Podobne życie

Uwielbiam przyjeżdżać na wakacje do dziadków. W tym roku jakoś udało mi się przyjechać tu na dłużej niż tydzień. Nie to co w poprzednich latach. Ale za każdym razem było cudownie. Ech...te wspomnienia. Muszę się ogarnąć, bo inaczej dziadek da mi popalić i sam skosi trawę albo powie by to zrobiła moja kuzynka. Znając życie to nie raczy tego zrobić. To wbrew jej godności. Phi. Też mi coś.
***
Już zrobiłam ponad połowę. Ufff... Chciałabym, żeby pojawiła się chociaż jedna mała chmurka. Cholerne słońce. Czemu musi być tak gorąco? Momencik...Widziałam gdzieś wygodne, zacienione miejsce. Jeszcze moment. Oooo tak.... Już lepiej. Dobrze, że jest cień, tylko....Chwila...Czemu jest mi chłodno skoro wiatr w ogóle nie wieje?

-Witaj moja droga.-usłyszałam nagle z lewej strony.
Obrociłam w tamtą stronę głowę.
WTF?
-Co ty tutaj robisz?-spytałam ze strachem w głosie. No bo, kto normalny pojawia się nagle z nikąd z niewadomego powodu i przyprawia ciebie przy okazji niemal o zawał serca? Zapomniałam czy może wiem, że ona nie jest normalna. A tak poza tym kto to do jasnej cholery jest? Na pierwszy rzut oka nie wygląda mi na taką. Chwila....A jednak nie. Ona nie jest normalna. Przecież ona jest....
-Spokojnie. Wyluzuj. Nie przyszłam, by cię sprzątnąć. Chciałam tylko zabrać ciebie w pewne miejsce.

-Doprawdy?-rzuciłam z sarkazmem.
-Tak. I nie robię sobie jaj. Ta sprawa jest na to zbyt poważna.
-No to gdzie mnie "porywasz"?
No dobra wstanę już. Nie będę przecież cały czas siedzieć. Inaczej tyłek mi odpadnie. A raczej będę tak się czuła jakby mi odpadał. A poza tym to niegrzeczne kiedy jedna ze stron siedzi, gdy ta druga w tym czasie stoi.

-Nigdzie nie porywam, tylko zabieram i w dodatku do osoby, która....Raczej której życie może być interesujące.
-Czy możesz powiedzieć mi do jakiej dziewczyny jedziemy?
-Po pierwsze nie jedziemy, a po drugie nie powiedziałam, że to dziewczyna. Przecież to może też być chłopak.
-Mam się bać? Bo wiesz....w razie czego to pójdę jeszcze po moją armię mrówek żołnierzy.
Jak ja uwielbiam swoją ironię. Po prostu mogłabym się z nią hajtnąć.
-Ze mną? Nie musisz się bać. I po co ci armia mrówek żołnierzy?
-Po pierwsze nie wiem. Po drugie to.... Też nie wiem, skoro i tak nie posiadam takiej armii. A raczej już wiem. Przecież za ich pomocą można skolonizować miejsce gdzie się wybieramy. Ponieważ może to być jakieś totalne pustkowie.

Jak tylko skończyłam mówić to uśmiechnęłam się jak psychopata.
-Ty se jaja robisz?
-A jak myślisz?
-Myślę, że albo jesteś idiotką albo tylko udajesz.
-No cóż.... Osobiście obstawiała bym tą drugą opcję.
Panna "wyglądam na seryjnego mordercę, ale wolę ciebie porwać z twojej woli" westchnęła zrezygnowana.
-W co ja się wpakowałam.-powiedziała szeptem.-No dobra...Zadam ci jeszcze raz to pytanie.... Czy jesteś gotowa?
-Bardziej już chyba nie będę.
-Oki, ale uprzedzam jak wrócimy z tamtąd to tutaj nic się nie zmieni. Wszystko będzie takim jak zostawiliśmy.
-Ale zaczną mnie szukać.
-Nie. Powiem tylko dwa słowa. Stara szafa. Mam nadzieje, że to ci coś powie.

Tia. Mówi mi to aż za dużo. Na przykład: eeeeeeeeee....... Cóż oprócz Narnii to na razie nie mam skojarzeń. A nie. Stop. Stara szafa ciotki Margaret z tymi wszystkimi płaszczami o nieprzyjemnym zapachu. Albo pełna gratów szafa babci mojej kuzynki. Albo....Nieee....Stop. Wróć. Nie myśl już o tym.

-Co ty tak głową trzepiesz w prawo i lewo?
-Cóż.....Jeśli chodzi o stare szafy to większość moich skojarzeń nie jest.... miła. Jeśli mogę tak rzec.
-Nie będę się pytać o szczegóły, bo widzę, że minę masz taką nie tęgą.
-I dobrze dla ciebie, że nie pytasz. Dzięki temu będziesz lepiej spała. Ale z drugiej strony mam ogromną ochotę ci to powiedzieć, ale wiem, że gdyby moja droga siostrzyczka się dowiedziała to bym przez co najmniej dwa tygodnie miała przekichane. Więc....Co z tą "wycieczką"?

Wyciągnęła w moją stronę swoją dłoń i powiedziała:
-Łap rąsie i jedziemy.
Spojrzałam na nią jakby była skończonym idiotą.
-A niby czemu miałabym chwycić twoją zacną rękę?
Przewróciła oczami.
Już widzę jak mówi w myślach, że ze mną to jak z dzieckiem. Przyznam jej trochę racji. Ze mną na serio czasem jest jak z dzieckiem. Mimo, że mam kilkanaście lat na karku. I niby za trzy lata będę mieć dwadzieścia lat.

-No to weźmiesz mnie za rękę czy nie?- spytała lekko zniecierpliwiona.
-A nie będzie to wyglądało jakbyśmy były razem. Nie żebym miała coś przeciwko osobom lubiącym tę samą płeć, ale....
-Może to tak wyglądać, ale to tylko na chwilę. Jak tylko dostaniemy się tam gdzie chcę to od razu puszczamy swoje dłonie.
-Nooo dobrze.....A jak będę miała jakieś pytania do miejsca, w które się udajemy to nie ważne jak bardzo będę prosić to i tak mi nie odpowiesz? Mam rację?
-Masz jak najbardziej rację.

-A co z tego będę mieć?
-A zobaczysz.
-A powiesz mi?
-A będziesz pytać?
-A jak zapytam to odpowiesz mi?
-A może mi się nie chce?
-A wiesz, że mogę tak cały czas?
-A niby jak długo?
-A może nawet bardzo długo?
-A skąd ta pewność?
-A może ze świadomości, że jestem mistrzem? Przynajmniej w mojej rodzinie.
-Ty tak na serio?
-Tak. I cóż....tutaj dziękuję rodzicom za młodszą siostrę. Dzięki niej miałam swego rodzaju trening, więc nie próbuj mnie sprawdzać. Bo i tak będę górą.
Po tych słowach posłałam jej mój triumfalny uśmiech. Ale chyba nie na długo, patrząc na jej minę.

Nim zrobiłam cokolwiek to moja rozmówczyni otworzyła drzwi w wielkim pniu cholerne wielkiego, a raczej ogromnego drzewa, które jakimś pieprzonym cudem znalazło się obok. Następnie zwinne złapała mnie za nadgarstek i wskoczyła w dziurę w roślinie.

To stało się tak szybko, że nawet nie zdążyłam mrugnąć, a już stałyśmy pośrodku polany, która była otoczona lasem. I nie mam zielonego pojęcia czemu ta polana tak bardzo mi przypomina polanę, która jest w lesie, który jest niedaleko domu moich dziadków.

Czemu mam wrażenie, że na twarzy mam wpisany szok i niedowierzanie?

-Ej!! Młoda. Żyjesz jeszcze?
Poczułam i zobaczyłam jak KTOŚ macha mi ręką przed twarzą. Zamrugałam szybko.
-Ch...chy.... chyba tak.
-Uff....Całe szczęście. A już myślałam, że znowu komuś zejdzie się na zawał.

-NA BRODĘ MERLINA!!!! O CZYM TY DO JASNEJ CHOLERY MÓWISZ?!?!?!
-Nie wrzeszcz tak!!!!
-Jak mam to zrobić skoro powiedziałaś, o umieraniu na zawał!!!!
-Powiem ci jak tylko spróbujesz już dzisiaj nie krzyczeć i teraz się zamkniesz na czas mojego.... hmmmm....wywodu? Monologu? Egal. Ale....Masz. Być. Cicho. Jasne?
Po moich wrzaskach i krzykach cały czas trzymała mnie za ramiona i trzęsła mną jak....nie wiem co. A po praniu czy rozumiem kiwnęłam tylko głową. Bo co innego mogłam zrobić? Zwiać nie mogłam, bo niby wiem gdzie jestem, ale jednocześnie nie wiem. A po drugie nie wiem co ta kobieta może zrobić.

-Więc.....-Na moment zamknęła oczy i westchnęła ciężko, potem znów je zamknęła chyba żeby na mnie nie patrzeć.-Cóżdarzało mi się zabierać w podobne miejsca inne....osoby. I w dużej ilości przypadków to skończyło się źle. W najlepszym wypadku to był psychiatryk, a w najgorszym....śmierć.
Po skończeniu otworzyła niepewnie oczy.
Co tu się ku*wa dzieje? Czy mam udar od tego pieprzonego słońca? Czemu nie miałam kapelusza, zamiast bandamki? Czy ja też trafię do psychiatryka? Przecież moje serducho jeszcze wali. I to w dodatku puka w rytmie tanga. Albo czegoś co jest słabo szybkie.

-Hej! Kontaktujesz jeszcze? Czy może już krzyżyk na drogę dać?
-Ja.....Tak....Znaczy nie. Jeszcze żyje. Tylko nie przyswoiłam sobie jeszcze tego wszystkiego.-powiedziałam wolno-No i nie mam zielonego pojęcia czy to dobry znak.
Spojrzała mi w oczy dla pewności. Potem skinęła głową. Pewnie tylko na potwierdzenie swoich myśli.
-Mam jeszcze jedno pytanie.
-Pytaj o co tylko chcesz.
-Powiesz mi jak się nazywasz? No bo pojawiłaś się jak sobie odpoczywałam, a potem jakoś tak nie pomyślałam o tym żeby ciebie o to zapytać. I pewnie też dlatego, że wyglądasz jak jakiś seryjny zabójca albo porywacz.
-Szczerze?
-Jak możesz to jak najbardziej.
-Cóż....Tak naprawdę to swojego prawdziwego imienia nie używałam tak dawno, że zostało zapomniane. Nawet przeze mnie. A cała reszta nazywa mnie jak chce.
-A jak ciebie nazywają inni?
-Alicja. Czasem dodają jeszcze zwariowana. Zdarza się też Łucja. Albo jeszcze Balbina. I to tyle jeśli chodzi o imiona. Mówią jeszcze o mnie Czarna Wdowa. Biały Zając czy wariatka. Ewentualnie czarownica. I nie wiem czy mnie to obchodzi jak TY mnie nazwiesz.
-A jak byś chciała?
-Nie mam zielonego pojęcia.
-Hmm.....A czy może być....Liliana? Albo Tatiana?
-Tatiana nawet ujdzie, ale proszę nie nazywaj mnie Liliana. Ktoś mi bardzo bliski tak miał na imię i nie mam przyjemnych wspomnień z tym związanych.

-Okej. Nie ma sprawy. Więc....Co teraz będziemy robić Liliano?
-Teraz pójdziemy do tej osoby, o której ci wspominałam, jak jeszcze byłyśmy w ogrodzie twoich dziadków.
-Zanim tam pójdziemy to mam ostatnią na teraz sprawę. Czy będę mogła zamiast Liliana mówić ci Lila?
-Jestem jak najbardziej za.
-To prowadź mnie Lilo. Mam nadzieję, że to nie będzie jakaś zatęchła rudera pośrodku lasu, gdzie dam się wykorzystać jakiemuś mega przystojnemu facetowi, a jak będzie po wszystkim to mnie zabijesz.
-Hahaha.... Jak najbardziej. I widzę, że ktoś już tu do siebie doszedł.
-Można tak powiedzieć. Więc.... idziemy?
-Oczywiście. Ale masz iść za mną i tylko za mną.
-A zatem prowadź.
-A i jeśli chodzi o twoje imię to... Nie pytam się o nie ponieważ mam ogromny problem z zapamiętywaniem cudzych imion, więc nie zdziw się jak nazwę ciebie nie twoim imieniem.-zdążyła jeszcze powiedzieć zanim się obróciła i dobrze sobie znanym kierunku.

Tak jak zauważyłam zaraz po przyjściu tutaj ten las jest niemalże identyczny do lasu, do którego chodziłam z dziadkami. I choć miałam ogromną ochotę połazić po tym miejscu to jak mnie prosiła Lila szłam za nią krok w krok jak jakiś piesek.

Droga jaką mnie prowadziła była taka sama jak ta do moich opiekunów, więc po niecałym kwadransie stanęłyśmy przed domem, a raczej przed furtką. Mimo, że był tak podobny do tego, który został wybudowany przez wujów mojej mamy to czymś się od niego różnił. Tylko nie wiem jeszcze czym.
Liliana jakby nigdy nic przeskoczyła przez furtkę, która sięgała mi do biustu.
Cóż....Ma się te sto sześćdziesiąt parę wzrostu. No i będę bardziej cywilizowanym człowiekiem i sobie ja otworzę. Eeeeeeeeee......Czy przypadkiem furtki nie powinny być jakoś na kluczyk czy coś zamknięte? Przecież tak każdy może sobie wejść i na przykład ogród zniszczyć.
-Blondi jak będziesz tak długo przechodzić przez tą furtkę to jeszcze mogą pomyśleć, że naopowiadałam ci strasznych rzeczy na ich temat.
-Im czyli komu?

Podeszłam do niej i teraz obie czekałyśmy przed drzwiami wejściowymi.
Lilo zaczęła bawić się dzwonkiem. Choć w moim mniemaniu zna właścicieli i pewnie mogła sobie tak po prostu wejść.
-Czemu dzwonisz skoro pewnie możesz tu wchodzić bez pukania, a tym bardziej dzwonienia do drzwi?
-W sumie to masz rację. Moment.... CEZARY!!!!ALEKSANDER!!!!PANI JAGODO!!!!PANIE JANIE!!!!
Od tego głośnego krzyku aż musiałam zasłonić swoje uszy.
-Musiałaś tak krzyczeć?
-Tak. Zaraz zobaczysz efekty moich krzyków.

Chwilę później z ogrodu wyszły cztery osoby, które zawołała Liliana.
-Och moja droga. W końcu zdecydowałaś się nad odwiedzić.
-Tak i mam towarzystwo.
Skinęła na mnie głową zanim przywitała się z tą rodziną.
-Więc kwiatuszku przedstawisz nam twoją znajomą?
-Tak. To jest....
Spojrzała na mnie z lekkim strachem w oczach. Więc szybko jej pomogłam.
-Kate. Jestem Kate.
Mówiąc to podałam każdemu dłoń. No ale pan Jan i pani Jagoda są z wyglądu miłymi staruszkami, więc na uścisku dłoni się nie skończyło. Nie było więc mowy żebym nie odwzajemniła przytulasów.

Po wszystkich powitaniach dowiedziałam się jeszcze, że co starsi państwo przeprowadzili się tutaj pewien czas po emeryturze oraz, że Czarek i Olek to dzieci ich syna.
-Może by tak zaprosić naszych gości do środka, babciu?
-Racja Czaruś. Moje drogie co powiecie na ciasto z kawą lub herbatką?
Zanim cokolwiek powiedziałam to Lilka mnie ubiegła. I zrobiła to z takim uśmiechem, że nie mogłam się z nią nie zgodzić.
-Z miłą chęcią.
-Olku ty mi pomożesz w kuchni.
-Ale babciu...
-Nie ma żadnych ale.
-Moja droga ja pójdę na moment do piwnicy posprzątać trochę tego drewna.-powiedział pan Jan.
Pani Jagoda zwróciła się jeszcze do Lilo:
-A Ty moja droga pójdziesz ze mną. Sądzę, że masz mi dużo do powiedzenia. A mojego drugiego wnuka i twoją koleżankę zostawimy na moment samych.

Czy mnie się zdawało, że ta starsza kobieta mrugneła do Liliany? Chwila moment przecież nie jesteśmy JESZCZE koleżankami. I w dodatku o czym ja niby mam z tym chłopakiem gadać?
Posłałam jeszcze Lilce błagające spojrzenie, ale albo ona tego nie zauważyła albo po prostu zignorowała.
Jaki ona ma w tym celu?
Po chwili zostaliśmy tylko we dwoje. Zauważyłam, że Cezary również nie wiedział o co chodzi.
-Dobra....-powiedziałam-Może przez chwilę pogadamy, żeby twoja babcia i moja znajoma nie miały o nic pretensji?
-Jak najbardziej jestem za. Bo cóż.... Ostatnim razem jak moja babcia Ziaja zostawiła mnie sam na sam z dziewczyną to okazało się, że....No...Ta dziewczyna była lesbijką i tylko udawała, że woli chłopaków, bo jej rodzina nie za bardzo lubiła osoby... No wiesz...
-Tak. Wiem do czego zmierzasz.

-To może najpierw pójdziemy gdzieś usiąść?
-Jestem za. Nie marzy mi się stanie. Już wystarczająco wykorzystałam swoje nogi.
Zaprowadził mnie do dużej altanki, w której był podłużny stół przy którym były dwie ławki po jego każdej długiej stronie. Usiedliśmy na przeciwko siebie.
-To od czego zaczynamy?
-A od czego chcesz zacząć?
-Masz rodzeństwo?
-Tak. Młodszą siostrę. A ty oprócz młodszego brata masz jeszcze jakieś rodzeństwo?
-Mam jeszcze dwójkę starszego rodzeństwa. Brata i siostrę. I jeszcze dwie młodsze siostry.
-I jak ty z nimi wytrzymujesz? Ja mam tylko siostrę, ale ona mnie czasem tak wnerwia, że po prostu nie mogę.
-Sam się czasem zastanawiam. Mimo, że często mam dość to nie wyobrażam sobie bez nich życia.
-Też mam takie podejście do swojej siostry.
-Ile masz lat?
-17. Już skończone. A ty?
-Też mam 17. To może po twoim znaku zodiaku spróbuję zgadnąć w jakim miesiącu się urodziłaś?
-Zgodzę się pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-A takim, że ja spróbuję zgadnąć kiedy ty się urodziłeś.
-Zgadzam się. A więc jaki jest twój znak zodiaku?

-Bliźnięta.
-Hmm.....Więc maj albo czerwiec.
-Tak. I masz przecież 50 procent szans na dobrą odpowiedź.
-Jestem tego świadom i zdecydowałem, że to będzie....-śmiesznie przy tym poruszył brwiami-Tym Tyry dym dym dyyymmm...
-Hahahaha..... Powiesz czy nie? Bo mogę pomyśleć, że rezygnujesz.
-Ja? Skądże znowu. Ja tylko się z tobą droczę.
-No to przestań i powiedz w końcu, bo w przeciwnym razie inaczej będziemy rozmawiać.
-Luzik. Stawiam na to, że to będzie maj.
-Brawo Sherlocku. Jak to wydedukowałeś?-powiedziałam z sarkazmem.
-Skoro chcesz wiedzieć droga siostro to sama ze mnie wydedukuj. A teraz tak na serio to zgadłem czy nie.
-Zgadłeś.
-Yessss. Dobra. Teraz ty. Wodnik.
-Żeby choć trochę się odegrać to wymyślę krótki wierszyk.
-Wierszyk? Serio?
-Masz z tym jakiś problem?
-Skądże znowu. Tylko....
-Żadnych tylko. Nic na razie nie mów TYLKO posłuchaj.
Widząc, że na nic się nie zdadzą jego dalsze tłumaczenia podniósł ręce w geście kapitulacji.

-Soooo......W połowie miesiąca się zaczyna i w połowie kończy
Koziorożca i ryby ze sobą łączy
W kalendarzowej zimie ma rządy swe
Mieć takiego przyjaciela to szczęście me
Styczeń i luty są w jego posiadaniu
To serca nie ma z lodu w moim mniemaniu
Choć bywa wredny i ma rodzeństwa hordę
To razem jak koty potrafimy drżeć mordę
I choć spodziewam się upału
Tak jak śniegu w maju
Ale to od kraju zależy
Na której półkuli leży
Lecz miejsca zamieszkania nie zmienię
Chyba, że coś wywróci do góry nogami ziemię
Lecz kończąc ten wierszyk powoli
Pozwolę mojej wyobraźni latać do woli
I nie zaczynając z nikim dysputy
Mówię wam, że ten miesiąc to luty

Przez jakieś pięć minut była cisza.
Może się obraził?
-Eee...Kaśka?
-Tak?
-Czy ty zawsze potrafiłaś tak na zawołanie tworzyć wierszyki?
-Nie. Nie zawsze. Ale zdarza mi się mieć przebłyski, że tak to ujmę poetyckiego geniuszu. Tak raczej ujęła moja siostra.
-Łał.
-????
-To było zarombiste!!!
-Tak uważasz?
-Ależ oczywiście! I jestem tego tak pewien jak tego, że ziemia jest okrągła i kręci się wokół słońca.
-Eeeee......Nie wiem co powiedzieć. Dziękuję?
-To przecież nic. W dodatku zgadłaś.
-Tak?
-Tak.
-Przez cały czas jak mówiłam ten wierszyk to się zastanawiałam. Ale zaryzykowałam.
-Tak jak ja. I widać opłaciło się.
-Jak widać. I to nam obojgu. Czarek? Mogę tak na ciebie mówić prawda?
-Jasne o co chodzi?
-Która godzina? Bo wydaje mi się, że powinien być już obiad.

Chłopak poszukał swojej komórki i sprawdził.
-Masz rację. Minęła chyba jakaś godzinka. Ale nie wiem czemu twoja koleżanka ani moja rodzina nie zawołali nas na posiłek.
-Wydaje mi się, a może mi się wydawać, że twoja babcia chce nas zeswatać albo coś ten obiad a raczej jego przygotowanie długo im zajmuje.
-Powinien już być. Ale znając matkę mojej matki to kiedy chce ze sobą kogoś zeswatać to nawet na obiad nie zaprosi.

-Lepiej, żeby twoja babcia nie myślała, jeśli chodzi o rzeczy związane z randkowaniem.
-Też tak myślę, ale.... Moja babcia jest jakaś jest. I nic jej nie zmieni.
-I mimo wszystko nie chciałbyś, żeby się zmieniła, prawda?
-Tak. Nie chciałbym tego.
Weszliśmy do domu i skierowalśmy się od razu w stronę jadalni. Oczywiście Czarek cały czas szedł przodem. Po wejściu do ładnie urządzonego pokoju z dużym stołem (jak się go oczywiście rozłoży) nie zastaliśmy nikogo. Interesujący nad przedmiot był zastawiony na dwie osoby. Świeczka była obowiązkowa. Po chwili usłyszeliśmy muzykę, którą kojarzy się z filmów kiedy dwoje bohaterów spędza ze sobą bardzo romantyczną kolację.
Bo babcia maczała palce w jakże romantycznej atmosferze.

-Ja jest teraz szansa na zwisanie albo jak to lepiej ujmę na wycofanie się tak by nikt nie zauważył?
-Teraz, że teraz czy zanim jeszcze weszliśmy do jadalni?
-Teraz, że teraz.
-Muszę ciebie zmartwić, że tę szansę wynoszą zero.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ale nie zauważyłam wejścia na balkon.
-Macie balkon?
-Tak, ale jest bardziej niż prawdopodobne, że moja droga babunia znalazła jakiś sposób na zablokowanie drzwi prowadzących na balkon. No i liczy, że tu mnie pokochasz jak przyszłego męża.
Muzyka umilkła.
-Wiesz, że na pewno ja ciebie jak przyjaciela?
-Ja ciebie też w taki sposób lubię. Chociaż poznaliśmy się niecałe dwie godziny temu.

-Która godzina tak a propos?
-Zostało jeszcze jakieś dwadzieścia minut do 17. Powinien chcesz już wracać?
-Niestety czy sterty powinnam.
-Poczekaj chwilę.
Wyszedł z pokoju. Na całe szczęście nie został zamknięty. Po niecałych pięciu minutach wrócił. Podał mi zeszyt przypominającym dziennik Toma Riddle'a.
-Czemu mi to dajesz?
-Żebyśmy mogli mieć jakiś kontakt. No bo przez telefon to raczej nie za bardzo byłoby to możliwe. I żeby nie było podejrzeń oczywiście.
-A jak będziemy się kontaktować?
-Potter'a oglądałaś?
-Tak. Wszystkie części.
-To jest coś w rodzaju dziennika Riddle'a. Tylko z tym wyjątkiem, że my będziemy tak ze sobą rozmawiać. Ja mam drugi identyczny, więc.... Luzik.
-A co z Lilianą?
-Kim?
-Z tą dziewczyną, z którą przyszłam?
-Dam ci znać. Jak się czegokolwiek dowiem.
-Dziękuję.
-A znasz drogę powrotną?
-Tak. Znam.
-Podprowadzić cię? Chociaż kawałek?
-Z miłą chęcią się zgodzę. Chodzisz na grzyby do tego lasu niedaleko?
-W wakacje. Najczęściej.
-To już wiem, że nie będę się martwić jak już się pożegnamy.

-To idziemy?
-Jasne.
-Daj mi tylko chwilę. Wezmę tylko coś do zjedzenia.
-Twoja babcia by co suszyła głowę gdybyś tego nie zrobił, co?
-Tak. I zjemy to w czasie drogi. To już możesz wychodzić, a ja zaraz dojdę.
-Oki.
Wychodząc na zewnątrz rozejrzałam się jeszcze po ogrodzie.
Może jeszcze kiedyś odwiedzę to miejsce?
Nie zdążyłam nawet usiąść na schodach będących przed wejściem, a mój przyjaciel już wyszedł z domu z paroma kanapkami i dwoma butelkami picia. Podał połowę swojego ekwipunku. Skierowaliśmy swoje kroki w stronę furtki.

I tak po 40 minutach spaceru, jedzenia, picia, rozmów i mnóstwa śmiechu dotarliśmy do polanki na która zabrała mnie Lilo.
-I co teraz?
Rozejrzałam się po polanie w tę i śpiworem. Trzy razy tak zrobiłam zanim na brzegu po prawej stronie ruch. Pokazałam wspomniane wcześniej miejsce.
-Trzeba tam podejść.
Gdy byliśmy już na miejscu zobaczyliśmy dół, który bardzo przypominał ten, w który wpadła Alicja, żeby dostać się do świata Kapelusznika.

-A więc to koniec?
-Nie taki totalny koniec mój przyjacielu.
-Więc jest szansa na to, że jeszcze się spotkamy?
-Tak. I te szansę wynoszą więcej niż 100%.
Uśmiechnęłam się szczerze jak najbardziej mogłam, ale nie miałam powinności czy kiedykolwiek się spotkamy.
Mieliśmy jeszcze swojego ogromnego przytulasa i wskoczyłam do dziury. Zamknęłam oczy czując pęd.

Nagle otworzyłam oczy.
Która godzina? I gdzie ja jestem?
Rozejrzałam się wokoło. Po chwili przypomniałam sobie, że kosiłam trawę i chciałam sobię odpocząć przez chwilę. Jak tylko uświadomiłam sobie co się stało to wstałam prawie tak szybko jak struś Pędziwiatr mija skałki. Rozejrzałam się wokoło i w miejscu mojego wcześniejszego spoczynku zobaczyłam zeszyt i kopertę z moim imieniem. Podniosłam Najpierw zeszyt i otworzyłam go na pierwszej lepszej stronie. Na niej był tekst;

Dziękuję ci za miłe spędzenie tych niecałych dwóch godzin. Mam nadzieję, że dotarłaś spokojnie. Twoja przyjaciółka wyszła chwilę po tym jak wróciłem. Mówiła, że ma sprawy rodzinne nie cierpiące zwłoki. Jakoś jej nie wierzę. Ale co ja tam mogę wiedzieć. Jak tylko przeczytasz tą wiadomość i jak będziesz mogła pisać to się odezwij.
Twój przyjaciel Cezary

Z wrażenia otworzyłam oczy tak szeroko, że nie zdziwiła bym się gdyby moje gałki poszły sobie na spacer.
A jednak to nie był sen.
Podniosłam kopertę i ją otworzyłam. W środku była złożona kartka z tekstem i bransoletka. Wyciągnęłam obie rzeczy i jak najszybciej rozłożyłam kartkę i zaczęłam czytać.

Droga Kate
Dziękuję co, za to, że nie uciekłaś jak tylko mnie zobaczyłaś.
Dziękuję za to, że pozwoliłaś się zabrać na tamtą polanę.
Dziękuję ci za to, że nic mi nie zrobiłaś jak tylko dowiedziałaś się paru nieprzyjemnych rzeczy na tamtej polanie.
Dziękuję również za to, że zaprzyjaźniłaś się z Cezarym.
Mam nadzieję, że ta znajomość przerodzi się w przyjaźń i będzie trwać długie lata.
Twoja może przyjaciółka Liliana

PS Ta bransoletka, która dołączyłam do listu ma wpisany mój numer telefonu, więc gdybyś chciała pogadać, zapytać o cokolwiek czy coś to wal śmiało.

PS 2 A i jeszcze jest sprawa tego drzewa, przez które przeszłyśmy na tamtą polanę. Lubi się przemieszczać. A, więc jak takie drzewo pojawi się np. w ogrodzie to potem do różnych miejscach tego ogrodu lubi się "przejść". Gdybyś miała jakieś pytania w sprawie tej roślinki to zadzwoń.

Po ostatnim słowie to musiałam usiąść. Gdyby ktoś obok mnie stał to powiedziałby, żebym zamknęła usta. Ogarnięcie tego wszystko zajęło mi dobrą co chwilę. I jak tylko to zrobiłam to założyłam bransoletkę na swój lewy nadgarstek, a zeszyt i kopertę z listem schowałam do swojej skrytki.
Całe szczęście, że mam jeszcze więcej takich skrytek w całym ogrodzie. Byłoby kiepsko gdyby ktoś TO znalazł.

Potem poszłam kosić dalej. Bite było tego szczególnie dużo, ale po robocie byłam cała spocona. No i w dodatku zdążyłam to zrobić przed obiadem.
***
Do końca mojego pobytu u dziadków pomagałam im w obowiązkach domowych, chodziłam z babcią do lasu oraz sekretnie pisałam z Czarkiem. Ale niestety nie mogłam zadzwonić do Lilo.

Podczas mojej podróży do domu, w którym przebywam większą część roku, bransoletka zaczęła mi pokazywać numer Liliany. Zanim dojechaliśmy ja już miałam telefon wpisany na swojej komórce.

W domu szybko schowałam się w swoim pokoju. Powiedziałam rodzicom, że muszę zadzwonić do koleżanki. Cóż... Niewiele się pomyliłam. Choć rozmawiałam z moją "wyglądam jak morderca" znajomą dość krótko to ustaliłyśmy, że będziemy rozmawiać ze sobą tak często jak tylko jest możliwe. Czyli wychodziło na to, że raz w miesiącu. Ale miałyśmy jeszcze takie coś jak smsy. I zanim skończyłyśmy to obiecałałyśmy sobie, że w następne wakacje się spotkamy. Już nie mogę się doczekać.

****
Rozdział już w końcu jest. Mogłam ten rozdział zrobić wcześniej, ale dziadkowie mieli 50-tą rocznicę ślubu, sooo... Przepraszam, że tak późno.
Niby winny się tłumaczy, ale poprawiałam i pisałam ten rozdział kiedy tylko mogłam.

I dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze, które się pojawią.

Dobranoc, dzień dobry czy coś tam. W zależności kiedy to będziecie czytać.
No tak to się kończy jak się w niedzielę po 22 wstawia. 😂

Do następnego! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top