« 31 »
*od lewej: Paul i Lael, z wyobraźni autorki; Ci co znają mają u niej plusa*
Czas mijał nieubłaganie, w leniwym tempie życia zmieniając niektórych. W końcu styczeń dobiegał końca, a kolejny miesiąc przywitać się miał niezwykle pięknym i zupełnie niespodziewanym słońcem. Paul siedział w fotelu kolejną godzinę i bez ruchu wpatrywał się w okno. Myśli w jego głowie płatały mu przeróżne figle, tworzyły coraz to gorsze scenariusze, a on bezbronnie poddawał się pomysłom swej podświadomości. Od ponad dwóch tygodni nie potrafił dogadać się z Lael'em. Nie znalazł cwanego sposobu, by go podejść i wypytać o wszystkie swoje wątpliwości. Grał, grał i wciąż grał nic nie podejrzewającego, kochanego chłopaka.
Kiedy wzrok jasnookiego zawiesił się na barierce balkonu, do salonu wkroczył uśmiechnięty Lael i pewnym krokiem podszedł do Paula. Stając za plecami chłopaka, objął jego szyje i złożył soczystego buziaka na policzku niebieskookiego.
- Dzień dobry – Lael odezwał się nisko, prostując leniwie.
- Dzień dobry – odpowiedział Paul i zerknął przez ramię na niezwykle szeroko uśmiechniętego ciemnowłosego.
- Jakieś plany na dzisiaj?
- Miałem pracować, ale mi nie idzie – niebieskooki wzruszył ramionami, uśmiechając się niewyraźnie, co nieco bardziej przykuło uwagę Lael'a.
- Coś się stało? Od kilku dni jesteś jakiś nieswój – ciemnooki opadł na kanapę i niedbale przeczesał włosy.
- Wszystko super, choć mógłbym o to samo zapytać ciebie – Paul odwrócił się powoli, spoglądając znacząco na chłopaka.
- Pijesz do czegoś konkretnego? – Lael uniósł brew, rozsiadając się wygodniej na kanapie, a na jego twarzy nie było widać ani grama poczucia winy.
- Ostatnio mało rozmawiamy – zaczął niebieskooki, wzdychając ciężko. Najbliższe i najdłuższe spotkania jakich doświadczał ze swoim chłopakiem zazwyczaj zaczynały i kończyły się w sypialni. Bez słowa, bez namysłu, czasem wydawało się nawet, że bez większych uczuć.
- Takie czasy. Obydwaj pracujemy, to normalne – Lael zmarszczył lekko czoło, obserwując chłopaka.
- Nie wszystko jest takie normalne. Kiedyś jakoś udawało się znaleźć czas dla siebie nawzajem – westchnął Paul i zerknął w ciemne oczy swego ukochanego – Czy chcesz mi coś powiedzieć? – dodał po dłuższej chwili, mniej pewnym tonem.
- A jest coś, co powinienem? – ciemnowłosy wyprostował się powoli, nie odrywając wzroku od niebieskiej pary oczu. Nie jeden, uwikłany w romans mąż, mógłby uczyć się od niego tych niesamowitych zdolności kłamania w oczy.
Paul poruszył bezgłośnie ustami, po czym pokręcił przecząco głową. Nie potrafił wypowiedzieć na głos wszystkich swoich myśli i podejrzeń. W głębi serca bardzo bał się, że to prawda. Że każde kolejne słowo może doprowadzić do rozstania, którego on sam by nie przeżył.
- Kocham cię i nic tego nie zmieni – Lael z taką łatwością i bez zająknięcia wypowiadał kolejne zdania, spoglądając w niepewne oczy swego chłopaka. Podniósł się z kanapy i nachylając, złożył na ustach Paula delikatny pocałunek. Niepewność ulotniła się z głowy niebieskookiego w ciągu sekundy, odebrana zakłamanym smakiem ust ciemnookiego.
*
Wendy nie zauważyła zazdrości, jaką niespodziewanie poczuł Harry. Była chyba zbyt radosna i podekscytowana faktem, ze wkrótce miała spotkać przyjaciela z dawnych lat. Ich dni mijały w tej samej, przepełnionej dogadywaniem sobie i niedopowiedzeniami, atmosferze. Wendy intensywnie planowała prezent, jaki wręczy zielonookiemu, a Harry intensywnie rozmyślał kim jest ten cholerny Theo i dlaczego on sam tak często się nad tym zastanawia. Przecież nawet nie byli parą, teoretycznie nic ich nie łączyło – w praktyce, łączyło ich wszystko.
Na tydzień przed imprezą urodzinową, do której Wendy namówiła Harry'ego, do miasta przyjechać miał tajemniczy przyjaciel dziewczyny. Nie kryła się ze swą radością, wiadomościami i sypała informacjami na temat przyjaciela, co tworzyło w głowie Harry'ego, jeszcze większe podejrzenia. Bo przecież „gdyby była taka niewinna, już dawno – znając jej długi jęzor – opowiedziałaby o każdym szczególe związanym z Theo, a przecież powtarzała tylko jak bardzo się cieszy, że po tylu latach nareszcie się spotkają".
Kiedy chłopak postanowił cały dzień udawać, że ma dużo pracy i nie ma czasu nawet na odezwanie się do Wendy, ona ogarnięta ekstazą spotkania, cała w skowronkach, pobiegła na stacje kolejową, by odebrać Theo.
Przechodziła z nogi na nogę, co chwilę zerkając na tablicę i sprawdzając, czy na pewno czeka na dobrym peronie. Bawiła się palcami, włosami, wargą. Podchodziła do krawędzi i zniecierpliwiona, wyglądała pociągu. Nie miała pojęcia czego się spodziewać, nie miała pojęcia jak bardzo zmienił się chłopak i jak wygląda obecnie.
Zdenerwowana, ale podekscytowana dojrzała w końcu wjeżdżającą na peron lokomotywę, a jej serce tak nagle zaczęło bić jak oszalałe. To nie tak, że leciała na Theo. Nigdy nie patrzyła na niego w taki sposób. Pamiętała po prostu wszystkie wspaniałe rzeczy i przygody, jakie wspólnie przeżyła i planowała jak go zdzielić za tyle lat milczenia.
Pociąg zatrzymał się w towarzystwie irytującego pisku i w ciągu kilku sekund, zaczęli wysiadać ludzie. Wendy cofnęła się do ceglanego słupa i odprowadzała wzrokiem każdego młodego mężczyznę, który pasował jej do obrazu Theo. Jedyne co wiedziała, to to, że miał być ubrany w biała koszulę.
- Bardzo pomocne – skrzywiła się, gdy minął ją kolejny chłopak, ubrany w dokładnie taki sposób.
- Wendy? – usłyszała niski, męski głos i rozejrzała się energicznie – Tutaj! – wśród przerzedzającego się tłumu, dojrzała długą machającą rękę. Zmrużyła powieki, by móc dojrzeć jej właściciela.
Na środku peronu stał wysoki, dobrze zbudowany młody chłopak w białej koszuli, uśmiechem przypominając małego chłopca i machał w jej stronę, drugą ręką przytrzymując czarną, niewielką torbę przewieszona przez ramię. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i biegiem, ruszyła w jego stronę. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, wskoczyła mu na ręce i chudymi rękoma, mocno objęła jego szyję, tym samym zrzucając bagaż z jego ramienia.
- Tego się nie spodziewałem – zaśmiał się nisko i szczelnie przytulił ciemnowłosą – Nic się nie zmieniłaś – pokręcił głową, gdy zsunęła się z niego.
- Za to ty zmieniłeś się całkowicie – wydęła wargi, lustrując go ostentacyjnie i uśmiechając się pod nosem. – Cieszę się, że już jesteś.
- Ja też. To była długa podróż – przeciągnął się i podniósł swą torbę. – Dziękuję, że mnie odebrałaś. Nie wiem jakbym sobie sam poradził – stwierdził wrednie, uśmiechając się cwaniacko pod nosem i delikatnie pocałował dziewczynę w policzek.
- Zawsze byłeś fajtłapą i to ja się tobą zajmowałam – stwierdziła tym samym tonem, chwyciła chłopaka pod ramię i wskazała na ruchowe schody.
Harry nie potrafił znaleźć sobie miejsca, krążąc po salonie już dwie godziny od wyjścia dziewczyny. Niby nie powinien się niczym przejmować, wymyślać niestworzonych scenariuszy jednak jego umysł wciąż pozostawał irytująco niespokojny. Krążąc od okna do wyspy kuchennej, łapał się raz po raz za głowę i pytał sam siebie wciąż o to samo – co się ze mną dzieje i dlaczego tak panikuję?
Wyrzucając męczące pytania z głowy, co chwilę podchodził do okna i zaglądał na ulicę. Napinał mięśnie i rozluźniał je, starał się zająć czymkolwiek innym. Bardziej od zastanawiania się gdzie podziewa się Wendy i co robi, przeraził się stanem do jakiego go doprowadziła. Jego panika wynikała tylko i wyłącznie z poczucia słabości, ze złamania obietnicy danej samemu sobie. By nigdy więcej nie dopuścić, by jakakolwiek kobieta doprowadziła go do takiego stanu.
Jego wewnętrzną panikę i użalanie się nad sobą przerwał głośny dźwięk telefonu. Bez patrzenia na ekran, odebrał dalekim od miłego, tonem.
- Witaj, Harry – po drugiej stronie odezwał się damski głos, który wprawiał chłopaka o nie przyjemne dreszcze.
- Czego chcesz? – rzucił wrogo, napinając mięśnie.
- Porozmawiać, skarbie. Po naszym spotkaniu bardzo często o tobie myślałam. Nie mogę sobie darować, że dałam ci tak szybko uciec.
- Długo uczyłaś się tego tekstu, Emily? – szepnął przez zaciśnięte zęby i bezwiednie opadł na kanapę.
- Nie bądź taki oschły. Nie chce od ciebie nic, tylko rozmowy – westchnęła teatralnie.
- Nie mamy już o czym rozmawiać. Zajmij się lepiej moim bratem. Nie mam dla ciebie czasu więc nie próbuj żadnych sztuczek – wyrecytował na jednym wydechu, zaciskając powieki.
- Harry...
- Po co mnie nękasz? Nudzi ci się w raju? – przerwał jej niskim głosem i zacisnął palce na telefonie.
- Nie, skarbie. Po prostu się stęskniłam. Za czymś co miałam kiedyś. Za tobą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top