« 15 »
- Harry, to naprawdę nie jest dobry pomysł – szeptała nerwowo, próbując zrównać krok z chłopakiem.
Kiedy wysiedli z taksówki, chłopak wystrzelił jak z procy i momentalnie znalazł się na klatce schodowej. Nie słuchał nerwowych błagań Wendy, by dał sobie spokój. Nie mógł jej posłuchać. Musiał zachować się jak prawdziwy mężczyzna, jak przyjaciel.
- Jaki to numer? – spojrzał na dziewczynę przez ramię.
- To nie ma sensu, daj sobie spokój. Wracajmy do domu. – Wyprostowała się i potrząsnęła przecząco głową wciąż usilnie próbując odwieźć Harry'ego od jego pomysłu.
- Pod jakim numerem mieszka ten frajer? – ponowił pytanie, tym razem bardziej stanowczo.
- Pod czwórką – szepnęła, spuszczając głowę jak zbity pies.
- Zostań tu i zaczekaj. To mi nie zajmie dużo czasu – zerknął po raz ostatni na Wendy i wbiegł po schodach na pierwsze piętro, gdzie mieściło się kilka, dokładnie takich samych par drzwi.
Szybko odnalazł te odpowiednie i zaciskając dłonie w pięści, zapukał bardzo dosadnie i głośno. Żadnego odzewu. Przysunął ucho do drewnianej powierzchni, po czym zapukał po raz kolejny. Znów spotkał się z głuchą ciszą. Westchnął ciężko, ale nie zrezygnował i ponowił swoją próbę kilkakrotnie.
Po nieudanej wizycie, przeklnął pod nosem, odwrócił się i skierował długim korytarzem w stronę schodów. Gdy się do nich zbliżył usłyszał niski, męski głos wyraźnie z czegoś niezadowolony i ten drugi, bardzo dziewczęcy i znany mu głos.
- Gdzie się podziewałaś?! Jakim prawem zniknęłaś na całą noc! – Chris podniósł głos, podchodząc bliżej zdenerwowanej dziewczyny.
- Powinieneś się domyślić dlaczego nie chciałam spędzać z tobą ani minuty dłużej – prychnęła, patrząc prosto w jego rozjuszoną twarz.
- Nic złego się nie stało, a ty jak zwykle zaczęłaś dramatyzować. Od kiedy zrobiłaś się taka delikatna, co? – wycedził przez zęby, napinając mięśnie i przysuwając się jeszcze bliżej, przy tym samym przykuć Wendy do brudnej ściany.
- Od kiedy po raz pierwszy podniosłeś na mnie rękę. Odsuń się i daj mi w końcu święty spokój, ja już sobie odpuściłam. – Rzuciła bardzo poważnym i pewnym siebie tonem, gdy spoglądała w jego ciemniejące oczy.
- Ty mała... - Chris uniósł dłoń, by po raz kolejny uderzyć dziewczynę, ale nie dane mu było skrzywdzić Wendy. Nie tym razem.
Harry zbiegł po schodach i widząc ową scenę, napiął mocno mięśnie. Odepchnął chłopaka od Wendy, by ten z hukiem wylądował na skrzynkach na listy. Zielonooki podszedł do mężczyzny i bezceremonialnie uderzył go w twarz, całą swoją siłę skupiając w prawej pięści, która dwukrotnie spotkała się z policzkiem i nosem Chrisa.
- Co jest, kurwa?! – krzyknął blondyn, oszołomiony niespodziewanym atakiem.
- Dostajesz to, na co już dawno zasłużyłeś skurwielu – Harry wysyczał przez zęby, podwijając rękawy kurtki – Nigdy więcej nie podniesiesz ręki na Wendy, ani na żadną inną kobietę – uniósł dłoń, ale nie zdążył zadać kolejnego ciosu.
Chris odepchnął chłopaka i chwiejąc się znacząco, uderzył Harry'ego w brzuch. Wendy aż pisnęła, zakrywając usta i obserwując sytuację. Chciała zareagować, przerwać tę bezsensowną scenę, ale była zbyt drobna, by móc cokolwiek zdziałać.
- Ktoś powinien nauczyć cię dyscypliny, gówniarzu – blondyn rzucił przez zęby, podchodząc i chcąc po raz kolejny uderzyć chłopaka.
- Chris, przestań – szepnęła błagalnie dziewczyna, odwracając tym samym jego uwagę.
Harry bardzo szybko wziął się w garść. Poprawił kurtkę, otarł twarz wierzchem dłoni z niesamowitą pogardą i złapał mężczyznę za fraki. Byli tego samego wzrostu, ale Chris był zdecydowanie szerszy w barkach. Harry jednak był nieustraszony i niezwykle zmotywowany. Po raz ostatni uderzył mężczyznę w twarz i złapał dziewczynę za dłoń.
- To i tak za mało, bo zasłużyłeś na gorszą karę – zielonooki wysyczał przez zęby i nie słuchając piskliwego i przerażonego głosu Wendy, wyciągnął ją stanowczo na świeże powietrze.
Szedł szybko, zaciskając palce na nadgarstku ciemnowłosej, oddychając szybko, nie mogąc się uspokoić. Czuł w sobie tyle adrenaliny i siły jak jeszcze nigdy. Wendy bez słowa, próbowała nadążyć za chłopakiem, co chwilę zerkając za siebie w obawie, że Chris mógłby pójść za nimi i zemścić się na Harry'm.
- To wcale nie było konieczne. – Postanowiła się w końcu odezwać, nie mogąc znieść ciszy między nimi.
- To było bardzo konieczne i przestań temu zaprzeczać. Zrobiłem co musiałem. – Warknął rozglądając się w wyraźnym poszukiwaniu konkretnego miejsca. Dziewczyna westchnęła ciężko, kręcąc głową i obserwując chłopaka.
- Czego szukasz? – spytała cicho, gdy Harry nareszcie się zatrzymał.
- Tego – odpowiedział krótko i pociągnął ją w stronę najbliższego pubu.
Gdy weszli do środka, Wendy skrzywiła się dyskretnie czując typową mieszankę zapachów, jaka towarzyszyła takim miejscom jak to. Woń piwa mieszała się z zapachem paluszków, papierosów i innych, mocniejszych alkoholi. Złapała się za głowę i wydęła wargi. Nie lubiła takich miejsc, zawsze przez nie miała okropny ból głowy. Nie lubiła takich miejsc, bo pełno było w nich alkoholu i pijanych, często nie panujących nad sobą, klientów.
Harry przeciągnął dziewczynę poprzez puste stoliku i puścił jej chudy nadgarstek dopiero, gdy znaleźli się przy barze. Kiwnął znacząco na barmana i zajął wysokie krzesło. Gdy przeczesując leniwie rozwiane włosy, odwrócił głowę, by spojrzeć na swoją towarzyszkę, spotkał się z jej zniesmaczonym wzrokiem.
- Harry, jeszcze nie ma południa – pokręciła powoli głową, krzyżując ręce na piersiach i świdrowała chłopaka wzrokiem.
- I co z tego? – wzruszył ramionami i chwycił kieliszek wódki w długie palce.
- Zamierzasz pić o tej porze? Po co?
- Usiądź – wywrócił oczami i za jednym zamachem, opróżnił szkło.
- Nie – odpowiedziała stanowczo, napinając mięśnie – Nie mam zamiaru tu siedzieć i nie mam zamiaru patrzeć jak pijesz.
- To tylko kilka krople wódki – po raz kolejny skinął głową na barmana, zamawiając to samo – Nic złego nie robię i nie zamierzam spędzać tu całego dnia. Potrzebuję procentów, trochę zrozumienia. – Dodał typowym dla siebie tonem i westchnął dyskretnie.
Dziewczyna wywróciła ostentacyjnie oczami i wzdychając teatralnie, wdrapała się na wysokie krzesło, mrucząc coś pod nosem. Oparła się plecami o blat i ponownie krzyżując ręce na piersiach, wydęła wargi spoglądając w przestrzeń.
- Zamówić ci coś?
- Nie. – Odpowiedziała od razu, wyraźnie obrażonym głosem.
- Chyba należy mi się co innego – Harry przyglądał się dziewczynie, muskając opuszkami pełny kieliszek drugiej kolejki.
- Podziękuję ci jak stąd wyjdziemy.
- Dobra – kręcąc głową, bez problemu zsunął się z zajmowanego miejsca, ułożył na drewnianym blacie baru banknot i stanął przed dziewczyną – wracamy do domu?
Bez żadnego słowa, zeskoczyła z krzesła i nie patrząc na chłopaka, ruszyła w stronę wyjścia. Nie mając wyboru, Harry uśmiechnął się jedynie pod nosem i ruszył za dziewczyną. Gdy wyszli na zewnątrz, Wendy stanęła tuż przed chłopakiem i wzdychając ciężko, spojrzała w górę.
- Dziękuję. Nie musiałeś tego robić, ale dziękuję – rzekła cicho, spoglądając w jego oczy i stając na palcach, wydęła lekko wargi.
Chciała pocałować go w policzek, ale szybko zorientowała się, że to byłoby zbyt dziwne. Zbyt dziwne jeśli chodzi o Harry'ego. Objęła więc chudymi rękoma jego ciało i przytuliła go delikatnie.
- Nie ma za co – szepnął zduszonym głosem, by zaraz potem chrząknąć i objąć dziewczynę jedną ręką.
*
Harry brał bardzo długą i gorącą kąpiel, która miała rozluźnić jego mięśnie i uspokoić wciąż nabuzowane myśli. Wendy zaś, pożyczając laptopa chłopaka, siedziała na kanapie i w skupieniu przeglądała oferty wynajmu mieszkań. Wydymała wargi, marszczyła czoło i co chwilę wzdychała, gdy każda kolejna oferta była droższa od poprzedniej. Uderzała głową w poduszkę, gdy po znalezieniu wspaniałego, małego i taniego mieszkanka, przypadkowo odnajdywała jakiś kruczek i wszystko traciło już sens.
- I jak ci idzie? – zachrypnięty głos przywołał uwagę dziewczyny. Spojrzała na Harry'ego wielkimi oczami i wypuściła głośno powietrze.
- Nigdy nie sądziłam, że to takie trudne. Prawie niewykonalne – potarła twarz i mrugnęła zmęczonymi oczami.
- Przesadzasz – pokręcił głową i podchodząc powoli, usiadł tuż obok dziewczyny.
Zupełnie bezwiednie przygryzła wargę, gdy niezwykle przyjemna woń żelu do kąpieli chłopaka, dotarła do jej nozdrzy. Skarciła się szybko w myślach i podciągnęła kolana pod brodę.
- Wszystko jest albo zbyt drogie, albo podejrzane. Nigdy wcześniej sama nie szukałam mieszkania. Nie znam się na tym. Równie dobrze, mogłabym zamieszkać pod mostem. – Wydęła wargi i oparła brodę.
- Już ci mówiłem, że możesz zostać tu ile chcesz – zerknął na Wendy kątem oka.
- Wiem – kiwnęła głową, spoglądając wciąż na monitor komputera. – Mimo, że twoja gościnność jest zatrważającą niespodzianką, nie mogę zawracać ci głowy. I tak jeszcze muszę zdobyć swoje rzeczy – skrzywiła się, myśląc o powrocie do miejsca, o którym chciała już zapomnieć.
- No tak – Harry oparł się o kanapę i przeczesał włosy. – Coś się wymyśli. Jednego możesz być pewna, nie puszczę cię tam samej. – Stwierdził po chwili, znów zerkając na dziewczynę.
- Nie sądziłam, że pan Harry Styles jest tak opiekuńczy? – uśmiechnęła się pod nosem wrednie, spoglądając chłopakowi w oczy.
- Tobie chyba nie warto pomagać, bo posądzasz od razu o tak ludzkie i dobre czyny – pokręcił głową z poważną miną, udając przerażenie.
- Czyli pan Styles jednak jest człowiekiem z uczuciami – udała zamyślenie, stukając się palcem po brodzie.
- A daj mi spokój, Serene – prychnął nisko i podniósł się z miejsca, kierując w stronę kuchni.
W odpowiedzi usłyszał jedynie uroczy, cwaniacki śmiech i sam uśmiechnął się pod nosem. Bardzo polubił ten dźwięk.
- Napijesz się czegoś? – otwierając górną szafkę, spojrzał od niechcenia na dziewczynę.
- Herbaty. Z syropem. Cynamonowym. – Każde słowo przerywała krótką pauzą, by na koniec spojrzeć na chłopaka wielkimi oczami.
- Liczyłem na coś mocniejszego.
- Nie na mojej zmianie – pokręciła głową, odsunęła laptopa i oparła się o kanapę, wlepiając parę brązowych oczu w krzątającego się Harry'ego.
Co myślicie o zachowaniu i zmianach bohaterów? Przepraszam kochani za tak długie zwlekanie. Mam nadzieję, że choć trochę wynagrodziłam Wam oczekiwanie tym rozdziałem i informacją, że postaram się następnym razem napisać i wstawić aż dwa rozdziały pod rząd.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top