Śmierć

W ostatnim czasie coraz częściej myślę o śmierci. Znajdą się takie osoby co powiedzą, że po cholere myślisz o śmierci skoro życie jest takie piękne. Mogę odpowiedzieć tak: życie potrafi kopnąć w cztery litery i nie zawsze jest piękne, a co do śmierci to nie wiem czemu o niej myślę.
***
Jak na zawołanie w lesie zrobiło się ciemno. Ktoś pomyśli przecież mogła siedzieć tam tak długo że nie zauważyła gdy się sciemniło. Gratuluję wiec geniuszu osobie, która myśli że koło godziny 11.00 rano w lesie się sciemnia.

A co do tego czemu jestem w lesie to już mówię. Mianowicie gdzieś koło 2.30 mój jakże ulubiony (czujecie sarkazm?) sąsiad z domu obok zacząć się kłócić (budząc mnie przy tym) bardzo głośno chyba że swoją żoną. Mając dość ich kłótni wyszłam przejść się po lesie, który był parę metrów od mojego domu.

A wracając do teraźniejszości..... Rozglądałam się we wszystkie strony, ale niczego nie zauważyłam. Dziwne... Przecież nie powinno się ściemniać o tej porze. Okej... Może mam zwidy? Mam pomysł. Zamknę oczy i jak je otworze to możliwe, że nie będzie już tak ciemno. Natomiast jesli nadal tak będzie, to...nie wiem. Zrobiłam tak. I nic. Nadal było ciemno. Czy coś jest ze mną nie tak czy o co chodzi?

-Wiesz, że może być z tobą coś nie tak?- powiedział jakiś głos.
-Ktoś ty? Gdzie jesteś?
-A po co ci ta wiedza młoda damo?
-Po to żeby stwierdzić czy nie chcesz mi zrobić krzywdy?
-O to się nie martw. Żadna krzywda ci się nie stanie.
-Doprawdy?-zapytałam z sarkazmem.-Skoro nie wiem kim jesteś to skąd mam mieć pewność?

Cisza. Cały czas nie wiedziałam gdzie znajduje się mój rozmówca, bo głos jakby dochodził z każdej strony, więc po prostu stałam w miejscu, patrzyłam się przed siebie i nasłuchiwałam.

Po chwili, która zdawała się być dla mnie wiecznością usłyszałam za sobą szelest. Odwróciła się szybko. Przedemną stała postać w czarnej pelerynie. Oczywiście kaptur założony tak bym nie zobaczyła twarzy.
-Zadowolona?-zapytał ten ktoś.
-Ale niby z czego?
-Z wiadomości.
-Jakiej wiadomości. Przecież chyba nie z tej, że mnie nie skrzywdzisz?
-A właśnie, że z tej.
Mogłabym przysiąc, że ta osoba miała wtedy uśmiech na twarzy.
-Przecież możesz tak mówić, ale w głowie juz mieć plan jak najlepiej mnie skrzywdzić.

-Moja droga. Gdybym chciała ci coś zrobić to już mogłabyś się tutaj zwijać z bólu i błagała byś o szybkie ich zakończenie, a ja jako miłościwa osoba zrobiłabym to poprzez ukatrupienie ciebie. Podsumowując nie rozmawialabym z tobą tylko zajęła swoją pracą.
Przełknęłam ślinę.
-Czyli...gdyby był...gdyby była na mnie pora to... to ty byś....
-To bym po ciebie przyszła? Tak. Tak to bym zrobiła. A, że na ciebie jeszcze nie czas....
-Więc czemu tutaj jesteś?
-Ponieważ jesteś jedną z niewielu osób, które zainteresowały nie tylko mnie.
-Okeeeeej....Trochę to dziwne.
-To prawda. To może być dziwne.
-Mogłabym zobaczyć twoją twarz. Cały czas masz ją pod kapturem, a wolę wiedzieć jaką ma twarz mój rozmówca.
-Oki. Ale ostrzegam, że możesz zobaczyć coś co może przerażać. Nadal chcesz bym to zrobiła?
-Hmmm...Tak, chcę.
-Ale żeby nie było potem pretensji, że nie ostrzegałam.
-I nie będzie.
Po chwili widziałam jej twarz. Twarz Śmierci. Wcale nie była straszna czy przerażająca. Miała czarne włosy i oczy oraz bladą twarz.

Przyglądałam się jej przez chwilę.
-Ładna jesteś.
-???? Że ja?
-Tak ty. Przecież po pierwsze oprócz mnie jesteś tylko ty, a po drugie nie mam przy sobie lusterka.
-Łał. Jeszcze chyba nikt mi nie powiedział czegoś takiego.
-Czy mnie się wydaje czy ty się speszyłaś?
-Ch-chyba tak.
-Ale połączenie... Speszona śmierć. Raczej nikt tego nie widział.
-Zgadzam się.
-Serio?!?!?
-Serio, serio. I nie rób takich wielkich oczu, bo ci tak zostanie.
-Śmierć, która się troszczy, umie się speszyć, pewnie ma jeszcze inne uczucia i odruchy... Tego chyba świat nie widział. Ty....
-No co ja?
-Wielu przecież pisało, że ty uczuć nie masz.
-Tak, wiem. A potem, gdy po nich przyszłam zmienili zdanie, ale i tak już było za późno na jakiekolwiek zmiany.

-Śmierć?
-Tak?
-Czy jak zabierasz tych ludzi to to ich boli?
-Tego nie wiem. Zakładam, że i tak i nie. Jedni są na to przygotowani, a drudzy wręcz przeciwnie.
-Rozumiem.
-Masz jakieś jeszcze pytania?
-Na razie nie.
-To dobrze. Ponieważ muszę już wracać. Mam przecież swoje obowiązki. Tak jak i ty.
-Masz rację. Wiem, że kiedyś się jeszcze spotkamy.
-To prawda. Lec już, bo się o ciebie martwią.
-No to cześć.
-Cześć.

Odwróciłam się i zaczęłam powoli iść, ale obejrzałam się jeszcze za siebie. Nie było jej. Mam tak wiele pytań i tyle nadziei, że przyjdzie zanim mój czas nadejdzie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top