Nadzieja
Dedykuję ten rozdział Elenirii. Dzięki tobie miałam wene jak to napisać :). Jeszcze ważna notka będzie pod rozdziałem, wiec proszę przeczytajcie.
****
Cholera. Będzie dobrze, będzie dobrze....
Po raz kolejny wszystko sprawdzam. Każda rzecz jest na swoim miejscu. Chwila.... Nie. Oki. Teraz już powinno być dobrze. Właśnie się znaleźli kupcy na mój obraz, a po nich goście z wydawnictwa. Chyba nie wyrobię.... tak cholerne bardzo się stresuje.
Poszłam do kuchni po szklankę wody. Suszyło mnie jak nie wiem.
Wracając z kuchni miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie.... albo obserwuje. Stanęłam. Byłam akurat w przedpokoju. Obrociłam się w stronę z której przyszłam. Nikogo nie było. Dziwne....Odwróciłam się znowu by zacząć iść tam gdzie miałam zamiar.
Stanęłam jak wryta. Oczy i usta miałam szeroko otwarte. Przedemną stała kobieta w długiej, szmaragdowej sukience. Suknia wyglądała na wieczorową. Serio? Owa kobieta miała długie do pasa seledynowe włosy i zielone oczy. Chwila......Co?!?!?!? Szklanka którą właśnie trzymałam wypadła mi z ręki.
Nie usłyszałam by szkło się tłukło. Może dlatego że za bardzo byłam zszokowana świadomością, że osoba stojąca naprzeciwko mnie weszła do mojego mieszkania nie otwierając drzwi. A jeśli je otworzyła to czemu nie dzwoni alarm? Przecież tylko ja, Sasza i moja mama mamy klucze do drzwi.
-Nie włamałam się..Dlatego alarm nie dzwoni.
-?!?!?!?!
-Wiem,że możesz być skołowana. Przyszłam dlatego żeby Ci towarzyszyć.
-A-a-ale...Ale jak...? Kto...? Czemu....? Co....?
-Spokojnie.....Zamknij oczy i pomyśl o miejscu które cię uspokaja.
Zamknęłam oczy (usta przy okazji też, jak zorientowałam się, że są otwarte) i wyobraziłam sobie las. Tak właśnie las. Ten zapach...te kolory....Chwila moment.... Zielony kojarzy mi się z lasem, spokojem oraz.... O szlag.....Nadzieja. Przynajmniej mi się z nią kojarzy.
Szybko otworzyłam oczy. Kobieta ciągle stała tam gdzie ją wcześniej widziałam. Raz kozie śmierć. Przecież nie wiem co mi morze zrobić.
-Czczczy....tty...jesteś....nnnadzieją?- spytałam ze strachem.
-Tak. Nie musisz się mnie bać.
-Skoro nie musze się bać, to powiedz mi czemu tutaj jesteś?
-Powiem, ale najpierw będziesz musiała odebrać telefon.
Po jej słowach zadzwonił mój telefon. Ale jak....? Nie ważne.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry. Z tej strony Fox. Za półtorej godziny będę. Z chęcią zobaczę pański obraz. Mam nadzieje że będzie wart swojej ceny.
-Nie musi się pan obawiać. Dziękuję również za powiadomienie mnie panie Fox.
-Do widzenia.
-Do widzenia.
Hmmm...półtorej godziny....czyli koło południa.
-No i?-spytała Hope. Mogę ją tak nazwać prawda?
-No i co?
-A nie mówiłam?
-Tak....Mówiłaś, mówiłaś...ale jak?
-Lepiej odbierz.
Zanim zdążyłam zapytać o co chodzi zadzwonił mój telefon. Po raz kolejny. Kto dzwonił? Jedno słowo wytłumaczy wszystko. Wydawnictwo. Sprawdzali czy przypadkiem się nie rozmyślałam i zapowiedzieli, że będą gdzieś koło 15.00.
Już otwierałam usta by coś powiedzieć, ale po raz trzeci w ciągu 30 minut ktoś do mnie dzwoni. Tym razem jednak dzwoniła Sasza. Dowiedziałam się o jej operacji, która miała się dzisiaj odbyć. Nie zdradziła mi jaki to będzie zabieg. I czemu mi wcześniej nie powiedziała. Czy mi już nie ufa? Przecież to moja siostra. Porozmawiam o tym z nią później.
-Jakim cholerny sposobem wiedziałaś o tym?- spytałam już po telefonach i miałam już dość. Chciałam w końcu dowiedzieć się od Hope wszystkiego co wie na ten temat. Niestety coś mi co chwila przeszkadzało. Ale wierzę, że już nic powtarzam NIC nie przeszkodzi mi przed dowiedzeniem się prawdy.
-Po pierwsze nie patrz na mnie tak jakbyś chciała mnie za chwile zabić. Po drugie wszystko zwązane z książką i obrazem pójdzie dobrze. Nawet operacja twojej siostry. Po trzecie zawsze będę kiedy mnie będziesz potrzebować.
-Czyli kiedy?
-Na przykład w takich sytuacjach jak ta. Kiedy masz nadzieje na to, że to co zrobiłaś komuś się spodoba. Albo kiedy masz nadzieje na lepszy nowy dzień. Albo kiedy masz nadzieje na pozbieranie się po jakiejś tragedii.
-Dobra...ale skąd wiedziałaś o tych telefonach? Rozumiem jeszcze, że możesz wiedzieć....hmmmm.......jakby to ująć....w związku z czym albo w czym pokładam nadzieje, czyli ciebie. Chociaż......Nie, tego raczej inaczsię ująć nie da.
-Hmmmm....No taaak.... Tak to mniej więcej wygląda. Teraz mam pytanie do ciebie.
-Jakie?
-Po jaką cholerę wysprzątałaś całe mieszkanie skoro ci co mają przyjść pójdą tylko do dużego pokoju?
-Zdenerwowanie.
-A co to ma do rzeczy?
-Po prostu kiedy się denerwuje zaczynam sprzątać.
-Oki. Już rozumiem. Która godzina?
-11.13. A czemu pytasz?
-Tak sobie. Zapomniałabym....Mam tu twoją szklankę.
-???Dziękuję?
-Zdziwiona?
-Trochę. Jeszcze nie do końca przyzwyczaiłam się do dziwnych rzeczy które dzieją się w moim życiu.
-Spokojnie. Z pewnością łatwiej się przyzwyczaić niż inni.
-Skąd ta pewność?
-Przecież nie muszę ci tego mówić, prawda?
-Racja. Nie musisz.
-Ale ci powiem. Tylko przy innej okazji. Pasuje?
-Oczywiście, że tak.
Chwilę później zrobiłam coś czego sama się nie spodziewałam. Podeszłam do Hope I ją przytuliłam.
-Dziękuję.
-Za co?
-Za to, że jesteś. Bez ciebie wielu nie wytrzymałoby. W tym ja.-odsunęłam się od niej.
-Nie ma zostać co. Mogę ci mówić Lena?
-Jak chcesz. A skoro ty mówisz mi Lena to czy ja mogę ci mówić Hope?
-No jasne, że tak.
Zmarszczyłam brwi.
-O co chodzi Lena?
-Mam ważne pytanie. Czy będziesz tutaj, jak przyjdą?
-Nie ma opcji by mnie nie było.
Uśmiechnęłam się.
-To może pójdziemy do dużego pokoju i pogadamy jeszcze.
-Ale najpierw weź tą szklankę i zrób sobie i mnie herbaty.
-A jaką chcesz?
-Jakąkolwiek. A i mam taką jakby prośbę.
-Jaką?
-Nie ważne ile będzie błędów w twojej książce ja i tak ją zawsze przeczytam.
-Dziękuję ci poraz kolejny.
-A ja poraz kolejny mówię nie ma sprawy.
Później rozmawiałyśmy na wiele tematów. Do momentu jak nie przyszedł kupiec. I jak Hope obiecała była przy tym. Nawet była do końca dnia. Przy najbliższej okazji spytam ją czemu inni jej nie widzą, kiedy ja ją widzę.
***
1. Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze. :)
2. Jeśli macie pomysły z kim może być następne spotkanie to piszcie w komentarzach i jeśli chcecie możecie też napisać w jakim miejscu. Liczę na was. ;) Dla każdego kto da pomysł będzie dedyk.
3.Bede się starała dawać jeden rozdział na tydzień, a jeśli się uda to dwa. Zależy czy pomysły i wena będą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top