I Rozdział 26 I


Podczas gdy chowańce w szalonym tempie ruszyły przed siebie, a już po chwili po okolicach słychać było przerażone wrzaski ich ofiar, białowłosa na spokojnie uklękła i zajęła się wytwarzaniem swej broni. Jak zwykle zaczęła od ogólnego planu, następnie powstał szkielet, na który to nakładane były coraz to nowsze warstwy chakry. Szło jej dużo szybciej, a nawet i dokładniej, niż za pierwszym razem, co zawdzięczała w dużej części treningowi i kilku bestią, które słowo w słowo wyrecytowały jej budowę broni palnej z jej świata. Nadal nie mogła się nadziwić, że tamte zwierzaki miały dostęp do jej poprzedniej rzeczywistości. Tuż po pierwszej replice słynnego, szwajcarskiego karabinu wyborowego* dorobiła jeszcze dwa mniejsze pistoleciki, FN Five-Seven, które włożyła za pas obi. Teraz mogła się porządnie wziąć za badanie swych limitów, choć raczej chciała się po prostu wyszaleć.

Wysunęła swe lisie uszy, tracąc równocześnie ludzkie i przymykając oczy, by zrobić w swej głowie mapę oraz znaleźć innych uczestników. I choć chciała wytężyć swój słuch, tak nie dotarł do niej żaden dźwięk. Sytuacja ta była wyjątkowo podejrzana. Pośpiesznie otworzyła oczy, schowała zwierzęcy element i rozglądnęła się miarowo. Słońce usilnie atakowało jej źrenicę, oślepiając dziewkę na moment, lecz ta wymusiła natychmiastową zmianę adaptacji oka, by móc wypatrywać zagrożenia. Może i nie było to najlepsze rozwiązanie dla jej wzroku, ale musiała zakładać, że gdzieś w pobliżu czyha na nią silniejszy przeciwnik. Mogła również już być złapana w jego pułapkę. W końcu wpierw poświęciła swą uwagę jedynie broni, a potem w dodatku nic nie widziała. 

W odległości kilkudziesięciu metrów nie czuła obcej chakry ani też nie słyszała odgłosu poruszania się. Nerwowo spoglądała to na krzaki, to na gałęzie drzew, ale nie zauważyła nic podejrzanego. Niemniej jednak fakt, że w dalszym ciągu nic nie słyszała, był co najmniej dziwny. Zawsze jest choć jedna rzecz w naszym otoczeniu, która wydaje dźwięk; włączony komputer, muzyka z pokoju obok, liście drzew powiewające na wietrze, niespokojne potarcie gleby stopami, a nawet kręcąca się Ziemia. 

'A jednak- pomyślała, gdy odruchowo uniknęła ataku skierowanego w jej plecy.- czemu to zawsze mi pojawiają się takie problemy na drodze?' Oblizała drapieżnie część górnej wargi, by następnie kontratakować swą dłonią, której pazury nienaturalnie się wydłużyły i zaostrzyły. Dostrzegając, że zaatakowała ją grupa z wioski Dźwięku, uśmiechnęła się szalenie, ponieważ pomyślała, że tego wymaga od niej sytuacja. Odzyskała słuch.

- A witam, witam!- zaczęła entuzjastycznie, choć sztucznie.- Muszę wam pogratulować, ponieważ zostaliście moimi pierwszymi szczurami laboratoryjnymi! Nawet nie wiecie, jaki to zaszczyt.

-Przestań chrzanić!- odwarknął mężczyzna. Momentalnie sylwetka dziewczyny zaczęła wydzielać żądze krwi i aurę, przed którą lepiej byłoby się schować. Z jej twarzy znikły wszystkie sztuczne emocje, w jakie dotychczas musiała się odziewać. 

-Nie taka powinna być twoja odpowiedź.

Wrodzy shinobi ruszyli natychmiastowo ku niej, by móc zaatakować ją z bliska. Brązowowłosa dziewczyna zaatakowała, jako pierwsza, z wyskoku, a w tym czasie, gdy Kyoki się przed nią broniła, pozostała dwójka wycelowała shurikenami w jej nogi. Ostrza nie zetknęły się z jej skórą, a z plecami trzeciej członkini ich drużyny, którą to zmiennooka złapała za girę i z całej siły, której mało nie miała, cisnęła nią obok siebie. 

Jedna z podstawowych zasad, praktycznie każdej dyscypliny, brzmiała ''wykorzystaj siłę przeciwnika przeciw niemu''. Tak Hiniku się do niej tym razem dostosowała. Odrzuciła na chwilę karabin i zajęła się odpieraniem ataków, które to mnożyły się niemiłosiernie. W międzyczasie przydusiła trochę kobietę aż ta straciła swą świadomość, potem zaprzestała i oddała się walce z pozostałą dwójką. Ich styl był niezwykle nudny i przewidywalny, co niezbyt ją pocieszało - chciała się trochę wysilić czy coś. 

-Ani kroku, bo odpieprzę jej łeb od reszty ciała.- zakomunikowała w pewnym momencie, gdy ninja oddalili się od niej o kilka kroków, chcąc złapać oddech przed kolejną serią nieudanych ciosów i kopnięć. Białowłosa w swej dłoni trzymała jeden ze swych pistoletów, którym celowała w niewiastę, a drugą formowała pieczęcie, choć pewnie i tak nic z nich nie wyjdzie. Służyło to jedynie temu, by ich zastraszyć. W końcu miała testować styl walki, który opierał się na atakach dystansowych, a nie w zwarciu, choć i ten musiała niedługo przećwiczyć, więc lepiej dla niej było, gdyby zaczęli się wycofywać.- Daję wam wybór: bierzcie koleżankę i idźcie sobie albo was zamorduję.

Westchnęła przeciągle, gdy zdecydowali się wznowić swe ataki. Nie zdążyli się nawet do niej wystarczająco zbliżyć, a przez skroń brązowowłosej przeszła potężna porcja białej, śmiercionośnej chakry. Śmiać jej się zachciało, ponieważ nic nie poczuła. Zupełnie, jakby właśnie zdeptała jakiegoś robala, a nie kogoś zamordowała. Jej agonalne rozbawienie wzrastało, gdy przypominała sobie, w jakim to była w stanie po śmierci Haku. Stwierdziła jednoznacznie, że jednak była tym potworem, który czaił się w jej sercu, choć wszyscy zawsze temu zaprzeczali. 

Musiała przyznać, że był to stan, w którym mogła już pozostać. Żadne zbędne wartości nie przysłaniały jej umysłu, więc mogła bez zawahania kontynuować swe testy. Widząc, że mężczyźni zaczynają uciekać, wzięła do dłoni karabin, który to podniosła z ziemi, by następnie zacząć ostrzał. 

Setki pocisków skumulowanej, zaostrzonej chakry popędziło w stronę ninja Dźwięku. I choć ich prędkość była zadowalająca, tak wyrządzone szkody znikome. Udało jej się zaledwie podrapać ich skórę, mało która rana była głębsza, a żadna nie była śmiertelna. Przez usta białowłosej przebrnęły szpetne słowa. Wyrzuciła w górę trzymaną broń, a ta niemalże natychmiast przemieniła się w proch i powróciła do jej ciała. Podczas gdy jej przeciwnicy uciekali w najlepsze, to ona zajęła się dokładnym odwzorowaniem snajperki. 

Po co miała się przejmować tym, że jakieś nędzne robaki uciekły spod jej stóp? Zaczęła udzielać się jej sadystyczna natura. Lepiej było dać im chwilę panicznego biegu, moment spokoju, a dopiero potem zaatakować, gdy będą rozkojarzeni. Jeśli ma ich poważnie uszkodzić, to woli zrobić to w wielkim stylu. W końcu to, że piaskowe rodzeństwo znało ją z plotek, nie oznaczało, że była znana. Mogli po prostu chcieć się dowiedzieć więcej o swoim przeciwniku - to nic dziwnego. By mogła zrealizować swoje plany, to musi wpierw zaistnieć czymś w świecie shinobi. A jak to zrobić, jeśli nie brutalnością i unikalnymi umiejętnościami?

Położyła się na trawie i wypatrywała swych ofiar. 'Cel uświęca środki- powtarzała sobie w myślach.- I tak by zginęli'. Ułożyła palec na spuście, głaszcząc go uspokajająco, jakby miało jej to pomóc w podjęciu decyzji. Słyszała głośno swe dudniące serce, choć starała się nie zwracać na to uwagi. Wystarczyły dwa sprawne strzały, więc nie miała powodu do zawahania się. Po chwili jej dłonie zaczęły niepokojąco drżeć. 

Czyjś eteryczny duch otulił nagle jej ciało. Ułożył swą brodę na jej głowie, napoił ją ciepłem swej duszy. Zacisnął dłoń na jej i stanowczym ruchem pociągnął za spust. Wnet niebo przeszył głośny dźwięk, a ciało opadło bezwładnie na ziemię. Przekierowała lufę na drugą ofiarę, a nieznajoma postać znów pomogła jej w wystrzeleniu pocisku. Gdy tylko miała pewność, że obaj jej wrogowie nie żyją, natychmiast skierowała swój wzrok na tajemniczą sylwetkę. Mężczyzna, a przynajmniej w takim przekonaniu się utwierdziła, był jedynie zlepkiem cieni, które teraz oplatały jej ciało.

Choć nie miał twarzy, a jedynie parę krwistoczerwonych oczu, to wydawał się niezwykle znajomy jej sercu. Jakby żyła w pobliżu tej istoty od zawsze, ale dopiero teraz zauważyła jego obecność. Wyciągnęła ku niemu rękę, jednak zamiast zetknąć się z jego ciałem, ta przeniknęła przez niego. W końcu był jedynie cieniem i wiernym sługą swej białowłosej pani. 

Gdy tylko mrugnęła, stwór zaczął wsiąkać w glebę wokół niej, a po chwili nie było po nim żadnego śladu. Zdawało się jej, że był jak czyjś szept; równie efemeryczny, jak on, cichy, w oddali od nieproszonych osób. Na samo wspomnienie jego oczu nie mogła powstrzymać łez, jakie teraz spływały po jej zarumienionych policzkach. Czuła, że kiedyś to coś było dla niej niezwykle drogie.


-I ona ma być naszą kolejną właścicielką?!- warknął pierwszy głos.- Nie potrafiła nawet sama ich zamordować!- Należał on do cienistego stwora z brązowymi oczami. Niektórzy mu zawtórowali, inni ogłosili swoją odmienną opinię, a kilka bestii nawet nie uczestniczyło w dyskusji.

-Jest jeszcze dzieckiem, nie wyczekuj od niej tyle- odparła czule jego zielonooka odpowiedniczka. Nie rozumiała, jak mógł mówić o niej bez należytego szacunku.

-Właśnie! Potroszcz się o nią czasem, Shizen, a nie całe dnie tylko się opierniczasz!- wydarł się ktoś kolejny. 

-A idźcie do diabła!- Z tymi słowami brązowooki odwrócić się tyłem i ułożył się do snu.- A potem będziecie żałować, że jej nie zmieniliście...- dodał jeszcze obrażony pod nosem.


Białowłosa położyła się w niezbyt wygodnej pozycji na ziemi. Przymknęła na chwilę oczy, by rozkoszować się w pełni zapach, jaki docierał do jej nosa. Może i nie mieli zbyt dobrych warunków na pichcenie, ale smocze uosobienie mogło pochwalić się wybitnymi umiejętnościami kulinarnymi. 

Przyłożyła nagle do swej głowy pięści i zaczęła pocierać nimi swoje skronie. Nie mogła wyzbyć się z pamięci obrazu tych hipnotyzujących oczu, a jednocześnie nawiedzać ją zaczęły retrospekcje z dzieciństwa. Zadawała sobie od paru godzin tylko to jedno pytanie - skąd znała tę krwistoczerwoną barwę?

-Jak myślisz, czym panienka jest tak zajęta?- spytał w pewnym momencie Rei, smok. Mieszał w kociołku podstawowe zioła, jakie nazbierał po drodze z przyzwyczajenia. Jego długi ogon radośnie uklepywał ziemię, a łuski połyskiwały w nikłym świetle. 

-Pewnie nad swoim starym światem.- Lis, pomimo spoglądania co chwilę w stronę dziewki, popatrzał na nią ciepło. Choć nie miał osobiście nic do smoczka, a nawet pałał do niego sporą sympatią, tak teraz ochotę miał zakopać go gdzieś wśród króliczych nur. Byleby zostawił ich samych. W końcu zaraz księżyc zastąpi słońce, a oglądanie jego zachodu jest ponoć romantyczne dla ludzkich dziewczyn, więc chciał spędzić ten czas samotnie u jej boku.

-Mogę wam opowiedzieć pewną historię, jeśli chcecie- wtrąciła się białowłosa, która od momentu przysłuchiwała się ich dyskusji. Przytaknęli jednocześnie, posyłając sobie następnie wściekłe spojrzenia.- Więc słuchajcie uważnie, bo nie zamierzam się powtarzać.

Ponownie przytaknęli.

-Była sobie kiedyś młoda dziewczyna- zaczęła- była niezwykle urocza. Długie włosy, duże oczy, porcelanowa cera, po prostu ideał. Jednak w rzeczywistości nie była tą naiwną, wiecznie uśmiechniętą i rumieniącą się dziewczynką, a nic nie czującą maszyną stworzoną przez swoich rodziców. Codziennie, gdy wychodziła z domu, zakładała swoją maskę i udawała, że żyje. Pewnego dnia wiedźma rzuciła na nią urok. ''Gdy się zakochasz, nie będziesz mogła tego wyjawić ani pokazać, ponieważ spotka cię wtedy śmierć'' rzekła. Wydawało jej się to niezwykle zabawne, w końcu nic nie czuła, więc nie mogła się zakochać. I gdy tak pomyślała po raz setny, to spotkała na swej drodze urodziwego młodzieńca. Był szczerą, wesołą osobą. Jak się pewnie domyślacie, zakochała się w nim po uszy. Tkwiła w swej miłości przez kilka lat, podczas których zapomniała o złym uroku. Pod koniec liceum, gdy ich drogi miały już na zawsze się rozejść, wyznała mu miłość i to, że cały czas tylko udawała uroczą idiotkę. ''Jak ktoś tak fałszywy ma czelność mówić coś takiego'' odpowiedział jej i się głośno zaśmiał. Wtedy też pojawiła się wiedźma i przypomniała o swoich słowach. Jednak dziewczyna pierwszy raz zachciała wtedy czegoś tak mocno. Chciała umrzeć. W jej ostatnich wspomnieniach zapisany był jedynie szyderczy śmiech jej wybrańca i słowa, jakie wypowiedziała w chwili śmierci. '' Szczerze się cieszę, że cię pokochałam, nawet jeśli nie była to szczera miłość, i nawet jeśli muszę teraz przez to umrzeć. Dziękuję, że mogłam cię pokochać. A teraz wybacz mi, ale wolę, by prawdomówni górowali nade mną'' mówiąc to skonała. Ale koniec końców zrobiła to z uśmiechem na ustach, ponieważ zrozumiała, jak bardzo zjebała, oszukując wszystkich dookoła siebie przez całe swe życie. Koniec.

-Ile z tego było o tobie?- spytał w końcu z sarkastycznym uśmieszkiem smok. Co jak co, ale takie opowiastki zawsze dotyczą prawdziwego życia.

-Zdradzę ci jedynie, że nigdy się nie zakochałam i nie spotkała wiedźmy.

*Szwajcarski karabin wyborowy. Chodziło tu o Brugger & Thomet APR. 

***

Okej...? Wybaczycie mi moją nieobecność, jeśli napiszę, że pracują obecnie nad ff z boku no hero academia? Na chwilę obecną mam już pierwszy rozdział (napisany pod wpływem impulsu), ale brakuje mi jeszcze okładki, tytułu i opisu. Ehhh

W ogóle ulitowałam się nad wami i rozpisałam dzisiaj więcej na temat tych cieni. Hehehe. Może ktoś jeszcze wie, o co w nich chodzi.

Pytanie na dziś: Jak myślicie, która część historii na końcu rozdziału była bezpośrednio o życiu Hi-chan? 

Bye Bye-bi!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top