedzieć w czterech kątach, sama i niepewna stanu, w jakim wróci Chris.
Kiedy od niechcenia uniosła wzrok, dojrzała znajomą twarz, a kąciki jej ust uniosły się jakby automatycznie. Wyprostowała się, obserwując wchodzącego do kawiarni Harry'ego. Czekała aż i on ją zauważy, ale niestety tak się nie stało. Mimo wszystko, Wendy wcale nie zamierzała odpuszczać.
- Juhu! Harry! – pomachała energicznie, krzycząc na całą kawiarnię. Wszystkie spojrzenia skierowały się w jej stronę, a gdy chłopak zorientował się, że to właśnie ona, napiął mięśnie i wywrócił oczami. Wendy nie dawała za wygraną, pozostawiając przy stoliku swą chłodną już, czekoladę, podbiegła do chłopaka i uśmiechnęła się szeroko – Nie udawaj, że mnie nie znasz. Ze mną to się nie uda – skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała na niego świdrującym wzrokiem.
- Nie można się ciebie pozbyć, prawda? – uniósł brew, pocierając czoło.
- Mnie też miło cię widzieć. Może się dołączysz?
- Nie sądzę. Raczej nie mam czasu. Śpieszę się do domu.
- Domu? A co masz tam do roboty? – wydęła wargi, nie odwracając od niego wzroku – Chyba lepiej spędzić czas z kimś, niż siedzieć samotnie pośród czterech ścian.
- Jak kto lubi. Może ja preferuje samotność niż towarzystwo rozgadanej, irytującej nastolatki?
- Nie jestem nastolatką i czy to coś złego, że lubię mówić? – zaszczebiotała, kręcąc głową.
- Istnieje takie coś jak granice. Słyszałaś o tym kiedykolwiek? – spytał z ironią, przesuwając się w kolejce. Dziewczyna wcale nie miała zamiaru dać mu spokoju, a kiedy Harry to zrozumiał, spuścił ręce ze zrezygnowaniem.
- Więc Harry... - zaczęła, przysuwając kubek do ust i obserwując zażenowanego chłopaka, kiedy nareszcie udało jej się zaciągnąć go do swego stolika – Co u ciebie słychać? Jak sprawy sercowe? – spytała prosto z mostu, a chłopak zakrztusił się kawą.
- To chyba moja prywatna sprawa, prawda? Nie mam zamiaru ci się zwierzać.
- Dla wszystkich swoich znajomych jesteś taki wredny? A może tylko dla uczniów? Jesteś seksistą? – jej radosny głos drażnił jego uszy. Każde kolejne pytanie, irytowało go coraz bardziej.
- Skąd w ogóle takie pytania? Kiedy zrozumiesz, że nie mam w zwyczaju zaprzyjaźniać się i zwierzać, swoim uczniom? – uniósł brew, zerkając krótko na dziewczynę.
- Jestem po prostu ciekawa nowo poznanych ludzi, czy to takie dziwne? – odchyliła się na krześle i skrzyżowała ręce na piersiach – Cieszę się, że na siebie wpadliśmy.
- Ja nie bardzo. – Mruknął pod nosem, wpatrując się w swoją kawę.
- Nie rozumiem jak można być tak gburowatym. Skoro pracujesz z dziećmi, powinny mieć na ciebie lepszy wpływ. Miałeś kiedykolwiek jakichś przyjaciół? – spytała, ale wcale nie czekała na jego odpowiedź – No jasne, że tak. Nie rozumiem tylko jak można polubić takiego zarozumiałego... - w porę ugryzła się w język, zerkając na napiętą twarz chłopaka.
- Ściągnęłaś mnie do tego głupiego stolika tylko po to, żeby mnie obrażać? Masz dziwne pojęcie o zjednywaniu sobie przyjaciół. – Stwierdził wrednym głosem, upijając łyk gorącego napoju.
- A ty nie masz o tym żadnego pojęcia – wzruszyła ramionami – Jesteśmy więc kwita. – dodała z uśmiechem.
- Mam jedno pytanie – uśmiechnął się sztucznie, odstawił kubek i oparł o stolik, pochylając się w stronę dziewczyny – Po co chcesz się zaprzyjaźnić?
- Bo nauka w miłej atmosferze idzie nieco łatwiej. – odwzajemniła uśmiech, a jej serce zadrżało. Czyżby Harry nareszcie, choć tak nagle, się przełamał?
- Tak to sobie wykombinowałaś – burknął pod nosem, spoglądając na dziewczynę spode łba.
- Kiedyś poznałam pewnego chłopaka. Mieliśmy razem kilka zajęć i okazało się, że mamy zrobić wspólnie jakiś projekt... - opadł na oparcie krzesła, wzdychając dyskretnie i kręcąc głową. słowa z jej ust wypływały w zastraszająco szybkim tempie, brzmiały tak radośnie, wypowiadała je z taką pasją. Niczym mała dziewczynka, opowiadająca o swojej nowej lalce.
W pewnym momencie stał się głuchym na to co mówiła, obserwując jedynie ruch jej warg. Pukał palcami w udo, co chwilę spoglądając na zegarek wiszący na ścianie naprzeciwko. Wkurzała go, irytowała jak nikt nigdy wcześniej, ale miała w sobie coś, co nie pozwoliło oderwać się od jej osoby, choć pozornie tak bardzo by się tego pragnęło. Swoim nastawieniem pochłaniała, absorbowała całe otoczenie. Chwilami trudno było ją zrozumieć, gdy wpadała w wir pozbawionego sensu, monologu. Nie rozumiał jej radości, entuzjazmu i infantylnego zachowania. Nie zachwycała go swoją urodą, kulturą, ani nie posiadała wybitnego, gdzieś głęboko ukrytego talentu. Była tak zwyczajna, że aż przyciągała. Całą swoja osobą. Nie musiał grać, że go wkurza, ale tak naprawdę polubił przebywanie w jej rozgadanym, szczebioczącym towarzystwie.
- To całkiem urocze, że postanowiłaś mi opowiedzieć o swoim licealnym życiu, koleżance w różowych legginsach i rudym okularniku, który się w tobie kochał i bardzo mi przykro, że muszę przerwać tę rozmowę – unosząc dłonie w górę, zrobił w powietrzu cudzysłów i powoli podniósł się z miejsca – ale na mnie już pora. Myślę, że się nie obrazisz.
- Jakże bym śmiała być zła na wielkiego artystę – wydęła wargi, uśmiechając się sarkastycznie i skinęła głową – W takim razie do czwartku.
- Niestety – machnął dłonią, rzucając Wendy ostatnie, krótkie spojrzenie i leniwym krokiem, lawirując pomiędzy stolikami, opuścił kawiarnię.
- Jak zwykle kulturalny i grzeczny. – Pokręciła głową, wzdychając, ale uśmiechając się pod nosem. Przypadkowe spotkanie Harry'ego, nadało jej dniu kolorów, pozostawiając w sercu tę wspaniała niecierpliwość. Co może się jeszcze wydarzyć, jeśli swoim sarkazmem potrafi z taką łatwością pokolorować jej świat?
Zapraszam również na Wild World.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top