One Shot
Blitz P.O.V^
Miasto było pogrążone w mroku, szaro-czarne ulice nie różniły się od siebie żadnym szczegółem. Nie licząc tego, że WSZYSTKO posiadało swoje głupie imiona i miało, być tak bardzo ''wyjątkowe''. Blitz skręcił w stronę swojej starej kamienicy, znudzony wzrok przeniósł na grupkę obgadujących go starych, zgredliwych, krasnoludzkich babć.
- Widzicie? To syn Billi'ego - Zaśmiała się pierwsza.
- Taki jak jego ojciec - dodała druga.
- Jak on się ubiera.. - z obrzydzeniem stwierdziła trzecia.
- Mógłby się wyprostować... - skwitowała czwarta.
Postarał się je zignorować, była to jego codzienność, więc udawanie, że się tego nie słyszy, nie sprawiało mu większej trudności. Skręcił w swoją uliczkę i przyspieszył kroku. Prawie biegł, by dotrzeć do swojej kamienicy.
Już miał otworzyć drzwi do swojego mieszkanka, znaleźć się na bezpiecznej przestrzeni, z dala od krasnoludów, problemów, krzywych spojrzeń. Zaszyć się w swojej ''jaskini'' i zacząć projektować nową kolekcję ubrań. Tylko dla niego, rzecz jasna. Nikt, by tego nie docenił. Zostałbym wyśmiany.
Wyciągnął klucz, gdy na niebie coś rozbłysło. Blitz jeszcze nigdy nie wiedział tak jasnego światła. Miał wrażenie, że zaraz zamieni go w kamień, ale nie mógł oderwać wzorku. Ono go przyciągało, wołało ,, Hej, Blizen, złap mnie".
Spadało w zatrważającym tempie, aż znikło za horyzontem z przeraźliwym trzaskiem. Blitz zerwał się do biegu. Przemierzając szare uliczki, myślał tylko o tym co zobaczył, chciał dotknąć tego ciepła, zobaczyć je z bliska, przekonać, że było prawdziwe. Upewnić się, że nie zwariował.
Zatrzymał się dusząc ciężko. Jego kondycja przez te parę miesięcy zrobiła się bardzo słaba. Nie ruszał się za bardzo od maszyny do szycia. Od czasu do czasu opuszczał dom, by dokupić materiałów czy jedzenia. Rozejrzał się.
Wtedy ujrzał coś, czego nigdy, by się nie spodziewał. Na ziemi leżał elf, o białych włosach i niezdrowo szarym kolorze skóry. Nie wierzył, że to liche coś mogło być jego światłem. Ono było znacznie mocniejsze... Tak niesamowite. On nie podpisywał się pod ten opis. Był bardziej.... Niezwykle urokliwy, Blitz zapragnął poprawić jego białe włosy.
Pół żywy elf zaczął wstawać. Ciemnowłosy nie mógł uwierzyć, że ten po takim upadku był w stanie podnieść się do pionu (o ile to się w ogóle wydarzyło). Spojrzał na niego nieobecnym wzrokiem. Jego wzrok był przeszywający. Pełen bólu i ogromnego wyczerpania. Oparł się o zimny mur kamienicy.
- Żyjesz? Źle się czujesz? - spytał krasnolud, ale elf nie odpowiedział. Przekrzywił tylko lekko głowę, jakby nie rozumiał co się do niego mówi. - Hej? - białowłosy osunął się po ścianie, a Blitzen złapał go w ostatniej chwili, za nim ten spotkał się z ziemią.- Okej, tak też możemy - podtrzymał go. Dlaczego zawsze musiał się ładować w kłopoty? Nie potrzebował kolejnego problemu, jakim był martwy elf w jego objęciach. Mimo wszystko łapany sumieniem przerzucił go sobie przez ramię.
Elf był zadziwiająco lekki i chudy, więc niesienie go nie sprawiało Blitzowi większego problemu. Ruszył do swojego mieszkania, zapominając o światełku, które wcześniej tak go wołało. Jakby nigdy się nie pojawiło, przestało być istotne. Teraz liczyła się natychmiastowa pomoc elfowi.
Mieszkanie Blitzena było idealnie czyste, minimalistyczne i dość chłodne. Jednym ciepłym akcentem były materiały. Krasnolud kochał modę, projektowane i szycie. Większość otaczających go osób wyśmiewała go, jednak tym zbytnio się nie przejmował. Paradował po ulicach w koszuli, kamizelce i modnym krawacie. Na każdy dzień tygodnia miał inny zestaw ubrań. Jego matka zawsze mu powtarzała, że ma talent, a wszystkie krasnoludy nie mają pojęcia o dobrym guście. Irytująca kobieta, ale może miała trochę racji, w tym co mówiła.
Położył białowłosego elfa na kanapie w kuchni. Sprawdził mu puls i przyłożył rękę do czoła. Nie wyglądał za dobrze. Naelektryzowane włosy wychylały się do lampy, jakby chciały...
Przypomniał sobie, że elfy nie czują się dobrze w mroku, potrzebują światła inaczej... Blitz przełknął ślinę, z jakiegoś powodu koniecznie chciał ratować elfa. Ten był na granicy życia i śmieci. Jego mózg Zaczął pracować szybciej. Rozłożył swoje stanowisko i napalił w piecu.
- Do dzieła, Blitzen- powiedział sam do siebie i założył grube, ciężkie rękawice. Zaczął majsterkować. Blitz jako krasnolud miał rękę do tworzenia mechanizmów. Pracował w niewyobrażalnym tempie. Chwilę później z jego rąk wyszło coś, co przypominało łóżko.
Delikatnie podniósł elfa i przełożył na posłanie. Przestawił jakąś wajchę, a to zaczęło świecić. Miał nadzieję, że to pomoże, lub pozwoli elfowi odzyskać siły na tyle, by Blitzen pomógł mu wydostać się na powierzchnię. Przysunął sobie krzesło i zaczął mu się przyglądać.
Blitz siedział przy białowłosym cały dzień. Zastanawiał się, co takiego mu się przytrafiło. Poprawił mu włosy. Elfa trawiła gorączka, ale na pewno wyglądał dużo lepiej, tym bardziej krasnolud ucieszył się, gdy ten powoli otworzył oczy.
- Dzień dobry - uśmiechnął się, ale znowu nie uzyskał odpowiedzi od białowłosego. Zaczął się irytować.
- Słyszysz co do ciebie mówię? - Warknął, ale również tym razem, odpowiedzą było milczenie.- Goszczę cię w moim domu i ratuje życie, więc okaż trochę szacunku bezczelny elfie.- Blitz lubił wysoką kulturę, gościnę i zachowanie zasad Savoir Vivre. Zamiast tego, jego gość wyglądał na zdziwionego. Zamrugał, po czym wyciągnął do góry ręce. Lewą rękę ułożył w łuk, a drugą zrobił okejke. - Możesz się ogarnąć? - złapał go za kołnierzyk ciągnąc do pozycji pionowej.- Za kogo ty się uważasz? - Warknął ciągnąc go mocniej. Gdy zorientował się co robi, puścił go, a ten upadł. Patrzył na niego przestraszony. Po czym przyłożył palec do ucha, następnie zaczął intensywnie machać rękami. Z początku Blitz niczego nie rozumiał. Machnął na siebie i na niego, złożył ręce i zaczął kręcić coś niezrozumiale. Wtedy krasnolud zrozumiał. - Ty... Nie słyszysz? Prawda? - Blitz nagle poczuł się strasznie głupio. To on nieodpowiednio się zachował - Ja... Przperszam - powiedział, ale przypomniał sobie, że ten nie rozumie. Wpadł na pomysł, pobiegł do swojej sypialni i zaczął szperać s szafce nocnej. Wyciągnął gruby notes i długopis. Uśmiechnął się sam do siebie.
Wrócił do salonu i podał obie rzeczy chłopakowi. Ten szybko naskrobał na papierze:
- Przepraszam, ale cię nie rozumie. Dziękuję za ratunek - podał mu. Blitz zawsze miał wrażenie, że ma ładne pismo, ale to elfa było niesamowite. Delikatne i bardzo staranne. Urocze było jak robi pętelkę przy ,Z".
- Nie przejmuj się. Przepraszam, za swoją reakcję. Nie chciałem być niegrzeczny. Jeśli chodzi o ratunek to nie ma problemu. Mam nadzieję, że czujesz się lepiej- spojrzał na elfa, który pokiwał głową znacząco. Uśmiechnął się. - Jestem Blitzen, a ty? - dopisał i oddał mu notes.
- Blitz? - zdziwił się elf.
- Nie, Blitzen -
- Blitz brzmi lepiej - stwierdził białowłosy.
- Niech będzie Blitz. Masz rację - uśmiechnął się - No to jak się nazywasz? -
- Hearthstone - Blitz, skrzywił się.
- Masz strasznie długie imię - napisał
- Może... - zastanawiał się - Będę nazywać cię Hearth? - spojrzał na elfa. Jego twarz rozpromieniła się. Pokiwał głową, dość entuzjastycznie. Krasnolud uśmiechnął się. Pierwszy raz od tak dawna czuł się naprawdę szczęśliwy. Po jego ciele rozchodziło się przyjemne ciepło, którego tak dawno nie czuł. Miał wrażenie, że elf uleczył jego zbolałe serce. Jego obecność, była znacznie lepsza, niż patrzenie na spadające światło. Teraz mógł naprawdę to poczuć. Wrócił do pisania. - więc Hearth. Jak tu trafiłeś? Jeszcze będąc w takim stanie... Byłem pewny, że nie żyjesz - podał mu notesik. Elf zaczął coś energicznie pisać.
- Używałem magii run. Nie wyszło. Straciłem siły no i spadłem tutaj -
- Magia run? - zdziwił się Blitz- Nikt już chyba z niej nie korzysta. Jest ogromnie trudna do nauczenia i wyczerpująca -
- Chciałem się nauczyć, by... - przerwał pisanie. Krasnolud zauważył, że dłonie białowłosym elfa się trzęsły. Temat, o którym miał mówić, widocznie nie był łatwy i przyjemny. Blitz zdziwił się lekko. Z jakiegoś nieznanego mu powodu, położył dłonie na tych chłopaka i uśmiechnął się. Hearth spojrzał na niego zdziwiony, po czym odwzajemnił gest. Pokazał coś rękami, teraz Blitz zrozumiał bez trudu ,, Dziękuję,,. Wrócił do pisania.
- Moja rodzina uważa mnie za porażkę. Chciałem im pokazać, że jestem coś wart. Elfy przykładają sporą wagę do tego, by wszytko było idealne. Głucho-niemy elf, raczej nie zalicza się do tej sfery. Zacząłem się uczyć run, by zaczęli mnie uznawać za mniejszą porażkę - spojrzał na niego smutno. Blitz był pewny, że gdyby mówił, jego głos byłby przeszyty ogromnym bólem i cierpieniem, jakiego nawet Blitz nie zaznał. Wiedział jego, elf nie miał lekko i musiał dużo przejść.
- W porządku, jesteś super, Hearth. Więcej wiary w siebie -
Blitz wrócił do rzeczywistości z miłych wspomnień spojrzał się w bok. Musiał być nieprzytomny przez krótką chwilę, zobaczył Magnusa nachylającego się nad nim, Samire i... Zrobiło mi się słabo.
-Co ten dureń robi?- wycharczał, jednak jego oczy same się zamykały - Niech ktoś... Go powstrzyma - znów zapadła ciemność. Lecz nawet tam martwił się o białowłosego elfa. Nie. To za mało powiedziane. Szalał z nerwów, myśląc o tym, że marnuje czas, gdy Herth może próbować oddać życie, by go chronić. Był naprawdę głupi. To Blitz, byłby w stanie umrzeć za niego. Brońcie bogowie w drugą stronę.
W tym czasie Hearth zemdlał.
^ Hearth P.O.V ^
Blitz i Hearth zamieszkali na ziemi. Znaleźli sobie też całkiem niezłą fuchę. Jednak od tego, dnia, w którym się poznali, szli ramię w ramię, nie do rozłączenia duecie. Poznali Magnusa, którego wspólnymi siłami bronili tak długi czas... Ryzykowali życie, a Herth tylko zawsze myślał o tym, czy przypadkiem nie zaszkodzi to jego przyjacielowi. Martwiło go to.
Następnie poznali Samire, do której na początku byli sceptyczni.
Hearth usychał, gdy Blitzena nie było obok, czuł się źle. Martwił się o niego, a wręcz szalał z nerwów, bijąc się, że coś mu się stanie.
*Chwilę później*
-Coś ty sobie wyobrażał Hearth?! Chciałeś zginąć, by mnie ratować?!- krzyczał Blitz. Po latach znajomości język nie sprawiał problemów. Blitz świetnie rozumiał elficki migowy, a Hearth nauczył się czytać z ruchu warg. Dla zbiorowiska wojowników z Walhalli, którzy od dłuższego czasu przyglądali się kłótni, całe zdarzenie musiało wyglądać nad wyraz komicznie.
Niski krasnolud wykrzykiwał i machał rękami bardzo poruszony, robiąc ogromną ilość rumoru na całym statku, po czym odpowiadała mu cisza.
Białowłosy elf zaciekle gestykulował, starając się jak najlepiej dobierać znaki. Uwierzcie lub nie, ale ciężko kłócić się w ten sposób. Hearth czuł jak ręce go bolą i miał ochotę przestać, jednak nie zamierzał dać za wygrane zdartemu głosowi Blitzena.
,, Miałem dać ci zginąć?! To było jedyne wyjście Blitz. Przecież nic mi nie jest,, migał białowłosy elf, starając się nadarzyć za wrzaskami krasnoluda. To, co było dobre w ich kołtuni, to że musli skupiać się tylko na sobie. Blitzen na znakach, które pokazywał elf, a Heath na słowach wypowiadanych przez krasnoluda.
- A ja mogłem pozwolić, by tobie coś się stało?! Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybyś został przeze mnie zraniony. Daj spokój, nienawidzę tych twoich heroicznych akcji! Co z tobą Hearthstone? - na twarzy elfa wymalowało się szczere i naprawdę śmieszne zdziwienie. Od kiedy pamiętał Blitz nie mówił do niego pełnym imieniem. Potrzebował chwili, by otrząsnąć się z szoku.
,, co to za poważny ton, Blitzen! ,, Zamigał, również zachowując odpowiednią powagę. Teraz był zły na niego, że aż tak się przejmuje.
- Wystraszyłeś mnie głupku - Hearth nie mógł tego słyszeć, ale dokładnie widział jak ramiona Blitza załamują się. Wyciągnął rękę i delikatnie, z ogromną czułością wsunął kosmyk białych włosów, za ucho elfa. Spojrzał mu głęboko w oczy. Hearth poczuł, jak jego serce zaczyna bić znacznie szybciej. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio Blitz tak na niego patrzył. Wzorkiem pełnym troski i miłości, która w zgiełku walki i prób przetrwania, gdzieś zaginęła, odsunęła się na drugi brzeg. Oboje chyba zapomnieli o tym, co ich łączy. Zamiast tego robili chore wyścigi heroicznej śmierci. ,,ja zginę za ciebie Hearth" , " nie nie, to ja ochronie ciebie Blitz. Schowaj się'' i tak bez końca. Elf poczuł łzy w oczach.
- Nie płacz kochanie - szepnął Blitz, tak, że tylko Hearth, to wiedział. Wiedział, że jego słowa były bezgłośne. Uśmiechnął się, gdy krasnolud zaczął ścierać jego łzy z policzków. Podniósł dłoń i położył na tej Blitzena. Czuł się naprawdę cudownie. Wyczerpanie związane z użyciem magii, nagle uciekło. Liczyli się tylko oni. Oni i ich miłość, która pierwszy raz zatliła się w najciemniejszych zakamarkach wszystkich światów. Tam, gdzie wszystko miało swój początek.
,,ty mnie też, nigdy więcej nie umieraj. Myślałem, że serce mi stanie. Myślałem, że nie żyjesz,, Po tych chłopak pocałował elfa. Hearth poczuł przyjemne motyle w brzuchu. Dawno nie okazywali sobie tyle czułości. Teraz cała miłość, która się w nich gromadziła, po prostu się ulotniła. Blitz wsunął dłoń w jasne włosy elfa, a Hearth objął go ramionami. Nie mógł tego usłyszeć, a Blitz to zignorował, ale spora publiczność hotelu Walhalla wydała z siebie zduszone ,,Ohhhhh,,.
Potem podszedł do niego Magnus. Uśmiechał się szeroko.
- Stary, znam was od zawsze, a nie wiedziałem, że wy no..- Hearth tylko się uśmiechał. Siedział na kolanach Blitzena i ciszył się tą chwilą. Marząc, by tak zostało już na zawsze.
Wyciągnął ręce i pokazał znak, który w tej chwili rozumiał tylko Blitzen. Odwzajemnił go. Potem złączyli swoje dłonie. Nie trzeba tłumaczyć tego gestu, tak samo nie trzeba tłumaczyć ich miłości. Jeśli ktoś ma coś przeciwko niech na wieki utknie w Midgardzie cierpiąc katusze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top