« 22 »

        Dni mijały niezwykle szybko, choć dwójce bohaterów ciągnęły się w nieskończoność. Minęły święta i nareszcie nadszedł koniec roku, tak wyczekiwany przez większość ludzkości. Zaplanowane bale z prawdziwego zdarzenia, zabawa do białego rana, taniec, picie bez umiaru. Roześmiane towarzystwo podążające na zabawę Sylwestrową. To wszystko nie chwytało za zimne serce zielonookiego chłopaka, jak zwykle negatywnie nastawionego do prawie wszystkiego na tym świecie.



Wieczór tuż przed Sylwestrem spędzał jak zwykle – tworząc przy pianinie kolejną melodię, która miała być jego lekiem na nudę i wewnętrzne zdenerwowanie. Co chwilę zerkał na ledwo żyjące drzewko, które z każdym dniem chyliło się coraz bardziej w prawą stronę a bombki na najniższych gałęziach dotykały już podłogi.

Z szału twórczego wyrwał go brzdęk przekręcanego klucza w zamku. Uniósł gwałtownie głowę, spoglądając w stronę przedpokoju, a w następnej chwili w drzwiach pojawiła się cała biała od śniegu, potargana Wendy. Ze skrzywioną i zmęczoną miną, wciągnęła do mieszkania walizkę i zamykając powoli drzwi, odetchnęła z ulgą. Harry wyprostował się momentalnie, a jego twarz rozpromieniała, jednak nie pozwolił sobie na nic więcej niż lekki uśmiech pod nosem. Uśmiech, który bardzo szybko zmazał, gdy dziewczyna uniosła wzrok.

- Cześć – szepnęła ledwo słyszalnie, odstawiając walizkę pod ścianę i ściągając płaszcz.

- Cześć. Myślałem, że wracasz w nowym roku – odpowiedział zwyczajowym tonem, obserwując bez mrugania każdy gest dziewczyny.

- Przykro mi, że cię zawiodłam – prychnęła, kręcąc głową i strzepując z włosów resztki nie roztopionego jeszcze śniegu.

- Jak święta?

- Nie udawaj, że cię to interesuje – szepnęła wrednie i nie patrząc na chłopaka, chwyciła rączkę walizki, ciągnąc ją do sypialni.

Harry westchnął ciężko i podniósł się powoli z miejsca. Podszedł do Wendy i zachodząc jej drogę, skrzyżował ręce na torsie, tym samym przywołując uwagę dziewczyny. Spojrzała na niego ze zdziwieniem, unosząc brew.

- Nie zaczynajmy tego cyrku od nowa – zaczął niskim, pozornie obojętnym głosem – sama wiesz, że to nie ma sensu. Nie może być jak wcześniej?

- Czyli jak? – prychnęła wrednie, jednak jej serce zabiło mocniej. Niemożliwe – czy sam Harry Sopel Styles próbuje z własnej woli się pogodzić?

- Przepraszam – odezwał się po dłuższej chwili, spuszczając wzrok i lekko się rumieniąc. Już dawno tego nie robił, a na zgodzie z Wendy zależało mu wyjątkowo bardzo.

- Słucham? Przesłyszałam się? – rzuciła wrednie, krzyżując powoli ręce na piersiach i obserwując chłopaka wielkimi oczami.

- Choć przez pięć minut nie bądź wredna i weź sprawę na poważnie – stęknął nisko, wzdychając teatralnie.

- Dobrze – po krótkiej obserwacji zachowania Harry'ego, skinęła głową i również westchnęła. – Ja też przepraszam. Trochę mnie poniosło.

- Miałaś w tym zupełną rację. Nie ma dla mnie żadnego wytłumaczenia.

- Czy ja dobrze słyszę? Harry poczuł świąteczną magię? – uśmiechnęła się głupkowato na szczere słowa chłopaka. Ten otworzył usta chcąc skomentować wrednie jej uwagę, ale dziewczyna nie pozwoliła, podchodząc bliżej – Zgoda? – wyciągnęła dłoń i uśmiechnęła się szczerze.

- Zgoda – przytaknął, ściskając delikatnie dłoń dziewczyny, a przyjemne dreszcze przeszyły ciała obojga.

- Nie sądziłam, że dostanę taki przyjemny prezent od ciebie – rozejrzała się od niechcenia po mieszkaniu.

- A propos prezentów – uśmiechnął się wrednie – bardzo nietrafione skarpetki.

- Jak to? Przecież są urocze – wydęła wargi ze zwyczajowym uroczym oburzeniem. – A drugi prezent?

- Jest bardzo przydatny – rzucił szybko i od razu uciekł wzrokiem, przeczesując włosy.

Wendy westchnęła, kręcąc leniwie głową i z nieznikającym uśmiechem rozejrzała się ponownie. Dopiero wtedy dostrzegła biedne, zdezelowane drzewko stojące pod oknem.

- Na kopytko Rudolfa – rzuciła z przerażeniem, zerkając na Harry'ego wielkimi oczami.

- Słucham? – skrzywił się na słowa dziewczyny – co to za określenie? I o co chodzi?

- Jak na perfekcjonistę, jest strasznie krzywa – wskazała na choinkę z rozbawieniem – i taka trochę... umierająca. Coś ty z nią zrobił?

- Nie rozumiem o czym mówisz – wzruszył niewinnie ramionami, powoli podchodząc do drzewka.

- Mogłeś przyozdobić jeden ze swoich kwiatów, a nie poniżać tę biedną choinkę w jej ostatnie dni – wydęła wargi, również podchodząc do drzewka i delikatnie muskając jedno z gałęzi.

- Nie jestem zwolennikiem zabijania drzewek dla ozdabiania ich, ale to wina Paula. On mnie namówił, a jemu odmówić nie można. Bywa gorszy od ciebie.

- W to nigdy nie uwierzę – uśmiechnęła się wrednie, odrzucając włosy.


*


Szybciej niż mrugniecie, nadszedł ten najważniejszy w roku wieczór, na który każdy „normalny" człowiek czeka ze zniecierpliwieniem. Mimo, iż Harry nie przepadał za niczym, tego ranka obudził się w wyjątkowo jak na siebie, dobrym humorze czym niemiłosiernie zdziwił nieco zdezorientowaną, ale zadowoloną Wendy.

Dziewczyna spędziła praktycznie cały dzień na namawianiu Harry'ego, by wyskoczyć gdzieś wieczorem – choć na te kilkanaście minut i przywitanie nowego roku. Drugą część dnia spędziła nad ubraniami, zastanawiając się w czym powitać nowe życie. Wtedy jeszcze nie miała pojęcia jak bardzo zmieni ją ten wyjątkowy Sylwester.



Z trudem wyciągnęła chłopaka na zewnątrz, kilkanaście minut przed północą. Z butelką taniego szampana, ruszyli w stronę parku, w którym znajdował się mały pagórek. Od lat, właśnie na nim zbierali się mieszkańcy pobliskich bloków, by świętować ostatnie minuty minionego roku i pierwsze minuty nowego. Kiedy znaleźli swe miejsce gdzieś z boku pagórka, Wendy rozejrzała się z zaciekawieniem, a Harry denerwował się coraz bardziej. Nie znał powodu swojego stresu, ale czuł swego rodzaju zniecierpliwienie. Co chwilę zerkał na dziewczynę, zaciskając palce na szyjce butelki.

Jeszcze nigdy nie czuła się tak wspaniale w ostatni dzień roku. Zazwyczaj spędzała Sylwestra z rodziną, czasem ze znajomymi i zawsze dobrze się bawiła, ale w tym roku, ten dzień wydawał się tajemniczo wyjątkowy. Zerkała na chłopaka i uśmiechała się coraz szerzej. Serce podpowiadało jej najlepsze scenariusze, nareszcie odnalazła prawdziwego przyjaciela. Nareszcie zrobiła cos dobrego dla świata i dla drugiej osoby, otwierając serce zatwardziałego chama.

- Ciekawe co przyniesie nowy rok – zaczęła radosnym głosem, poprawiając rękawiczki.

- Oby mniej zawodu – burknął ledwo słyszalnie.

- Rozumiem, że jesteś zawiedziony poznaniem mnie, ale nie musisz tego mówić właśnie teraz – westchnęła, kręcąc głową.

- Nie mówiłem o tobie.

- Wyjątkowo – uśmiechnęła się wrednie i ponownie spojrzała na rozgwieżdżone niebo. – Ja bym chciała, żeby moje życie w końcu zaczęło się układać. Chciałabym dostać choć jeden, malutki znak, że będzie dobrze – odezwała się po dłuższej chwili, mniej radosnym głosem.

- A nie układa się? Przecież nie mieszkasz już z tym draniem – chłopak spojrzał na Wendy kątem oka, podchodząc nieco bliżej.

- Oj Harry – pokręciła głową ze sztucznym uśmiechem i zerknęła na niego.

- Pamiętaj, że wciąż masz jeszcze zadufanego w sobie, starego chama. – uśmiechnął się głupio, ale bardzo szczerze, czym dał Wendy nadzieję na lepsze jutro.



Dziesięć sekund do północy. Zebrani na pagórku rozpoczęli odliczanie, a Harry jeszcze mocniej napiął mięśnie, spoglądając w niebo. Wendy podziwiała gwiazdy z nieświadomym uśmiechem.

Pięć sekund do północy, a palce Harry'ego zaczęły coraz bardziej drżeć, Wendy klaskała w dłonie nie mogąc się wprost doczekać fajerwerków.

Trzy sekundy do północy, a Wendy zerknęła na chłopaka pytającym wzrokiem.

Sekunda do północy, a Harry porzucił wszystko, co do tej pory myślał.

Kiedy wybiła północ, a wybuch kolorowych fajerwerków rozświetlił granatowe niebo, Harry bez żadnego namysłu zbliżył się do dziewczyny i chwyciwszy jej plecy jedną dłonią, przysunął do siebie gwałtownie i wpił się w jej usta z niezwykłą czułością i pewnością. Z początku cholernie zdziwiona tym co się dzieje, spojrzała na chłopaka wielkimi oczami, ale ona również nie zastanawiała się za długo i odwzajemniła pocałunek. Tak jak to ćwierkały ptaszki, pocałunek z prawdziwego zdarzenia. Pełen namiętności, czułości, iskier i piękna, które momentalnie rozpaliło dwa drżące, równie mocno zdziwione serca, które nareszcie mogły się połączyć. Bez żadnego udawania, ukrywania się. Bez żadnych gierek i hamulców. Pocałunek o północy, który dał upust wszystkim emocjom jakie zbierały się w nich do tamtej chwili i rodząc milion nowych, niepoznanych pragnień. Pocałunek, który rozświetlały kolorowe błyski fajerwerków. Cały świat przestał istnieć kiedy Harry zapragnął Wendy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top