VII
Minęło kilka dni. Był to ostatni dzień naszego wolnego, więc postanowiłam go wykorzystać najbardziej jak się dało. Wieczorem na głównym placu miał się odbyć festiwal, w którym miałam ochotę wziąć udział. Mama nauczyła mnie tańczyć i bardzo to kochałam, ale nie miałam ku temu zbyt wielu okazji, ponieważ byłam zajęta pomagając w bractwie.
Rano jak co dzień wstałam i udałam się do sali spotkań. Zastałam tam większość osób. Dosiadłam się do Ili, bo Set'a akurat nie było.
-Jakieś plany na dziś? - Spytała mnie, kiedy usiadłam.
-Idę na festiwal.
-Żartujesz? - Ila spojrzała na mnie nie dowierzając. - Przecież festiwale są dla ludzi bez zdolności. My nie powinniśmy się na nich zjawiać.
-Dlatego mam zamiar ukryć swoje włosy. Ale chcę się oderwać od tego wszystkiego. - Westchnęłam, odsuwając od siebie talerz.
-A nie zrobiłaś tego ostatnio? Nie było cię kilka dni.
-Miałam coś ważnego do załatwienia. Nie nazwałabym tego oderwaniem się od rzeczywistości. - Wstałam i zaczęłam się kierować się do wyjścia.
-Gdzie idziesz? - Ruszyła za mną.
-Potrzebuję sobie kupić przebranie.
-Idę z tobą.
-Rób co chcesz.
Poszłam do pokoju, żeby zabrać sakwę z pieniędzmi. Kiedy wróciłam do drzwi, Ila już na mnie czekała.
-Dlaczego nie pójdziesz do Mei po sukienkę? - Spytała, kiedy opuściłyśmy karczmę.
-Nie chce, żeby o tym wiedziała. Nie chcę o tym mówić komukolwiek.
-To dlaczego mi powiedziałaś? - Ila spojrzała na mnie z nieskrywaną ciekawością.
-Bo ci ufam?
-A co jeśli bym o tym powiedziała Set'owi lub Blase'owi?
-Związałabym cię i wrzuciła do rzeki.
Ila zatrzymała się i spojrzała na mnie z przerażeniem. Ja nie miałam zamiaru stawać, więc szłam dalej.
-To dobrze, że nie mam zamiaru tego zrobić.
Wiedziała, że ja nie żartuje. Dlatego nie martwiłam się, że mnie wyda. Poza tym ufałam jej.
Poszłyśmy do dzielnicy kupieckiej. Przejrzałyśmy wiele sklepów, ale nigdzie nie mogłam znaleźć czegokolwiek wartego mojej uwagi. Kiedy już zaczęłam tracić nadzieję, mój wzrok przyciągnęła sukienka stojąca na ladzie. Weszłam do środka, żeby się o nią zapytać.
-W czym mogę pomóc? - Z zaplecza wyszła starsza kobieta.
-Witam. Chciałabym zobaczyć tą sukienkę jeśli to jest możliwe. - Posłałam jej mały uśmiech.
Wyglądała jakby ze sobą walczyła, ale w końcu poszła zdjąć ją z wystawy.
-Proszę bardzo.
Podała mi ją i pokazała przymierzalnie. Weszłam do środka i założyłam kreacje na siebie. Była to czarna sukienka. Spódnica na końcach była obrabiana złotem, po prawej stronie rozcięta do uda. Rękawy były trzy-czwarte, a dekolt był zrobiony na okrągło. Spódnica była do bioder, a góra odrobinę poniżej piersi. Góra z dołem połączona była czarnym prześwitującym materiałem. Do tego była jeszcze czarna, koronkowa maska, także obszyta złotym materiałem. Wyszłam z przymierzalni i pokazałam się Ili.
-I co sądzisz?
-Wyglądasz jak tancerka. - Ila nie była zbytnio przekonana do tej sukienki.
-Właśnie o taki efekt mi chodziło. A co pani sądzi? Ale proszę być szczerą, nawet jeśli źle wyglądam. - Odwróciłam się w stronę kobiety.
-Wyglądasz ślicznie. Jakby ta sukienka była stworzona dla ciebie. - Na twarzy kobiety pojawił się mały uśmiech.
-Skoro nawet pani tak sądzi, to ją poproszę.
Wróciłam do przymierzalni i zmieniłam ubrania. Podałam kobiecie sukienkę, a ona zapakowała ją do pudełka i podała mi. Podziękowałam i już miałyśmy wychodzić, ale ktoś wpadł do sklepu. W ostatniej chwili odskoczyłam, bo dostałabym drzwiami w głowę.
-Przyszłam po moją sukienkę. - Powiedziała kobieta, rozkazującym tonem. Wnioskując po jej pięknej twarzy, była obdarowaną. - Powinnaś być wdzięczna, że możesz mi coś sprzedać.
-Przepraszam, ale sprzedałam ją.
-Jak śmiałaś, ty... - Uniosła dłoń z zamiarem uderzenia kobiety.
Oddałam pudełko Ili. Podbiegłam do kobiety i w ostatnim momencie złapałam jej rękę.
-Nikt ci nie każe tu kupować. Odmieńcy mają swoje własne sklepy.
Odwróciła się do mnie i chwyciła mnie za kołnierz.
-Nikt cię nie pytał o zdanie, dziewko. - Jej twarz była bardzo blisko mojej, tak że widziałam ogniki wściekłości w jej oczach.
-Na twoim miejscu zabrałabym rękę. - Mój ton głosu sugerował groźbę.
-Bo co zrobisz? Zaczniesz płakać? Krzyczeć?
-Więcej nie poproszę.
Chwyciłam ją za rękę, która natychmiastowo zaczęła pokrywać się lodem. Kobieta krzyknęła z bólu i odsunęła się przerażona.
-Wynoś się stąd, zanim stanie ci się krzywda. - W moim głosie słychać było obietnicę.
Kobieta wybiegła z budynku jak poparzona. Podeszłam do starszej pani i pomogłam jej wstać. Musiała się przewrócić, kiedy zobaczyła jak używam zdolności.
-Już idziemy. Przepraszam za problem.
Chciałam już opuścić sklep, ale powstrzymał mnie jej głos.
-Dlaczego mi pomogłaś?
-Wy, normalni, sądzicie że każdy obdarzony jest zły i jedynym jego pragnieniem jest władza i bogactwo. Jak widzisz, jesteśmy tacy sami. Zły czy dobry, ze zdolnością czy bez. Każdy z nas jest taki sam. Ale to my jesteśmy ci źli. Nikt już nie zauważa kradnących nieobdarzonych, albo morderstw, których oni dokonują. Mogę być dobra, ale jakie to ma znaczenie, kiedy wszyscy patrzą na mnie jak na potwora?
Odwróciłam się do drzwi. Nie oczekiwałam usłyszeć nic więcej od kobiety, ale ona mnie zaskoczyła.
-Dziękuję. Mój sklep będzie dla ciebie zawsze otwarty. Pokazałaś mi, że się myliłam.
-Jest pani jedną z niewielu, którzy to rozumieją.
Pożegnałam się z kobietą i wyszłam ze sklepu.
-Tego się nie spodziewałam. A tym bardziej tego, że wstawisz się za tą kobietą.
-Dlaczego nie? Była miła.
-Patrzyła na ciebie jak na dziwadło.
-Bo nim jestem.
Przyspieszyłam kroku i ruszyłam w stronę domu.
xXxXx
Kończyłam przygotowywać się do festynu, kiedy do drzwi mojego pokoju ktoś zapukał.
-Kto? - Nie miałam ochoty nikogo przyjmować, bo musiałabym ukrywać sukienkę.
-Ila.
-Możesz wejść.
Drzwi zaskrzypiały, a do pokoju weszła moja przyjaciółka.
-Jak widzę nie zmienisz zdania nawet jeśli bym cię błagała.
-Nie dziś. Nieczęsto zdarza się taka okazja.
-Przecież festyny odbywają się tutaj ciągle.
-Ale nigdy nie mamy na nie czasu. Mam zbyt dużo na głowie, żeby na nich być. Cały czas siedzę z chłopakami i planuję jak coś zrobić. Mój czas wolny jest mocno ograniczony.
-Już nie oponuję. Siadaj, zrobię ci koka.
Posłusznie usiadłam na łóżku. Szatynka stanęła za mną i zaczęła układać mi włosy.
-Coś robimy z grzywką? - Zapytała, kiedy skończyła robić koka.
-Nie, zostaje jak jest. Nie chcę, żeby było to widać.
-Nie wszyscy uważają, że blizna jest ujmą.
-Ale wszyscy uważają, że jest ujmą dla kobiety. Dla mnie jest symbolem okrucieństwa mojego ojca i jeśli kiedyś go znajdę pożałuje, że mnie zranił. Pożałuje, że zranił mamę i że nie było go dla niej kiedy najbardziej go potrzebowała.
-Nie myśl o tym. Skup się na festiwalu.
-Dziękuję. Dasz radę jakoś mnie kryć.
-Tylko kilka godzin.
-Wystarczy. Spróbuj odciągnąć Set'a i Blase'a dopóki nie wyjdę.
-Masz to jak w banku. Za pięć minut musisz wyjść.
Kiwnęłam głową. Odczekałam chwilę, a następnie opuściłam pokój. Szybko przeszłam przez budynek i na szczęście natknęłam się na niewiele osób. Wyszłam z budowli i poczułam jak na mojej skórze powstaje gęsia skórka. Nocny wiatr był przyjemny na mojej rozgrzanej skórze.
Powolnym krokiem zaczęłam iść na centralny plac. Już z daleka słyszałam wesołe okrzyki oraz muzykę, która aż prosiła się o taniec w jej rytmie. Kiedy pojawiłam się na placu, oniemiałam. Było pięknie. Wszystkie lampy były zapalone, a pomiędzy nimi powieszone były małe, kolorowe lampiony. Stoiska wokół których za dnia było pełno ludzi, były pozamykane, a ich właściciele stali niedaleko wsłuchując się w muzykę i przyglądając się tancerkom. Szłam pomiędzy ludźmi i chłonęłam wszystkie widoki.
Chodziłam bez celu przez jakieś kilkanaście minut, aż usłyszałam że ktoś mnie woła.
-Hej. Poczekaj. - Odwróciłam się. Za mną stała młoda dziewczyna, ubrana w strój tancerki.
-W czym mogę pomóc?
-Nie chciałabyś z nami zatańczyć?
-Ale nie jestem tancerką.
-Nie szkodzi. Co powiesz?
Na moich ustach pojawił się uśmiech. Kiwnęłam głową, a dziewczyna chwyciła mnie za rękę i wciągnęła w krąg ludzi. Po chwili zaczęła grać muzyka. Patrzyłam przez chwilę, bojąc się ruszyć. Bałam się, że się zbłaźnię, przed tyloma osobami. Poczułam rękę na swoim ramieniu, więc się odwróciłam. Za mną stała ta sama dziewczyna, a na jej twarzy widniał pokrzepiający uśmiech.
-Odwagi. Poradzisz sobie.
Wzięłam głęboki wdech i pozwoliłam się prowadzić muzyce. Wirowałam, skakałam i płynęłam razem z nią. Zatraciłam się w niej i straciłam rachubę czasu. Zatrzymałam się dopiero, kiedy ucichła. Zapadła kompletna cisza. Zaczęłam patrzeć po twarzach ludzi. Wszyscy mieli wymalowane na nich zdziwienie i nikt się nie odzywał. Już miałam się wycofać, ale usłyszałam brawa. Wszyscy ludzi bili mi brawo, a na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
-Pięknie tańczysz. Na pewne nie jesteś tancerką?
-Nie. Mama mnie tego nauczyła.
-Musiałaś mieć wspaniałą nauczycielkę.
-Też tak sądzę.
Wróciłam do tańca, nie przejmując się niczym co dzieje się wokół.
xXxXx
Minęło kilka godzin i nastała już głęboka noc. Cały ten czas przetańczyłam. Czułam się jak w siódmym niebie, choć wiedziałam, że jutro ból nóg będzie nie możliwy do zniesienia.
Postanowiłam wracać do kryjówki, bo wiedziałam, że Ila nie da rady mnie dłużej kryć. Naciągnęłam na głowę kaptur i zdjęłam maskę, uważając żeby jej nie uszkodzić, a następnie wybrałam najkrótszą drogę do domu, która prowadziła odosobnionymi uliczkami. Szłam kawałek, aż usłyszałam za sobą kroki, jednak zanim zdążyłam się odwrócić, zostałam przygwożdżona do ściany.
-Może chciałabyś się zabawić? - Zapytał niskim głosem mężczyzna.
-Nie jesteś w moim typie. - Nie mogłam się mu przyjrzeć, bo kaptur zasłaniał moje pole widzenia.
-Co powiesz, jeśli podaruję ci kilka złotych monet?
-To nie zmieni tego, że mi się nie podobasz.
Podjęłam próbę ucieczki, ale przytrzymał mnie w miejscu. Wiedziałam, że nie mogę użyć zdolności, bo festiwal był przeznaczony dla nieobdarzonych i mogłabym się wpędzić w kłopoty.
-Puść mnie, zanim będziesz tego żałować. - Powiedziałam hardo. Włożyłam rękę pod spódnicę, pod którą ukryty miałam nóż.
W tym samym momencie, w którym przyłożyłam nóż do krocza mężczyzny on chwycił za mój kaptur i ściągnął mi go z głowy. To co zobaczyłam prawie zwaliło mnie z nóg.
-Tio!?
-Blase!?
Krzyknęliśmy równocześnie, nie dowierzając własnym oczom. Szybko się zebrałam i zadałam mu nurtujące mnie pytanie:
-Skąd się tutaj wziąłeś?
-To chyba ja powinienem cię o to zapytać?
-Co się tutaj dzieje? - W tym momencie pojawił się Set. Teraz dopiero przeszłam załamanie i wiedziałam, że wyniknie z tego kłótnia. - Co tutaj robi, Tio?
-To samo co ty. Bawię się. - Powiedziałam, wyrywając się Blase'owi.
-Nie wiesz, że tutaj jest niebezpiecznie? - Tym razem wtrącił się Blase.
-Nie, nie zauważyłam, dopóki nie wciągnąłeś mnie w zaułek. - Odpowiedziałam kąśliwie. Blase stanął jak wryty.
-Nie powinnaś tu przychodzić. - Głos mojego brata był stanowczy.
-A ty możesz tutaj być? Dlaczego? Bo jestem słaba? Bo nie mogę o siebie zadbać? - Set nie odzywał się przez chwilę. - No wykrztuś to z siebie.
-Bo jesteś kobietą.
Poczułam jak powstaje mi pętla na sercu, a w płucach brakuje powietrza. Zadał cios, który zabolał najbardziej. Po moich policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy.
-Bo jestem kobietą? Taka jest twoja odpowiedź? - Zaśmiałam się, z kpiną. - Jesteś tchórzem. Tchórzem i łgarzem. Mówiłeś, że mnie szanujesz, a tymczasem jesteś nie lepszy niż ojciec!
Set'a dosłownie wmurowało. Nie był w stanie powiedzieć ani słowa czy chociaż się ruszyć. Nie czekałam na jego odpowiedź. Ruszyłam przed siebie i przepchnęłam go. Kiedy zniknęłam z ich pola widzenia, zaczęłam biec. Chciałam się znaleźć jak najdalej od nich.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top