« 12 »

        Stając przed drzwiami, w pośpiechu i byle jak poprawiła włosy i kurtkę. Odetchnęła bardzo głęboko i uniosła dłoń, ale zawahała się i cofnęła o krok. Chciała się odwrócić i z żalem do samej siebie, powrócić do domu, ale nie zrobiła tego. Oczami wyobraźni znów zobaczyła zaciśniętą męską pięść i nieobecny wyraz twarzy. Pokręciła energicznie głową i dodała sobie otuchy. Nie mogła i nie chciała powracać do śmierdzącego alkoholem i agresją, piekła. Bez dłuższego zastanowienia, zapukała mocno do drzwi.

- Znowu czegoś zapomniałeś? – niski i poirytowany głos Harry'ego powitał dziewczynę. Spojrzał w dół i napiął mięśnie – Co tu robisz? – spytał z widocznym zdziwieniem.

- Mogę wejść? – szepnęła ledwo słyszalnie, przełykając ślinę. Ukradkiem zasłaniając włosami twarz, naciągnęła kurtkę na wątłe ciało.

- Coś się stało? Proszę – nie czekając na potwierdzenie, cofnął się i wpuścił widocznie roztrzęsioną Wendy.


Energicznie wkroczyła do mieszkania, zaciskając na sobie niezapiętą kurtkę. Z przyśpieszonym oddechem, krążyła chwilę po pomieszczeniu i zatrzymała się gwałtownie tuż przy oknie. Nieobecnym wzrokiem obserwowała leniwie opadające na ziemie płatki śniegu, które zaczynały właśnie spadać z nieba. Zacisnęła chude pięści i milczała.

- Po co tu przyszłaś? – zaczął od niechcenia, zamykając dosadnie drzwi i wywracając oczami, gdy pierwszy szok już minął – Zdaje się, że nie znasz słowa wystarczająco. Na dziś już mi wystarczy twojego plotkowania, a lekcje mamy dopiero w przyszłym tygodniu.

- Harry – zbierając w sobie siły, przerwała chłopakowi.

- No słucham? Znowu chcesz mnie wkurzać? – westchnął teatralnie, krzyżując ręce na torsie.

- Masz rację. Przepraszam. Nie powinnam była tu przychodzić – stwierdziła po krótkiej chwili, spuszczając wzrok. Odetchnęła głęboko i nadal unikając spojrzenia, ruszyła w stronę drzwi.

Nie ruszając się z miejsca, obserwował poczynania dziewczyny z pewną dozą zaciekawienia. Zachowywała się inaczej. Zupełnie inaczej niż zwykle. W sercu czuł pewien niepokój, który bardzo szybko miał zostać rozwiany.

- Jeszcze raz przepraszam. Nie powinnam była ci się narzucać. Sama nie wiem dlaczego tu przyszłam – dodała ciszej, chwytając za klamkę.

- Wendy.

- Co? – W odpowiedzi na jego stanowczy ton, odwróciła gwałtownie głowę.

A Harry już wiedział o co chodzi. Wyprostował się powoli i napiął mięśnie, gdy wzrokiem wodził po posiniaczonej, mokrej od łez twarzy dziewczyny.


- Kto ci to zrobił? – spytał po dłuższej chwili milczenia.

- Nikt, ja... Potknęłam się – zacisnęła szczękę, uciekając wzrokiem i nieumiejętnie próbując zakryć włosami policzki. Pokręcił głową z uśmiechem ironii, zaciskając na kilka sekund powieki.

- Nie jestem tak głupi jak myślisz. Czy to on? Twój chłopak? – kontynuował niższym głosem.

- Skąd wziąłeś ten durny pomysł - prychnęła trochę panicznie, krzyżując ręce na piersiach.

- Teraz wszystko układa się w całość – odchylił lekko głowę i bez mrugania, obserwował dziewczynę – Twoje nadgarstki, nagłe zmiany tematu, gdy tylko o nim wspominałem. Znęca się nad tobą? – spytał wprost, świdrując Wendy wzrokiem.

- Harry, proszę cię. To był zły pomysł, że tu przyszłam. Masz rację. Już mnie tu nie ma – szepnęła ledwo słyszalnie, znów odwracając się plecami.

- Proszę – westchnął i pokręcił głową, mówiąc zupełnie innym głosem niż wcześniej – Chociaż raz nie uciekaj przed tym i powiedz mi prawdę. Chciałaś się zaprzyjaźnić, a zaufanie to chyba jedna z wielu cech przyjaźni, czyż nie? – stwierdził bardzo poważnie, czym przykuł uwagę zdezorientowanej jego słowami, dziewczyny.

- Tak – szepnęła, spuszczając wzrok.

- Więc? To on, prawda?

- Tak.

Harry automatycznie napiął mięśnie, gdy usłyszał cichutkie potwierdzenie jego teorii. Zacisnął pięści i szczękę, przyglądając się chwilę dziewczynie, po czym bez słowa, ściągnął z haczyka kurtkę i niedbale zarzucił ją na siebie.

- Co ty robisz? – rzuciła zdziwionym głosem.

- To co powinienem w tej sytuacji.

- Harry, nie żartuj. – pokręciła przecząco głową i stanęła przed chłopakiem, spoglądając na niego z szokiem.

- Może się nie lubimy i może za bardzo pokazuje to jak bardzo mnie irytujesz, ale jesteś kobietą. A ja nie pozwolę, by ktokolwiek znęcał się nad kobietą, gdy mogę coś z tym zrobić – wyrecytował bez zająknięcia i mrugnięcia, patrząc Wendy prosto w oczy.

- Ale to nie ma sensu – pokręciła energicznie głową, pociągając nosem i nie odrywając niezwykle zszokowanego wzroku od ciemniejących oczu Harry'ego – I co zrobisz? Nawet nie wiesz gdzie mieszkam. A nawet jakbyś wiedział, co dalej?

- Oberwie po mordzie pięć razy bardziej i boleśniej – odpowiedział niskim głosem.

- To nic nie da. To nie ma sensu. – szepnęła, przełykając ślinę.

Wendy poczuła jak całe jej ciało ogarniają przyjemnie ciepłe dreszcze, jak jej myśli zaczynają szaleć, a serce – paradoksalnie – uspokaja tempo swego bicia. Nigdy nie spodziewała się takiej reakcji po swym nauczycielu. Nigdy nie sądziła, że dobrowolnie i może trochę na około, ale przyzna się do przyjaźni z nią.

- Nie pozwolę, by pozostał bezkarny. Bardzo dobrze, że do mnie przyszłaś – spojrzał w dół, w przerażone oczy Wendy i poczuł ukłucie w sercu.

Wyglądała jak mała, bezbronna istota, ukarana jedynie za swą wierność i uczucia. Zapominając o wszystkich niezbyt sympatycznych uczuciach jakie żywił wcześniej do dziewczyny, chciał porwać ją w ramiona, przytulić szczelnie i zapewnić, że ten drań jeszcze wszystkiego pożałuje. Ale to przecież nie byłoby w stylu poważnego, zdystansowanego Harry'ego. Westchnął więc ciężko i kręcąc głową, cofnął się o krok. Potarł twarz dłonią i powoli zsunął z ramion kurtkę.


- Zrobię CI herbaty, bo się przeziębisz. – rzucił ledwo słyszalnie i odwracając się powoli, skierował w stronę kuchni.

Pozostawiając niezwykle oniemiałą Wendy na samym środku przedpokoju, uciekł przed tym co chciał i powinien zrobić. Dziewczyna po dłuższym czasie powróciła nareszcie na ziemię, potrząsnęła głową i zsunęła niepewnie kurtkę. Wzdychając dyskretnie, szurając zmarzniętymi stopami, podążyła za chłopakiem.

Gdy znalazła się w kuchni, zajęła jedno z trzech krzeseł i bawiąc się palcami, spuściła wzrok. Co kilka sekund zerkała na milczącego chłopaka, zajętego parzeniem herbaty. Harry czuł usilną potrzebę odezwania się, ale po raz pierwszy od dawna, miał świadome wrażenie, że wszystko co powie okaże się nieodpowiednim i niestosownym. Wolał więc milczeć, co wcale mu nie przeszkadzało.

Wendy czuła coś zupełnie przeciwnego. Nie lubiła tej niezręcznej ciszy. Z każdą kolejną sekundą miała coraz większe wyrzuty sumienia. Że jej nogi zaprowadziły ją właśnie do niego, że przyznała się do tak oczywistej prawdy, że zakłóciła jego spokój. Znowu.

- Jak się czujesz? – ustawiając kubek gorącego napoju na stole, spojrzał na dziewczynę badawczo. Ona wzruszyła jedynie ramionami, spoglądając na niego z dołu i uniosła ledwo widocznie kąciki ust. – Jeśli chcesz, możesz tu przenocować – zaczął po dłuższej chwili, uciekając wzrokiem – O ile oczywiście nie masz się gdzie udać, b odo niego na pewno cię nie puszczę – dodał stanowczo, zerkając na krótką chwilę w ciemne oczy zdziwionej wciąż, Wendy.

- Nie chcę się narzucać.

- Sam ci to zaproponowałem więc... - w porę ugryzł się w język, ściszając swój głos. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, zakładając włosy za ucho i obserwując chłopaka. takiego Harry'ego lubiła najbardziej.

- Jeśli tak bardzo chcesz, to dziękuję – skinęła głową, układając drugą dłoń na białym kubku. 


Co myślicie o Hendy? Czy według Was powinni się zaprzyjaźnić? A może powinno rozkwitnąć między nimi coś wiecej? ;) xx



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top